Rinsey - 2013-01-20 17:15:55

Hej:) Ostatnio napisałam coś takiego. Ostrzegam tylko, że jest to świat alternatywny i głównym wątkiem jest LZ, ale FX też się znajdzie ;) Jak będziecie mieć chwilę, to powiedzcie mi co o tym myślicie. Byłabym bardzo wdzięczna :)



Rozdział 1

Spadające gwiazdy

Jego oczy, jak przez całe jego krótkie i pozbawione jakiegokolwiek sensu życie, spoglądały w niebo. Sklepienie o barwie aksamitnej czerni było pokryte morzem gwiazd. Dla przeciętnego obserwatora był to olśniewający widok. Setki, a nawet tysiące jasnych punkcików wywoływały błogie rozluźnienie, a czasem nawet i minutę refleksji nad pięknem tego okrutnego świata. Jednak dla młodego, niespełna piętnastoletniego chłopaka był to znienawidzony obraz. Jego umysł nie był w stanie docenić piękna nocnego pejzażu, ponieważ od dnia swoich narodzin był przeklęty. Tak jak poprzednio jego ojciec. Tak jak wcześniej jego dziadek. Właśnie przez to nie mógł znaleźć dla siebie miejsca w tym znienawidzonym życiu. Z całego serca nie znosił klątwy, jaką został obarczony jako dziecko. Śmiać mu się chciało, jak tylko ktoś się dziwił, że chłopak posiadający taki „dar”, może być niezadowolony ze swojego losu. A prawda była taka, że chciał widzieć swoją przyszłość w świetle promieni słonecznych, a nie w chłodnym blasku księżyca. I właśnie tego dnia okazało się, że młodzieniec miał rację. Nie było by go tutaj, gdyby nie jego przekleństwo.

- Gadaj! Gdzie spadnie następna Ayn?! -wrzasnął mu do ucha potężny mężczyzna trzymając go za boleśnie wykręcone do tyłu ręce. Chłopak nawet nie próbował się wyrwać. Wiedział, że napastnik był dla niego zbyt silny. Jak ciało drobnego, chudego wyrostka mogło się równać z masą wyrośniętego, umięśnionego, dorosłego człowieka?

- Nie wiem... -oznajmił zmęczonym tonem chłopak. Już dawno postanowił z tym skończyć. Przed nastaniem tego wieczora nie zamierzał patrzeć w gwieździste niebo nigdy więcej. Szybko się okazało, że rzeczywistość przedstawiała się inaczej, niż to sobie zaplanował.

- Wydaje mi się, że kłamiesz, chłopcze. -odezwał się nowy głos. Jego drugi oprawca w przeciwieństwie do rosłego dryblasa, był szczupłym, chociaż równie wysokim osobnikiem przemawiającym niskim, chłodnym basem. Gdyby tylko chłopak mógł ujrzeć jego schowaną pod kapturem twarz, mógłby zauważyć złote, niebezpiecznie zwężone tęczówki. - Wydzielasz aurę wyjątkowo uzdolnionego Hoshigari, a nawet gdyby tak nie było, mam zeznania całej wioski, która była świadkiem, że zlokalizowałeś poprzednią Ayn o tak drobnej mocy, że inni Hoshigari nawet jej nie wyczuli.

Wyczuwał jego aurę? Chociaż poświęcał całą swoją samokontrolę, aby ją stłumić? I nazwał go Hoshigari? To nie było tutejsze określenie na Opiekunów Gwiazd. To musiał być…

- Czy Equeshan tak proszą o wyświadczenie przysługi? -spytał ostro chłopak. Niestety, fakt, że nie przeszedł jeszcze mutacji sprawiał, że jego wypowiedzi bynajmniej nie brzmiała groźnie.

- No, no, jestem pod wrażeniem. Znasz określenie Strażników spoza swojego wymiaru. Ale się pomyliłeś. -W tym momencie mężczyzna pokazał dryblasowi znaczący gest ręką, w rezultacie czego chłopak został zanurzony w całości w lodowatym jeziorze, nad którym przez cały czas trzymał go potężny napastnik. Opiekun Gwiazd zaczął nieporadnie machać nogami. Jego ręce, wciąż unieruchomione przez oprawcę, boleśnie wbijały mu się w plecy. Usiłował wstrzymać oddech, ale płuca szybko zaczęły się domagać tlenu. Po minucie, zdającej się trwać całą wieczności, chłopaka wyjęto z zimnej wody. Gdy młodzieniec się krztusił, łapiąc zbawienne powietrze, zakapturzony kontynuował swoją wypowiedź. -Nie jesteśmy Equeshan. Daleko nam do tych mięczaków. Nie jesteśmy tacy mili jak oni, więc dobrze ci radzę, wlepiaj gały w to niebo i gadaj, gdzie spadnie najbliższa Ayn.

Hoshigari, zwani również Opiekunami Gwiazd słynęli z nietypowej zdolności. Gwiazdy układały się dla nich w mgliste mapy, dzięki którym można było odnaleźć coś niezwykle cennego…

- Czy jak to zrobię, puścicie mnie wolno? -spytał słabo chłopak.

- Naturalnie. -odparł dryblas. Opiekun Gwiazd był za bardzo otumaniony, aby zweryfikować, czy za tą odpowiedzią kryła się ironia. Nie patrząc na swoich ciemiężców powiedział zrezygnowanym głosem:

- W świecie Varney, w mieście o nazwie Atlas, w okolicach niewielkiego jeziora.

Po tych słowach nastąpiła chwila ciszy.

- Spojrzałeś w niebo tylko raz. Nawet nie wszedłeś w sławetny trans. Myślisz, że ot tak ci uwierzymy?! -warknął dryblas potrząsając chłopakiem, który był przekonany, że za chwilę ponownie wyląduje w lodowatym jeziorze. Już miał nabrać więcej powietrza w płuca, gdy rozległ się bas zakapturzonego osobnika.

- Mały mówi prawdę. Nie wyczuwam w nim kłamstwa. Faktycznie jest niesamowicie zdolny.

- Nie jestem zdolny. -wydukał młodzieniec. Nigdy nie czuł się komfortowo, gdy ktoś chwalił ten znienawidzony dar. -Po prostu energia tej Ayn jest tak wielka, że każdy ćwierć Opiekun Gwiazd by ją wyczuł.

- Naprawdę mi imponujesz, chłopcze. Hashney puść go.

Dryblas bez chwili wahania opuścił chłopaka na ziemię. Młodzieniec zachwiał się, lecz szybko udało mu się zachować równowagę. Zaczął masować obolałe nadgarstki i spojrzał na szczuplejszego z przeciwników, który z niewiadomych przyczyn wydawał mu się być o wiele groźniejszy.

- Ze względu na twój niesamowity talent, spotka cię zaszczyt. Zanim odpowiesz mi na pytanie, które zaraz usłyszysz, dobrze się zastanów. Od tej odpowiedzi będzie zależeć twoja przyszłość. Czy chciałbyś się do nas przyłączyć? -spytał mężczyzna.

Opiekun Gwiazd próbował przyjrzeć się twarzy przeciwnika, jednak bez skutku. Słabe światło gwiazd i księżyca oraz kaptur uniemożliwiały mu jakąkolwiek bliższą obserwację przeciwnika. Oczywiście, jego wygląd nijak by nie wpłynął na jego decyzję. Już dawno postanowił, że nie będzie wiódł życia Hoshigari, lecz młodzieńca mimowolnie zaintrygował fakt, że dwójka przybyszów nie należy do tajemniczych Equeshan.

- Kim jesteście?

- Nie ty zadajesz pytania, śmieciu! -wrzasnął dryblas, robiąc krok w stronę chłopaka, który instynktownie zrobił parę kroków w tył. Jego partner natychmiast go powstrzymał gestem ręki.

- Odpowiedz na moje pytanie. Czy chciałbyś się do nas przyłączyć? -powtórzył zakapturzony.

- Nie, nie interesuje mnie to, co chcecie zrobić z tą ogromną Ayn, która być może stanie się nawet Ayneres. Nie chcę być Opiekunem Gwiazd. -odparł zrezygnowany chłopak. Czuł strach, ale nie taki, aby zgadzać się w ciemno na coś, co, jak miał przeczucie, nie było dobre.

- Rozumiem. -odparł spokojnie szczupły napastnik przed uniesieniem do góry jednej ręki. Zanim chłopak zdążył krzyknąć, z palca zakapturzonego osobnika wydobyła się cieniutka wiązka ciemnej energii, która w ułamku sekundy przebiła serce Opiekuna Gwiazd. Oczy młodzieńca na jedną chwilę spojrzały raz jeszcze w znienawidzony, gwiaździsty nieboskłon, gdy jego ciało nienaturalnie wygięło się do tyłu. Upadł na plecy, czując rozdzierający ból w okolicach klatki piersiowej. Jednym z ostatnich dźwięków zanotowanych przez jego świadomość był cichy trzask towarzyszący czyjejś teleportacji. Uśmiechnął się po raz ostatni ironicznie. Dopiero w chwili śmierci ujrzał zamiast kolejnej wizji zwyczajne nocne niebo pełne gwiazd. W jego ostatniej myśli pojawiło się przekonanie, że gwiaździsty nieboskłon jest naprawdę piękny.


***


Hoshi’mei -wielkie święto organizowane 13 sierpnia w Atlas było przez wielu, obok Świąt Zimowych, najbardziej wyczekiwanym dniem w roku. Ze względu na geograficzne położenie miasta właśnie tego dnia można było doświadczyć jednego z najpiękniejszych spektakli natury, jakich można doświadczyć -pokazu spadających gwiazd. Co roku idealnie czyste niebo stawało się tłem dla setek mijających kulę ziemską meteorytów, tworzących cieszące oczy widowisko. Niektórzy meteorolodzy dziwili się, że nad morzem, gdzie zwykle panowała nieprzewidywalność pogodowa, przez całe lata nie zanotowano deszczu, czy jakiekolwiek zachmurzenia w czasie tej jednej doby. Zwolennicy nadprzyrodzonych teorii utrzymywali, że jest to czas, kiedy możliwe jest otwarcie portalu do innego świata. Natomiast większość ignorowała te absurdalnie brzmiące bajeczki i po prostu cieszyła się festiwalem wyprawianym na cześć cudu natury.

Lina Inverse nieco poirytowana odwróciła plakietkę z napisem „Otwarte”, tak aby od zewnętrznej strony drzwi było widoczne słowo „Zamknięte”. Wszyscy w Atlas mieli dzisiaj wolne, a ona jedna musiała siedzieć w sklepie niemalże do zmroku. Jednakże nie można było się temu dziwić. Hoshi’mei było nie tylko okazją to obserwacji wieczornego nieba, ale i do napicia się dobrego wina, a gdzie ludzie mogli zakupić swój trunek, jak nie w winiarni? A skoro rudowłosa dziewczyna miała niekwestionowanie najlepsze wyniki sprzedaży, to najbardziej opłacało się wyznaczyć właśnie ją do świątecznego dyżuru. Lekkie zdenerwowanie Liny nie oznaczało, że nie lubiła swojej pracy. Pochodziła z Zefilli, sławnego na cały kontynent miasta produkującego wina. Od małego, chociaż mogło być to nieco niezgodne z prawem, była uczona wartości prawdziwego szlachetnego trunku, a jako że dodatkowo po rodzicach odziedziczyła kupiecką żyłkę, to etat w winiarni był dla niej idealną pracą dorywczą na czas studiów w Atlas.

Rudowłosa miesiąc wcześniej dowiedziała się, że dostała się na prestiżowy uniwersytet Dra’mattana na kierunek „Historia i archeologia” i nie chcąc marnować ani chwili, skorzystała z okazji i w trybie błyskawicznym znalazła sympatyczne mieszkanko w południowej części miasta oraz podjęła pracę w znanej winiarni. W tak szybkiej wyprowadzce na pewno nie chodziło o to, że była to dla niej szansa wyzwolenia się spod terroru jej starszej siostry Luny. No może trochę… Nie oznaczało to, że Lina nie kochała swojej siostry. W zasadzie żywiła ona do swojego jedynego rodzeństwa nieco skrajne uczucia. Z jednej strony Luna była dla niej niekwestionowanym autorytetem, a z drugiej rudowłosa bała się panicznie tej wysokiej, ciemnowłosej kobiety. W każdym razie młoda studentka z radością rozpoczęła życie w nowym mieście i pomimo poirytowania ciężkim dniem pracy, była bardzo zadowolona na tę chwilę z obecnego stanu rzeczy.

Jako wzorowy pracownik, Lina zamknęła kasę po przeliczeniu czy ilość pieniędzy zgadza się z listą sprzedanych butelek. Gdy poszła się przebrać na zaplecze, szybko poczuła, że cała złość na właścicielkę sklepu jej mija. Na małym stoliku stało jedno z najlepszych win tuż obok kartki z napisem: „Miłego Hoshi’mei. Całuje Niss”. No dobra, chyba zostawanie w sklepie w Hoshi’mei nie jest takie złe… -pomyślała Lina. Nissmenia Walney była ekscentryczną, nieco pulchną panią w średnim wieku. Nieraz doprowadzała swoją najnowszą pracowniczkę do szału, lecz pomimo pozornej wrogości obie kobiety zapałały do siebie sympatią. Ponieważ szefowa nie znosiła swojego imienia, kazała się wszystkim zwracać so siebie Niss. Nie do końca pasowało to do jej wieku, ale była to ostatnia rzecz, jaką się właścicielka sklepu przejmowała. Tak samo, jak nie miało to dla niej większego znaczenia, że poinformowała Linę zaledwie dobę wcześniej, że winiarnia będzie jednak otwarta w świąteczny dzień.

Rudowłosa z uśmiechem zdjęła firmowy uniform i założyła lekką, dżinsową kurtkę. Na tak ciepły wieczór nie potrzebowała niczego innego. Wzięła dużą, workowatą torebkę po wcześniejszym włożeniu do niej butelki szlachetnego trunku i opuściła sklep. Zaczynało się zmierzchać, gdy Lina szła drogą prowadzącą do jej mieszkania. Spojrzała na zegarek. Była 21:30, nie miała zbyt wiele czasu, aby przygotować się do wyjścia. Jej współlokatorka Eria, nieco pulchna dziewczyna z dobrotliwym wyrazem twarzy, zaproponowała jej wspólne wyjście na plażę jej znajomymi, aby uczcić Hoshi’mei. Grupa miała się spotkać o 21, a rudowłosa miała dołączyć zaraz po pracy.

Gdy tylko weszła do mieszkania, zdjęła buty i walnęła się na fotel. Po chwili obdarzyła swoją torbę chciwym spojrzeniem.

- O nie, nie będę się tobą z nikim dzielić. -powiedziała do nie zgłaszającej żadnego sprzeciwu kawałka płótna, po czym wstała, wyciągnęła butelkę wina, przyniosła kieliszek oraz otwieracz z kuchni i już po chwili raczyła się cudownym smakiem i aromatem półwytrawnego, białego wina, które zachwycało delikatną słodyczą pochodzącą jedynie z winogron.

O tak, teraz Lina Inverse czuła się naprawdę szczęśliwa.

Gdy jednak jej kieliszek opustoszał, spojrzała raz jeszcze na zegarek, który wskazywał godzinę 22. Westchnęła i podniosła się niechętnie z fotela. W końcu obiecała Erii, że się pojawi. Wzięła kilka rzeczy z szafy i już po chwili oglądała się w lustrze. Do ciemnych dżinsów włożyła czerwoną, ściśle przylegającą do jej szczupłej i niewysokiej sylwetki, oraz rezonującą z jej ognistymi tęczówkami bluzkę. Po poprawieniu lekkiego makijażu nałożyła czarną przepaskę i swoją ulubioną dżinsową kurtkę. Usatysfakcjonowana, włożyła kupiony wcześniej lampion do torby i opuściła mieszkanie szybkim krokiem, aby zdążyć na główną część obchodów Hoshi’mei.

Była w połowie drogi, gdy jej uwagę przykuł niesamowity blask. Spojrzała w niebo. Widziała najpiękniejszą spadającą gwiazdę, jaką kiedykolwiek ujrzały jej oczy. Stała jak urzeczona, zapomniawszy, że się gdziekolwiek śpieszy. Niecodzienność tego zjawiska dotarła do niej dopiero po chwili. Spadający meteoryt wydawał się być coraz bliżej ziemi. Zbliżająca się jasność było coraz większa i większa, aż w końcu w odległości niespełna kilkuset metrów od niej rozległa się eksplozja oślepiającego światła. Lina odruchowo zasłoniła oczy. Jak tylko ponownie nastała ciemność przerywana jedynie przez delikatny blask gwiazd, księżyca i spadających meteorytów, czerwonooka opuściła dłoń, którą wcześniej się zakryła. Szybko oceniła, że ta kometa, czy cokolwiek to było, musiała wylądować niedaleko pobliskiego jeziora u podnóża góry Yujin. Dziewczyna, nie namyślając się długo, ruszyła właśnie w tamtym kierunku. Ciekawość sprawiła, że zupełnie zapomniała, że jeszcze kilka minut wcześniej gdzieś się bardzo śpieszyła.

Nie napotkawszy żywej duszy, szybko dotarła na miejsce. Zaintrygowana stanęła w miejscu, gdy ujrzała cel swoich poszukiwań. Pomiędzy niewielkim jeziorem i dosyć wysoką górą, na niewielkiej polance stała dziewczynka jaśniejąca delikatnym blaskiem. Była zupełnie naga. Jedynie długie włosy osłaniały jej przyszłe wdzięki. Eteryczna istota wydawała się być tak delikatna, tak krucha, że najmniejszy kontakt cielesny mógłby spowodować jej zniknięcie. Zjawiskowe dziecko nie zdawało się przejmować przybyciem obserwatora. Nie zaszczyciwszy jej jednym spojrzeniem, zaczęła tańczyć w rytm nieznanej muzyki.

Lina stała jak urzeczona. Nigdy w życiu nie widziała, czegoś tak pięknego. Gracja każdego ruchu dziewczynki, której towarzyszyła delikatna aura ciepłego światła, sprawiała, że rudowłosa nie mogła oderwać od niej wzroku.

Niestety, tak jak niespodziewanie zaczął się nieziemski spektakl, tak zupełnie nieoczekiwanie się zakończył, gdy na łące pojawił się niewiadomo skąd zakapturzony osobnik.

- Miał rację, to Ayneres. -Lina usłyszała chłodny bas. - I to o jakiej mocy. -Wciąż mówił do siebie.

Widząc nowo przybyłego, dziecko zakończyło swój taniec. Jej twarz zastygła w niemym przerażeniu, a jej usta nie wydały nawet najmniejszego dźwięku. Dziewczynka zaczęła się rozpaczliwie cofać, spoglądając z lękiem na nieznajomego.

- Chodź ze mną dobrowolnie, Ayneres. Albo cię do tego zmuszę. Wiem, że mnie rozumiesz. Wiesz również, że nie masz żadnych szans. -Jego głos był niesamowity. Chłodny i zmysłowy jednocześnie. Zdawał się wprowadzać świetlistą istotę w trans.

Lina obserwowała rozgrywającą się przed jej oczami scenę z bezpiecznej odległości. Gdyby tylko milczała, nic by się nie stało. Mężczyzna był tak zaaferowany dziewczynką, że nie zwracał najmniejszej uwagi na osoby trzecie. Gdy później rudowłosa wspominała tę chwilę nie rozumiała, co ją tknęło, aby jednak się odezwać.

- Zostaw to dziecko w spokoju. -powiedziała niskim, klarownym głosem. W jednej chwili dziewczynka otrząsnęła się z transu i w okamgnieniu znalazła się za Liną, tuląc się kurczowo do jej pleców.

Właśnie w tym momencie, nowo przybyły na nią spojrzał.

- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, śmiertelniku. -zagrzmiał.

- Czego chcesz od tego dziecka? -spytała.

- To nie jest twoja sprawa. Jeżeli będziesz mi się sprzeciwiać, zginiesz. -zagroził.

Zanim Lina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczuła, że świetliste stworzenie ciągnie ją za rękaw. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na małą, kruchą istotkę, która tylko się uśmiechnęła i złapała ją za dłonie. To, co wydarzyło się chwilę później, wydawało się trwać dosłownie ułamek sekundy. Ponownie rozległa się eksplozja jasnego, ciepłego światła, które o dziwo tym razem nie oślepiało rudowłosej. Gdy powróciła ciemność, czerwonooka ujrzała przeźroczystą postać małej dziewczynki, otoczonej niezwykle słabą aurą.

- Co ty zrobiłaś? -szepnęła Lina, w odpowiedzi na co dziecko uśmiechnęło się po raz ostatni i zupełnie zniknęło. Dziewczyna poczuła, że uginają się pod nią kolana. Co się tutaj, do cholery, stało?

Zakapturzony osobnik stał oniemiały, nie mogąc uwierzyć w to, czego stał się świadkiem. Ayneres z własnej, nieprzymuszonej woli wniknęła w ciało śmiertelniczki. Postąpił krok w stronę zszokowanej dziewczyny. Jeszcze nic nie było stracone. Jeżeli zabije tę dziewczynę, moc Ayneres powinna wciąż być do odzyskania.

- Mówiłem ci, abyś nie mieszała się w nieswoje sprawy. -powiedział grobowym tonem zakapturzony mężczyzna. -Teraz nie mam wyboru. -Z jego rękawa wydobyła się długa klinga. -Muszę cię zabić.

Odbite od srebrzystego ostrza światło księżyca, sprawiło, że Lina otrząsnęła się z pierwszego szoku. Wstała z wielkim trudem i zaczęła się powoli cofać, obserwując uważnie przeciwnika.

- Proszę, proszę. Cóż za ciekawe widowisko. -Nagle rozległ się ironiczny głos. Pozostała dwójka zareagowała identycznie, wpatrując się w ciemność, z której dochodził nowy dźwięk. Lina nie usłyszała jego kroków nawet w momencie, gdy zaczęła dostrzegać sylwetkę ubranego na szaro mężczyzny w masce osłaniającej wszystko poza intensywnie niebieskimi oczami, widocznymi tylko ze względu na stosunkowo mocne światło księżyca.

- Twoja szansa na zdobycie mocy Ayneres minęła. -Nowo przybyły zwrócił się do zakapturzonego osobnika.

- Myślisz, że jakiś trzeciorzędny Equeshan może mi mówić co mam robić? -odparł ze złością.

Lina była pewna, że jak tylko nowo przybyły usłyszał te słowa, uśmiechnął się pod nosem.

- To naprawdę mój szczęśliwy dzień. Utrę nosa mądrzącemu się gnojkowi i zdobędę kilka nowych informacji o waszej grupie. -Powiedziawszy te słowa niebieskooki dobył własnego miecza i zaczął podchodzić do przeciwnika.

Jak tylko dziewczyna usłyszała szczęknięcie metalu o metal, stwierdziła, że to już chyba czas, aby się zwijać. Gdyby tylko udałoby się jej niepostrzeżenie wymknąć, może udałoby jej się trafić na obchody Hoshi’mei. To był tylko koszmar senny, z którego się obudzi jak tylko trafi nad morze, gdzie miała mieć miejsce główna atrakcja tego wieczoru. Zanim jednak zdołała zrobić więcej niż jeden krok, poczuła nagle silny ból w klatce piersiowej. Miała wrażenie jakby ktoś zapalił w jej wnętrzu olbrzymią pochodnię. Z trudem złapała głębszy oddech i pomijając przymus oddalania się jak najdalej z tego miejsca, oparła się o drzewo. Za chwilę ten dziwny atak na pewno minie…

Nagle na całą okolicę rozległ się wrzask zakapturzonego mężczyzny.

- Kim ty u licha jesteś? -załkał. Jeżeli wzrok nie mylił Liny, ten, który jej wcześniej groził, klęczał bezbronny na ziemi.

- Ziemio, bądź posłuszna mej woli. -Do uszu dziewczyny doszła cicha inkantacja. Z ziemi zaczęły się wydobywać liczne pędy, które zaczęły oplatać swoją ofiarę.

- Żywioł ziemi? -spytał przerażony zakapturzony mężczyzna. Na próżno można by szukać w jego głosie wcześniejszej pewności siebie. Strach był jedyną emocją dominującą w jego tonie. - Jesteś Szarym Wilkiem?

- Możliwe. A teraz śpij niespokojnym snem. -Rozległ się chłodny, choć melodyjny tenor niebieskookiego.

Potem nastała cisza. Lina wiedziała, że zamaskowany mężczyzna zbliża się do niej. Skoro nie słyszała jego wcześniejszych kroków, to mogła mieć pewność, że pomimo panującej dźwiękowej pustki, właśnie do niej podchodzi. Czy ona miała być jego następną ofiarą? Jeżeli z taką łatwością poradził sobie z pierwszym napastnikiem, ona sama nie miała żadnych szans. Zwłaszcza, że porażające ciepło w jej klatce piersiowej skutecznie uniemożliwiało jej jakikolwiek gwałtowniejszy ruch.

- Już czujesz ból? -Głos należący do zwycięscy pojedynku rozległ się tuż nad jej głową. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w jego tonie zaniknął wcześniejszy sarkazm.

- A co ci do tego? -odparła opryskliwie. -Skoro mnie zaraz zabijesz, to chyba wszystko jedno, co nie?

- A niby czemu miałbym cię zabijać?

- Właśnie to chciał zrobić twój poprzednik. - Zaczęła mówić nieco poirytowana, ze musi tłumaczyć tak oczywiste rzeczy. -A skoro przybyłeś tutaj zaraz po tym jak wniknęła we mnie ta… Jak ją nazywacie? Ayneres? To chyba ta moc ciebie tutaj przywiodła, co nie? A skoro ona ciebie tu przywiodła, to właśnie ona musi być twoim prawdziwym celem. No chyba, że dorabiasz sobie ratując damy z opresji, to zwracam honor. -Zakończyła sarkastycznie.

Mężczyzna zmierzył ją szafirowym spojrzeniem.

- Muszę ci przyznać, że gadane to ty masz. Pomyślunku też ci nie brakuje, ale nie masz do końca racji. Owszem, zależy mi na mocy Ayneres, która wniknęła w ciebie, ale nie muszę cię z tego powodu zabijać. Są milsze sposoby na odzyskanie tej mocy.

- Niby jakie? -spytała nieufnie dziewczyna.

- Ekstrakcja. Ale nie mogę tego zrobić tutaj, zwłaszcza, ze lada chwila mogą się pojawić jego towarzysze.

- To wciąż nie brzmi zbyt optymistycznie. -skomentowała sceptycznie.

- Wciąż jest to lepsza opcja niż zabijanie ciebie, nie uważasz? -zauważył nieco rozbawiony.

- Czyli co zamierzasz teraz ze mną zrobić? -odpowiedziała pytaniem.

- Póki co nie jest to pytanie, co ja zamierzam, tylko co ty zamierzasz.

- A co to za różnica? Nawet jakbym ci powiedziała, że nie mam zamiaru się nigdzie stąd ruszać, chyba nie za bardzo mam możliwość postawić na swoim.

- Przy przekraczaniu granicy wymiarów różnica jest ogromna. Fakt, czy zgadzasz się na to dobrowolnie czy jesteś zmuszana, znacząco wpływa nie tylko na jakość teleportacji, ale i na twoje samopoczucie w wymiarze docelowym.

Słysząc to Lina się uśmiechnęła. Ten sen zaczynał być zupełnie powalony. Świetliste dziewczynki, wojownicy walczący mieczami rodem ze średniowiecza zamiast pistoletami, władza nad ziemią, a teraz podróż do innego wymiaru. Niss na pewno musiała jej coś dolać do tego wina. Coś naprawdę mocnego, gdyż nigdy w życiu nie doświadczyła tak realistycznej mary nocnej wzbogacanej dodatkowo przeraźliwym gorącem w płucach.

Dziewczyna podniosła się z trudem, łapiąc się za klatkę piersiową. Również niełatwo jej było wziąć kolejny oddech.

- No dobra, czyli jak udam się z tobą do twojego wymiaru i poddam się tej ekstrakcji, będę mogła wrócić do mojego wymiaru, tak?

- Tak.

- No to ruszajmy.

- Przyznaję, że nie spodziewałem się, że tak szybko się na to zgodzisz. -rzekł ponownie świdrując ją swoim przenikliwym, szafirowym spojrzeniem.

- Chcę aby ten sen już się skończył i tyle, czaisz?

- Sen? -spytał nieco zaskoczony.

- Uhm. -odparła ze znudzeniem dziewczyna.

- Uważasz, że to wszystko to twój sen? -dopytywał z niedowierzaniem.

- Uhm.

Nastała chwila ciszy.

- No dobra. W sumie jest mi to nawet na rękę. Może się nawet obędzie bez modyfikacji pamięci. -Westchnął i wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna najpierw spojrzała na niego nieufnie, po czym z wahaniem podała mu własną rękę. Mężczyzna chwilę później przyłożył dwa palce do ust i wypowiedział kilka słów w nieznanym Linie języku. W rezultacie tej czynności przed dwójką pojawiło się okrągłe zakrzywienie przestrzeni. Zaraz potem niebieskooki ruszył w stronę przejścia, ciągnąc za sobą rudowłosą. Czerwonooka odwróciła się za siebie rzucając ostatnie spojrzenie na swój świat, po czym pochłonęła ją ciemność.


***


Gdy tylko powróciła jej świadomość, poczuła palący ból. Miała wrażenie, że całe jej ciało trawi szkarłatny płomień. Chociaż miała wrażenie, że leży na zimnym marmurze, nijak nie wpływało to na straszliwe przekonanie, że zaraz spłonie żywcem. Jak z oddali dobiegł ją znajomy głos.

- Filia, do cholery, pośpiesz się z tą ekstrakcją! Moc Ayneres zaczyna szaleć!

- Ekstrakcja jest niemożliwa. -odpowiedział mu głos młodej, zaniepokojonej kobiety.

Ayneres? Ekstrakcja? Wydawało jej się, że już gdzieś słyszała te pojęcia, ale ten nieznośny ból uniemożliwiał jej wszelkie próby skupienia myśli.

- Gdzie ja jestem? -powiedziała z trudem uchylając lekko powieki. Tuż nad sobą ujrzała mężczyznę o niecodziennym wyglądzie. Lawendowe włosy, twarz o niebieskawym odcieniu i niesamowite, szafirowe tęczówki. Jej umysł ogarniał jedynie poszczególne elementy, lecz w żaden sposób nie mógł złożyć ich w całość.

- To tylko ciąg dalszy tego koszmaru. Pamiętasz? Zaraz się skończy. -odparł pozornie spokojnie, lecz Lina wiedziała, że tak nie będzie. Czuła, że tkwiąca w niej kula żywego ognia zaraz wybuchnie.

- Odsuń… się. -wydyszała. Chwilę później z jej ciała wyzwoliła się ogromna dawka surowej energii. Znajomy mężczyzna musiał błyskawicznie odskoczyć, gdyż znalazł się poza zasięgiem wzroku Liny, która miała wrażenie, że nie zniesie dłużej tych katuszy.

- Filia, co ty wyprawiasz?! -ponownie usłyszała krzyk człowieka o szafirowych oczach.

- Usiłuję założyć blokadę. -Raz jeszcze odpowiedział mu skoncentrowany damski głos.

- Blokadę?! Miałaś wydobyć z niej moc Ayneres!

- Panie Zelgadisie, mówiłam ci już, że ekstrakcja jest niemożliwa!

W pewnym momencie jej cierpienie zupełnie ustało. A wraz z nim zniknęło poczucie świadomości. Wszędzie otaczała ją moc. Tylko ona się liczyła. Nie było ważne kim jest, ani gdzie się znajduje. W przypływie nowej, nieznanej siły uniosła się do góry, co stanowiło dla niej niewymagającą wysiłku błahostkę. Niedaleko stała wysoka blondynka z zamkniętymi oczami ze złożonymi dłońmi. Jak wyglądałoby jej ciało, gdyby zetknęło się z tą cudowną mocą? Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę. Wydobył się z niej potężny płomień. Zanim jednak trafił on do celu, tuż przed młodą kobietą rozpostarła się świetlista bariera ochronna. Niezadowolona z takiego stanu rzeczy rudowłosa już miała się przygotować następną falę energii, gdyż tuż przed nią pojawił się mężczyzna. Jego szafirowe spojrzenie spotkało się z jej płomiennymi tęczówkami, a sekundę później czerwonooka poczuła jego dłoń na swojej głowie.

W jednej chwili otaczająca ją moc się ulotniła. W umyśle z powrotem pojawiła się świadomość.

- Co się stało? -spytała wciąż nieco zamroczona.

Mężczyzna szybko wziął rękę i patrząc na stojącą niedaleko blondynkę odpowiedział:

- Myślę, że ona udzieli nam odpowiedzi.

Czerwonooka odruchowo spojrzała we wskazanym przez jego kierunku. Młoda kobieta ubrana w długie, białe szaty była właśnie w trakcie usuwania własnej bariery. Po zakończeniu tej czynności zrobiła kilka kroków w ich stronę. W czasie tej krótkie chwili, Lina poczuła, że otępienie zaczyna ustępować pełnej świadomości. Spojrzała na swoje dłonie. Jeszcze tak niedawno miała wrażenie, że spłonie żywcem, a teraz nie czuła nawet odrobiny tego wewnętrznego ognia. I ten moment, kiedy wydawało jej się, że powinna wyzwolić jak najwięcej tej energii… O co tu chodziło? Czy to był sen? Sen… To słowo stało się hasłem, pod wpływem którego zasypała ją masa obrazów. Hoshi’mei. Spadająca gwiazda. Świetlista dziewczynka. Uśmiechająca się i znikająca po umieszczeniu czegoś w jej wnętrzu. Napastnik. Drugi zamaskowany osobnik. Niebieskie oczy. Portal.

- To byłeś ty! Gdzie ty mnie zabrałeś?! -krzyknęła czerwonooka.

- Jak przestaniesz się wydzierać, to może uzyskamy jakąś odpowiedź. - zauważył chłodno jej rozmówca.

- Uspokójcie się. -wtrąciła się blondynka. -Jak się czujesz? -zwróciła się do rudowłosej, na co dziewczyna się nieco uspokoiła i odparła rzeczowo.

- Już dobrze. Nie czuję już żadnego gorąca.

- Rozumiem. Panie Zelgadisie, nie wiem jak to się stało, ale doszło do fuzji. -Tym razem skierowała swoją wypowiedź do mężczyzny.

- Do fuzji? -spytał z niedowierzaniem. - Filia, co chcesz dokładnie przez to powiedzieć?

- Nie mogę dokonać ekstrakcji, ponieważ moc Ayneres zespoliła się z duszą tej dziewczyny, a fakt, że jej ciało przetrwało taki przepływ mocy oznacza, że ma do niej powinowactwo. Rozumiesz już? -Wbiła w niego swój wzrok.

Na chwilę zapadła głucha cisza.

- Czy możecie łaskawie przestać rozmawiać, jakby mnie tutaj nie było? -wtrąciła poirytowana Lina. -Rozumiem, że to, w co usilnie chciałam wierzyć, że było snem, jest zasraną rzeczywistością, więc może wyjaśnicie mi, co się do cholery tutaj dzieje?! Albo wiecie co, mam to w dupie. Odstawcie mnie do domu i zapomnijmy o tym, co się wydarzyło, dobra?

- Przykro mi, ale obawiam się, ze jest to niemożliwe. -rzekła łagodnie Filia.

- Niby dlaczego?- warknęła rudowłosa.

- Wniknęła w ciebie Ayneres, moc tak wielka, że jest na chwilę w stanie przyjąć cielesną postać. Normalnie bylibyśmy w stanie wyciągnąć z ciebie tą moc i pozwolić ci wrócić do domu. Ale ta moc się z tobą zintegrowała. Gdybym teraz dokonała ekstrakcji, zginęłabyś. Z drugiej strony nie panujesz nad tą mocą. Gdyby nie blokada Zelgadisa znowu wpadłabyś w szał magii.

- Szał magii? -Tak nazywano ten stan przerażającej pustki, gdzie nie istniało dla niej nic poza tą irracjonalną mocą?

- Tak. Jest to punkt, w którym mag traci kontrolę nad swoją mocą, co prowadzi do jego destrukcji.

Lina milczała przez chwilę, chłonąc nowe informacje.

- Ale skoro ta moc została zablokowana, to chyba już nie stanowię dla siebie i innych zagrożenia, prawda? Więc możecie mnie odesłać z powrotem do Atlas. -powiedziała z nadzieją dziewczyna.

- Niestety, wciąż byłabyś w niebezpieczeństwie. Widzisz, nastały niebezpieczne czasy. Pewna grupa, której członek chciał cię zabić, aby odzyskać moc Ayneres, odnalazłaby cię w okamgnieniu i przejęłaby moc Ayneres, zabijając cię. A nie możemy ryzykować twojego życia… -tłumaczyła spokojnie blondynka

- Nie wciskaj mi kitu. -wpadła jej w zdanie Lina. -Przede wszystkim nie chcecie, aby ta moc dostała się w inne ręce. A skąd mam w ogóle wiedzieć, że nie jesteście od nich gorsi? Może, gdyby nie ta fuzja, już bym była martwa? -spytała podejrzliwie.

- Wydaje mi się, że już ustaliliśmy wcześniej, że gdybym chciał cię zabić, nie sprowadzałbym cię do tego wymiaru. -wtrącił Zelgadis.

Dopiero w tym momencie dziewczyna przyjrzała mu się bliżej. Jego maska opadła ukazując to, co widziała już wcześniej, lecz nie zdołała złożyć strzępków spostrzeżeń w jedną całość. Z pomiędzy jego lawendowych włosów, wyglądających na dosyć sztywne, wyłaniały się długie szpiczaste uszy. Jego twarz o niebieskawym kolorze była pokryta gdzieniegdzie drobnymi kamieniami. Najdziwniejsze było to, że pomimo niecodziennego wyglądu, chłopak wydawał się Linie naprawdę przystojny.

Jak tylko złapała się na tych myślach, lekko się zarumieniła, pokręciła głową i odpowiedziała na zaczepkę.

- Być może, ale wtedy nie myślałam do końca trzeźwo. Wydawało mi się, że to jakiś cholerny sen! Skąd mam wiedzieć, że nie wykorzystałeś chwili mojej słabości?

- Poczekajcie. -wtrąciła Filia, widząc, że Zelgadis już się szykuje do kontynuowania przepychanki słownej. - Zacznijmy może od początku. Jestem Filia Ul Copt, główna kapłanka Ceiphieda w Rejonie Varney. A ty?

Rudowłosa spojrzała na nią nieufnie, lecz nie widziała niczego złego w ujawnieniu swojego imienia.

- Lina Inverse. -odparła krótko.

- Ten stojący obok ciebie gbur to Zelgadis Greywords, najsilniejszy wojownik w naszym Rejonie, jeden z najsilniejszych wojowników spośród wszystkich dwunastu wymiarów.

- Dwunastu wymiarów? Nie to wszystko to jakieś brednie… Może jednak Niss wsypała mi czegoś do tego wina... -Czerwonooka zaczęła mamrotać pod nosem.

- Panno Lino, to jest rzeczywistość. Im szybciej się z tym pogodzisz tym lepiej dla ciebie.

- Chyba muszę usiąść… -powiedziała dziewczyna. Powoli, bardzo powoli zaczęła w nią wsiąkać świadomość, że jest bardzo daleko od domu. Daleko od czegokolwiek, co znała…

Miała ot tak nagle uwierzyć w istnienie innych wymiarów? W istnienie magii? Z drugiej strony istniały tezy, mówiące o równoległych światach. Zwolennicy zdarzeń nadprzyrodzonych wierzyli, że w noc Hoshi’mei możliwe jest pokonanie granicy między wymiarowej. Ale to wszystko nie było poparte żadnymi faktami! Jak to możliwe, że garstka obłąkańców miała rację?! Jeszcze z innego punktu widzenia słowo Ceiphied nie było jej obce. Kiedyś na pewno napatoczyła się na jakąś wzmiankę o pewnym tajemnym, starożytnym kulcie, który podobno przetrwał do czasów obecnych. Lecz jaki wniosek miała z tego wyciągnąć? Miała wierzyć w każde słowo tych ludzi?

Wtedy przypomniała sobie jak to było, kiedy jej ciało trawił płomień. Co więcej, uświadomiła sobie, że wciąż tkwi w niej delikatne ciepło, którego wcześniej nie czuła. Magia była prawdziwa. Tego doświadczyła na własnej skórze. To był racjonalny fakt, na którym mogła się oprzeć. A skoro istniała magia, to czemu nie miałyby istnieć wymiary dla ludzi magicznych?

Zanim się obejrzała zorientowała się, że stoi obok niej stabilne krzesło, na którym z ulgą się usadowiła. To samo zrobiła Filia, zaś Zelgadis zwyczajnie oparł się o ścianę z założonymi rękami i obserwował uważnie obie młode kobiety.

- Czyli gdzie dokładnie jestem? -spytała po dłuższej przerwie Lina.

- W Eques. -opowiedziała od razu Filia. -Istnieje dwanaście równoległych wymiarów, natomiast w samym środku znajduje się Eques, kraina magii i równowagi. Jej mieszkańcami, zwanymi Equeshan są osoby obdarzone magią. Magia to miecz obusieczny. Może być wykorzystywana do budowania i do niszczenia. Do podtrzymywania życia i do jego uprzykrzania. Jest to ogromna odpowiedzialność, dlatego też te osoby, które zostały obdarowane potężną magią mają za obowiązek pilnować równowagi we wszystkich wymiarach. Stąd też niektórzy nazywają nas też Strażnikami.

- W porządku. Załóżmy, że wierzę w to wszystko. Ale tak naprawdę interesuje mnie tylko to, co mam zrobić, abyście pozwolili wrócić mi do mojego świata.

- Musiałabyś nauczyć się kontrolować moc, którą zyskałaś od Ayneres.

Lina popatrzyła się w osłupieniu na blondynkę.

- Jak mam niby tego dokonać?

- Pan Zelgadis będzie cię uczył.

- Że co? -wtrącił się nagle podenerwowany wojownik. -Filia, myślisz, że mam na głowie za mało obowiązków i chcesz mi dołożyć opiekowanie się totalnymi nowicjuszami?!

- Phi. Nawet bym nie chciała, aby mnie uczył taki gbur jak ty. -zaperzyła się Lina. W sumie to Zelgadisa darzyła większym zaufaniem z tej dwójki, nie wspominając już o innych nieznanych jej magach, ale poczuła się nieco urażona jego reakcją na wiadomość, że miałby zostać jej mentorem.

- Wątpię, aby ktoś z tak niewyparzonym językiem jak ty był w stanie się nauczyć ode mnie czegokolwiek. -odpowiedział zjadliwie.

- Hm… czyżbyś twierdził, że jesteś tak beznadziejnym nauczycielem?

- Raczej wątpię w potencjał uczennicy.

- Przestańcie w tej chwili! -wybuchła nagle Filia. Ku zaskoczeniu i rozbawieniu Liny, spod jej długich białych szat wydobył się nagle smoczy ogon zakończony różową kokardką. Blondynka była jednak zbyt zdenerwowana, aby zwrócić uwagę na to, co tak rozbawiło czerwonooką. -Panie Zelgadisie, chyba zapominasz, że tylko twoja bariera może utrzymać tak potężną moc w ryzach, przez co jesteś jedynym kandydatem na nauczyciela panny Liny.

- Jeszcze nie powiedziałam, że chcę się od kogokolwiek uczyć. -burknęła rudowłosa.

Blondynka obdarzyła ją surowym spojrzeniem.

- W takim wypadku musiałabyś zostać tutaj do czasu aż nastanie pokój.

- To znaczy?

- Nie wiem. Ale może to być bardzo, bardzo długo. -oznajmiła dosadnie Filia.

Linę na te słowa przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Nie dajesz mi żadnego wyboru.

- Nie wydaje mi się, aby to było dla ciebie nieprzyjemne. Uważam, że masz naturalny talent do magii. Co więcej, wydaje mi się to dziwne, że nie urodziłaś się z mocą. - Zmarszczyła brwi i przyłożyła palec do ust. -Może to ten potencjał skłonił Ayneres do wniknięcia w ciebie… - dodała szeptem bardziej sama do siebie niż do pozostałej dwójki.

- Niby na jakiej podstawie stwierdzasz, że mam naturalny talent do magii? -spytała sceptycznie rudowłosa. Nie mogła się pozbyć przekonania, że niebieskooka kobieta chce po prostu odwrócić jej uwagę od faktu, że w praktyce została więźniem tego wymiaru.

- Nawet, jak cię opanował szał magii, twoje ataki były niezwykle precyzyjne i przemyślane. Zwykle moc zaczyna się po prostu wydobywać niepowstrzymanie z ciała. U ciebie wyglądało to inaczej. Otaczała cię nierówna aura, ale skupiałaś moc w konkretne pociski energetyczne. I drugim elementem jest natura żywiołu twojej magii. Tylko najsilniejsi czarodzieje są w stanie władać żywiołami. W twoim przypadku moc niewątpliwie uformowała się w ogień. A to wszystko wydarzyło się przy twoim pierwszym w życiu kontakcie z magią. -Filii ewidentnie minął gniew pod wpływem zachwycania się potencjałem magicznym Liny. -Panie Zelgadisie. -zwróciła się do mężczyzny. -Wydaje mi się, że z panną Liną moglibyście osiągnąć Rezonans.


***


Zapadał już zmrok, gdy z pięknego, lecz ascetycznie urządzonego kościoła, wyszła ostatnia osoba. Ksiądz w podeszłym wieku z dobrotliwym uśmiechem na twarzy żegnał staruszkę, która zanim opuściła świątynię przeżegnała się co najmniej trzykrotnie. Dopiero, gdy jej sylwetka zniknęła z jego pola widzenia, kapłan wyjął zza strojnej fioletowej szaty paczkę papierosów. Po wyciągnięciu jednego z nich, przyłożył używkę do ust i już po chwili wydobywał się z nich ciemny dym o duszącym zapachu.

- Pieprzona dewotka. Tu się przeżegna, tam kit wciśnie, a swoje zrobi, po czym przylatuje do konfesjonału. -powiedział na głos, gładząc się po długich, siwych włosach. Drobne zmarszczki na jego poirytowanej twarzy mogły świadczyć o dojrzałym wieku, jednak żywe zielone oczy wciąż błyszczały nieprzeciętną bystrością.

- To po co tutaj siedzisz, stary dziadzie? -Nagle rozległ się drugi głos. Ksiądz uniósł głowę i spojrzał na mniej więcej dwunastoletnią dziewczynkę o ciemnych oczach, siedzącą na szczycie wykwintnej kolumny, podtrzymującej strop budynku.

- Seruś, zapominasz się! Nie wolno tak mówić do pana Guesha! -Z nikąd pojawił się trzeci głos, nieco piskliwy, chociaż zdecydowanie sympatyczniejszy od wcześniejszego niskiego altu.

- Zamknij się Frena! A poza tym ile razy mówiłam, abyś tak do mnie nie mówiła!

- Seruś, mój ty bezdziurkowcu. -Tuż przed dwunastolatką zmaterializowała się druga panna. -Jestem twoją starszą siostrą. -oznajmiła ze słodkim uśmiechem. -I zawsze będziesz dla mnie małym serkiem topionym, Seruś.

- NA SHABRANIGDO I CEIPHIEDA! NIE JESTEM SEREM! MAM NA IMIĘ SERYA!!! -wydarła się ciemnooka.

Kapłan z rozbawieniem patrzył na dwie siostry, które pomimo więzów krwi różniły się jak ogień i woda. Długie, czarne włosy Seryi rezonowały z jej ciemnymi oczami. Zdobiła ją zwiewna długa sukienka z krótkim rękawkiem o kolorze ognistej czerwieni. Małe usta i lekko zadarty nos były elementami wspólnymi w wyglądzie obu dziewczyn, jednak Frena, przez to, że się więcej uśmiechała w przeciwieństwie do wiecznie naburmuszonego rodzeństwa, wydawała się o wiele sympatyczniejsza. Pogoda wewnętrzna drugiej z sióstr była widoczna w jej ubiorze, ukazując się w postaci spodni w łagodnym pastelowym błękicie dopasowanych do lekkiego, białego topu. Jej krótkie, jasne blond włosy podpięte z jednej strony spinką o kształcie motyla były tego samego koloru co jej oczy.

Guesh westchnął. Naprawdę uwielbiał rodzeństwo Ashley, jednak nie było czasu na beztroskie kłótnie. Mieli zadanie do wykonania.

Pstryknął palcami i na moment otoczyła go delikatna aura, co przyciągnęło uwagę kłócących się sióstr. Ciemnooka ze zdziwieniem spojrzała na młodego, przystojnego mężczyznę po dwudziestce ubranego w czarne spodnie i ciemną bluzkę, który zajął miejsce starego księdza.

- Eee… To ty jednak nie jesteś starym dziadem?

- Właśnie to usiłowałam ci cały czas powiedzieć, pleśniaczku. -wtrąciła z ironicznym i słodkim jednocześnie uśmieszkiem Frena.

- Nie jestem… -Jej siostra wypowiedziała te słowa niemalże warcząc.

- Serya, Frena, chciałbym abyście kogoś poznały. -Guesh wtrącił, zanim nastąpiło wznowienie kłótni. W momencie, gdy uniósł dłoń, po jego prawicy zmaterializowały się dwie sylwetki zdające się podtrzymywać ogromnego mężczyznę. - To samo się tyczy was, moi drodzy. -W chwili, kiedy wypowiedział te słowa cała sala błyskawicznie wypełniła się setkami osób o twarzach skrytych w panującym w świątyni półmroku. Widząc to, Serya rozejrzała się nieco nerwowo.

- Nie wiedziałam, że jest nas aż tyle. -szepnęła.

- To również próbowałam ci powiedzieć, Seruś. -odpowiedziała cicho Frena. Powaga w jej głosie spowodowała, że Serya nawet nie zareagowała na użycie znienawidzonego zdrobnienia jej imienia.

- Jak zapewne wiecie, dokładnie wczoraj, niedaleko stąd, pojawiła się na ziemi Ayneres o wyjątkowo potężnej energii. -Guesh mówił pogodnym tonem, robiąc raz po raz przerwy na zaciągnięcie się papierosem i wydmuchanie dymu. -Jej wyśledzenie zleciłem pewnej parze. Podkreślałem, że jest to zadanie ogromnej wagi. I nadszedł wreszcie ten dzień… I okazało się, że Ayneres trafiła w ręce przeklętych Equeshan. -Dopiero w ostatnim zdaniu pojawił się tak niesamowity chłód w jego tonie, że dwie siostry, które stały najbliżej, gwałtownie się cofnęły. W zielonych, bystrych oczach pojawił się bezlitosny błysk. -Jeden z wyznaczonej przeze mnie dwójki zjawił się na miejscu i nie dał rady. Wróg go najprawdopodobniej unicestwił, gdyż nie znaleźliśmy po nim żadnych śladów, nie licząc echa jego aury magicznej. Ale gdyby jego partner był na miejscu, nie tak by się to skończyło. Jednak nasz drogi Hashney nie pojawił się na scenie tego wieczoru. -Odwrócił się w stronę dwójki zamaskowanych osobników trzymających mocno poobijanego dryblasa. - Gdzie wtedy byłeś, Hashney? Składałeś raport Szaremu Wilkowi?

- Nie, panie. -Zaczął się tłumaczyć potężny mężczyzna. -To nie tak.

- A jednak pod twoją nieobecność pojawił się Szary Wilk, który nie byłby w stanie wyczuć Ayneres tak szybko. Więc jaki z tego wniosek? To ty sprowadziłeś tam Szarego Wilka. -oznajmił lodowatym tonem Guesh.

- Panie, daj mi wytłumaczyć… To nie jest tak jak myślisz.

- Rozkazy naszego Czerwonego Pana były jasne i klarowne. Każdego podejrzanego o zdradę… -Wyciągnął z ust papierosa i przyłożył go do czoła Hashneya, na co mężczyzna zasyczał z bólu. - Mamy unicestwić.

Serya ujrzała malujące się na twarzy skazańca przerażenie. Nie miała pojęcia, co ma o tym wszystkim sądzić. Jeżeli Hashney zdradził, niewątpliwie zasłużył na śmierć, ale co jeśli był on niewinny? Chciała wyrazić na głos swoje przemyślenia, lecz chłód w oczach zazwyczaj przyjaznego Guesha całkowicie ją sparaliżował.

- Panie, błagam! -krzyknął potężny mężczyzna, próbując się wyzwolić z mocnego uścisku towarzyszów broni.

Białowłosy mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego uniósł gwałtownie jedną rękę. W krótkim czasie Hashney zaczął się dusić. Po paru sekundach jego ciało ogarnęły przedśmiertne drgawki. Minutę później jego ciało zwisło bezwładnie.

- Ostrzegam was, moi drodzy, każdy, kogo będę chociaż podejrzewał o współpracę z Szarym Wilkiem, właśnie tak skończy. -powiedział cicho Guesh. Echo rozniosło jego słowa po całym kościele, a mały podźwięk wzmocnił dobitnie przekaz. -Czerwony Pan wybitnie mnie przed nim ostrzegał, więc oficjalnie nadaję priorytet pozbycia się tego Equeshan.

- A jak niby zamierasz tego dokonać? -Z tłumu rozległ się głęboki, kobiecy głos. Pytanie zostało zadane nadzwyczaj spokojnie, biorąc pod uwagę, że chwilę wcześniej odbyła się mało przyjemna egzekucja.

- Czyżbyś wątpiła w moje metody, moja droga? -zapytał niebezpiecznie łagodnie zielonooki.

- Ależ nie. Nie chcę tylko, abyśmy stracili jednego z najlepszych dowódców naszego ruchu przez nie do końca przemyślane decyzje. -Można było usłyszeć stukot obcasów, po czym w słabym świetle ukazała się sylwetka niezwykle pięknej kobiety. Krągłe kształty podkreśliła długą czarną suknią z dwoma wcięciami na wysokości ud. Długi brązowy warkocz snuł się za właścicielką, gdy ta pokonywała odległość dzielącą ją od przywódcy.

- Jednym słowem wątpisz w moje metody. -przyznał z uśmiechem, patrząc w jej jasnobrązowe oczy.

- No cóż, przed chwilą pośrednio rozkazałeś wszystkim tutaj obecnym upolowanie Szarego Wilka za wszelką cenę. -odparła, odwzajemniając uśmiech. - Co nie tylko sprowadziłoby zagładę na zebraną w tej pięknej świątyni większość, ale również ujawniłoby częściowo nasze plany.

- Mówisz tak, jakbyś dobrze znała Szarego Wilka. -Guesh zaczął się na nią patrzeć z pewnym zainteresowaniem.

- Bo tak też jest. I wiedz, że jest on o wiele bardziej niebezpieczny niż sobie wyobrażasz. Nieostrożność będzie cię kosztować życie.

- Masz zatem jakąś propozycję? -Dowódca spytał z uprzejmą ciekawością. Już dawno zniknęło jego chłodne oblicze, ustępując miejsca miłemu dżentelmenowi.

- Gdybym jej nie miała, nie zabierałabym głosu. -Uśmiechnęła się z wdziękiem.

Guesh patrzył na nią w milczeniu, dokładnie analizując nowe informacje.

- Nie widziałem ciebie tutaj wcześniej. Jak masz na imię, moja droga?

Brązowowłosa piękność obdarzyła go kolejnym uśmiechem.

- Jestem Elsevien.

Meitsa - 2013-01-28 15:13:29

Musiałam trochę się przespać z recenzją żeby przemyśleć pewne kwestie.
Tematyka spadających gwiazd od razu skojarzyła mi się z tym filmem, dość podobny początek :)
http://www.filmweb.pl/Gwiezdny.Pyl
Następnie co mnie trochę uderzyło to włożenie Liny do "naszego świata" i jakoś nie zrobiło to na mnie dobrego wrażenia, ale to był tylko początek i jednak wkraczamy w świat fantasy. Nie mam nic do umieszczania bohaterów w naszym świecie pod warunkiem, że postacie i ich relacje są takie same jak w serii.
Dalej. Fabularnie wszystko pasowało, mam nadzieję, że z czasem różne pojęcia i terminy będą bardziej wyjaśnione, bo czytelnik tam samo jak Lina jest skołowany nadmiarem informacji i wychodzi mały chaos.
Zabawne dialogi między siostrami: tutaj chyba ja mam problem, bo mimo, że pleśniaczki i bezdziurkowce same w sobie są oryginalne i śmieszne to mnie jakoś raziły w kontekście całości. Zakładam jednak, że to moje poczucie humoru skrzywiło się, bo w innych rzeczach też widzę tego typu humor, a już tym bardziej postacie czysto komediowe i chyba tak musi być. Musiałby się jeszcze ktoś inny wypowiedzieć w tej kwestii.
Nie jestem pewna czy ujawnianie tylu postaci na raz jest dobrym pomysłem. Mam odczucie przesytu i myślę, że ostatni wątek z Elsevien można by było dać w drugim chapterze, a całość z pierwszej części bardziej rozciągnąć.
Rezonans skojarzył mi się z Soul Eater i jestem ciekawa twojego pomysłu :)

Oczywiście chcę kontynuację.

Rinsey - 2013-02-02 11:48:33

Co do początku, faktycznie masz rację XD. Oglądałam ten film dosyć dawno. Na początku chciałam wykorzystać motyw spadającej gwiazdy, który dosyć dobrze powiązał się z zaplanowaną przeze mnie fabułą. I zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, że może się to skojarzyć z Gwiezdnym Pyłem...

Umieszczam Slayersów po raz drugi w alternatywnym świecie, ale po raz pierwszy tworzę większy świat, więc wciąż jest mi trochę ciężko wyważyć proporcje. Na pewno zastosuję się do Twojej uwagi i troszkę zwolnię. Lina ma cały świat do poznania, więc wtedy wszystkie nowe pojęcia będą dokładniej tłumaczone.

Ogólnie bardzo dziękuję za konstruktywną opinię:) Drugi rozdział mam prawie skończony, więc jak skończy mi się sesja, skończę go. :)

Charat - 2013-02-02 23:37:08

Tylko tak wtrącę, że Gwiezdny Pył jest (moim zdaniem udaną) ekranizacją książki Neila Gaimana. Którą to bardzo polecam, bo trochę się jednak różni od filmowej adaptacji.

Z innych ciekawostek dodam, że motyw spadającej gwiazdy był jeszcze wykorzystany w 'Ruchomym zamku Hauru'. Który, żeby było śmieszniej, też jest udaną ekranizacją książki Diany Wynne Jones. I, żeby było jeszcze śmieszniej, bardzo się różni od wersji filmowej za to ma pewną cechę wspólną z ksiażką Gaimana. Dwójka autorów mianowicie zainspirowała się jeszcze innym tekstem kultury.

W ten pięknie pokrętny sposób Charat usiłuje powiedzieć, że chociaż ten motyw może się kojarzyć, nic nie przemawia za tym by nie można go było przedstawić w nowy, ciekawy sposób.

Co do fica samego w sobie, na razie go tak szybciutko przejrzałam, nie skupiając się na ewentualnych błędach. Świat się zapowiada bardzo ciekawie, mam nadzieję, że wprowadzone terminy i postacie znajdą jakieś swoje wyjaśnienia tudzież rozwinięcia, bo jak na razie natłok informacji jest ogromny. Z drugiej strony, w kilku książkach spotkałam się z podobną techniką; w pierwszym rodziale informacji i akcji jak mrówków, następnie parę wolniejszych rozdziałów na zorientowanie się w świecie i kolejny zalew akcji i informacji w rozdziałach późniejszych. Ryzykowne przedsięwzięcie (czytelnik może się zgubić i zniechęcić na początku), ale może się udać. Czekam na następny rozdział, żeby się przekonać.

Dalej, trochę mnie denerwuje przemieszanie terminów japońskich jak Hoshi'mei z typowo Slayersowymi, ale to akurat jest względne odczucie. Jesli znajdzie to jakieś swoje uzasadnienie gdzieś dalej w ficu, to pewnie przestanie mi przeszkadzać.

No dobra, zobaczymy, jak się to dalej rozwinie. Ciężko coś bliżej powiedzieć o charakterach postaci znanych ze Slayers, bo dużo się dzieje w tekście. Lina mi się wydaje dużo spokojniejsza niż w anime. Równie ciężko jest mi się wypowiedzieć o oryginalnych postaciach. Siostrzyczki nie wiadomo dlaczego przypomniały mi o Czarodziejce z Księżyca i Chibiusie. Chociaż starsza z sióstr w ogóle nie podobna do Usagi.

Cóż, poczekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że moje wywody coś pomogły.

Guenh - 2013-02-03 18:12:06

Motyw spadającej gwiazdy był też wykorzystany w grze Diablo III, która zawiera wiele inspiracji pomocnych przy pisaniu opowiadań fantasy (szczególnie autorzy skupiający się na relacji Xellosa z Filią byliby uraczeni występująca tam rasą Nefallenów). Ma on jednak tak ogromny potencjał, że można przerobić go na tysiąc wątków, z których żaden nie będzie podobny do drugiego.
To tak poza tematem.

Co do ogółu forumowych wątków zachęcających do przeczytania pierwszego rozdziału opowiadania i udzielenia konstruktywnej krytyki: jak na słabnące zainteresowanie Slayersami i w związku z tym sporym niedoborem dobrych fanfików, reagujemy stanowczo za mało entuzjastycznie. Jestem zachwycona że tak dużo piszesz, Rinsey! Tchnie to we mnie nadzieją, że fandom nie upadnie tak szybko :)

Nie wygląda mi to na, jak to powiedziała Meitsa, "nasz świat", więc absolutnie się do tego nie przyczepię.
Co więcej, pomysł usadzenia Liny w uniwersyteckiej ławce jest genialny. To dosyć świeże! Jestem bardzo ciekawa, jak ten wątek wpłynie na fabułę.
Będąc szczera, nie wczytałam się szczegółowo w opis świata i panującego w nim systemu. Nie tylko dlatego, że nie dysponuje w tym momencie dostateczną ilością czasu, ale też dlatego, że jest tego zdecydowanie ZA DUŻO. Według mnie w przypadku takiego sposobu przedstawiania informacji niezbędny jest prolog. I to całkiem obszerny. Zupełnie nie rozumiem, co się dzieje i czemu wszyscy są tacy przejęci. Wprowadzając postacie spoza uniwersum Slayers, trzeba być również niezwykle ostrożnym. A to dlatego, że takich postaci się zazwyczaj nie znosi. Wówczas wiele osób z łatwością porzuci lekturę, bo stężenie irytujących bohaterów w jednej scenie przerośnie go intelektualnie (np. ja tak mam).

Co do języka: tak jak wspomniałam, jest ładny i przyzwoity, ale zauważyłam pewną nieprawidłowość. Piszesz dosyć ozdobnie; używasz mnóstwa naładowanych pozytywnym znaczeniem słów, np. Sklepienie o barwie aksamitnej czerni było pokryte morzem gwiazd. I nagle naszym oczom ukazuje się ten oto tekst: Gdy tylko weszła do mieszkania, zdjęła buty i walnęła się na fotel. To się trochę...gryzie :) Podoba mi się za to ten pazur, którego użyłaś opisując fragment z księdzem. I te papierosy... Tak z ciekawości, palisz? Zazwyczaj to palacze umieszczają w swoich opowiadaniach postać, która lubi raczyć się dymkiem ;)

PISZ DALEJ!
Zadam tez na koniec irytujące pytanie: czy pojawi się Xellos?

Rinsey - 2013-02-04 18:14:02

Tak jak Charat wspomniała, taki był mój zamysł, aby na początku zarzucić kilka wątków, a dopiero potem wszystko ładnie tłumaczyć. Czyli tak wrzucić czytelnika na głęboką wodę i dopiero później rzucić nieco światła na mroczne prądy. Ale rozumiem, że trochę przesadziłam ^^'.  Inna sprawa, że tak mi się podoba zabawa w tworzenie nowego świata, że ostatni wątek napisał mi się w sumie sam, chociaż początkowo miał wyglądać nieco inaczej. Ale hm... prolog... Ta idea do mnie trafia i mieści się w mojej wizji "artystycznej". Spróbuję wobec tego wraz z drugim rozdziałem zamieścić prolog, może wtedy faktycznie nie będzie takiego efektu przesytu.

Co do nazw, mam usprawiedliwienie, mogę nawet teraz zdradzić, że chciałam rozgraniczyć nazwy pochodzące z różnych wymiarów. Ale jeszcze będzie o tym mowa:)

Jeżeli chodzi o moje mieszanie stylów (to nagłe "walnęła się na fotel") to również słuszna uwaga. Walczę z tym i staram się pilnować, ale jak widać nie zawsze mi to wychodzi. I nie palę, ale zrobienie z jednej z księdza palacza ma pewne znaczenie. Wiem, że jak ktoś czyta fanfika o ulubionych bohaterach, to nie jest chętny do lubienia masy nowych postaci, ale tutaj każda z tych osób jest w moich oczach narzędziem fabularnym. Mogę tylko obiecać, że drugiego tak przeładowanego nowymi postaciami akapitu nie będzie.

Bardzo Wam dziękuję za opinie, zdecydowanie mi pomogły :) I jeżeli uznamy, że fandom będzie istniał tak długo, jak chociaż będzie jedna osoba będzie coś tam w temacie Slayersów tworzyć, to będzie istniał jeszcze bardzo długo. Jeżeli mi osobiście faza na Slayers nie przeszła przez 11 lat, to nie wiem, kiedy może mi minąć ;)

A i Xelloss naturalnie się pojawi:) Już w następnym rozdziale. Może najważniejszym wątkiem u mnie jest LZ, ale FX jest zaraz za nim ;) Napisałam dzisiaj ostatni egzamin, więc powoli biorę się do roboty. Raz jeszcze wielkie dzięki :)

Guenh - 2013-02-04 20:57:48

Może źle ujęłam moją myśl: nie chodzi mi o ilość postaci spoza uniwersum Slayers, a raczej o częstotliwość ich umieszczania. Np. 10 Twoich oryginalnych bohaterów osadzanych stopniowo w kontekście całej opowieści nie będzie mi wadzić wcale a wcale. Za to 10 bohaterów pojawiających się jednocześnie na jednej stronie A4 już mnie zabije. Myślę, że to dobry pomysł, abyś zwolniła pod tym względem szczególnie, że wpłynie to pozytywnie na zrozumiałość świata, który tworzysz.

Co do fazy na Slayersów: przez chwilę myślałam, że mi przeszła, ale jak widac wróciła do mnie jak bumerang w niemal całej swej okazałości :) Dopiero jednak, gdy przeczytałam kilka nowych fanfików :D

Cieszę się na X/F! Choć to nieco egoistyczne z mojej strony :)
Tak z ciekawosci, na kiedy rpzewidujesz kolejny rozdział?

Rinsey - 2013-02-05 18:09:37

Każda porządna faza wymaga pożywki, więc nie powiem, że nie miewałam pewnych zniżek formy w mojej fascynacji Slayersami, ale jak napisałaś, kilka fajnych fików może spokojnie odnowić fisia :D

3/4 rozdziału już mam napisane, brakuje mi ostatniego wątku, więc jak tylko trafi mi się spokojny wieczór, to zostanie skończony :) Ostrzegam tylko, że wątki romantyczne idą u mnie dosyć powoli, ale za to konsekwentnie :)

Charat - 2013-02-06 00:57:59

Trochę wam zazdroszczę, do mnie faza wraca ale zazwyczaj nie przynosi rezultatów w postaci chęci tworzenia. A jak już, to i tak wychodzi coś innego.

Rinsey, pisz dalej. Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu. Podobnie jak Guenh, egoistycznie się cieszę na wątki XelFi. Ale przede wszystkim jestem ciekawa tych wszystkich światów i spodziewanych wyjaśnień, muszę przyznać, że mnie to zaintrygowało.

Rinsey - 2013-02-06 16:32:45

Hm... Ja tak czasami mam, że mocno postanawiam sobie spisać jakiś tam pomysł albo napisać nowy rozdział. Czasami siedzę przez pół godziny i gapię się w pusty monitor, czując, że mimo wszystko nie chce mi się nic pisać. Ale jak tak czasami wycisnę z siebie jedno zdanie, to nagle reszta jakoś tak już idzie :)

Załączam drugi rozdział. Jest w stanie surowym, więc jakieś gramatyczne rzeczy mogą się pałętać, ale poprawię to trochę później. Mam nadzieję, że co nieco się wyjaśni :)


Rozdział 2
Nowy Świat

Prawie wszystko wyglądało inaczej. Ziemia, po której stąpała, była jak rzeka – chwila nieuwagi i mogłaby się znaleźć w zupełnie innym miejscu, chociaż pozornie wyglądała jak stały bezpieczny ląd. Wyrastające z niej drzewa niemalże co chwila zmieniały swój wygląd. Potężny kasztanowiec w ciągu kilku chwil stawał się sadzonką dębu, a miejsce mizernej sosny zajmował rosły cedr. Niebo było jeszcze mniej przewidywalne. Zjawiska pogodowe przeplatały się i łączyły ze sobą w szalonym tańcu. Deszcz ze słońcem, błyskawice z wiatrem.
- Wiem, co teraz widzisz. Tak wygląda Eques, gdy nie masz kontroli nad otaczającą cię energią, a dopóki nie opanujesz energii wokół siebie, nie zawładniesz magią skrytą w twoim wnętrzu. – Rozległ się koło jej ucha spokojny, kobiecy głos.
- To jest Eques? – spytała oszołomiona rudowłosa. Trudno jej było uwierzyć, że to, co ukazywało się przed jej oczami, było prawdą. Z drugiej strony, jeżeli to był sen, to kiedy miała się z niego obudzić? Niestety, ta mara nocna trwała zdecydowanie zbyt długo, aby okazała się być iluzją. Naprawdę została uwięziona w nowym świecie, który znajdywał się bardzo daleko od tego, co znała. I jeśli chciała wrócić tam, gdzie było jej miejsce, nie miała innego wyjścia, jak tylko pójść za instrukcjami tego kobiecego głosu.
- Tak. Wcześniej świat wokół ciebie stabilizował Zelgadis. Eques jest miejscem, gdzie cała materia jest napełniona magią. Jeżeli nie masz kontroli nad magią, która atakuje cię z zewnątrz, wtedy twoje zmysły poddają się obcym wpływom.
Zelgadis. Lina wydała z siebie pełne poirytowania westchnięcie. Ten przemądrzały, irytujący sztywniak, jej domniemany wybawca, przez którego trafiła w to całe bagno, po usłyszeniu o Rezonansie, czymkolwiek to było, od młodej kobiety nazywanej Filią parsknął drwiącym śmiechem i nakazał blondynce przeprowadzenie rudowłosej dziewczyny przez jakiś dziwny test, po czym zniknął, zostawiając ją sam na sam z kapłanką Ceiphieda. Szybko się okazało, jak jej chwilę później wytłumaczono, że miała się nauczyć Pierwotnego Widzenia, będącego czymś na kształt pierwszego stopnia wtajemniczenia dla ludzi posługujących się magią. Przez moment panna Inverse miała ochotę odmówić wchodzenia bez namysłu w jakąś głupią gierkę wojownika, jednak po chwili zastanowienia stwierdziła, że chciałaby mu zetrzeć ten drwiący uśmieszek z twarzy.
- Jak mam to zrobić? – spytała dziewczyna. Otaczający ją chaos zaczynał ją przyprawiać o ból głowy. Pomimo faktu, że była na nogach od prawie dwudziestu czterech godzin, czuła się stosunkowo dobrze. Podejrzewała, że te dodatkowe siły były pozostałością po szale magii, ale nawet one nie dawały jej odporności na rozgrywające się przed jej oczami widowisko. Jednego była pewna: jeżeli nie opanuje Pierwotnego Widzenia, będąc w Eques, oszaleje.
- Skup się na własnej energii życiowej. Magia zaklęta w przyrodzie jest niewielka w porównaniu do siły obecności człowieka. Rozszerz swoją własną magię w taki sposób, aby to, co cię otacza uznało twoją wyższość, a jeżeli tak się stanie, ujrzysz jego prawdziwą postać. – Ponownie usłyszała kobiecy głos.
- Ale przecież magia we mnie została zapieczętowana.  – zauważyła Lina.
- Owszem. Ale masz wciąż swoją energię życiową, z którą magia Ayneres się scaliła. To dało początek twojej własnej magii, której mały pierwiastek wciąż musisz czuć w sobie. Gdyby Zelgadis dał radę zapieczętować również tę drobinę zakotwiczoną w twojej energii życiowej, dałoby się dokonać ekstrakcji tej mocy. – Jak tylko rudowłosa usłyszała te słowa, skojarzyła, że to delikatne ciepło w klatce piersiowej, które czuła od momentu zakończenia szału magii, musiało być tym, o czym mówiła Filia. – Znajdź w sobie tę drobinę. Uświadom sobie, że od tego momentu jest to część ciebie. Świadomość to kontrola, która daje początek Równowadze, która jest podstawową zasadą świata magii. – Tyle wystarczyło. Gdy zajrzała w głąb siebie, błyskawicznie znalazła tę cząstkę. Kapłanka miała rację, to była część niej. To proste przekonanie, rodząc się w jej wnętrzu, stworzyło pierwszy pomost zrozumienia pomiędzy nią a krainą Eques.
Kiedy ponownie otworzyła oczy, wszystko wyglądało niemalże zwyczajnie.  Pod jej stopami rosła normalna trawa. Kilka metrów dalej rosły przepiękne, liczące po sześć metrów, dęby. A za jej plecami na tle wykonanego w jasnym kamieniu dworu stała uśmiechnięta od ucha do ucha Filia.
- Doskonale, panno Lino! – Kapłanka z radością przyklasnęła w dłonie.
Lina jednak nie spojrzała na młodą kobietę. Z zachwytem obserwowała zachodzące słońce na tle iście czerwonego nieba. Dopiero wtedy dojrzała maleńkie, fioletowawe iskierki otaczające złoty glob. Gdy się dokładniej rozejrzała, zrozumiała, co jej nie do końca pasowało w tym krajobrazie. We wszystkim widziała pierwiastek mocy – dowód na to, że Filia mówiła prawdę – w Eques cała materia była napełniona magią. Na chwilę cały niepokój związany z przybyciem do tego nowego świata zniknął. Istnienie tej nieznanej energii stało się tak naturalne, że czerwonooka zaczęła się zastanawiać, jak mogła kiedykolwiek w nią wątpić.
- Widzisz, panie Zelgadisie? Poszło dokładnie, jak mówiłam. – kontynuowała zadowolona z siebie blondynka. Lina zareagowała dopiero na imię Zelgadisa, odwracając się za siebie.
- Czyli jednak byłeś w pobliżu. – powiedziała mało przyjemnie Lina, mierząc maga podejrzliwym spojrzeniem.
- Owszem. – skomentował krótko. – Zobaczymy, jak ci pójdzie jutro. – dodał, po czym zwrócił się do Filii. – Filia, zaprowadź jutro rano Linę na pole Venn. Ja póki co mam do wykonania obchód w Atlas.
- Myślisz, że natrafisz na jakieś dodatkowe poszlaki? – spytała kapłanka.
- Możliwe. – odparł, a następnie założył na głowę szary kaptur i chwilę później zniknął.
- Chodzi o tę grupę, której członkiem był ten, co zaatakował Ayneres? – Lina wytrąciła pytaniem blondynkę z chwilowej zadumy.
- Istnieje taka możliwość.  – przyznała ostrożnie niebieskooka.
Rudowłosa przez chwilę mierzyła blondynkę bacznym spojrzeniem.
- Skoro muszę tu chwilowo zostać, chcę dokładnie rozumieć swoje położenie. Więc myślę, że mam prawo do uzyskania szczerych odpowiedzi na moje pytania. – powiedziała, patrząc się Filii prosto w oczy.         
Kapłanka Ceiphieda uśmiechnęła się trochę ironicznie w odpowiedzi.
- Jak najbardziej. – potwierdziła. – Myślałam tylko, że interesuje cię tylko sposób jak najszybszego powrotu do twojego świata. Dlatego nieco się zdziwiłam, że zadajesz pytania dotyczące jednego z najważniejszych problemów Eques.
- To przez tą grupę jestem tutaj uziemiona, więc to chyba naturalne, że chcę wiedzieć o nich więcej, co nie? – spytała poirytowana Lina.
- Wiesz, część dziewczyn na twoim miejscu schowałaby się w kąciku i zaczęłaby histeryzować. – zauważyła kapłanka.
- A co by z tego przyszło dobrego?
- Zdecydowanie nic. – przyznała Filia, wzruszając ramionami. – Mam propozycję. Napijmy się herbaty… - W tym momencie nastąpiło głośne burknięcie, gdy Linie napój skojarzył się zjedzeniem, co przypomniało jej o tym, jak szalenie była głodna. – Zjedzmy coś. – dodała z lekkim uśmiechem. – A przy okazji odpowiem na twoje pytania.
Lina uśmiechnęła się szeroko.
- No, teraz gadasz do rzeczy.         
Po tych ustaleniach dwie młode kobiety ruszyły w stronę nieco onieśmielającego, potężnego dworu. Można by pomyśleć, że po ich odejściu na pięknym terenie otaczającym budynek nie dało by się znaleźć żywej duszy, jednakże byłoby to mylne przypuszczenie.
- Myślałem, że miałeś ruszyć na obchód, Zelgadisie. – W cieniu wielkiego dębu, rozległ się rozbawiony męski głos.
- Nie ruszę na żaden obchód, dopóki nie usłyszę celu twojej wizyty. – odparł chłodno stojący nieopodal mag.
- Oj, zawsze jesteś taki poważny i oficjalny. Jestem przecież tylko przyjacielem wpadającym z wizytą. – kontynuował mężczyzna, uśmiechając się beztrosko do poirytowanego rozmówcy.
Zelgadis zmierzył nowo przybyłego nieufnym spojrzeniem. Za każdym razem, gdy zjawiał się ten osobnik o półdługich fioletowych włosach, odziany w beżową tunikę, szare spodnie i ciemną pelerynę, podpierając się dla zabawy laską zakończoną czerwonym kamieniem, musiało się wydarzyć coś niepokojącego. Xelloss Metallium zawsze był zwiastunem nadchodzącego chaosu.
- Na pewno nie jesteś przyjacielem i nigdy nie robisz nic bez powodu. – przerwał mu chłodno wojownik. – Dlatego pytam się raz jeszcze, co cię tutaj sprowadza?
- Jesteś naprawdę niesprawiedliwy. Nie chcesz przyjmować starego przyjaciela, a na boku sprowadzasz do Eques całkiem ciekawe osóbki. – rzekł niby od niechcenia Xelloss, przez cały czas mrużąc zabawnie oczy.
- A co cię ona obchodzi? – spytał rozdrażniony mag.
- Chciałem cię tylko ostrzec. Może oni jeszcze o niej nie wiedzą, ale wśród nich jest ktoś, kto szybko może odkryć, jak zamierzacie obłaskawić moc Ayneres. – powiedział cicho nowo przybyły, uchylając lekko powieki. Spojrzenie zimnych, fioletowych tęczówek przerażało zwyczajnych ludzi. Natomiast tych, którzy znali Xellossa, powiadamiało o momencie, w którym tajemniczy osobnik zaczynał być śmiertelnie poważny.
- Chyba nie masz na myśli… – Zelgadis otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Tak. Podobno w ich szeregi wstąpiła Elsevien. – odparł krótko Xelloss.
Po bardzo długiej ciszy wojownik wykrztusił z siebie:
- Dlaczego mi o tym mówisz? Jaki masz w tym interes?
Fioletowowłosy z powrotem przymrużył oczy i uśmiechnął się szeroko.
- To tajemnica. – oznajmił i chwilę później zniknął.         

***

Pomieszczenie, do którego Filia zaprowadziła swojego gościa, miało dosyć osobisty charakter. Lina nie musiała się długo zastanawiać, aby dojść do wniosku, że znajduje się w pokoju gościnnym kapłanki Ceiphieda. Pokój może nie był zbyt duży, ale z pewnością sprawiał przytulne wrażenie. Na samym środku znajdywał się stół o kształcie elipsy otoczony czterema gustownymi krzesłami. W głębszej części stały dwa wygodne fotele zajmujące obie strony kominka, w którym wesoło iskrzył się ogień. Główną zawartość lokum stanowiła przepiękna kolekcja najróżniejszych filiżanek leżących bezpiecznie za szklaną otoczką wystawnego kredensu. Tuż obok uroczej zastawy znajdywały się drzwi prowadzące zapewnie, jak się domyślała rudowłosa, do sypialni.
- To, jak pewnie zauważyłaś, jest moja część mieszkalna. Rozgość się. – Blondynka wskazała jej gestem krzesło najbliżej kominka.
Lina zrobiła, jak jej powiedziała gospodyni i od razu wypowiedziała na głos zdanie, które cisnęło jej się na usta, od kiedy weszła do tego pomieszczenia.
- Jakoś tak inaczej wyobrażałam sobie wnętrze pokoju osoby związanej z magią.
- To, że mamy moc, nie oznacza, że tak bardzo różnimy się od innych ludzi. – odparła z uśmiechem Filia.
- Hm… A ty na pewno jesteś człowiekiem? – spytała Lina.
Słysząc to, blondynka w jednej chwili się zdenerwowała.
- A niby czemu nie?! – warknęła.
- Dlatego. – odpowiedziała rudowłosa, wskazując na smoczy ogon zakończony różową kokardką, który wydostał się spod sukienki kapłanki niemalże natychmiast po wydaniu przez nią pierwszego dźwięku poirytowania.
Filia powoli odwróciła głowę i spojrzała na własny ogon. Nie miała zbyt zadowolonej miny, ale po chwili uspokoiła się i ciężko westchnęła.
- Trzeba ci przyznać, że jesteś bystra. Chociaż w trochę irytującym znaczeniu tego słowa.
Lina uśmiechnęła się promiennie.
- Mimo wszystko uznam to za komplement. Więc czekam na twoją opowieść. – odparła, bez wątpienia odnosząc się do całkiem niedawnej obietnicy młodej kobiety.
Filia zrezygnowana opadła na krzesło.
- No cóż, jedynym pocieszeniem w tym wszystkim jest to, że dasz pewnie nieźle popalić panu Zelgadisowi. – powiedziała blondynka bardziej do siebie niż do gościa. – Ale może zanim przystąpię do udzielania konkretnych odpowiedzi, jak już wspominałam, coś zjemy?
- O tak! – przyznała z entuzjazmem czerwonooka, której kiszki grały marsza.
Gospodyni klasnęła w dłonie i już po chwili cały stół zapełnił się niewyobrażalnymi pysznościami.             
- Za pomocą magii robicie również jedzenie? – spytała rudowłosa. Miała wielką ochotę rzucić się na stojące przed nią dania, ale mimo wszystko chciała wiedzieć, co je.
- Nie. Te dania zostały wcześniej przygotowane przez naszą uzdrowicielką, której hobby jest gotowanie. Magia służy tylko do szybszego transportu. – wyjaśniła niebieskooka. 
Niższa dziewczyna jednak nie słuchała dalszej części wyjaśnienia, tylko rozpoczęła biesiadowanie. Filia w ogromnym szoku patrzyła, jak drobna, niewielka osoba pokonuje porcję dla trzech dorosłych mężczyzn w ciągu dwudziestu minut. Dopiero po zakończeniu posiłku na twarzy Liny pojawiło się błogie rozmarzenie.
- Zawsze tyle jesz? – spytała wciąż zdezorientowana kapłanka Ceiphieda. Przez ostatnie pół godziny popijała jedynie herbatkę na uspokojenie.
- Jak najbardziej. – odparła niezwykle zadowolona z siebie niższa dziewczyna.
- Rozumiem. A myślałam, że pan Gourry jest niepokonany w tym temacie…  – Blondynka wymruczała pod nosem tak cicho, że jej gość chyba nie zdołał jej usłyszeć.   
- No dobrze, więc wytłumacz mi, kim jest ta grupa rywalizująca z wami o moc Ayneres. – oznajmiła nagle Lina.
- To będzie dłuższa historia, więc może przesiądziemy się na fotele? Będzie nam wygodniej. –zaproponowała Filia.
Rudowłosa w odpowiedzi pokiwała głową i młode kobiety zgodnie podniosły się z krzeseł i usiadły na komfortowych siedzeniach przy kominku.
- Aby zrozumieć, kim jest ta grupa, musisz wiedzieć, jak wygląda historia świata magicznego. – Kapłanka rozpoczęła swoją opowieść, wpatrując się przez cały czas w ogień. – Dawno, dawno temu walczyły ze sobą dwa bóstwa. Rubinooki Shabranigdo – bóg zła oraz Płomienny Smok Ceiphied – jego jasny odpowiednik. W momencie, gdy ścierała się ich moc: czarna magia oraz święta magia dochodziło do powstania magii chaosu, nazywanej jednocześnie magią tworzenia. W wyniku działania tej siły na przemian tworzyły się wymiary, a w tym samym czasie ta moc doprowadzała stworzone światy do destrukcji. Ta walka, będąca motorem formowania się wszechświata, trwała przez wiele tysięcy, a może nawet milionów lat. W pewnym momencie dwójka tytanów znużyła się wiecznie nie rozstrzygającą się bitwą i zapadła w sen. Wtedy zaczęło się rozwijać życie w wymiarach, które przetrwały. Powstało wiele ras, lecz dwie z nich były najpotężniejsze: stworzone z czystej mocy Shabranigdo Mazoku oraz stworzone z czystej mocy Ceiphieda Shinzoku. Od tego momentu Mazoku i Shinzoku, zwane też Demonami i Smokami, kontynuowały walkę swoich bezpośrednich twórców. W pewnym momencie siły Shinzoku niemalże zwyciężyły, już prawie doprowadziły do anihilacji wroga… I właśnie wtedy stało się coś, co odmieniło całkowicie charakter tej wojny… – Filia na moment zamilkła.
- Co takiego się stało? – dopytywała Lina, którą ewidentnie wciągnęła ta historia.
- Właśnie wtedy świat niemalże przestał istnieć. – Oczy opowiadającej zamgliły się. – Wszyscy dowiedzieli się wtedy w niesamowicie bolesny sposób, że istnienie dobra bez zła nie jest możliwe. Dlatego walka Shabranigdo i Ceiphieda będzie trwała po wieczne czasy. Oba bóstwa wiedziały, że anihilacja przeciwnika będzie tożsama ze śmiercią zwycięzcy. A jednocześnie jako naturalne przeciwieństwa muszą toczyć ze sobą bój. Nie mogą żyć razem, lecz nie mogą żyć oddzielnie. Taka jest prawda o naszym świecie.
- Ale mówiłaś przecież, że oba bóstwa zapadły w sen. – zauważyła rudowłosa.
- Zapadły w sen w świecie materialnym. Natomiast w świecie duchowym ich walka trwa nawet w tej chwili, jak rozmawiamy. Ścierające się kawałki mocy czasami przechodzą jednak do świata materialnego w postaci Ayn albo, w przypadku większej dawki energii, ta moc zyskuje na chwilę materialną, niemalże ludzką postać i staje się Ayneres. – wytłumaczyła kapłanka Ceiphieda, spoglądając na swoją rozmówczynię.
Czerwonooka podświadomie przyłożyła dłoń do klatki piersiowej.
- Chcesz mi powiedzieć, że to, co we mnie wniknęło, to odłamek mocy Shabranigdo i Ceiphieda? – spytała z niedowierzaniem.
- Tak. – przyznała blondynka. – Wiem, że nawet na tle opowieści magicznych, może to brzmieć wybitnie absurdalnie, ale na to wskazują badania wielu Equeshan.
- No dobra. – stwierdziła Lina, podpierając głowę na jednej ręce. Faktycznie ilość tych rewelacji zaczynała ją przerastać. – Pomińmy to na razie. Co się stało, gdy okazało się, że Shinzoku nie mogły zabić Mazoku?           
- Obie strony konfliktu zostały zmuszone do znalezienia innego sposobu na rozstrzygnięcie swojego sporu. Jednocześnie pojawiło się wtedy inne zagrożenie. Niektórzy ludzie również bywali czasami obdarzeni mocą. Jedni się z nią rodzili, w innych wnikała Ayn, jednak wielu z nich nie potrafiło się nią posługiwać. A taki nieporządek w przepływie mocy, również mógł się przyczynić do zniszczenia świata. Stało się wtedy jasne, że Smoki i Mazoku mogą kontynuować swój konflikt, taka była w końcu ich natura, ale tylko w momencie, gdy będzie zachowana Równowaga. Utrzymanie Równowagi stało się warunkiem koniecznym, który musiał zostać spełniony, aby świat mógł istnieć nadal. I wtedy pojawił się pomiędzy siłami Smoków i Demonów Lei Magnus – człowiek obdarzony ogromną mocą, równającą się z siłami najpotężniejszych Mazoku i Shinzoku oraz niezwykłą mądrością. To on ustanowił nowy porządek, tworząc prawa Eques, ustanawiając ją ostoją Równowagi naszego wszechświata. Jako że Eques ma szczególne położenie, znajdując się w punkcie nakładania się na siebie wszystkich dwunastu wymiarów, wyznaczenie tego miejsca na strażnicę Równowagi było naturalnym posunięciem. Od tego momentu najpotężniejsze istoty obdarzone magią, szanujące zasadę Równowagi, pełniły funkcję Equeshan zwanymi też Strażnikami. W tym samym czasie Smoki i Mazoku na skutek różnych działań podzieliły pomiędzy siebie dwanaście wymiarów, w rezultacie czego w sześciu z nich większe wpływy mają Shinzoku a w pozostałych Mazoku. Konflikt trwa nadal, otwarta wojna jest zabroniona poprzez zasadę Równowagi, lecz wciąż przeklęte Demony wymyślają przebrzydłe sposoby przejęcia władzy w nienależących do nich wymiarach. – zakończyła Filia z widoczną irytacją na twarzy.
- Czyli jesteś po prostu przedstawicielką Shinzoku. – wtrąciła Lina.
- Zgadza się, chociaż nie myślałam, że tak szybko będę musiała się do tego przyznać komuś zupełnie nowemu. – odparła nieco poirytowana blondynka. – Jednak jak mam być precyzyjna, to należę do Ryozoku. Shinzoku nazywamy tylko czterech najwyższych przedstawicieli. Smokami nazywamy w zasadzie też tylko Ryozoku, a nie Shinzoku.       
- Skoro nazywacie siebie Smokami i masz smoczy ogon to oznacza, że możesz się zamieniać w smoka?
- Zgadza się. – odparła z dumą Filia.
- Ale możesz przyjąć ludzką postać.
- Dokładnie.
- Z Mazoku jest podobnie?
- Oczywiście, że nie! – obruszyła się Ryozoku. – Jak śmiesz przypuszczać, że te paskudne, szumowiny są w stanie przyjąć tak piękną i szlachetną formę, jaką jest forma smoka?!
- Wybacz, dowiedziałam się o istnieniu tych „szumowin” minutę temu.  – Rudowłosa zauważyła nieco ironicznie. Nie przejmowała się jednak, że poruszyła drażliwy temat i z powrotem skierowała rozmowę na interesujące ją tory. – To jak ta historia prowadzi do odpowiedzi na moje pierwsze pytanie?
Smoczyca po chwili się uspokoiła i kontynuowała opowieść.
- No cóż, jak to zwykle bywa w przypadku wszelkich reguł, zawsze znajdzie się ktoś, kto jednak będzie chciał je złamać.  W historii pojawiło się wiele istot o potężnej mocy, które nie zgadzały się z ustanowionym porządkiem. Zgodnie z przyjętymi prawami w Eques, takie jednostki należało albo pozbawić mocy albo w przypadku, gdy ekstrakcja mocy nie była możliwa, wtrącić je do oddzielnego wymiaru, z którego nie ma ucieczki, zwanego Ruelzaar. W pewnym momencie okazało się, że się myliliśmy, komuś w niewiadomo jaki sposób udało się uciec z Ruelzaar. I to był początek kłopotów. Wcześniej nawet najpotężniejszych przeciwników systemu udawało się pochwycić i sprawić, aby nie stanowili zagrożenia. Od jakiegoś czasu staje się to coraz trudniejsze. Mamy podstawy by twierdzić, że te osoby stworzyły zorganizowaną grupę. Nie wiemy co dokładnie planują, ale z pewnością nie jest to nic dobrego. W chwili obecnej polują na Ayn i Ayneres, niewątpliwie aby się wzmocnić. Tyle wiemy na dzień dzisiejszy.
- I chcecie zlikwidować tę grupę tylko na podstawie przypuszczeń, że knują coś niedobrego? – spytała nieco lekceważąco Lina.
- Oczywiście, że nie. – Filia spojrzała jej prosto w oczy. – Do tego czasu natrafiliśmy na kilkadziesiąt śladów ich działalności. Są nimi najczęściej zwłoki osób, którym siłą odebrano moc.
Rudowłosą przeszedł nieprzyjemny dreszcz. We wzroku jej rozmówczyni było coś, co kazało jej wierzyć, że jej słowa nie są żadną opowiastką, aby jej koniecznie wmówić, że znalazła się po tej lepszej stronie barykady. 
- Dlatego nie możemy pozwolić ci odejść. – kontynuowała niebieskooka. – Gdybyś wróciła do swojego świata, z pewnością by cię znaleźli i zabili. Naturalnie nie chcemy też, aby moc Ayneres, a właściwie powinnam już mówić – twoja moc, nie trafiła w ich ręce.
- Ale jednocześnie chcecie użyć mocy Ayneres do swoich celów. Mogę ci uwierzyć bez żadnych dodatkowych dowodów w to, że wasi przeciwnicy nie byliby dla mojego przypadku lepszą alternatywą. – Wciąż pamiętała bezlitosne złote tęczówki człowieka, który bez wątpienia chciał ją zabić. – Z drugiej strony przedstawiasz mi Equeshan jako jedyne słuszne stowarzyszenie, nad którym nikt nie sprawuje dodatkowej kontroli. W to tak łatwo nie uwierzę. Może inni się wam sprzeciwiają, bo Eques nie jest ostoją takiej sprawiedliwości, o jakiej mi mówisz. – wtrąciła  Lina, obdarzając kapłankę Ceiphieda uważnym spojrzeniem.
- Wierz mi, że jeżeli faktycznie opanujesz swoją moc. – Smoczyca podkreśliła słowo „swoją”. – Nikt nie będzie mógł zmuszać cię do czegokolwiek, chyba że będziesz łamać prawo Równowagi. Nie przeczę, że Eques nie jest doskonałą instytucją. Mi samej niektóre posunięcia się nie podobają. Lecz dotychczas nie udało się stworzyć lepszego systemu. Samo zmuszenie do współpracy Smoków, Demonów i ludzi jest niemalże cudem. I często na tym tle dochodzi do konfliktów pośród wielu Strażników. Ale w tej jednej sprawie wszyscy są jednomyślni. Nie wolno dopuścić do zakłócenia Równowagi.
Rudowłosa siedziała przez chwilę w milczeniu, trawiąc usłyszane informacje. To wszystko brzmiało chwilami po prostu niedorzecznie! Z drugiej strony, jeżeli przyjęła założenie, że magia naprawdę istnieje, to cała ta historia mniej lub bardziej tworzyła pewną w miarę logiczną całość. Nie miała jednak wątpliwości, że Filia nie mówi jej o wszystkim. Postanowiła nie podejmować w chwili obecnej żadnych decyzji. Prędzej czy później pozna wszystkie aspekty swojej nowej sytuacji i dopiero wtedy będzie mogła coś zdziałać. W tym momencie mówili jej, że powinna opanować „swoją” moc. Wydawało się to dosyć rozumnym posunięciem. Niewątpliwie szał magii był niebezpieczny zarówno dla niej, jak i dla otoczenia. Nie mogłaby w takim stanie wrócić do Atlas. Nie w przypadku, gdy stanowiła zagrożenie dla wszystkich, którzy ją otaczali. Z drugiej strony nauka magii, nie potrafiła tego jakoś racjonalnie wytłumaczyć, jakoś dobrze jej się kojarzyła. Czuła, że temacie dotyczącym mocy, mogła tym ludziom zaufać.
- A czym jest Rezonans? – spytała nagle.
Filia ponownie obserwowała tlące się w kominku płomienie.
- Gdy spotkają się dwie osoby o zbliżonym poziomie mocy, możliwe jest znaczne zwiększenie ich mocy. W momencie łączenia tych dwóch mocy dochodzi do jej zwielokrotnienia. Taki proces nazywamy Rezonansem. Niestety znalezienie takiej osoby, która miałaby podobną moc do naszej, jest dosyć trudne. A idealne zgranie jest jeszcze trudniejsze. Najczęściej Rezonansu mogą uzyskać bliźnięta. Z tego względu, że rzadko kto posiada bliźniacze rodzeństwo, przy szkoleniu wojowników stara się ich łączyć według zbliżonego poziomu mocy. W takim przypadku stosunkowo często zachodzi przynajmniej niewielki Rezonans, który i tak jest źródłem znacznego przypływu mocy. Natomiast tej grupie jakimś cudem udaje się znajdywać pary zdolne do osiągania naprawdę zaawansowanego Rezonansu. Dlatego w krótkim czasie mogą zacząć stanowić dla nas naprawdę poważne zagrożenie. A gdyby panu Zelgadisowi udało się osiągnąć z kimś Rezonans… Przy takiej mocy przynajmniej nasz wymiar nie musiałby się już niczego obawiać.
- Zelgadisowi z nikim nie udało się osiągnąć Rezonansu? – spytała Lina. Powoli zaczynała rozumieć, dlaczego Filia tak nalegała, aby dziewczyna zaczęła się uczyć magii.
- Jego problem polega na tym, że jest zbyt silny. W naszym wymiarze nie ma nikogo, kto by mu dorównywał. Jednak ty panno Lino, gdybyś uzyskała kontrolę nad swoją mocą, myślę że byś mu dorównała. – W oczach Smoczycy pojawił się ten sam entuzjazm, jak przy pierwszym razie, jak wspomniała o Rezonansie.
W jednej chwili rudowłosa poczuła się mocno poirytowana.
- Wiesz co, teraz mogę trochę zrozumieć reakcję Zelgadisa. – Co nie zmieniało faktu, że Lina wciąż uważała to za nieco obraźliwe. – Oczekujesz, że świeżo upieczona adeptka magii jak ja opanuje coś tak obezwładniającego? Nie wiesz, o czym mówisz. – powiedziała mało przyjemnie. Im dłużej wspominała przebłyski resztek świadomości z czasu szału magii, tym większą  miała świadomość, ile mocy się w niej znajdywało.
- Możliwe, że nie wiem, ale Zelgadis rozumie twoje położenie znacznie lepiej niż ci się wydaje. – odparła wesoło blondynka. Niezbyt sympatyczna odzywka jej rozmówczyni bynajmniej nie ostudziła jej zapału.             
- Co masz na myśli? – spytała z powątpiewaniem rudowłosa.
- Nie wolno mi zagłębiać się w szczegóły. Pan Zelgadis nigdy by mi tego nie wybaczył. Ale myślę, że jak przyjdzie odpowiedni czas, sam ci wszystko opowie. – odparła blondynka, patrząc jednocześnie na zegarek. – Ale jest już późno! – Dochodziła północ. – Może już wystarczy na dzisiaj? Masz za sobą ciężki dzień, panno Lino.
- To prawda. – przyznała czerwonooka. Dopiero, gdy uświadomiła sobie, jak jest już późno, zdała sobie sprawę z własnego zmęczenia.
- Zaprowadzę cię do naszej sypialni gościnnej. Myślę, że będziesz się tam dobrze czuła.
Lina pokiwała tylko głową i ruszyła za kapłanką Ceiphieda. Faktycznie musiała się wyspać, aby mieć siły na przeanalizowanie wszystkiego, co usłyszała. Zwłaszcza, że miała świadomość, że nie została poinformowana o wszystkich aspektach swojego położenia.

***

Od kiedy pamiętała, co pewien czas śniła ten sam sen. Po przebudzeniu nigdy nie mogła sobie przypomnieć jego treści, ale za każdym razem towarzyszyła jej dziwna mieszanka smutku i nienawiści. W myślach porównywała to nieprzyjemne wrażenie do sytuacji, w której nieświadomie zjadłaby coś wyjątkowo obrzydliwego, a o czym świadczyłby jedynie paskudny posmak w ustach. Ta nieco abstrakcyjna metafora dosyć dobrze oddawała nietypowość tego doświadczenia. Wiedziała, że gdzieś w jej podświadomości tkwił koszmar, którego nie chciała do siebie dopuścić, tylko na podstawie tego niemiłego odczucia i pojedynczych obrazów zupełnie nie składających się na jedną całość.
W ostatnich latach ten sen pojawiał się coraz rzadziej. Już niemalże zapomniała o jego istnieniu, gdy postanowił o sobie przypomnieć właśnie w momencie, kiedy naprawdę miała się o co martwić. Świetliste dziewczynki. Nowe wymiary. Magia. Jedni magiczni ludzie. Drudzy magiczni ludzie… chcący ją na dodatek zabić. O tak, zdecydowanie miała powody do narzekań, więc ten nieprzyjemny koszmar naprawdę nie poprawiał jej nastroju.
Lina Inverse jednak nigdy nie należała do osób zbyt długo przejmujących się przykrymi sytuacjami. Była niewątpliwie człowiekiem czynu i potrafiła się znaleźć w każdej sytuacji. Po przemyśleniu swojego położenia podjęła jedną ważną decyzję. Uśmiechając się pod nosem, podniosła się z łóżka w pełni wypoczęta i z jasnym planem działania. Może trafienie do Eques nie było jednak takie złe…   

***

Aby znaleźć się na polu Venn, trzeba było odbyć półtoragodzinny spacer, przechadzając się piękną alejką otoczoną potężnymi dębami. Ta wycieczka niewątpliwie miała niezrównane walory estetyczne, ale jednak dla osoby, która znalazła się w świecie wypełnionym magią, piesza wędrówka była mało emocjonującym sposobem przemieszczania się.
- Przypomnij mi, dlaczego w świecie pełnym magii mam pokonywać taki szmat drogi na piechotę? – spytała nieco poirytowana rudowłosa. Naprawdę nie miała nic przeciwko spacerom. Była doskonałym piechurem. Ale przybywając do świata, w którym cała materia była przepełniona magią, spodziewała się bardziej ekscytujących wrażeń. 
- Bo jeszcze nie opanowałaś teleportacji. – wyjaśniła krótko Filia. – Im bardziej będziesz biegła w tajnikach mocy, tym mniej będziesz zmuszona do takich spacerów. Zresztą jesteśmy już prawie na miejscu.
Lina wydała z siebie okrzyk zniecierpliwienia.
- Powtarzasz mi to już od godziny!
Zanim Filia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, w jednej chwili cały otaczający je krajobraz uległ zmianie. Leśna ścieżka zniknęła, ustępując miejsca ogromnej, zdającej się nie mieć końca, łące.
- O już, jesteśmy na miejscu. – poprawiła się z uśmiechem blondynka.
Rudowłosa już otwierała usta, aby coś odwarknąć, kiedy coś dziwnego przykuło jej uwagę.
- Co to za trawa? – spytała. – Jest jakaś inna od trawy otaczającej wasz dwór. – Odnosiła się do ciemnej aury unoszącej się nad łąką. Po opanowaniu Pierwotnego Widzenia była w stanie bez problemu wyczuć magiczną atmosferę tego, co ją otaczało.
- Masz rację. – Nagle za jej plecami rozległ się męski głos. – To specjalny rodzaj trawy pochłaniający nadwyżkę mocy. Dzięki temu łatwiej jest zapanować nad niestabilną energią.
Czerwonooka natychmiast się odwróciła i ujrzała młodego chłopaka o lawendowych włosach ubranego w szare spodnie i w tego samego koloru tunikę. Dopiero gdy ujrzała szafirowe tęczówki, rozpoznała nowo przybyłego.
- Zelgadis?
- Yhm. – przytaknął obojętnie.
- To jest normalna postać pana Zelgadisa. – Pośpieszyła z wyjaśnieniem kapłanka Ceiphieda, stając pomiędzy tą dwójką. – W momencie zagrożenia pan Zelgadis przyjmuje…  – Na chwilę się zawahała. – …tamtą postać.
- To każdy w tym wymiarze może zmieniać dowolnie postać? – spytała Lina, ignorując fakt, że atmosfera na chwilę zrobiła się cięższa.
- Gdyby tak było, na pewno nie zdecydowałbym się na tamtą formę. – odparł ponuro Zelgadis.
- A co jest niby z nią nie w porządku?
Wojownik obdarzył ją  ewidentnie zdziwionym spojrzeniem.
- No to jest chyba oczywiste.
- No chyba jednak nie. – odparła rudowłosa. – To wyjaśnicie mi o co chodzi z tymi przemianami, czy nie? – dodała zniecierpliwiona, widząc tylko zaskoczenie na twarzy maga i lekki uśmiech na twarzy blondynki, która jeszcze przed chwilą wydawała się być nieco zaniepokojona.
- Tylko Ryozoku mogą się zmieniać w smoki. To jest cecha charakterystyczna dla naszej rasy. Natomiast w przypadku pana Zelgadisa wygląda to trochę inaczej. Ta…
- Powiedzmy, że jest to wynik pewnych eksperymentów magicznych. – Mężczyzna wszedł jej w zdanie. – Z których na pewno bym nie korzystał, gdyby nie wymagała tego sytuacja. – oznajmił tonem kończącym wszelką dyskusję. – Więc może weźmiemy się za to, za co mamy się zabrać? 
- Hm… wczoraj odniosłam wrażenie, że nie za bardzo miałeś ochotę na zostanie moim nauczycielem. – zauważyła złośliwie Lina.
- Opanowałaś Pierwotne Widzenie dosyć szybko. To świadczy, że może nie będzie to aż takie marnotrawstwo czasu, jak myślałem na początku. – przyznał, uśmiechając się drwiąco.
W oczach rudowłosej pojawił się błysk satysfakcji.
- Czyli zdecydowałeś się zostać moim nauczycielem… Ale ja jeszcze nie zgodziłam się na pobieranie nauk.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała nieco zaalarmowana Filia.
- Wczoraj wiele się wydarzyło. Dostałam od ciebie kilka informacji, chociaż wciąż są rzeczy, o których nie raczyłaś wspomnieć. Przemyślałam to dokładnie i musimy ustalić jedną rzecz. Jeżeli zostanę tutaj, aby uczyć się magii, moje życie w Atlas stanie w miejscu. A mam tam zacząć studia i codziennie pracowałam, aby na nie zarobić. Jeżeli uda mi się z Zelgadisem osiągnąć Rezonans, będzie to dla was ogromna korzyść, więc myślę, że mam prawo do ubiegania się o wynagrodzenie. – oznajmiła bez skrępowania.
Przez chwilę zapadła cisza. A moment później dało się usłyszeć śmiech maga. Lina nie mogła powstrzymać myśli, że wiecznie poważnemu wojownikowi naprawdę jest z nim do twarzy.
- To w sumie sprawiedliwe żądanie. – skomentował, po czym spojrzał na Filię. – Nasza smocza kapłanka na pewno z radością się tym zajmie.     
Młoda kobieta zupełnie pobladła. Jeżeli ta dziewczyna miała takie wymagania finansowe, jaki miała apetyt, ich budżet mógł się znaleźć w poważnym niebezpieczeństwie.
- Jakiej stawki oczekujesz? – zwróciła się ostrożnie do czerwonookiej.
- Hm… Gdybym wciąż mieszkała bezstresowo w Atlas, spokojnie zarobiłabym 2000 sztuk złota przez miesiąc. Tutaj zostałam wplątana w śmiertelnie przerażające rozgrywki, prawie straciłam życie, więc rozumiesz, musi się w moim wynagrodzeniu znaleźć również odszkodowanie za wciągnięcie pięknej, młodej, niewinnej dziewczyny, która ma całe życie przed sobą, w tak niebezpieczną sprawę. Sama wspominałaś o moim niesamowitym potencjale, ale wezmę jednak poprawkę, że jestem mimo wszystko początkująca, więc powiedzmy, że 10000 sztuk złota będzie wystarczającym pocieszeniem. – zakończyła z rozbrajającym uśmiechem.
- ILE?!!! – wrzasnęła Filia. – To jest absolutnie niemożliwe!!!
- W zasadzie te wymagania zostały odpowiednio uargumentowane. – wtrącił Zelgadis.
- Po kogo stronie ty stoisz?! Władze Seyrun nigdy się na coś takiego nie zgodzą!
- Sprawy finansowe to nie moja działka. – odparł krótko, wzruszając ramionami w oczywisty sposób zrzucając wszystko na koleżankę po fachu.
Ryozoku wzięła głęboki wdech i wydech.
- Panno Lino, obawiam się, że niestety mogę ci zaoferować, jedynie 6000 sztuk złota i ani monety więcej!
- Hm… No dobra, znaj moje dobre serce. Ewentualnie mogę zejść do 9500 sztuk złota.
- Panno Lino!
- Wybacz, muszę zadbać o odpowiednią motywację dla siebie. Idea Równowagi jest niezwykle zacna, ale nie wynagrodzi mi ona stresu i niebezpieczeństw, przez jakie musiałam i będę musiała przechodzić. – oznajmiła ze stoickim spokojem Lina.
Zapadła cisza. Widać było, że Smoczyca mocno bije się z myślami.
- 8000 sztuk złota. – wycedziła przez zęby.
- Hm….  – Rudowłosa zaczęła się ostentacyjnie zastanawiać. – Niech będzie. – oznajmiła z uśmiechem, wyciągając rękę do blondynki na przypieczętowanie umowy.
Kapłanka Ceiphieda niechętnie uścisnęła dłoń nowej koleżanki.
- A na początku wydawałaś się taka niewinna.
- Czytaj: podatna na manipulację?
- Nie… Po prostu niewinna.
- To miałaś całkowitą rację. Jak najbardziej jestem niewinna.
- Niewinna? Ty? Ech, dobra, zostawiam was samych. Miłej nauki. – powiedziała bez entuzjazmu i sekundę później zniknęła z pola Venn.
- Przyznaj się, ile chciałaś utargować? – spytał nagle Zelgadis, gdy miał pewność, że Filia naprawdę jest już daleko od tego miejsca.
- 5000 góra. Ale twoja smocza kapłanka jest naprawdę szczodra. – odpowiedziała z satysfakcją Lina.
- Muszę przyznać, że targować się potrafisz. – odezwał się z pewnym uznaniem w głosie wojownik. – No, ale zobaczymy, jak się sprawdzisz w prawdziwej nauce.

***

Filia była wyjątkowo nie w humorze. 8000 sztuk złota! Chyba naprawdę oszalała. Z drugiej strony nie pamiętała, kiedy ostatnio Zelgadis się śmiał. Niewiadomo kiedy ta dziewczyna zyskała przynajmniej początkową akceptację mistrza magii ziemi, wyjątkowo zamkniętego w sobie człowieka dopuszczającego do siebie tylko nielicznych. Gdyby rudowłosa zdała sobie sprawę, ile dla wojownika znaczyły słowa „A co jest niby z nią nie w porządku?” w odniesieniu do postaci chimery. Może Lina pomoże mu choć trochę ukoić ból zadany magowi przez tamtego człowieka?
- Chyba przy tej nowej dziewczynie pójdziecie z torbami. – Tuż obok jej ucha rozległ się najzłośliwszy głos, jaki kiedykolwiek istniał we wszystkich dwunastu wymiarach. Błyskawicznie zapomniała o przedmiocie swoich rozmyślań, odsunęła się od niego gwałtownie i wrzasnęła:
- XELLOSS!!! CO TY TUTAJ ROBISZ?!!!
- No jak to co? Byłem w okolicy, więc nie mogłem nie odwiedzić mojego ulubionego smoka. – odparł z uśmiechem fioletowowłosy mężczyzna.
- Twojego… Ulubionego… Smoka…  – Ryozoku zaczęła drżeć ze złości. – Przestań o mnie mówić jak o jakimś psie!!!
- Tsk, tsk, tsk. – zacmokał niezadowolony. – Jesteś równie niewychowana jak Zelgadis. Zamiast mnie zaprosić na herbatę ty tylko stoisz i się na mnie wydzierasz. – dodał, pokazując jej list z pieczęcią. Xelloss Metallium był przede wszystkim Mazoku, jej naturalnym wrogiem. Ale jednocześnie sprawował funkcję ambasadora wymiaru Wolf Pack Island. Widząc oficjalną pieczęć, nie miała prawa go oficjalnie wrogo traktować. W momencie, gdy Równowaga była zagrożona, wszystkie 12 światów musiało zgodnie współpracować. Z drugiej strony wiedziała, jak ten perfidny Demon upajał się tą chwilą.
- Rozumiem, że dopóki nie zaproszę cię na herbatę, nie dostanę tego listu, tak? – wycedziła przez zęby.
- Gdzieżbym śmiał stawiać takie żądania? Wymagam tylko tyle, co przeciętny ambasador, ciepłej i kulturalnej gościny.
Czyli bez herbaty nie miała szansy na dostanie tego listu. A jeżeli ona, kapłanka Ceiphieda, nie dostarczy do Seyrun oficjalnego dokumentu, to właśnie ona będzie za to odpowiadać. Przeklęty, parszywy namagomi...
- Na jaką herbatę ma pan ochotę, panie ambasadorze? – spytała z całą oficjalną grzecznością, na jaką było ją stać.
- To brzmi wyjątkowo sztucznie. Musisz się trochę bardziej postarać.
- Jaką herbatą chcesz się zadławić, parszywy Mazoku?! – krzyknęła.
- Tessendro, jeśli masz. – odpowiedział grzecznie Demon.
Filia westchnęła ciężko. Jeszcze tylko troszkę… Zrobi herbatę… On da jej list… I cudowny spokój powróci do jej świata…
W milczeniu zaprowadziła go do oficjalnej sali wizytowej i sięgnęła do swojego tajemnego herbacianego zapasu. Skąd ten namagomi wiedział, że ostatnio zdobyła Tessendro? To przecież był tak mało znany napój. Polowała na niego niemalże przez ostatnie  10 lat.. Westchnęła ciężko i podała niemile widzianemu gościowi filiżankę, wskazując, aby zajął miejsce przy długim, białym stole.
Pokój do przyjmowania gości wysokiej rangi był najpiękniejszym pomieszczeniem w całym dworku. Sufit podtrzymywały liczne kolumny z wyrzeźbionymi smoczymi głowami, doskonale oddającymi piękno i godność tych niesamowitych stworzeń. Ściany pokryto licznymi arrasami wyszywanymi złotą nicią. W centralnej części znajdywał się stół, przy której siedziała para naturalnych wrogów. Cała sala wizytowa została zbudowana na cześć Ceiphieda i kapłanka Smoczego Bóstwa doskonale wiedziała, że właśnie tutaj poddany Shabranigdo będzie się czuł najmniej komfortowo.
Xelloss jednak doskonale potrafił ukrywać swoje niezadowolenie, jeśli tylko leżało to w jego interesie. Na pierwszy rzut oka Mazoku siedział wygodnie w fotelu, racząc się wyszukanym aromatem herbaty. Filia mogła mieć tylko nadzieję, że pod powłoką niewzruszonej maski krył się pewien dyskomfort.
- Czy teraz mogę otrzymać ten list? – spytała, ogromną siłą woli powstrzymując kolejny wybuch złości.
Demon ostentacyjnie się zamyślił.
Do Filii szybko doszło, że zobaczyła ten gest dzisiaj już po raz drugi. Dawno jej cierpliwość nie została wystawiona na taka próbę.
- No dobrze. Zasłużyłaś. – odparł radośnie Xelloss  i delikatnie poklepał ją po głowie.
- TERAZ JUŻ PRZESADZIŁEŚ NAMAGOMI!!! – wydarła się blondynka, dobywając wielkiej, pokaźnej maczugi. 
- Jak mnie nazwałaś? – spytał Mazoku.  Po raz pierwszy od początku wizyty jego humor się nieco pogorszył.
- DAJ MI TEN PRZEKLĘTY LIST!!! – Ryozoku wzięła szeroki zamach i rzuciła się na Demona.
- Tsk, tsk, tsk. No wiesz co, psuć meble we własnym domu? Ale z ciebie agresywny Smok. I tak mają wyglądać poplecznicy dobrego Ceiphieda? Cóż za zakłamanie. – Pokręcił głową Mazoku stojący tuż za Filią, której maczuga doszczętnie zniszczyła krzesło, gdzie chwilę wcześniej siedział Demon. Jak tylko blondynka wydała z siebie następny okrzyk wściekłości i po raz kolejny uniosła swoją broń, mężczyzna dodał. – Uważaj, bo zaraz zniszczysz swój drogi list.
Filia na chwilę znieruchomiała. Gdyby w tym momencie zaatakowałaby swojego gościa, list zostałby rozerwany na strzępy. Opanowała się na tyle, na ile mogła i wyrwała fioletowowłosemu dokument z ręki. Szybko rozerwała kopertę i zaczęła czytać. W tej chwili nie obchodził ją fakt, że dostarczony do Seyrun list powinien być w stanie nienaruszonym. A im bardziej dochodziło do niej zrozumienie zawartych w nim słów, tym bardziej rozszerzały się jej oczy.
- To niemożliwe. – wydukała, siadając jednocześnie na białym krześle.
- Niestety się mylisz. – odparł poważnie Mazoku, uchylając lekko powieki. – Wiele niewyobrażalnych rzeczy okazuje się być prawdą. Tak jak na przykład fakt, że mrok nie może istnieć bez światłości. – Ostatnie zdanie powiedział niezwykle cicho. Przez tę jedną chwilę zimne fioletowe tęczówki spotkały się z niebieskimi przerażonymi oczami. Sekundę później Ryozoku już była sama w sali wizytowej.
Oszołomiona siedziała bez słowa. Dopiero po pewnym czasie dało się usłyszeć jej cichy szept.
- A światłość nie może istnieć bez mroku…

Charat - 2013-02-08 00:32:57

Po bardzo szybkim przejrzeniu - nie jest źle. Wyłapałam kilka niepotrzebnych przecinków i jedno niepotrzebne powtórzenie: 8000 tysięcy sztuk złota. Chyba miało być osiem tysięcy sztuk złota albo 8000 sztuk złota, a wyszło masło maślane.

Ale jak na razie jest nieźle. Historia nam się pięknie rozwija, sporo zostało wyjaśnione. A jednocześnie pojawiły się nowe wątki. Czytelnik zaintrygowany.

Z fangirlowego punktu widzenia zrobiłam squee jak padło imię Gourry'ego xD Ale spoko, nie robię sobie wielkich nadziei. Ot daję znać, że miło było zobaczyć jego imię w tekście.

Meitsa - 2013-02-09 21:44:49

Bardzo mi się podobało. Myśle, że teraz równowaga została w tekście zachowana :) Po prostu zagłębiłam się w ciekawą lekturę. Były jakieś małe błędy gramatyczne czy stylistyczne, ale sama mówiłas, że dopiero będziesz to poprawiać.
Rozumiem, że na swoje potrzeby przyjęłaś, że Shabbi i Ceiphid przyczynili się do stworzenia wszystkich wymiarów, a nie że są władcami dobra i zła w jednym slayersowski wymiarze.
Cieszę się, że Gourry dołączy do gromadki, brakuje tylko Amelii :)

Meitsa - 2013-02-09 21:57:57

Co do mnie to zapędziłam się w ślepy zaułek. Mam problem z logicznym rozwiązaniem konfliktu w fabule, a nie mogę nic powiedzieć żeby się poradzić, bo to będzie jeden wielki spoiler od ktorego będzie od początku wiadomo o co chodzi w ficku :(
Na razie cały czas zbieram pomysły, analizuje je i mam nadzieje, że w końcu wymyślę coś sensownego. Bez tego nie mogę ruszyć z fabułą, bo jak już coś wymyśle, to będzie to miało wpływ na początek.

Charat - 2013-02-09 22:13:44

Meitsa napisał:

Co do mnie to zapędziłam się w ślepy zaułek. Mam problem z logicznym rozwiązaniem konfliktu w fabule, a nie mogę nic powiedzieć żeby się poradzić, bo to będzie jeden wielki spoiler od ktorego będzie od początku wiadomo o co chodzi w ficku :(
Na razie cały czas zbieram pomysły, analizuje je i mam nadzieje, że w końcu wymyślę coś sensownego. Bez tego nie mogę ruszyć z fabułą, bo jak już coś wymyśle, to będzie to miało wpływ na początek.

Charat nie obawia się spojlerów, to spojlery obawiają się Charata!

Dawaj na PMkę albo na mail, to chętnie pomogę.

Dla przypomnienia: charatka@hotmail.com

Meitsa - 2013-02-09 22:15:50

Najpierw skonsultuję pomysły z męską połówką, a jak nic z tego nie wyjdzie to napiszę do ciebie i Guenh :)

Charat - 2013-02-09 22:22:42

Spoko, nie ma pośpiechu xD

Meitsa - 2013-02-09 22:32:53

Ale to nie w porządku, że będziecie znały fabułe! :( Gdzie to radość z czytania kolejnych rozdziałów?

Charat - 2013-02-09 22:54:24

Będzie radość innego rodzaju. Jeśli moge komuś pomóc to lepiej się czuję sama ze sobą.

A druga rzecz, ja nie lubię czekać na rozdziałówki. Zawsze patrzę, czy już jest znaczek 'complete'. Mam teraz jednego fica, który się updateuje powoli. Raz na kilka miesięcy.

Jestem bliska zawału.

Meitsa - 2013-02-09 23:22:27

Ajć, nie zabrzmiało to dobrze. Przynajmniej te słowa to jakaś sensowna motywacja dla mnie

Charat - 2013-02-09 23:30:01

Ano. Ale przynajmniej jest wart czekania, każdy rozdział bardzo gra na emocjach. Sądząc po recenzjach, nie tylko moich xD

Cieszę się. Jakby co, to pamiętaj, że chętnie służę pomocą. I lubię spojlery XD

Meitsa - 2013-02-09 23:36:35

W pewnym sensie ja też lubię spoilery (czyjeś), ale spoilery nie lubią mojej twórczości XD

Charat - 2013-02-09 23:42:06

Ano, większość osób lubi tzw. spojlery naprowadzające. Takie, co ci nie mówią całej prawdy ale sa jak wskazówka. Dzięki temu ludzie czują się tak, jakby na moment zajrzeli za kulisy xD

Meitsa - 2013-02-09 23:46:50

No ale ten mój to poda wszystko na tacy!

Charat - 2013-02-10 00:24:07

No i dobrze. Naga prawda XD Na tacy XD

Hmm, skojarzyło mi się z Naghą bez ubrania, leżącą na gigantycznej tacy.

Meitsa - 2013-02-10 12:19:55

Hm, tylko Nagha wyginająca się prężnie w stronę męskiej widowni czy taka związana jak prosię z jabłkiem?

Wczoraj byly konsultacje i okazało się, że to co wymyśliłam trzyma się kupy :D Wiec wilk i owca cała, mogę pisac, a wy nie znacie szczegółów czy ogółów :D

Charat - 2013-02-10 20:11:28

Znaczy się, myślałam coś w rodzaju takiej stylizacji jak na rozkładówce plejboja z dawnych lat, z Naghą ładnie udrapowaną na tacy w jakiejs kuszącej pozie, ale ta twoja wizja z jablkiem w pyszczku też intrygująca XD Tylko Nagha mi wygląda na osobę, która by prędzej kogoś związała niż dała związać i pozować do aktów shibari.

Rinsey - 2013-02-10 20:26:50

Nagha z jabłkiem w pyszczku XD Chciałabym coś takiego zobaczyć XD. A tak ogólnie to, czy wszystkie Wasze fiki są dostępne na forum? Czy wrzucacie tutaj część a inne na przykład na bloga?

Dzięki też za opinie na temat mojego rozdziału drugiego, dzięki Wam mam już w sumie zamysł na prawie cały trzeci rozdział :)

Meitsa - 2013-02-10 20:29:02

Ja mam ostatnio spory zastój w pisaniu, ale jak coś napiszę, to w pierwszej kolejności bedzie w dziale "Przeznaczenie" albo "refleksje o przemijaniu" :)

Rinsey - 2013-02-10 20:31:22

Dzięki za info :) Zajrzę w takim razie :) A na Tanuka coś czasem wrzucacie?

Charat - 2013-02-10 20:32:52

Uh, oh.
Wszystkie moje stare fice są na Fanslayers. Jak coś nowego napiszę w Slayersowej tematyce, to pewnie powiadomię.

Co do reszty pisarstwa, to różnie bywa.

Meitsa - 2013-02-10 20:33:15

Na Tanuku są moje stare fanfiki pisane jeszcze w za czasów FanSlayers, a nowości pojawiać tam się bedą jak będę miała tutejsze wypociny w wersji alpha :)

Rinsey - 2013-02-10 20:38:02

Czyli jest jeszcze możliwość, że Tanuk ponownie zostanie zdominowany przez Slayersów ;) Bo ostatnio jakoś tam można znaleźć tylko albo Twórczość własną albo Durarę ^^'

Meitsa - 2013-02-10 20:40:02

Ano fakt, dużo wlasnej twórczości jest i nie dość, że cięzko colokwiek nowego znależć to nie wpomnę o czymś naprawdę dobrym co zostaje w pamięci :(

Charat - 2013-02-10 20:43:31

Huh, musiałabym wejść na tego Tanuka. Dawno nie byłam.

Kiedyś zaczęłam tam czytać fica z Sherlock'a, ale był bardzo dziwny. Trochę mnie to zniechęciło.

Rinsey - 2013-02-10 20:54:05

Niestety macie rację :/ Czasem zaglądam do tych tekstów i czasami naprawdę aż szkoda czytać. Raz napotkałam tekst dosłownie bez prawie ani jednego przecinka O.o'. Czytało się to strasznie. Fica z Sherlock'a nie czytałam, ale za to znalazłam kilka niezłych fików z Harrego Pottera :)

Meitsa - 2013-02-10 21:01:11

Ja czasami z chęcią bym poczytała dobrego fika z Hellsinga, ale mogę zadowolić się tylko Fanfiction.net

Charat - 2013-02-10 21:05:53

Brak przecinków szybko rozwiąże załatwienie sobie beta reader'a. Mnie w tym fiku bardziej irytowało to, że postaci w ogóle nie można było poznać. Jakby im ktoś wyprał mózgi.
Nie lubię, jak coś tylko udaje zapowiadaną kontynuację, heh. Może mam za wysokie wymagania, ale jak chcę sobie poczytać fika z określonej serii to zazwyczaj znaczy, że mam nadzieję spotkać swoich ulubionych bohaterów a nie 'zastępstwo z ostatniej chwili'.
Może za bardzo marudzę.

Rinsey - 2013-02-10 21:05:55

Hm... A znasz może Findel? Uwielbiam jej fiki ze Slayersów, wiem, że pisze jeszcze o Hellsingu, chociaż tych fików nie czytałam. Ale jeżeli mają podobny poziom, jak te ze Slayersów to spokojnie mogę je polecić :)

Meitsa - 2013-02-10 21:08:41

A gdzie tą/tego Findela moge znaleźć? Zainteresowałaś mnie.

Ja uważam, że to dobrze mieć wysokie wymagania, przynajmniej przez to twórczy muszą się bardziej starać i pracują nad swoim warsztatem.

Charat - 2013-02-10 21:11:19

Ano, dobrze je mieć. Trudniej zaspokoić xD

Rinsey - 2013-02-10 21:11:48

Tutaj :) http://www.fanfiction.net/u/262924/Findel Findel naprawdę przez lata staje się coraz lepsza, chociaż niezły z niej paskud, bo porzuca świetne fiki T.T

Guenh - 2013-02-10 21:15:58

Z tego, co widzę to same Lina/Zel :) Trudno uwierzyc, że to kiedyś był mój ulubiony pairing, na punkcie którego miałam obsesję niemal tak wielką jak teraz w przypadku X/F

Charat - 2013-02-10 21:21:12

Ty miałaś obsesję na punkcie Lina/Zel? o.0

Coś musiałam przegapić.

Meitsa - 2013-02-10 21:21:38

Później dokladniej przejrzę, ale coś mam obawy, że z Hellsinga są pairingi Seras/Alucard a ja tylko akceptuję Seras/Pip ;(

Rinsey - 2013-02-10 21:24:08

No tak ^^' No u mnie jak tylko zaczęłam oglądać Slayersów, wzięło mnie na L/Z i tak mi już zostało, więc z tego pairingu mogę Wam polecić tonę fików, ale jako zachętę podam, że często jest w nich pięknie poprowadzony wątek F/X ^____^. Ale wspomniałam o Findel tylko ze względu na Hellsinga ^^

Guenh - 2013-02-10 21:26:12

Wydawało mi się że wszystkie pairingi z Alucardem to te lepsze? :D

Charat, najprawdopodobniej nie zdążyłam się z tej obsesji wytłumaczyć na fanslayers... Pewnie dorwałam internet dopiero po przekonwertowaniu się na X/F

edit: Rinsey, ależ to nie tak, że my czytamy tylko te fiki, w których jest X/F :D Ucieszy mnie każde dobre opowiadanie, choćby i z pairingami typu Amelia/Xellos...

Charat - 2013-02-10 21:26:40

Hah, pamiętam, jak pierwszy raz zobaczylam Hellsinga anime. Z powodu źle pracujących napisów przez dwa pierwsze epki wszyscy byli przekonani, że Integra to facet i do dzisiaj krążą na ten temat dowcipy. A jak mój ówczesny chłopak dorwał mangę po raz pierwszy, to po szkolnym korytarzu rozniósł się pełen niedowierzania okrzyk: To Integra ma cycki?!
Co zresztą do dzisiaj mu znajomi przypominają.

Rinsey - 2013-02-10 21:28:18

No niestety akurat tych jej fików nie czytałam, ale może gdzieś tam jakieś ładne Seras/Pip się pojawi ^^'. A swoją drogą macie niesamowite tempo, odpisuję na jednego posta a w międzyczasie pojawiają się trzy nowe w ramach tego samego wątku O.O

Rinsey - 2013-02-10 21:31:38

Ale na pewno największą frajdę sprawia Wam dobre F/X ;) A fanfika z A/X jeszcze nie czytałam ^^'

Integra ma cycki XD To musiało być piękne XD

Charat - 2013-02-10 21:40:23

A, takie butki. Okej, bo już myślałam, że może cię z kimś pomyliłam.

Mnie różne rzeczy sprawiają przyjemność. Generalnie, to potrafię na pewne rzeczy przymknąć oczy, nawet jak są nie po mojej myśli. No chyba, że w tle jest jakiś pairing, który mi zdecydowanie nie leży. Taka sytuacja rzeczywiście może zepsuć przyjemność z czytania.

Co innego, jak ktoś prosi o opinię czy pomoc. Wtedy nie patrzę na swoje preferencje co do pary, bo objeżdżanie czyiś gustów mija się z celem, nie? Każdy lubi to, co lubi.

Meitsa - 2013-02-10 21:44:45

Też nie mam nic do innych pairingów, chociaż nie przeboleję tylko Filia/Val. Kijem tego nie tknę >_<

Co do tempa to tak działa u mnie radość z pisania z wami :D

Rinsey - 2013-02-10 21:51:24

Prawda, każdy lubi to, co lubi. I to jest piękne ^^. Ja ogólnie też wszystko przyjmę poza... A/Z i L/G. Wiem, że są to główne pairingi, ale jako że bezwzględnie wykluczają one L/Z, to ciężko mi się czyta. Ale oczywiście inaczej wygląda sytuacja w momencie, jak ktoś spyta się o opinię :)

Heh... Żałuję, że trafiłam na to forum tak późno...

Charat - 2013-02-10 21:54:37

Mnie Filia/Val również wzdryga. Jak w ogóle wszystkie związki wychodzące z punktu rodzic-dziecko i zmierzające w kierunku milości i pożądania. Ot po prostu nie.
Filia i Valgaav jeszcze ujdzie w tłoku. Jakaś drama, on umiera, ona nie może się pozbierać i tak dalej.
Za Liną z Zelem nie przepadam. Osobno są wspaniali, razem mi jakoś nie podchodzą.

A jakby mi kto dal fajnego Gaav/Nagha to byłabym przeszczęśliwa XD

Meitsa - 2013-02-10 22:00:16

No ale Charat, jak to ma wyglądać? Bo ja tylko orgię tu widze :P

Rinsey - 2013-02-10 22:01:03

A może być Val/ Nagha? ;p   http://www.fanfiction.net/s/6057881/1/Ghost-Slayers Pojawia się dużo później, ale jest jak dla mnie po prostu rewelacyjny :D (Oczywiście jest to fik L/Z, F/X, G/S, jak wszystkie związane ze mną albo z którymi ja jestem związana ^^' )

Meitsa - 2013-02-10 22:04:06

Nie mówie nie tej parze, ale jakoś tak mi dziwnie. W ogóle Nagha to mi pasuje tylko do dramy z Amelią i jej ojcem.

Rinsey - 2013-02-10 22:07:32

Ja na początku czułam się naprawdę DZIWNIE. Ale po przeczytaniu kilku rozdziałów i turlaniu się ze śmiechu, już podświadomie łączę Naaghę z Valem ^^

Charat - 2013-02-10 22:09:51

Jak to jak? OHOHOHOHO~! Zajebiście. Nagha i mistrz Gaav podbijają świat a Val dostaje w prezencie od losu jeszcze jedną seksowną mamusię (i frustrację na resztę nowego życia w bonusie).

Mówimy o tej samej Nahdze? Ona i drama?
Poza tym, gdzieś tam chyba było wspomniane, że Phil o starsza córę dba i często jej wysyła pieniądze przez posłańca. Więc chyba w jakiś sposób aprobuje jej decyzję o podróżowaniu.

@Rinsey: Mogloby być, ale dla jednego pairingu nie będę się fatygować z całą resztą. GourrySylpheel to też nie moje klimaty.

Taaa, jestem straszliwie wybredna xD

Meitsa - 2013-02-10 22:10:12

Ok, zapisałam fika i w wolnej chwili przeczytam. zaintrygowałaś mnie :D

Meitsa - 2013-02-10 22:10:45

Na Panią Koszmarów! To ma ponad 50 rozdziałów! O_O

Rinsey - 2013-02-10 22:14:15

@Meitsa Hehehe... Ale jeden rozdział ma około 2000 słów, więc nie jest tak źle ;p

@Charat, ale tu jest F/X i N/V, więc ew. całe dwa wątki ;p

Charat - 2013-02-10 22:16:02

Taa, ja chyba tego fica kojarzę. To ten co ma w opisie 'and lots of Amelia bashing'? Uuuuh, jeśli jest coś, czego szczerze w ficach nienawidzę, to wlaśnie character bashing.

Rinsey - 2013-02-10 22:20:05

W opisie jest tutaj: A Slayers/Ghostbusters fusion fic! Lina and the gang making a living slaying ghosts in Sailune! This fic is also genre-wise: sci-fi, supernatural, and mystery with a dash of horror, romance and green slime. Więc to na pewno ten fic, o którym myślisz? :)

Meitsa - 2013-02-10 22:20:08

Ok, czasami nie wszystkie pojęcia ogarniam. Ten termin tyczy się pisania? Mogę się domyślać, że chodzi o zniekształcony charakter

Rinsey - 2013-02-10 22:22:07

I jeżeli dobrze kojarzę, to chodzi tu o celowe np. robienie idioty z nielubianego bohatera? Jeśli tak, to z Amelią nie dzieje się nic takiego:)

Meitsa - 2013-02-10 22:25:42

Ale czytanie takich długich, nawet dobrych, fików to u mnie przekleństwo! Bo teraz właśnie dzięki wam napalam się na pisanie, ale zacznę czytać fanfika i cały zapał minie, bo moja żądza zostanie zaspokojona i odechce mi się pisać. Tak zawsze mam :(

Rinsey - 2013-02-10 22:27:55

To póki co czytanie tego fika jest nununu. Jak napiszesz, to wtedy pozwolimy Ci tego fika przeczytać, zgoda? ^^

Meitsa - 2013-02-10 22:31:10

To musicie mi zrobić skutecznego bana na wszystkie fanfiki póki czegoś nie napiszę na moim głodzie X/F :D

Guenh - 2013-02-10 22:32:10

Too late!
Haha ja już chyba się nie zabiorę do pisania mojej komedyjki... Chętnie napisałabym cos poważniejszego, ale tutaj z kolei brakuje mi umiejętności :DD
Dlatego wy jesteście sola tego fandomu!

Matko, te Offtopy... Nah, fuck it, nie uda się nam już tego uporządkować :D

Rinsey - 2013-02-10 22:32:20

Dobra:) To oznajmiam uroczyście, że masz póki co bana na wszystkie fiki! I już, zrobione :)

Charat - 2013-02-10 22:32:36

Ano, tak. Character bashing to taki rodzaj fica, gdzie autor skupia się na swoich ulubieńcach i jakimś wybranym obiekcie nienawiści, po czym wypacza obiekt nienawiści czyniąc z niego albo wroga numer jeden albo ofiarę wszystkich możliwych plag, podczas gdy ulubiency kiwają glowami i powtarzają, jak bardzo obiekt nienawiści sobie na to zasłużył swoim zachowaniem, najczęściej przez to, że np. może stanowić zagrożenie dla wybranego ulubionego pairingu.

Ciężko to przelożyć na polski. Ot niektórzy lubią wyładowywać swoje frustracje w głupi sposób. Character bashing nic nie wnosi do fica, jest po prostu zbędnym wątkiem napisanym tylko po to, żeby fanom danej postaci zagrać na nosie i popisać się 'talentem komediowym', często polegającym na tym, że np. wszyscy już są szczęśliwi, oprocz tego głupiego X, bo jego potrącił autobus a jak leżał w rowie, to przeszła krowa i narobiła na niego. A i B mają dziecko. Happy End.
Coś takiego.


Edit: Ja nie jestem solą. Co najwyżej musztardą. Po obiedzie XD

Meitsa - 2013-02-10 22:57:38

Ja mogę być czekoladą :3

Skąd wy w ogóle bierzecie te terminologie pisarsko-fikowe?

Charat - 2013-02-10 22:59:01

Dużo czytam online, jakoś tak mi samo wchodzi.

Mogę zrobić mini-słowniczek, jeśli chcesz.

Meitsa - 2013-02-10 23:00:52

o, bardzo pomocne by to było :) tylko daj to jako osobny wątek

Charat - 2013-02-11 12:53:11

Dobra, tak zrobię.

Rinsey - 2013-03-25 13:00:14

Ech, chciałam odwiedzić forum wcześniej, ale miałam urwanie głowy ostatnio :/ Ale ostatnio się pozbierałam i wrzucam mój trzeci rozdział :) Dochodzą nowe opisy świata, które mam nadzieję, ze będą zrozumiałe ;)



Rozdział 3
Mrok we mgle
 
Czym mogło być życie?

Wypełnionym mnóstwem radosnych chwil i beztroski czasem. Naturalnie momentami pojawiałyby się również i łzy, ale szybko by się je ocierało i biegło na spotkanie nowej przygody. A po każdym takim fantastycznym przeżyciu powracałoby się do ciepłego domu, gdzie każda troska odchodziłaby w zapomnienie.

A czym było życie?

Ciągłym płaczem i krzykiem. Pustką pozbawioną domu. Bez miejsca, do jakiego można było wrócić i opatrzyć nowe rany, wytrzeć kolejne łzy, napełnić serce radością i spokojem. W ten sposób wszelkie nowe doświadczenia pozostawiały po sobie obrażenia, które nie miały czasu się zagoić. Każdy następny cios rozszarpywał jedynie stare blizny. Stale płynąca strużka krwi cierpienia stawała się pożywką dla czystej, nieskalanej nienawiści w stosunku do tych, którzy odebrali jej to, czym jej życie mogłoby być.
Czy kiedykolwiek odczuwała jakąkolwiek wątpliwość wobec tego, co robiła teraz?
Już nie. Wierzyła, że ma całkowite prawo do takiego postępowania. Oni, Equeshan, całkowicie na to zasługiwali. Co więcej, uważała, że w taki sposób ocali innych przed podzieleniem jej losu. Tylko czasami… ale tylko czasami wzdrygała się wewnętrznie, gdy patrzyła w oczy swojej ofiary tuż przed śmiercią. Zdarzało się to jednak coraz rzadziej. Gdyby zaczęła się zastanawiać, czy istnieje jakakolwiek możliwość, że się myli, nie potrafiłaby iść naprzód.
Serya patrzyła się przez kilka sekund w martwe oczy młodej kobiety, którą dosłownie chwilę wcześniej pozbawiła magii. Aby ich plan mógł się urzeczywistnić, potrzebowano ogromnej ilości mocy. Natomiast osobami najbardziej obdarzonymi w tym temacie byli znienawidzeni Strażnicy. Equeshan tym się różnili od przeciętnych magów, że stanowili ze swoją mocą jedność. W momencie utraty możliwości rzucania czarów, spotykała ich śmierć. Taki był rezultat zbyt wielkiego sprzężenia ze światem magii. Na samym początku wzdrygała się na myśl o odebraniu życia drugiemu człowiekowi, lecz jak tylko sobie przypominała, co oni jej uczynili, wahanie zmieniało się w przekonanie o słuszności takiego działania. Strażnicy całkowicie fałszywie zinterpretowali historię powstania świata. Na rzekomej zasadzie Równowagi zbudowali system opierający się na kłamstwie i ułudzie tylko po to, aby usprawiedliwiać własne niegodziwe czyny. Wychodząc z takiego założenia, jak można było traktować eliminację świętoszkowatego Equeshan jako coś złego? Co prawda, nie zgadzała się z zabijaniem czarodziejów niezwiązanych z krainą Równowagi, co często robili jej nowi towarzysze broni. Te osoby nie były niczemu winne. Po prostu nie miały na tyle odwagi i siły, aby się wyzwolić spod kontroli tyranii Strażników. Ona sama za swój cel zawsze obierała Equeshan. Dzięki temu czuła, że robi dla świata coś dobrego.
Tylko czasami nachodziły ją chwile zwątpienia. Zwłaszcza gdy po ekstrakcji mocy kolejnej ofiary napotykała smutne spojrzenie swojej jedynej rodziny. Zawsze wesoła i psotna Frena zwykle patrzyła się wtedy na młodszą siostrę z takim żalem i wyrzutem, że Serya na moment zaczynała żałować tego, co robiła. Szybko wtedy przywoływała w pamięci słowa Guesha, jej wybawcy, mentora i opiekuna zarazem. Masz prawo do zadośćuczynienia. Oni zabrali ci wszystko, zostawiając za sobą tylko łzy i cierpienie. Nie czuj się winna, odbierając to, co ci się należy. Te słowa wystarczały, aby opuściły ją wszelkie wątpliwości. Tylko ten jeden cel jej teraz przyświecał. Musiała przywrócić temu światu prawdziwą sprawiedliwość. A będzie to możliwe jedynie wtedy, kiedy Equeshan znikną z tego świata.

***

- No dobra, to od czego zaczynamy? – spytała Lina, lustrując swojego nauczyciela badawczym spojrzeniem. Właśnie teraz miała się zacząć jej nauka magii. Sama idea wywoływała u niej całą mieszaninę emocji. Ciekawość przewijała się z lękiem i podekscytowaniem. Była też lekko zaskoczona postawą Zelgadisa, który zdawał się być trochę bardziej przychylny pomysłowi, aby rudowłosa rozpoczęła edukację magiczną pod jego pieczą. Naturalnie przy tak mało wylewnym człowieku nie była to może niewiadomo jaka różnica, ale miała wrażenie, że taki drobiazg w przypadku tego wojownika wiele znaczy. Dzięki takim myślom czerwonooka się rozluźniła. Miała mniej więcej pojęcie, jak ogromną moc zapieczętowano w jej wnętrzu. Wspomnienia z szału magii stawały się coraz żywsze i wyraźniejsze. Wciąż podtrzymywała swoje zdanie z rozmowy z Filią. Opanowanie czegoś tak chaotycznego nie było łatwą sprawą. A może nawet i niemożliwą. Jednak w momencie, gdy miała otrzymać 8000 sztuk złota za miesiąc, mogła tutaj przez pewien czas zostać. Podejrzewała, że musi istnieć jakiś inny sposób, aby mogła wrócić do swojego życia w Atlas, jednak nawet najmniejsze prawdopodobieństwo, że mogła uzyskać z Zelgadisem Rezonans, sprawiło, że Filia przemilczała tę opcję. Lina w chwili obecnej nie miała nic przeciwko. Do rozpoczęcia studiów miała półtora miesiąca, a w tym czasie zarobi tu sześć razy więcej niż przez ten czas w winiarni. Świeża adeptka magii w sekundę była w stanie ocenić, co jej się bardziej opłacało. Połowę wakacji spokojnie mogła poświęcić na tę dochodową przygodę w Eques.
- Najpierw zamknij oczy. – odpowiedział Zelgadis.
Lina spojrzała na niego podejrzliwie.
- A niby czemu? Skąd mam wiedzieć, że nie będziesz czegoś kombinować?
Jak tylko do mężczyzny doszedł właściwy sens tych słów, mocno się zarumienił i gwałtownie potrząsnął głową.
- NIE O TO MI CHODZI! Muszę.. – Trochę się uspokoił, biorąc głębszy wdech. – … rozluźnić blokadę, którą związałem twoją moc. Może być to trochę dziwne uczucie, dlatego będzie ci łatwiej jak zamkniesz oczy. – Zaczął się nieco nieskładnie tłumaczyć. 
Lina obserwowała go z rozbawieniem.
- Wiesz, że tłumaczą się tylko winni? – Szybko doszła do wniosku, że droczenie się z nim będzie jej jedną z ulubionych rozrywek w krainie Równowagi.
- To nie jest… - Lina odkryła, że na twarzy maga można było rozróżnić wiele odcieni czerwieni. – Robisz to specjalnie. – powiedział z wyrzutem.
- Tylko ci się wydaje. – odparła rudowłosa z szerokim uśmiechem.
Zelgadis nic nie odpowiedział tylko zmierzył ją groźnym spojrzeniem.
- No dobrze, już dobrze, nie nadymaj się tak. – dodała i zamknęła oczy, kończąc pierwszą rundę przekomarzań.
Usłyszała ciężkie westchnięcie i po chwili poczuła ciepło w okolicach czoła, które stopniowo zaczęło się rozlewać na całe jej ciało. Instynktownie wiedziała, że Zelgadis stoi tuż przed nią. Jego dłoń musiała być zawieszona nad jej głową, jednak w taki sposób, że jej nie dotykała.
- Czujesz coś?
- Czuję przyjemne ciepło, nie tamten nieokiełznany żar, tylko ciepło.
- Dobra, tyle wystarczy. – powiedział i zrobił trzy kroki w tył.
Jak tylko Lina otworzyła oczy, ujrzała, że cała jest otoczona karminową poświatą.
- W chwili obecnej moc z ciebie wycieka. Pierwszym stopniem kontroli jest utrzymanie jej w granicach własnego ciała. W przypadku Pierwotnego Widzenia musiałaś zdominować swoje otoczenie własną energią życiową, czyli elementarną energią tkwiącą w każdym człowieku. –tłumaczył. – Osoba obdarzona magią poza energią życiową ma również dodatkową moc, którą zwykle odczuwa się w jakiś charakterystyczny sposób. W twoim przypadku jest to ciepło, zgadza się?
- Zgadza się. 
- Czyli teraz przy jednoczesnej dominacji otoczenia przy pomocy energii życiowej musisz spróbować zawrzeć to ciepło w swoim wnętrzu.
- Ale jak?
- Wyobraź sobie nurt.
- Ok… zrobione.
- Wczuj się we własną energię. Ten nurt to twoja energia, czujesz to?
Na początku chciała odburknąć, że nie, ale powoli powstały w jej wyobraźni nurt zaczął się pokrywać z delikatnym poczuciem, jakby coś z niej wypływało.
- Chyba tak…  – przyznała zaskoczona.
- A teraz wyobraź sobie, że ten nurt zaczyna płynąć w przeciwną stronę.
To trwało bardzo, ale to bardzo długo. Nurt w jej wyobraźni płynął ze sporą prędkością, aż stopniowo, stopniowo, przepływ zaczął zwalniać, a w pewnym momencie zaczął się powolutku cofać.
- Dobrze. Właśnie tak. – Czy jej się zdawało, czy usłyszała odrobinę entuzjazmu w jego głosie? – A teraz spróbuj ten nurt skupić w jednym konkretnym miejscu.
To było niesamowite wrażenie. Zupełnie jakby odkryła, że ma nową rękę czy nogę, którą przez bardzo długi czas nie ruszała. Jej wyczucie na samym początku przysparzało jej trudność, jednak im dłużej próbowała manipulować tą energią, z tym większą łatwością jej to przychodziło. Niewiadomo kiedy już nie potrzebowała wyobrażania sobie tej mocy jako nurtu. Wreszcie zrozumiała, czemu zarówno Filia jak i Zelgadis podkreślali, że magia zaklęta w jej wnętrzu nie należy do Ayneres tylko do niej. To była jej moc. Część jej istnienia. Wychodząc tylko z takiego założenia, można było uzyskać nad nią kontrolę.
- Na przykład w dłoni. – Zelgadis kontynuował cichym, lecz doskonale słyszalnym tenorem. Lina czuła się jak w transie. Liczyła się tylko ta moc i ten głos, który pomagał jej zapanować nad tą energią.
- A teraz spróbuj wypuścić z dłoni nieco tej energii.
Wystarczyła jedna myśl, aby moc posłusznie wydostała się na zewnątrz. Z zachwytem obserwowała, jak w jej ręce formuje się piękna, dorodna kula ognia. Po chwili sfera zaczęła powoli rosnąć, a gdy miała satysfakcjonujący Linę wymiar, świeżo upieczona czarodziejka postanowiła rzucić ją przed siebie.     
Gwałtowny wybuch wyrwał ją z transu. Jej oczom ukazała się ogromna eksplozja, którą natychmiast zaczęła absorbować trawa. Niewątpliwie, gdyby nie szczególne właściwości tej łąki, mogłaby się mocno przyrumienić przy pomocy własnej mocy.
- Miało być trochę. – podsumował Zelgadis założywszy ręce na piersi. – Ale i tak jak na pierwszy raz byłoby całkiem nieźle, gdyby nie to, że zaczynasz się upijać mocą.
- Że co? – spytała zdezorientowana Lina. – Upijać mocą?
- To jeszcze nie jest szał magii, ale jest to taka sytuacja, która może do niego doprowadzić. Moc czasem może działać… powiedzmy jak alkohol. Zaczynasz trochę zatracać rozsądek i poczucie właściwego celu. 
- To co zrobić, aby to tak na mnie nie działało?
- Cóż, im częściej będziesz korzystać z magii, tym twoja odporność będzie się zwiększać. Więc na chwilę obecną nie ma czym się martwić. Miej tylko świadomość, że odblokowałem mniej więcej promil twojej mocy.
Lina spojrzała na niego z wyrzutem.
- Nie ma co, potrafisz motywować uczniów.
- Mówię tylko jak jest. – Wzruszył ramionami.
- Jeden promil…  – wymamrotała pod nosem. – Przecież w takim tempie to zajmie całe wieki!
- Nie do końca. Każdy trening nie będzie wyglądał tak, że będę uwalniał kolejny promil twojej mocy. Następnym razem uwolnię jej dwa razy więcej, potem może cztery razy więcej, a w pewnym momencie może sama będziesz w stanie przełamać moją blokadę. Ale do tego momentu minie jeszcze sporo czasu. Wszystko jednak będzie zależało od ciebie.
- Sporo czasu… Hm… a ile potrzeba, aby opanować teleportację?
Na twarzy Zelgadisa zagościł złośliwy uśmieszek.
- A co, komuś nie podobał się spacerek?
Lina błyskawicznie poczuła ochotę, aby miotnąć w niego kulą ognia. W jednej chwili w jej głowie pojawiły się słowa.
- Fire Ball! – Z jej dłoni wydobyła się idealnie okrągła, niewielka sfera płomiennej energii, która szybko pomknęła w stronę mężczyzny. Mag na początku otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, jednak w ułamku sekundy zrobił unik.
- Ups. – wyrwało się Linie.
- To mamy w takim razie za sobą kolejną lekcję. – odparł zaskoczony i zadowolony jednocześnie Equeshan. – Słowa również zawierają w sobie wielkie znaczenie. Gdy pewna forma mocy zyska imię, o wiele łatwiej jest ją przywołać po raz drugi, nie wspominając już o kontroli.
Rudowłosa była nieco zdumiona. To nie zostanie zbesztana za rzucanie kul ognia po kątach?
- No to jednym słowem jestem niesamowicie genialna. – oznajmiła z satysfakcją. Zelgadis mógł sobie mówić, co chciał, ale wiedziała, że zrobiła na nim wrażenie.  Właśnie o coś takiego jej chodziło, chciała mu utrzeć nosa, chociaż nie można było powiedzieć, że wojownik był z tego względu niezadowolony. Poza tym zaczęły się potwierdzać słowa Filii. Abstrahując od faktu, ile mocy czy talentu miała czerwonooka, dziewczyna lubiła magię. Wtedy nawet nie zastanawiała się, jakie to może przynieść konsekwencje. Dała się po prostu ponieść nurtowi, mając złudzenie, że wszystko znajduje się pod jej kontrolą.

***

Do każdego z istniejących wymiarów należała dokładnie jedna dwunasta terytorium krainy Równowagi. Jako że światy zazwyczaj dzielono na Rejony, to tę część, która należała do Eques nazywano dla podkreślania jej wagi Rejonem Głównym. W uniwersum, gdzie obecnie przebywała Lina, centralną część świata magii nazywano Seyrun. Jak świeżo upieczonej czarodziejce tłumaczyła Filia, było to ogromne miasto poświęcone białej magii. Właśnie tam znajdywała się siedziba reprezentantów Przymierza Równowagi, będących praktycznie najważniejszymi mieszkańcami Eques. W każdym wymiarze wybierano dwójkę przedstawicieli: Shyllien, zwanymi inaczej Filarami oraz Xullan, czyli Strażników Nurtu. Pierwsza funkcja polegała na stabilizowaniu nasyconej magią materii, będącej budulcem Krainy Równowagi. Co prawda, każdy Equeshan musiał wykazywać się umiejętnością stabilizowania energii swojego otoczenia, jednak zdolność prawdziwego Shyllien obejmowała swym zasięgiem obszar tak wielki jak cały Rejon Główny. Obowiązkiem Xullan było sprawowanie pieczy nad swobodnym przepływem magii w Eques. Obie pozycje były tak samo ważne dla utrzymania Równowagi w każdym wymiarze. Moc z jednej strony musiała być częścią swobodnego nurtu, który w tym samym czasie nie mógł być chaotyczny. O wyborze kandydata na dane stanowisko decydowała przede wszystkim różnica w charakterze magii ludzi, Smoków i Mazoku. Ryozoku i Demony korzystały bezpośrednio z mocy Ceiphieda i Shabranigdo, będąc przetwornikami potęgi Bóstw. Ich siła brała się z umiejętności kontrolowania nurtu mocy uśpionych zwierzchników. Ta cecha decydowała, że znacznie lepiej nadawali się na Xullan.  Przypadek ludzi wyglądał jednak zupełnie inaczej. Typowy mag posiadał pewną pojemność magiczną, która decydowała o jego prawdziwym potencjale. Człowiek przechowywał moc we własnym ciele, co zupełnie zmieniało jego podejście do magii. W celu rzucenia zaklęcia należało najpierw wyciszyć wszelkie zakłócenia energii otoczenia, aby nic nie kolidowało z wyzwoleniem mocy maga. Z tego względu to właśnie ludzie najczęściej zostawali Shyllien. W ten sposób połączone siły tych trzech ras w postaci dwunastu Filarów oraz tuzina Strażników Nurtu wchodziły w skład Przymierza Równowagi, najwyższej instancji Eques.       
W Seyrun funkcję Xullan pełnił reprezentant złotych Smoków Milgazia Ragradia, potężny Ryozoku, który pomimo młodej aparycji niewątpliwie żył więcej niż 1000 lat. Ze względu na doświadczenie oraz mądrość cieszył się szacunkiem i zaufaniem magicznego społeczeństwa, chociaż jednocześnie uznawano go za dosyć surowego przywódcę. Jego przeciwieństwem w tym temacie był piastujący stanowisko Shyllien Philionel El Di Seyrun wywodzący się z rodu Eisenberna Seyrun, legendarnego przyjaciela samego Lei Magnusa, twórcy idei Równowagi. W świecie magii z reguły nie istniały królewskie dynastie, gdzie przejmowano by jakąś ważną funkcję z rodzica na potomka. Jak wspomniano wcześniej, przy wyborze kandydata na dane stanowisko kierowano się tylko i wyłącznie talentem magicznym. Przypadek rodziny Seyrun był jednak niespotykany, gdyż każdy członek tej familii wykazywał ponadprzeciętne zdolności w temacie stabilizacji energii o ogromnym zasięgu. Philionel stanowił wyjątek nawet w tak niecodziennym rodzie. Mężczyzna nie posiadał zdolności rzucania jakichkolwiek zaklęć, a jednak sama jego obecność wystarczała, aby wyciszać wszelkie zakłócenia mocy na terenie całego Rejonu Głównego.
Właśnie ta dwójka słuchała raportu składanego przez Zelgadisa Greywordsa w uważnym skupieniu, siedząc przy długim białym stole w niewielkim, choć eleganckim pokoju.
- Na samym początku udało mi się wytropić pierwszego z tej pary, Hashneya. – opowiadał mag. – I wyciągnąć z niego informację, gdzie miała się pojawić Ayneres. Niestety nie mogłem ani go zapieczętować ani obezwładnić, gdyż w ten sposób jego partner natychmiast dowiedziałby się, że coś jest nie tak.
- Oni również uzyskali Rezonans? – spytał Philionel, mężczyzna w średnim wieku o potężnych wąsach i gęstych brązowych włosach. Jego ogromna sylwetka była ukryta pod długim ciemnym płaszczem.
- Ta grupa, czy jak ją nazywają niektórzy Ruelzhan, wysyła w teren jedynie pary, które osiągnęły Rezonans. W tym tkwi ich główna siła. – wyjaśnił Zelgadis, patrząc się w niebieskie oczy Shyllien.
- Rezonans to potężna broń, zwłaszcza w rękach tak zmyślnego przeciwnika. – skomentował Milgazia, wysoki osobnik o długich blond włosach, który byłby nie do odróżnienia od zwyczajnego człowieka, gdyby nie specyficzne żółtawe oczy o niebezpiecznym błysku.
- To prawda. – przyznał ponuro mag. – Kontynuując, wprowadziłem Hashneya w półsen. Nie był w stanie za mną podążyć, a jednocześnie nie był w stanie ostrzec swojego partnera. Później powiedzmy, że przechwyciłem Ayneres i obezwładniłem jego partnera. – dodał nieco niezadowolony.
- To doskonała wiadomość, Zelgadisie! – odezwał się z entuzjazmem Philionel. – Więc czemu mówisz o tym z tak kwaśną miną?
- Miałem sporą nadzieję, że uda mi się wyciągnąć jakieś informacje albo z Hashneya albo z jego wspólnika. Liczyłem się jednak z możliwością ucieczki Hashneya. Mimo wszystko wprowadzenie kogoś w półsen nie jest zbyt skutecznym sposobem obezwładniania. Jednak byłem przekonany, że jego partner dostarczy nam kilku odpowiedzi i tutaj okazało się, że nie doceniłem naszego wroga. Jak tylko znalazł się w mojej mocy, włączyło się jego zaklęcie, które najwidoczniej miało nie dopuścić do jakiegokolwiek wypływu informacji.
- Popełnił samobójstwo? – spytał Milgazia.
- Właśnie. – potwierdził.         
- Świadczy to tylko o tym, że są w stanie poświęcić wszystko, aby osiągnąć swój cel.  –skomentował Ryozoku. – A co się stało z Ayneres?
Zelgadis westchnął ciężko.
- Mówiąc krótko, wniknęła w ciało pewnej dziewczyny.
Smok zmierzył go zdezorientowanym spojrzeniem.
- To rzadkie, ale nie niespotykane. Po ekstrakcji i drobnej modyfikacji pamięci nie powinno być problemu.
- Zgadza się. Tyle tylko, że magia Ayneres scaliła się z energią życiową tej dziewczyny.
Na twarzy Ryozoku odmalowało się szczere zaskoczenie.
- I ona to przeżyła?
- Tak. Co prawda natychmiast po przebudzeniu wpadła w szał magii, ale po założeniu ziemnej pieczęci jej magia została stłumiona.
- W jakiej postaci się objawiła? – dopytywał Xullan.         
- Ognia. – odparł krótko wojownik, mierząc zwierzchnika uważnym wzrokiem.
- Moc żywiołu? – Oczy Milgazii się zwęziły. – Moc Ayneres pod postacią żywiołu to naprawdę niebezpieczna siła. Nie możemy jej zostawić w rękach jakiejś zwyczajnej śmiertelniczki.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – wtrącił się nagle Philionel. Jego beztroski humor w jednej chwili zniknął.
- Pieczęć Zelgadisa niewątpliwie rozwiązuje problem, ale nie możemy w takiej sytuacji wykorzystać tej mocy. Mamy trudne czasy. Nie możemy się wahać…
- Jeżeli chcesz powiedzieć, że zamierzasz zabić tę dziewczynę, aby uwolnić jej moc, to nawet możesz nie kończysz swojej wypowiedzi. – przerwał mu groźnie przedstawiciel rodu Seyrun.
- Philionelu, nie zdajesz sobie sprawy, o jakiego kalibru mocy mówimy.
- Tak długo, jak pełnię funkcję Shyllien, nie pozwolę na morderstwo niewinnej dziewczyny. Jesteśmy Strażnikami sprawiedliwości, a nie Ruelzhan. – powiedział pewnie pełniący funkcję Filara, po czym zwrócił się do podwładnego. – Zresztą myślę, że Zelgadis już poczynił pewne kroki, aby rozwiązać tę sytuację bez przelewu krwi.
Mag przez krótki czas nie reagował na słowa Philionela, tylko uważnie obserwował złotego Smoka.
- Owszem, dziewczyna zaczęła się uczyć kontroli.
- Że co? Przecież z taką magią, pomimo twojej pieczęci, stanowi zagrożenie nawet dla potencjalnego nauczyciela! – obruszył się Milgazia.
- Mylisz się, ponieważ to ja jestem jej nauczycielem. –odparł chłodno Zelgadis.
Dwóch mężczyzn mierzyło się przez pewien czas groźnym spojrzeniem.
- Ty kogoś uczysz? – spytał Ryozoku.
- Właśnie to przed chwilą powiedziałem. – odpowiedział z lekkim sarkazmem wojownik. 
- I jak jej idzie? 
- Doskonale. Znam tylko jeden przypadek, aby ktoś w czasie jednej lekcji doszedł do formowania zaklęć i do podstaw teleportacji.
- A tym pierwszym przypadkiem był kto?
- Ja.     
Strażnik Nurtu wstał z krzesła i zaczął się przechadzać dookoła stołu.
- Nie podoba mi się to. Sam podejmujesz tak ważne decyzje, zgłaszasz nam to już po fakcie…
- Zaskoczę cię, ale to był pomysł Filii. – wtrącił mag z półuśmieszkiem.
Ryozoku zatrzymał się w miejscu.
- Filii?
- Zgadza się. Zresztą to, że mi nie ufasz, nie oznacza, że mam lecieć do ciebie po pozwolenie na każdą pierdołę. – powiedział chłodno Zelgadis.
Złoty Smok oparł ręce na stole i wbił nieprzyjemny wzrok w podwładnego.
- Masz rację. Nie ufam ci do końca. I myślę, że mam ku temu podstawy. Nie podoba mi się, że będziesz miał możliwość wychować sobie marionetkę, która będzie służyć przedłużeniu twojej samowolki. Jestem przynajmniej za przydzieleniem jej innego nauczyciela!
Zelgadis również wstał.
- Nie ufasz mi? – spytał ironicznie. – Nie nazwałbym bym tego w takim sposób. Boisz się po prostu, że jakbym naprawdę tego chciał, ziemia dosłownie zapadłaby ci się pod nogami.
- Przestańcie w tej chwili!!! – wrzasnął Phlionel roztrzaskując długi stół jednym ciosem. – Zachowujecie się niedorzecznie! W obecnych czasach musimy trzymać się razem! Tylko tak dojdziemy razem do pokoju i sprawiedliwości! – Wojownik i Xullan spojrzeli na niego niechętnie. – Milgazia, jesteś winien Zelgadisowi przeprosiny. Chłopak od dawien dawna jest doskonałym Strażnikiem i nie dał nam żadnego powodu, aby mu nie ufać. Zresztą sam powiedziałeś, że dziewczyna mogłaby stanowić zagrożenie dla swojego nauczyciela. Jeżeli rozwija się w sposób podobny do Zelgadisa, i skoro to jego pieczęć blokuje jej moc, nie ma lepszego kandydata na jej mentora. Nie wierzę też, aby Zelgadis tworzył jakiekolwiek marionetki…
- Taa… gdyby ta dziewczyna choć raz mnie posłuchała bez ani jednego sprzeciwu, to by było miło… – burknął mag pod nosem.
- A co niby potem? Jaką mamy gwarancję, że dziewczyna z taką mocą, faktycznie będzie wierna Równowadze? – wtrącił sceptycznie Ryozoku. 
- Czemu jak czemu, ale wątpię, aby kiedykolwiek sprzeciwiła się Równowadze. Ta dziewczyna wyczuwa magię instynktownie. Jeżeli dojdzie do magii tożsamości, to nawet może będzie w stanie sama oddzielić siebie od mocy. – odpowiedział chłodno mag. – Gdyby jednak do tego doszło…  – Jego szafirowe oczy stały się na chwilę zimne i bezlitosne. – Własnoręcznie ją zabiję. Jesteś usatysfakcjonowany? – zwrócił się do Strażnika Nurtu.
- Na chwilę obecną powiedzmy, że tak. – odparł bardzo powoli Milgazia. – Ale miej świadomość Zelgadisie, że będę się przyglądał tej sprawie niezwykle uważnie. – Jak tylko wypowiedział ostatnie słowo, Ryozoku aportował się.
Mag stał chwilę w milczeniu.
- Jak widać składanie raportu dobiegło do końca. Do zobaczenia Phil. – rzucił na pożegnanie i również zniknął, zostawiając przedstawiciela rodu Seyrun samego, który opadł na krzesło i westchnął ciężko.
- Co ja się z nimi mam… – Pokręcił głową. – Amelio, możesz już wejść. – zwrócił się nagle w stronę obrazu znajdującego się w drugim końcu sali.
Po chwili dzieło sztuki spadło na podłogę ogromnym łomotem, ukazując okazałą dziurę w ścianie, z której wyszła dziewczyna o ciemnych włosach do ramion ubrana w beżowy kostium składający się z sukienki z krótkim rękawkiem i legginsów, zwieńczony zgrabną peleryną. Pomimo drobnej sylwetki, nastolatka mogła pochwalić się niezwykle kobiecymi kształtami, co nieco kontrastowało z dziecięcym zachwytem widocznym w ciemnoniebieskich oczach.
- Jesteś niesamowity, tatusiu. Myślałam, że jak będę w tym miejscu, to mnie nie wyczujesz. – odezwała się z admiracją w głosie, otrzepując jednocześnie zielone kozaki i resztę stroju.
Philionel zaśmiał się głośno, lecz serdecznie.
- Aby to osiągnąć, musisz się jeszcze wiele nauczyć, córeczko. Ale jednocześnie tyle razy ci powtarzam, że nie powinnaś podsłuchiwać naszych narad. Mimo wszystko są one tajne. – Mężczyzna usiłował chyba zbesztać swojego potomka, ale w jego tonie na próżno można by się doszukiwać surowości.
- Tato, ale jeżeli kiedyś mam pełnić funkcję Shyllien, muszę być przecież odpowiednio przygotowana! Sama zdolność stabilizacji to nie wszystko! Muszę się nauczyć, jak można rozwiązywać konflikty w jak najbardziej pokojowy sposób, aby panowała sprawiedliwość! I dlatego wybacz tatusiu, ale muszę podsłuchiwać te spotkania, aby się uczyć od mojego niesamowitego taty! – zaćwierkała Amelia.
W jednej chwili w oczach Philionela zakręciły się łzy.
- Córeczko, doprawdy brak mi słów. Kiedy na ciebie patrzę, wiem, że zaprowadzimy prawdziwą sprawiedliwość w całej krainie Równowagi!!!
- Tak tatusiu! – Dziewczyna również się wzruszyła. – Szkoda tylko, że pan Zelgadis i pan Milgazia się nie dogadują. – dodała już spokojniej.
Philionel westchnął ciężko i  natychmiast spoważniał.
- Każdy z nich chce bronić Równowagi, robią to jednak na dwa różne sposoby, ale zobaczysz, że pewnego dnia oni również się dogadają. – Uśmiechnął  się uspokajająco.
- Wierzę w ciebie, tato! – odpowiedziała z entuzjazmem ciemnowłosa. – A co myślisz o sprawie tej dziewczyny, w którą wniknęła Ayneres? Ktoś, o kim pan Zelgadis tak pochlebnie się wyraża, musi być niesamowity!
- A co, chciałabyś ją poznać? – spytał się Philionel z pobłażliwym uśmiechem.
- Bardzo! – odparła bez chwili wahania dziewczyna.
- Hm… Może jakoś da się to załatwić…
- Tatusiu, jesteś najlepszy!!!       

***

Teleportacja była bez wątpienia jedną z ulubionych form magii Liny. Jak jej tłumaczył Zelgadis, zdolność przenoszenia się stanowiła jeden z bardziej złożonych procesów. Innym stopniem trudności charakteryzowała się podróż międzywymiarowa, a jeszcze innym przemieszczenie się obrębie krainy Eques. Kluczem do tej umiejętności był tak zwany szlak energetyczny. Oznaczało to, że istniała możliwość aportowania się do miejsc, które się wcześniej odwiedziło i jednocześnie należało pamiętać aurę wydzielaną przez daną lokalizację. Inaczej jeszcze wyglądała sprawa pojawiania się obok osób emitujących znajomą energię. Mówiąc krótko, osoba chcąca się teleportować musiała najpierw wyciszyć własną moc i wyczuć nurt Eques, który po skupieniu się na konkretnym miejscu, przenosił tego kogoś do upragnionego celu. Naturalnie im chciało się pokonać większy dystans, tym napotykało się więcej trudności. Przy zbyt słabej koncentracji było bardzo łatwo zabłądzić.
- Oto zamawiana dokładka, proszę pani. – Starsza kobieta przy kości przyniosła Linie kolejny talerz najciekawszego dania, jakie rudowłosa w życiu jadła.
- Dziękuję pięknie. – odparła z entuzjazmem czerwonooka i zabrała się do opróżniania naczynia wypełnionego białym kremem przeplatającym się z czteroma innymi płynami. Początkująca czarodziejka nie wiedziała do czego mogłaby to porównać, ale była skłonna przyznać, że właśnie konsumowała jedną z najlepszych ze znanych jej potraw.
Dziewczyna nie znajdywała się tam, gdzie miała się znajdywać, co bynajmniej nie oznaczało, że zabłądziła. Zelgadis zakazał jej jakichkolwiek eksperymentów, co w sumie stanowiło dla dziewczyny niezłą zachętę do szkolenia nowej umiejętności. W czasie swojej pierwszej lekcji opanowała do perfekcji teleportację z pola ćwiczeń do dworku i z powrotem, a skoro rozumiała podstawy teoretyczne, to czemu miałaby czekać kolejny dzień aż Strażnik łaskawie znajdzie czas, aby nadzorować jej trening? Dzięki tym samodzielnym próbom odnalazła niesamowitą restaurację, która z jednej strony znajdywała się dosyć blisko siedziby Filii a z drugiej zabierała jej podniebienie do krainy wiecznej szczęśliwości.       
- Poproszę dokładkę! – krzyknęła po wyczyszczeniu kolejnego talerza. Szybko się zdziwiła, gdyż miała wrażenie, że ktoś z drugiego końca restauracji złożył identyczne zamówienie dokładnie w tym samym czasie. Gdy się odwróciła ujrzała wysokiego, blondyna o długich włosach. Mężczyzna w niebieskiej zbroi o ciepłych, jasnoniebieskich oczach i o rozbrajającym uśmiechu mógł się spokojnie kojarzyć z rycerzem z bajek dla małych dziewczynek.
- Przykro mi, ale pozostała mi ostatnia porcja, a zamawialiście państwo to samo. – odparła przepraszającym tonem staruszka.
Lina zwróciła się do młodzieńca z czarującym uśmiechem.
- Myślę, że taki dżentelmen ustąpi posiłku drobnej bezbronnej dziewczynie, prawda?
Mężczyzna również uśmiechnął się pięknie w odpowiedzi.
- Patrząc na pokonany przez ciebie stos talerzy, nie uważasz, że to trochę sporo, jak na taką małą dziewczynę jak ty?
- Sam przecież masz identyczny stos na swoim stole! – warknęła nieco urażona Lina.
- Zgadza się, ale ja tyle potrzebuję, a ty po co masz to jeść, skoro nawet w biust ci to nie idzie? – odparł, jakby tłumaczył, ile to jest dwa plus dwa.     
Nie minęła nawet sekunda, zanim pojawiła się w powietrzu ogromna kula ognista, która poleciała wprost na blondyna. Rozległ się głośny wybuch, gdy Fire Ball trafił do celu. Lina powoli podeszła do leżącego na ziemi mężczyzny i chwyciła go za fraki.
- Możesz powtórzyć, co powiedziałeś? – spytała grobowym tonem początkująca czarodziejka.
- Częstuj się panienko, na zdrowie. – odparł słabym głosem blondyn.
- Tak myślałam. – odpowiedziała z satysfakcją. – To ja poproszę tę porcję! – zwróciła się do starszej kobiety, która z uśmiechem pokiwała głową i zniknęła w kuchni, puszczając niebieskookiego.
- Chyba mówiłem ci, że nie powinnaś eksperymentować pod moją nieobecność. – usłyszała za sobą znajomy głos. W jego tonie było słychać niezadowolenie.   
- To nie było eksperymentowanie tylko utrwalanie lekcji. Byłabym przecież mało pilną uczennicą, gdybym nie ćwiczyła, co nie?
- Ćwiczeniem dla ciebie jest wysadzanie innych Strażników w powietrze?
Lina spojrzała mściwie na wciąż leżącego na ziemi blondyna.
- Zasłużył sobie na to.
- Oto pani zamówienie. – Nagle pojawiła się starsza kobieta z ostatnim talerzem wyjątkowej potrawy.
- Dziękuję. – zwróciła się do właścicielki restauracji. – Zel, nie marudź, tylko zamów sobie coś. Wiesz jakie mają tu specjały?
- Zel? – spytał trochę zdziwiony.
- No, na co masz ochotę? – Sięgnęła po menu i zaczęła studiować kartę. – Najlepszej pozycji już nie ma. Jak to nazywacie, Mayetti? To czysta rewelacja. Ale może będzie coś innego…
- Lina. Nie możesz ignorować wszystkiego, co ci mówię. – przerwał jej mag. – Magia to nie jest zabawa!
Rudowłosa położyła kartę dań na stole i spojrzała Equeshan w oczy.
- Zel, ustalmy jedną rzecz. Jesteś moim nauczycielem, ale nie zwierzchnikiem. Nie zrobiłam nic, w czym mogłabym popełnić błąd. Teleportowałam się na mały dystans i rzuciłam małego Fire Balla. I tyle. Więc daj mi spokój. – Ponownie zerknęła na menu. – Musi być tu coś, co będzie pasować takiemu marudzie, jak ty…
Wojownik już miał chciał odpowiedzieć, gdy nagle rozległ się głos blondyna.
- Zel, daj dziewczynie spokój, ona naprawdę potrafi zadbać o siebie.
- Gourry, nie wtrącaj się. – warknął mag.
- O, to wy się znacie? – spytała czerwonooka.
- Tak. – potwierdził blondyn z uśmiechem. Widać było, że już się otrząsnął po kolizją z ognistą kulą. – Bronimy Eksela z tego samego terytorium.
- Eksela? Masz na myśli Eques? – Początkująca czarodziejka odezwała się z powątpiewaniem.
- Właśnie! – przyznał radośnie.
- Panie Zelgadisie, może skusi się pan na kawę dnia? – spytała staruszka, mierząc surowego Strażnika ciepłym spojrzeniem zielonych oczu.
Mag przez chwilę patrzył się groźnie na całą trójkę, po czym westchnął ciężko.
- Niech będzie. – powiedział zrezygnowany, siadając obok Liny.
- Czyli to kawa jest twoim słabym punktem. – wtrąciła z satysfakcją rudowłosa.
- O żebyś wiedziała! – przytaknął Gourry. – To nałogowiec. Swoją drogą to ty jesteś tą, w którą wniknęła Jajseres?
- Chyba Ayneres… Nie jesteś w stanie zapamiętać podstawowych pojęć używanych w miejscu twojego zamieszkania?
- No trochę mi się plącze kilka nazw. – przyznał blondyn.
- Uhm. – W jej głosie widoczne było powątpiewanie. Jak ktoś taki mógł zostać Strażnikiem? Mężczyzna był niewątpliwie bardzo przystojny, ale miał niewyparzony język i chyba trociny zamiast mózgu! – Jestem Lina Inverse. – przedstawiła się, zmieniając temat.   
- Gourry Gabriev. – odwzajemnił powitanie z uśmiechem.
- Gourry, a ty nie miałeś złożyć raportu Filii? – wtrącił nagle Zelgadis pomiędzy jednym łykiem kawy a drugim.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! – krzyknął przerażony Gourry, łapiąc się za głowę. – To ja się zmywam póki co! Cześć! – rzucił na do widzenia i ruszył pędem w stronę dworku.
Lina przez chwilę w osłupieniu obserwowała oddalającą się sylwetkę blondyna.
- On nie zna teleportacji?
- Może i zna, ale nie lubi z niej korzystać. – odparł ze stoickim spokojem Zelgadis.
- Jakim cudem on został Strażnikiem?
Mag uśmiechnął się pod nosem.
- Gourry to doskonały przykład, aby nie ufać pozorom. Chwila nieuwagi i ten głuptas potrafi się zamienić w maszynkę do zabijania. Jest niezwykle utalentowanym szermierzem. W tym temacie przewyższa nawet mnie.
Lina przez dobrą chwilę trawiła usłyszane informacje. Chyba musiała zacząć się przyzwyczajać, że w krainie Równowagi nic nie jest tym, na co wygląda.
- Gourry normalnie też mieszka w waszym dworku?
- Jak nie jest na jakiejś misji, to tak.
- W zasadzie to ile osób mieszka tam na stałe?
- Cztery.
Dziewczyna ponownie się zamyśliła.
- Jak to w sumie wygląda? Filia mówiła mi, że w centrum Eques z tego wymiaru znajduje się Seyrun. Wasz dworek jest silną magiczną twierdzą, więc domyślam się, że pełni jaką funkcję obronną.
Zelgadis z zadowoleniem pociągnął kolejny łyk kawy.
- Seyrun jest otoczone dwunastoma twierdzami podobnymi do naszej, gdzie znajdują się Strażnicy będący wyszkolonymi wojownikami. W razie ataku jesteśmy pierwszą i główną linią obrony, jako że Seyrun jest przede wszystkim miastem uzdrowicieli.
- I co, w każdej z takich twierdz stacjonuje czwórka wojowników? – spytała Lina z powątpiewaniem.
- Nie, standardowo jest ich tam setka. – odparł mag.
- To dlaczego jest tutaj was tylko czwórka?
- Z dwóch względów. Siła naszej czwórki jest równa mocy setki wojowników z innej twierdzy. A po drugie nie było więcej chętnych.
- Niby czemu?
Equeshan bardzo uważnie przyglądał się zawartości swojego kubka, kiedy dziewczyna czekała na odpowiedź.
- Jeżeli posiadasz zbyt wielką moc, nawet ci obdarzeni magią mogą ci nie ufać.
- Phi. – Założyła ręce na piersi. – To jest jakieś dziwne. Jeżeli ta wielka moc gwarantuje utrzymanie tej Równowagi, która podobno jest dla was taką świętością, to czemu miłośnicy tej Równowagi mieliby tej mocy nie ufać? 
- Nie wiesz do czego jestem zdolny. – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.
- Chociaż miałeś w tym interes, ocaliłeś mi życie. To mi wystarczy. – odparła natychmiast. W jej oczach nawet przez chwilę nie pojawiło się wahanie.   
Zelgadis lustrował ją przez chwilę badawczym spojrzeniem.
- Dziwna z ciebie dziewczyna.
Linie niebezpiecznie zwężyły się oczy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała groźnie.
- W sumie to nic złego. – podsumował, biorąc ostatni łyk kawy i kładąc na ladzie kilka złotych monet. – Zbieramy się?
Początkująca czarodziejka spojrzała tęsknie na pusty talerz i kiwnęła głową. Teleportacja zajęła im dosłownie ułamek sekundy. Twarz miłej starszej kobiety na tle krzykliwego napisu „U Elwiry” zamazała się i chwilę później została zastąpiona przez postać podenerwowanej Smoczycy.
- Panie Zelgadisie, doszło do następnego ataku. – powiedziała zaalarmowana Filia. Jej włosy i ciuchy były w nieładzie, co niewątpliwie świadczyło o tym, że również dopiero co wróciła do dworku.
- Gdzie dokładnie? – spytał natychmiast mag, w jednej chwili przyjmując swoją drugą postać, tę, w której Lina go poznała.
- W Rejonie Kinsaal. – odparła szybko Ryozoku.
Wojownik już się przymierzał do kolejnej teleportacji, kiedy powstrzymała go Lina.
- Zel, zaczekaj. Mogę iść z tobą?
- Niby czemu? – odpowiedział pytaniem.
- Chcę zobaczyć na własne oczy z czym walczycie. – W jej oczach mieniła się determinacja.
- Jest zdecydowanie za wcześnie, abyś pojawiła się w miejscu ataku. – Mężczyzna pokręcił głową.
- Panie Zelgadisie, to nie jest zły pomysł. – wtrąciła Filia. – Panna Lina ma prawo dowiedzieć się więcej na temat tej grupy. I może zyska dowód na to, że nie jest przez nas oszukiwana.
- To jest zbyt niebezpieczne dla świeżo upieczonej czarodziejki.
- Podobno jesteś najpotężniejszym wojownikiem w tym wymiarze, więc skoro będę z tobą, to chyba nie będzie aż tak źle, co nie? – spytała z małą drwinie w głosie rudowłosa.
Wojownik odpowiedział po chwili milczenia, kiedy najwidoczniej rozważał wszelkie za i przeciw.
- To może być potworny widok. – ostrzegł.
- Jestem na to gotowa. – odpowiedziała pewnie.
- Niech ci będzie. Ale ostrzegam, masz słuchać każdego mojego polecenia bez cienia sprzeciwu, zgoda?
- Zgoda.
Mag wyciągnął do niej dłoń, którą Lina szybko chwyciła. W okamgnieniu Filia została ponownie sama. Również uważała, że bez względu na to, jak odważną i odporną osobą była rudowłosa, działo się to trochę zbyt wcześnie. Jednak nie mieli na to czasu. Wróg nie próżnował, a oni potrzebowali mocy zaklętej w tej dziewczynie. A gdyby osoba o takim potencjale zdecydowała się walczyć z nimi ramię w ramię, szanse na zwycięstwo nieporównywalnie by wzrosły.

***

Myślała, że była przygotowana na wszystko, ale się myliła. Już teraz wiedziała, że postać wysuszonej, młodej kobiety, którą siłą pozbawiono zarówno magii jak i życia, będzie ją prześladować w koszmarach sennych. Na poruszające się w wolnym tempie pod wpływem wieczornego wiatru źdźbła trawy nie spadła nawet kropla krwi, a jednak ciało wydawało się być tak zmasakrowane, że nie było wątpliwości co do nieludzkiego cierpienia ofiary przed śmiercią.     
- Dobrze się czujesz? – spytał Zelgadis, spoglądając na nią znad martwego ciała.   
- Nie. – odpowiedziała, czując, nieprzyjemne poruszenie w żołądku. Była bardzo blada, ale wiedziała, że musiała to zobaczyć na własne oczy, aby naprawdę uwierzyć w historię Filii.
- Mówiłem ci, że to jeszcze za wcześnie.   
- Myślę, że wręcz przeciwnie. – Wzięła głęboki wdech, aby stłumić nudności. Odwróciła wzrok i cicho kontynuowała. – Od początku nie wierzyłam do końca w tę historię. Opowieści, gdzie wszystko jest białe albo czarne, nigdy nie są prawdziwe. Ale jeżeli ktoś posuwa się do czegoś takiego… – Wbiła wzrok w zachodzące słońce na tle krwistego nieba. W tym świetle w niewidomych oczach młodej martwej kobiety pojawiał się smutny blask. – Zel, czy jeżeli będę miała prawdziwą kontrolę nad tą mocą, to naprawdę pomoże w walce z nimi?
- Skłamałbym, gdybym zaprzeczył. Jednak, aby naprawdę walczyć, musiałabyś zostać Strażniczką.
- Ja… Strażniczką? – spytała cicho. – To jest właśnie plan Filii, prawda?
- Mówiąc krótko, tak. – przyznał. – Jednak do zostania Strażnikiem nie można być zmuszonym. To musi być twoja własna decyzja.
Obserwowane przez dziewczynę niebo zaczęło przyjmować coraz ciemniejszą barwę. Chmury przemieszczały się coraz szybciej. Wzmagający się wiatr wróżył zbliżającą się burzę. 
- A co z moim powrotem do Atlas? Istnieje możliwość, abym mogła tam wrócić, co zostało sprytnie przez Filię przemilczane, prawda?
- Owszem. Gdybyś poznała magię tożsamości, byłoby możliwe oddzielenie twojego ciała od mocy, co jest niesamowicie niebezpieczne, ale takie rozwiązanie w twoim przypadku mogłoby się sprawdzić.
- Czemu w moim przypadku?
- Wyczuwasz magię instynktownie, więc istniałaby szansa powodzenia. Chociaż podkreślam, że magia tożsamości jest o wiele bardziej skomplikowana niż to, co robiłaś dotychczas. W każdym razie czy zdecydujesz się zostać Strażniczką czy postanowisz wrócić do Atlas, czeka cię długi trening. Ale decyzja należy do ciebie.
Czerwone tęczówki spotkały się szafirowym odcieniem.
- Dlaczego mi o tym mówisz? Nie łatwiej by było zatajać przede mną niewygodne treści?
- Przecież sama się wszystkiego domyśliłaś. – odparł. – Zresztą masz prawdziwy potencjał, aby stać się Strażniczką, ale nic by mi nie przyszło z takiego towarzysza broni, który miałby jakiekolwiek wątpliwości. W tym świecie chwila zawahania może skończyć się śmiercią.     
W jego oczach malowała się chłodna akceptacja otaczającej go rzeczywistości. Ten człowiek musiał wiele przejść, ale właśnie przez to stał się tak potężny. Odwróciła wzrok i spojrzała raz jeszcze na martwe ciało młodej kobiety. To nie był jej świat. To nie była jej sprawa. Została w to wszystko wciągnięta przez pomyłkę. Ale z drugiej strony czy na pewno? Gdyby wtedy u podnóża góry Yujin nie wydała z siebie głosu, nie zostałaby zauważona ani przez Ayneres ani przez napastnika. Lecz czy taka sytuacja mogłaby decydować o całym jej życiu? Przerażało ją, że tak łatwo zaczęła wchodzić w ten nowy świat. Już teraz mogła powiedzieć, że uwielbiała magię, ale czy to miało oznaczać, że naprawdę powinna zostać Strażniczką? Pokręciła głową. Nie może dać się zwariować. Miała życie w Atlas. Studia, o których zawsze marzyła, prowadzące do jej wymarzonej kariery archeologa. Spędzi tutaj tylko tyle czasu, ile będzie musiała i ani dnia dłużej.
Gdy słońce zaszło, w oczach młodej kobiety zamarł ostatni blask.
Lina ponownie odwróciła wzrok. Właśnie tak. Spędzi tutaj tylko tyle czasu, ile będzie musiała i ani dnia… dłużej…

Meitsa - 2013-03-25 15:47:44

Zamiast robić obiad zagłębiłam się w lekturze :P
Tym razem mamy więcej wyjaśniających opisów, ale wciąż jest ich nadmiar. Nie wszystkie nazwy potrafię spamiętać, bo niektóre brzmią podobnie, ale inaczej chyba nie da się tego rozwiązać jeżeli miałaś wyjaśnić działające prawa.
Bardzo podobało mi się jak opisałaś naukę magii i teleportacji, ma to ręce i nogi.
Co do błędów to jest kilka niefortunnie złożonych zdań i nietrafionych słów, ale to jest do późniejszego poprawienia.
Czekam na kontynuację :)

Meitsa - 2013-03-25 16:00:59

A, jedno pytanie, czemu nazwałaś Milgazie Ragradia?

Rinsey - 2013-03-25 16:42:08

Wow, jaka szybka ocena :D To mam chyba na sumieniu Twój żołądek ^^' Właśnie zapomniałam nadmienić, że ponownie jest to wersja surowa, więc błędy będę jeszcze wygładzone ;). Cieszę się, że nauka magii i teleportacji ma ręce i nogi, bo się zastanawiałam, czy trochę tam nie nakręciłam ^^'. Co do Milgazii Ragradii... Hihihi... Tyle zdradzę, że to będzie jeden z wątków fabularnych. Jego związek z Wodnym Królem Smoków będzie dosyć istotny. A poza tym chciałam, aby każdy miał nazwisko ;p

Rinsey - 2013-03-25 16:50:28

A tak co do ułatwienia czytania, to może zrobić słowniczek dotychczasowych rinseyowskich zwrotów? Może w ten sposób byłoby łatwiej?

Meitsa - 2013-03-25 22:13:39

O, cieszy mnie nawiązanie do smoczych władców :)
Teraz napiszę kilka spostrzeżeń, nad którymi myślałam podczas pracy; co do nadmiaru informacji, słowniczek do dobry pomysł, ale jednocześnie jest to droga na skróty. Pamiętaj, że Lina jest tutaj spójnikiem miedzy autorem a czytelnikiem i musi w sposób przystępny wyjaśniać to co autor miał na myśli. Chodzi mi tutaj o początek tego rozdziału gdzie wyjaśniasz rolę Strażnikow, świata i reszty. Jeżeli Lina ma pomóc wyjaśnić czytelnikowi jak działa świat myślę, że powinno być to przedstawione bardziej łopatologicznie i ludzko typu reakcja Liny na nadmiar informacji jako człowieka z zupełnie innego świata "pokażcie mi to na jakimś schemacie, rozrysujcie", bo to tak jakby człowiek ze średniowiecza od razu przyjął teorie heliocentryczną, nie zagłębiał się w nią i uznał, że od razu wszystko rozumie bez powtórnego tłumaczenia. Wiemy, że Lina jest inteligenta, ale aż tak bystra żeby wszystko ogarnąć? Ja jako czytelnik mam problem. Druga kwestia, że mieszasz swój świat ze światem Slayersów i myślę, że tutaj dla równowagi też należy dać jakieś wyjaśnienia. Wspominasz o Ceiphiedzie i Shabim, więc trzeba będzie poświecić im trochę czasu. Ja np. u siebie będę nawiązywała do noweli i innych mang i muszę zakładać, że mało kto zna ich fabułę i jakoś zgrabnie napomknąć o tym, a jednocześnie ubarwić fabułę :)
A podsumowując zapowiada się kawał dobrego fantasy i już rozkładam się na kanapie z popcornem czekając na mega epicką finałową walkę :D
A Lina wydaje się być flirciarą i od razu widać, że coś miedzy nią a Zelem będzie się działo ;) No i chyba nie jest to tajemnica, że Lina jednak zmieni zdanie i zostanie  w nowym świecie. Większa zagadką jest dla mnie czy to będzie drama, skoro Zel wspomniał o zabiciu jej. Biorąc pod uwagę pewne kwestie byłoby ciekawie :)

Rinsey - 2013-03-26 18:41:09

Słuszne rzeczy prawisz. Pisząc to opowiadanie, chcę wspomnieć o wielu rzeczach i chwilami naprawdę trochę mi trudno to czasami wyważyć. A dzięki takim uwagom jest to zdecydowanie łatwiejsze. Naprawdę jestem za nie wdzięczna! :) O Ceiphiedzie i Shabim celowo jeszcze nie wspomniałam dokładniej, bo nie chciałam jeszcze bardziej namieszać. Póki co chciałam pokazać, chociaż po części, działanie krainy Równowagi. Konflikt pomiędzy Mazoku a Ryozoku później będzie dokładniej omówiony;)
Pomiędzy Liną a Zelem coś na pewno będzie się działo, to potwierdzam :D Ale czy postacie nie są trochę OOC? Tutaj w sumie wszystkich postarzyłam o jakieś 4, 5 lat względem pierwszej serii. Jest to też świat alternatywny, więc pewna doza OOC jest wliczona w ryzyko pisania takiej historii. Ale czy póki co nie zmieniłam kogoś za bardzo? (Ten aspekt zawsze mnie najbardziej stresuje w pisaniu fanfików ^^')

Meitsa - 2013-03-26 21:00:25

Trochę ciężko powiedzieć czy postacie są zbyt OOC, bo na razie mamy tylko Zela i Linę, a reszta robi za tło. Ale jeśli mówisz, że postacie są starsze o 4-5 lat to tylko zachowanie Zela jest stosowne do wieku, a Lina i Amelia jakby zdziecinniały - takie pierwsze wrażenie. Lina zachowuje się jak gimnazjalistka, która ciągnie chłopców za kołnierzyk, a nie jak studentka - tutaj bardziej pasuje stonowany charakter i gry słowne na inteligentnym poziomie Liny. Jeżeli miała studiować archeologię to można jakoś to wykorzystać w fabule :) Amelia jak najbadziej powinna być zywą osobą gdzie dla niej wszystko jest białe albo czarne, ale nie dawajmy wtedy tyle radosnych rodzicielskich uniesień bo wyjdzie 10-latka. Tak, Amelia podziwiała swojego ojca, ale był to element komediowy i myśle, że Amelia z TRY bardziej będzie pasować jeżeli ma być starsza i mieć jakiś bagaż doswiadczeń :)

Rinsey - 2013-03-26 22:37:05

Amelia tutaj będzie miała z jakieś 16 lat, więc trochę zakłócę proporcję z anime. I póki co jest to Amelka beż bagażu doświadczeń :) Ale już wkrótce ów bagaż dostanie. ;) Archeologia Liny również zostanie wykorzystana i co do niej samej, zakładałam, że nawet jako studentka będzie miała skłonność to pewnych dziecinnych zachowań. Ale będę uważać :)

Meitsa - 2013-03-27 12:19:10

Ok, jeśli Amelia ma taka być i mowisz mi o tym wprost to nie czepiam sie wiecej, chyba ze gdzies tam wyraznie przegniesz :D W kazdym razie mozesz liczyc na opinie :)
Zastanawialam się jeszcze nad tym, że 4 wojownikow to siła 100 ludzi. Nie za mało? Uważam, że sam Xellos ma w sobie spore pokłady energii chyba, że to celowy zabieg, bo np. nie wszyscy ujawnili w pełni swoje moce albo są po prostu słabsi dla dobra fabuły żeby nie robić z nich nie wiadomo jakich pakerów :)

Guenh - 2013-03-27 13:17:10

Ooo, widze dużą poprawę w języku, którym posługujesz się pisząc! Strasznie fajnie się to czyta - przyznam, że się wciągnęłam, dlatego z niecierpliwością czekam na resztę.
Na początku nie skupiaj się na poprawianiu błędów, bo jeden rozdział będziesz pisała całe wieki. Wrzucaj tu nawet wersje ultra-beta, a potem się będzie wprowadzać małe korekty :)

Meitsa - 2013-03-28 15:26:16

A, a mnie nasunęło się jeszcze jedno pytanie, czytałaś Slayers Knight of the Auqalord? Tam Airlord Valwin uczył Linę jak opanować boską moc i wyglądało to podobnie jak Zel uczył Linę panować nad magią :)

Rinsey - 2013-03-28 15:28:33

@Meitsa W przypadku tego przelicznika może faktycznie będzie to trochę za mało. Chociaż w to Xelloss się nie wlicza. On owszem, jest częstym... powiedzmy gościem... najczęściej Filii... hihi... W każdym razie współpracuje z Filią i Zelgadisem, ale Xeloss podchodzi pod swój wymiar podlegający Zellas. A z drugiej strony Slayersi są tutaj bardzo silni, ale bez przesady :)

@Guenh Cieszę się niezmiernie :) Dobrze, większe poprawianie błędów zostawię na później;)

Naprawdę dałyście mi takiego pozytywnego kopa, że już mam 1/6 czwartego rozdziału skończoną :D

Meitsa - 2013-03-28 15:31:15

Oooo, to w takim razie kto jest czwartym Strażnikiem? Byłam przekonana, że w skład wchodzi Zel, Filia, Gourry i Xellos właśnie :) Bo Amelia to zastępca ojca.

Rinsey - 2013-03-28 15:38:21

To będzie Sylphiel :)

Rinsey - 2013-03-28 15:41:39

Oj i nie zauważyłam Twojego pytania o Slayers Knight of the Auqalord ^^' Wstyd się przyznać, ale nie czytałam. ^^'

Meitsa - 2013-03-28 15:50:20

Brałam taką opcję pod uwagę :) A co z tym Aqualordem? ;)

Meitsa - 2013-03-28 15:51:08

Odpisałyśmy jednocześnie XD
Żaden wstyd :P Ja niedawno go przeczytałam ;) Ale warto, polecam

Rinsey - 2013-03-29 11:35:13

To się faktycznie nieźle zgrałyśmy XD To sięgnę po Aqualorda, jak tylko będe miała chwilę ;)

Rinsey - 2013-04-09 14:44:53

Oto surowy rozdział czwarty :)

Rozdział 4
Istota poznania
   
- Dobra. Zacznijmy od początku. – powiedziała Lina, spoglądając na piękną, ręcznie zapełnioną stronicę starego dziennika.  – Istnieje dwanaście wymiarów albo przynajmniej o istnieniu takiej ilości wymiarów wiecie. Eques jest miejscem, gdzie wszystkie te światy się spotykają, tak?
- Zgadza się. – przytaknęła siedząca w wygodnym fotelu Filia, popijając z zadowoleniem herbatę.
Tego ranka przy śniadaniu wyjątkowo poza Smoczycą towarzyszyli Linie również, mający krótką przerwę od misji, Gourry i Zelgadis. Po skończonym posiłku początkująca czarodziejka uparła się, aby uporządkować swoją wiedzę o nieco pokręconym ustroju panującym w krainie Równowagi. Zanim wszyscy się rozeszli, położyła na opróżniony z resztek jedzenia stół stary rękopis, który znalazła w swoim pokoju, otwierając go na stronie przedstawiającej tuzin skomplikowanych symboli otaczających spiralę umiejscowioną w centralnej części kartki i zarządziła, że nikt nie opuści tego pokoju dopóki nie uzyska odpowiedzi na nową serię pytań. Zgromadzeni nie wyrazili znaczącego sprzeciwu i zajęli wygodne miejsca w fotelach. Jedynie blondyn zasiadł na kanapie i wyciągnął zestaw do polerowania miecza. Rudowłosa wyjątkowo się na to nie oburzyła, gdyż i tak nie spodziewała się usłyszeć od szermierza czegokolwiek mądrego.
- Ale samo Eques również jest podzielone na dwanaście części, więc Eques z jednej strony jest jedną krainą ze względu na obecność magii, ale dzieli się powiedzmy na… mini państwa, które przynależą odpowiednio do każdego wymiaru.
- Uhm. I dlatego nazywamy to, jak to ujęłaś, mini państwo w obrębie Eques Rejonem Głównym. – dodała Ryozoku.
- Czyli Rejony można ogólnie porównać do państw?
- Powiedzmy. – wtrącił Zelgadis delektujący się aromatyczną kawą. – Ten podział występuje ze względu na charakter magiczny danych obszarów a nie obecność jakichś narodowości, ale nie jest to złe porównanie. 
- Czy ten wasz Rejon Główny ma jakąś oddzielną nazwę?
- Varney. – odparła krótko Filia. 
- A Seyrun to będzie taka magiczna stolica magicznego państwa zwanego Varney wchodzącego w skład Eques, tak?
- Uhm. – Kiwnęła głową kapłanka Ceiphieda.
- Ech…  – Westchnęła czerwonooka. – Nie możecie tych Rejonów nazywać po prostu państwami?
- Tak już się przyjęło. – skomentował obojętnie Zelgadis.
- Dobra, nieważne. – Rudowłosa oparła głowę na złożonej w pięść dłoni. – I ta ważna szycha, która ma nas dzisiaj odwiedzić mieszka właśnie w Seyrun, tak?
- Uhm. – odpowiedziały jej zsynchronizowane przytaknięcia Strażników rozmiłowanych w swoich napojach.
- I kim jest tak dokładnie ta szycha?
- To jest Filar, czyli Shyllien. – odparła krótko Filia.
- Może cię zaskoczę, ale niewiele mi to mówi. – skomentowała średnio przyjemnie nowa adeptka magii.
- Magia w Eques stale krąży i ten nurt również trzeba utrzymywać w Równowadze. Jeżeli ten nurt będzie płynął zbyt szybko lub gdy będzie wyjątkowo nieuporządkowany, zakłóci to Równowagę. Shyllien, zwany inaczej Filarem, stabilizuje magię w całym Rejonie Głównym. Z drugiej strony, gdy ten sam nurt będzie zbyt wolny, również doprowadzi to do upadku Równowagi. Przeciwdziała temu Strażnik Nurtu, czyli Xullan. Są to dwie przeciwne funkcje, ale obie są niezbędne do utrzymania Równowagi. – tłumaczył Zelgadis. – I tym, kto nas dzisiaj odwiedzi będzie Philionel El Di Seyrun, osoba pełniąca tę pierwszą funkcję.
Nieoczekiwanie na ostatnie zdanie ożywił się Gourry.
- Phil… Hm… Brzmi znajomo. – Zamyślił się blondyn.
- Możliwe. – wtrącił mistrz ziemi, patrząc się sceptycznie na towarzysza broni. – W końcu to twój zwierzchnik.
- Masz rację! – krzyknął z entuzjazmem szermierz.
Lina przyglądała się mężczyźnie z politowaniem.
- Wciąż trudno mi uwierzyć, że zostałeś Strażnikiem. – powiedziała z powątpiewaniem w głosie.
Gourry zupełnie nie wydał się obrażony tym stwierdzeniem.
- Wiele osób mi to mówi. – odpowiedział jej swoim czarującym uśmiechem.
- Będziesz miała okazję to zmienić. – wtrącił Zelgadis. – Nie zaszkodziłoby ci jak byś poznała podstawy szermierki.
- Mam się uczyć od niego? – spytała z niedowierzaniem rudowłosa, wskazując palcem na blondyna.
- Dobry pomysł. – skomentowała Filia. – W tym temacie pan Gourry nie ma sobie równych.
- Dawno nikogo nie uczyłem, ale nie mam nic przeciwko. – odparł dobrodusznie blondyn.
Lina po raz kolejny ciężko westchnęła. 
- Więc nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia?
- Jak się nie dogadacie, to trudno. Ale warto spróbować, zwłaszcza, że mnie i Filii jutro nie będzie.
Lina zlustrowała go badawczym spojrzeniem.
- Czy ma to związek z nimi? – Nie musiała dokładnie tłumaczyć, kogo ma na myśli.
Zelgadis odłożył pusty kubek na stół.
- Tak. Odbędzie się narada Przymierza Równowagi.
- Przymierza Równowagi?
- Wszyscy Shyllien i Xullan z każdego wymiaru tworzą Przymierze Równowagi. Najwyższą władzę Eques. Rzadko jednak dochodzi do narad Przymierza Równowagi. Dzieje się tak albo w przypadku skazywania kogoś na wyklęcie do Ruelzaar, przeklętego trzynastego wymiaru, takiego magicznego więzienia albo w momencie wyjątkowego kryzysu. – Tym razem to Filia odpowiedziała na jej pytanie, odstawiwszy filiżankę.           
Czerwonooka na chwilę zamilkła. Przed oczami ponownie stanęła jej przed oczami młoda martwa kobieta, którą w okrutny sposób pozbawiono życia. Tak jak wcześniej przypuszczała, miniona noc nie należała do przyjemnych.
- Lina, co miałaś na myśli, mówiąc, że istnieje dwanaście wymiarów albo przynajmniej wiemy o istnieniu przynajmniej tylu światów? – Zelgadis nagle wytrącił ją z zadumy.
Rudowłosa postukała palcem stary dziennik.
- Ta ilustracja skłoniła mnie do pewnych rozmyślań... Ponieważ jestem nieprzyzwyczajona do faktu, że nie znam wszelkich miejscowych legend i opowiastek, poprosiłam Filię o skombinowanie mi jakiejś literatury tematycznej. Sprawdziłam dokładnie każdy z tych symboli. – Wskazała dwanaście rozrysowanych na stronicy znaków. – Każdy z nich jest naturalnie symbolem odpowiedniego wymiaru… I niczym nie różni się od symboli wspomnianych w innych książkach. Każdy poza spiralą mającą symbolizować Eques. – Uwaga jej rozmówców została skierowana na spiralę z wyraźnym, czarnym punktem po środku. – We współczesnych książkach dotyczących Eques ta spirala jest pozbawiona tego punktu.
Smoczyca przyjrzała się uważnie wiekowemu papierowi.
- W sumie masz rację, ale jakie to ma właściwie znaczenie?
Początkująca czarodziejka uśmiechnęła się z wyższością.
- Z punktu widzenia przeciętnego obserwatora nie ma to żadnego znaczenia. Natomiast z punktu widzenia archeologa ma to znaczenie ogromne. Nie mam oczywiście pewności, ale ten dziennik musi pochodzić z bardzo dawnych czasów i jeżeli faktycznie został zmieniony symbol, możliwe, że część historii Eques wygląda inaczej niż się powszechnie uważa. Z drugiej strony dała mi też do myślenia inna sprawa. Tutaj wszystko wręcz chorobliwie podlega idealnej symetrii. Jeżeli w ramach Równowagi stworzono dwanaście wymiarów, gdzie idealnie sześć podchodzi pod Ceiphieda i sześć pod Shabranigdo, do tego Eques jest miejscem gdzie wszystko jest w Równowadze, to skąd się nagle bierze istnienie Ruelzaar? Czy to przypadkiem nie przeczy waszej świętej Równowadze? – spytała retorycznie.
- To prawda, że badacze sami podkreślają, że nie mają stuprocentowej pewności co do obecnej historii Eques, ale nie mogliby przecież przeoczyć czegoś naprawdę znaczącego. – wtrąciła Smoczyca.
- Jak dla mnie w tej historii ewidentnie czegoś brakuje. Zresztą skoro nie wiedzą wszystkiego, to czemu mieliby nie przegapić istnienia na przykład jakiegoś innego wymiaru?
- To faktycznie śmiała teza, ale prawda jest taka, że nie wiemy zbyt wiele o Ruelzaar. Od zawsze było to miejsce zesłania najpotężniejszych i najgroźniejszych przeciwników Równowagi. Teoretycznie miało być to miejsce bez możliwości ucieczki, a jednak ktoś stamtąd uciekł… Do teraz nie wiemy, jak do tego doszło. – dodał Zelgadis.
- Może z tego Ruelzaar nie można przedostać się bezpośrednio do Eques lub do dwunastu wymiarów, ale może istnieje możliwość przeniesienia się do innego miejsca, o którego istnieniu nie wiecie, a z którego teleportacja do Eques już jest możliwa?
Dwójka Equeshan głęboko się zamyśliła.
- Może coś w tym jest…  – powiedział powoli mistrz ziemi.
- Ale przecież wszelkie życie zostało stworzone poprzez magię tworzenia, połączoną moc Shabranigdo i Ceiphieda. Ryozoku i Mazoku byłyby w stanie wyczuć wszelką aktywność mocy pochodzącą od połączonej mocy ich zwierzchników. – zaprotestowała Filia.
- A gdyby źródłem tej samej magii tworzenia byłoby coś innego? Bylibyście w stanie to wykryć? – spytała Lina.
- Ale to przecież niemożliwe. – odparła szybko Smoczyca.
- Wiesz, ja do całkiem niedawna myślałam, że magia nie istnieje, więc równie dobrze coś, co wy uznajecie za niemożliwe może być jednak możliwe.
- No dobra, zakładając, że źródłem magii tworzenia byłoby coś innego, nie bylibyśmy w stanie tego wykryć. – przyznała sceptycznie Filia. – Ale do czego dążysz?
Rudowłosa westchnęła.
- Nie wiem dokładnie. To są tylko moje przemyślenia po przestudiowaniu tych książek, które mi dałaś, a to całkowicie za mało, abym ci teraz wyleciała z genialną i precyzyjną magiczną teorią skoro jestem tu od czterech dni. Wiem tylko, że w historii Eques czegoś brakuje.
- Gdyby twoja teoria była przynajmniej po części prawdziwa, to może ta grupa wie coś o naturze bądź historii Eques, czego my nie wiemy? I przez to nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich następnego ruchu? – dodał mag. Widać było, że słowa Liny dały mu do myślenia, w czym nawet mu nie przeszkadzał chrapiący w tle Gourry. Milczał przez chwilę, po czym gwałtownie wstał i skierował się do wyjścia. – Muszę coś sprawdzić. – rzucił na wychodne i opuścił pokój.
Lina i Filia wymieniły nieco zdezorientowane spojrzenia.
- Masz może ochotę zobaczyć kolejne książki? – zwróciła się do rudowłosej Smoczyca po dłuższej chwili milczenia.
- Myślałam, że dałaś mi wszystko, co miałaś. – odpowiedziała z małym wyrzutem czerwonooka.
- To były moje podręczne zbiory, ale pokażę ci miejsce, które chyba ci się spodoba. – rzekła  z zadowoleniem blondynka, kładąc palec na ustach.

***

Kraina Równowagi nie była królestwem. Nie rządził nią monarcha, a tym bardziej trudno by się tam doszukać jakiejkolwiek rodziny królewskiej. Amelii Will Tesla Seyrun nie nazywano księżniczką, lecz mimo wszystko z tego względu, że już teraz nikt nie miał wątpliwości, że to ta młoda, niespełna szesnastoletnia dziewczyna, zostanie następnym Filarem, mieszkańcy stolicy Varney traktowali ciemnowłosą jak niepełnoletnią następczynię tronu. Pewna kandydatka na Shyllien miała doskonały kontakt z licznymi uzdrowicielkami i Strażnikami specjalizującymi się w magii defensywnej. Uwielbiała też zakradać się do sali tajnych posiedzeń, gdzie chociaż nie powinno jej być, Philionel przymykał na to oko, gdyż cieszył się cicho na myśl, że jego córka tak interesuje się polityką. Z drugiej strony latorośl dumnego ojca dotychczas nie doświadczyła prawdziwego życia Equeshan. Nie wiedziała, czym jest walka w imię Równowagi, przy czym cała jej wiedza teoretyczna wydawała się bezwartościowa. Mężczyzna nie chciał pokazywać swojemu dziecku tej mrocznej części Eques. Był jednak mądrym człowiekiem i miał świadomość, że jeżeli Amelia chciała zostać jego następczynią, będzie musiała skosztować gorzkiej prawdy, jak wygląda druga strona bycia Strażnikiem.

***

Od kiedy pamiętała, pociągała ją archeologia. Niemalże jak tylko nauczyła się łączyć słowa w zdania, zaczęła pochłaniać książki traktujące o historii świata. Na wszelkich wycieczkach zawsze udawało jej się wytropić jakiegoś dziadka-gawędziarza, który potrafił jej opowiedzieć coś, czego nie mogłaby znaleźć w zwykłych książkach. Już jako małe dziecko zwróciła uwagę na fakt, że istnieje wiele legend zupełnie niepokrywających się nie tylko ze sobą ale również z przyjętym zapisem dziejów. Zawsze uczono ją, że historia jest logicznym ciągiem przyczyn i skutków. I jeżeli coś wyłamywało się z tego porządku, należało dokładnie zbadać, dlaczego tak się działo. „Nie istnieje coś takiego, jak błędne źródło historyczne. Jeżeli trzymany przez ciebie przedmiot przeczy historii, której cię uczono, oznacza to, że mylą się ci, którzy tej historii cię nauczyli.” – mawiała jej nauczycielka. Dzieje jej świata zostały doskonale zbadane. Zajmowało się nimi wielu znanych i utalentowanych naukowców, a jednak nawet te wielkie umysły nie były w stanie rozwikłać zagadki Wieku Pustki. Znajdywano ruiny budowli pochodzących sprzed ponad 2100 lat oraz sprzed 2000 lat. Style, w jakich wykonano owe budowle, nie wykazywały żadnych cech wspólnych. Nie istniała żadna konsekwencja w sposobie ich projektowania, a co więcej nietrudno było stwierdzić, że nowsze zabudowania zrobiono w nawet prymitywniejszy sposób niż te starsze. Ponadto nikt nigdy nie znalazł czegokolwiek, co by pochodziło z okresu zawierającego się pomiędzy wspomnianymi terminami, nazwanego z tego względu Wiekiem Pustki. Badaczom nasuwał się jeden wniosek. W czasie tego stulecia musiał się wydarzyć jakiś kataklizm, który zdziesiątkował ludność oraz ich ówczesne dokonania. Jednak świat wciąż nie doczekał się osoby zdolnej do wypełnienia tej luki w historii.

Kiedy Filia opowiadała Linie o początkach świata magicznego, rudowłosa od razu zwróciła uwagę na liczne niedopowiedzenia. Nie twierdziła, że Smoczyca ją okłamywała. Przypuszczała, że kapłanka Ceiphieda albo nie mogła powiedzieć jej pełnej prawdy albo, co czerwonooka uważała za bardziej prawdopodobne, sama owej prawdy nie znała lub nie chciała jej poznawać. Przyszła studentka prestiżowego uniwersytetu Dra’mattana w Atlas natychmiast skojarzyła, że wspomniany przez blondynkę konflikt pomiędzy Smokami i Mazoku, gdzie za sprawą Lei Magnusa ustanowiono Eques krainą Równowagi, mógł się nie tylko pokrywać w czasie, ale być też przyczyną Wieku Pustki w jej świecie. Gdy dziewczyna zdała sobie z tego sprawę, postanowiła zbadać dzieje magicznego uniwersum.

Pierwsze książki, jakie dostała od Filii, już na wstępie potwierdziły jej teorię. 2000 lat temu musiało się wydarzyć coś więcej. Nie wiedziała jeszcze co to mogło być, ograniczała ją dodatkowo nieznajomość świata magii, ale postanowiła przeznaczyć cały swój wolny czas, jaki będzie musiała spędzić w Eques, na rozwikłanie tej zagadki.

Teraz znajdywała się w ogromnej bibliotece znajdującej się w podziemiach dworku. Tysiące, a może nawet i setki tysięcy woluminów piętrzyły się na półkach aż do sufitu ułożonych wzdłuż korytarza, na którego środku stał długi stół otoczony wygodnymi krzesłami. Początkująca czarodziejka nie dziwiła się, że Smoczyca nie przyprowadziła jej tu od razu. Osoba chcąca przeczytać jedną lub dwie książki na dany temat po wejściu do takiego pomieszczenia mogłaby nie wiedzieć, co ma ze sobą zrobić, a skoro Lina pomimo otrzymania kilku pozycji wciąż się nie zniechęciła, Ryozoku mogła założyć, że rudowłosa nie tylko nie przerazi się tym ogromem, a przywita nową możliwość z wielkim entuzjazmem. Blondynka nie pomyliła się i gdy zamykała za sobą drzwi, rudowłosa już przechadzała się wąskimi korytarzami w poszukiwaniu najciekawszych ksiąg.

Trafiła do Eques cztery dni temu. Zaczęła się uczyć kontroli mocy przed dwiema dobami, wczoraj zapoczątkowała swoje historyczne badania. Obie czynności pochłonęły ją tak, że niemal przestała myśleć o swoim życiu w Atlas. Czy to nie było nienormalne?

Przejechała palcem po książce o tytule „Opowieść o Lei Magnusie”.

Zarówno Filia jak i Zelgadis jej się dziwili. Każdy na jej miejscu chciałby jak najszybciej wrócić do domu i zapomnieć o przeżytym horrorze, tylko że dla niej to wcale nie był koszmar. Polubiła tych dziwnych ludzi zwanych Strażnikami, chociaż spędziła w ich towarzystwie niecały tydzień. Nie zamierzała sama stawać się Equeshan i walczyć w nie swojej bitwie, ale chciała im choć trochę pomóc. Lina Inverse rzadko zdobywała się na taką wspaniałomyślność, ale mimo wszystko sama miała w tym interes. Torowała sobie w ten sposób drogę do domu… Poznając jednocześnie świat, który pociągał ją o wiele bardziej niż by sama przypuszczała.

Ściągnęła „Opowieść o Lei Magnusie” z półki i zrobiła krok naprzód. Ponieważ trzymała już tyle książek, ile miała siły unieść, ruszyła w stronę stołu. Jak tylko ułożyła wokół siebie w odpowiednim porządku woluminy, sięgnęła po jedną z pozycji i otworzyła ją na przypadkowej stronie.

Na chwilę zamarła w bezruchu.

Kartka zawierała ilustrację pożaru. Nie był to żaden konkretny kataklizm, ale wystarczył, aby jej przypomnieć powód, przez który spędziła bezsenną noc.

Tak, jak się spodziewała, śniło jej się martwe ciało młodej kobiety. Później w jej podświadomości pojawiło się coś, czego nie oczekiwała. Jej powtarzający się od lat koszmar, który ostatnio w ogóle zanikał, powrócił. Po raz drugi w ciągu czterech dni, kiedy potrafiła nie odczuwać tego nieprzyjemnego wrażenia smutku i nienawiści przez 3 lata. Co więcej, po raz pierwszy pozostał w jej pamięci jeden szczegół, co nie miało miejsca nigdy przedtem. Zawsze po takiej nocy, budziła się wyczerpana i przygaszona, ale zupełnie pozbawiona wspomnień dotyczących tego snu. Natomiast dzisiaj rano pamiętała ogromny, śmiercionośny pożar.

Zastanawiała się, czy fakt, że jej magia miała postać płomienia, mógł mieć z tym coś wspólnego, jednak szybko wykluczyła tę opcję. Jej ogień kojarzył jej się z przyjemnym ciepłem, natomiast tamten przynosił tylko zniszczenie. Z drugiej strony nie mogła zaprzeczyć, że jej pobyt w Eques musiał na to jakoś wpłynąć. Niestety nie miała pojęcia, w jaki sposób miałoby się to odbyć. Ponownie jej nieznajomość świata magicznego stanowiła poważne ograniczenie jej rozważań. A akurat na ten temat, nie zamierzała rozmawiać z Filią lub z Zelgadisem. Nigdy nikomu nie powiedziała o tym śnie. Nawet Lunie. I nie planowała tego zmieniać.

Nagle w pomieszczeniu rozległo się ciche pukanie.

Lina nieco zaskoczona ujrzała, jak drzwi bez pośpiechu się otwierają i jak powoli do biblioteki wchodzi Zelgadis.
- Pukasz? Myślałam, że łatwiej będzie się tutaj teleportować. – powiedziała nieco zaczepnie.
- Wiesz, zdolność teleportacji nie oznacza ignorowania zasad dobrego wychowania uwzględniających uprzedzanie o swoim przybyciu. – odparł raczej chłodno. Wydawał się być w o wiele gorszym nastroju niż rano.
Ponieważ Lina również nie miała najlepszego humoru, ten ton nie zachęcił jej do rozmowy z mistrzem ziemi.
- Och, jakże to uprzejme z twojej strony. – skomentowała ironicznie i wróciła z powrotem do swojej książki, mając nadzieję, że wojownik zrozumie przekaz, że w chwili obecnej, chce zostać sama.
- Muszę ci zadać jedno pytanie. – zwrócił się do niej, ignorując zarówno jej sarkazm jak i ostentacyjne zerwanie kontaktu wzrokowego. – Czy twoje dzisiejsze wnioski są rezultatem tylko twoich przemyśleń? – Mówił spokojnie, ale w jego głosie czaił się chłód.
Lina podniosła na niego wzrok. Utkwione w niej zimne spojrzenie szafirowych tęczówek mogło onieśmielić niejednego człowieka. Jednak rudowłosa była daleka od takiej reakcji.
- Tak, są to tylko moje przemyślenia. – odpowiedziała mało przyjemnie. - A niby czego się spodziewałeś? – spytała z pretensją.
- Nie rozmawiałaś na ten temat z żadnym innym Strażnikiem? – Wciąż dopytywał.
- Przecież mówię, że nie! O co ci chodzi?! – warknęła mocno poirytowana początkująca czarodziejka. W jej czerwonych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk.
Przez chwili mierzyli się wzajemnie niemalże wściekłym, badawczym spojrzeniem aż w końcu Zelgadis westchnął i odwrócił wzrok.
- Skoro te dwa pytania doprowadziły cię niemal do furii, to faktycznie nie mam co wątpić w twoje słowa. – powiedział już łagodniej.
- A możesz mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego stałam się ofiarą twojego napadu zimnej furii? – spytała wciąż podniesionym głosem. Wciąż czuła się nabuzowana i nieco urażona.
- Nie jesteś pierwszą osobą, która powiedziała, ze w historii Eques jest jakaś luka. Współpracowałem kiedyś z tą osobą i gdy sprawdziłem nasze wspólne notatki, okazało się, że powoływał się na ten sam stary dziennik, który dzisiaj przyniosłaś.
- I co by było w tym złego?
- Ta osoba została uznana za najniebezpieczniejszego maga ostatnich czasów i została skazana na wyklęcie do Ruelzaar.
Dopiero w tym momencie Lina zrozumiała przyczynę zaistniałej sytuacji, co jednocześnie ją uspokoiło i skłoniło do rozmyślań.
- Kim ten ktoś był dla ciebie? – spytała po chwili milczenia. Jak tylko spojrzała na Zelgadisa, wiedziała, że nie powinna była zadać tego pytania. – Przepraszam, to w sumie nie moja sprawa. – dodała szybko. – Chodzi mi tylko o to, że skoro nie jestem pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę, to faktycznie musi w tym coś być, a sam przecież mówiłeś, że może to pomoże przewidzieć następny krok Ruelzhan. Więc skoro masz jakieś notatki…
- Jeżeli jest to podobny tok myślenia, to nie może to mieć związku z Ruelzhan. Ta osoba powinna być martwa od siedmiu lat. Ataki tej grupy trwają od niedawna. – odpowiedział uparcie.
- Zel, to nie wyklucza potencjalnego powiązania tych dwóch spraw. – Zauważyła rudowłosa.
- Obiecałem sobie, że nigdy nie powrócę do tych badań. I jeżeli nie będę miał bezpośredniego dowodu, że powrót do nich, w jakikolwiek sposób pomoże w sprawie Ruelzhan, nie zamierzam tego zmieniać. – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu i ruszył w stronę drzwi.
- Czyli jednak twój racjonalizm ma pewne granice. – powiedziała cichym, lecz doskonale słyszalnym tonem Lina. – Jeżeli pozwalasz, aby uprzedzenia z przeszłości stawały ci na drodze do prawdy, oni wciąż będą robić, co im się żywnie podoba.   
Na te słowa Zelgadis na chwilę się zatrzymał. Rudowłosa spodziewała się wybuchu złości, jednak nic takiego się nie stało.
- Na 15 ma przybyć Philionel, który chciałby cię poznać. Więc bądź łaskawa się pojawić o tej porze w sali konferencyjnej. – Jego ton był zimny i formalny. Jak tylko wypowiedział ostatnie słowa otworzył drzwi i wyszedł.
Lina nie znała go długo, ale nie widziała go jeszcze w tak podłym humorze. Z drugiej strony dowiedziała się wreszcie czegoś o jego przeszłości. Nie wiedziała, kim była osoba, o której wspomniał, ale musiała mieć ona ogromny wpływ na życie mistrza ziemi.

***

Gdy myślała o osobie piastującej jedno z najważniejszych stanowisk w potężnym magicznym świecie, wyobrażała sobie rosłego mężczyznę o srogiej twarzy otoczonego mgiełką tajemnicy i niemal nieograniczonej mocy. W praktyce okazało się, że miała rację co do jednej rzeczy. Philionel był wysokim, dobrze zbudowanym osobnikiem. I na tym się kończyła lista majestatycznych epitetów opisujących Shyllien.
- Witaj w krainie Równowagi, Lino Inverse. – Przywitał ją z lekkim uśmiechem, wyciągnąwszy do niej rękę, jak tylko weszła do sali konferencyjnej. Dziewczyna, która specjalnie opuściła czytelnię wcześniej, aby się nie spóźnić, nie spodziewała się, że ktokolwiek ją uprzedzi. A jednak okazało się, że Filar Rejonu Varney już na nią czekał. Rudowłosa rozejrzała się uważnie. W pomieszczeniu nie było nikogo poza spoglądającym na nią przyjaźnie mężczyzną. Po chwili zawahania zrobiła kilka kroków w stronę mężczyzny i uścisnęła jego dłoń. Wtedy zrozumiała, o czym mówił Zelgadis. Od momentu, kiedy mag odblokował część jej mocy, musiała poświęcać trochę uwagi, aby utrzymywać ją w sobie. Przy kontakcie z tym człowiekiem było to zupełnie niepotrzebne. Otaczające ją ciągłe przepływy energii, na które nauczyła się już nie zwracać uwagi, całkowicie się uspokoiły. Wyczuła, na czym polega stabilizujące działanie tej osoby i z zaskoczeniem stwierdziła, że szybko w jej umyśle narodziło się przekonanie, że ten ktoś doskonale rozumie świat magii.
- Rozumiem już, co miał na myśli Zelgadis. – kontynuował pełen zadowolenia. W jego oczach pojawił się radosny błysk. – Instynktownie pojmujesz istotę mocy. To właśnie to coś, przyciągnęło do ciebie Ayneres i przez to ciebie przyciągnęło do niej. Staniesz się doskonałą Strażniczką.
Dopiero ostatnie zdanie wypowiedziane przez mężczyznę sprawiło, że dziewczyna otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Wie pan, ja jeszcze nie powiedziałam, że zamierzam zostać Strażniczką. – odpowiedziała hardo Lina. Nie podobało jej się z jakim przekonaniem Shyllien wypowiadał się o jej przyszłości. Na tym świecie istniała tylko jedna osoba mająca prawo decydować w tym temacie. I tym kimś była tylko i wyłącznie Lina Inverse.
Philionel zaśmiał się w odpowiedzi.
- Dobrze, dobrze niech ci będzie. – odparł od niechcenia. – Ale już widzę, że bardzo się z żyłaś z magią.
Rudowłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co ma pan na myśli?
- Dla normalnego człowieka, a nawet dla zwyczajnego początkującego maga jestem tylko dziwnym dziadkiem z sąsiedztwa. – Mężczyzna uniósł dłoń i przeczesał powietrze palcami. – Ty od razu spojrzałaś na moją magiczną obecność, na mój wpływ na otoczenie. – Pomiędzy jego palcami pojawiła się cieniutka strużka złocistej energii. – Zaczynasz patrzeć na świat pod kątem magii. Prawdziwy Strażnik zwraca uwagę na wszelkie nurty mocy i dba, aby były one w Równowadze.
- Panie Philionelu, panna Lina wciąż nie podjęła decyzji, więc proszę na nią nie naciskać. – wtrącił nagle kobiecy głos.
Czerwonooka odwróciła się za siebie i ujrzała, jak do pomieszczenia energicznie wchodzi Filia.
- Na nikogo nie naciskam. Mówię tylko, co widzę. – odpowiedział z nieustającym zadowoleniem w głosie Philionel. – A gdzie jest Zelgadis? Już jest w trochę lepszym nastroju?
Uwadze Liny nie uszło, że Smoczyca natychmiast zrobiła się spięta.
- Jeszcze nie był w tym gorszym nastroju…
Shyllien po raz pierwszy od swojego przybycia stracił swój dobry humor.
- Filio, co chcesz przez to powiedzieć?
- No bo… Ostatnio tyle się działo…
- Chcesz mi powiedzieć, że jeszcze mu nie powiedziałaś?
- No… nie… – przyznała nieco pobladła kapłanka Ceiphieda.
Mężczyzna spojrzał na nią z niekłamanym zmartwieniem w oczach.
- Filia, wiesz, jaki to będzie dla niego szok. Przecież nie może się dowiedzieć na dzień przed spotkaniem Przymierza Równowagi!
Blondynka wzięła głęboki wdech i wydech.
- Dzisiaj mu powiem, ale póki co może usiądźmy? – zaoferowała niepewnym głosem.
Philionel westchnął ciężko, po czym zajął wygodny fotel. Blondynka wyjęła porcelanową zastawę i drżącymi rękami zaczęła napełniać filiżanki herbatą. Lina nawet nie próbowała powiedzieć Ryozoku, że ona sama nie ma ochoty na napar. Czynność nalewania niewątpliwie uspakajała Smoczycę, czemu rudowłosa nie chciała przeciwdziałać. Obserwując strumień wrzącej cieczy, zastanawiała się nad usłyszaną wymianą zdań. Jaka informacja mogła wywołać u Zelgadisa taką reakcję, że blondynka tak się jej obawiała? Czerwonooka wspomniała własną rozmowę z wojownikiem i szybko doszła do wniosku, że musiałoby to mieć związek z tym potężnym czarodziejem skazanym na zesłanie do Ruelzaar. Jeżeli sama możliwość, że początkująca czarodziejka mogła mieć cokolwiek wspólnego z badaniami tego człowieka, doprowadziła go do tak paskudnego nastroju, Lina była w stanie zrozumieć obawy Filii. Rudowłosa do teraz była poirytowana, że mag najpierw nazwał jej teorie intrygującymi, po czym, jak tylko skojarzył, że występuje drobne podobieństwo pomiędzy jej przemyśleniami a obiektem badań tamtego człowieka, natychmiast zmienił zdanie. Co musiała zrobić ta osoba, że była źródłem takiej nienawiści?
- O już jesteś Phil. – Rozległ się nagle melodyjny tenor. Mag wszedł do sali konferencyjnej wraz z Gourry’m. Obaj mężczyźni przebrali się w bliźniacze białe zestawy spodni i bluz z długim rękawem oraz mieli lekką zadyszkę, co musiało świadczyć o tym, że całkiem niedawno musieli zakończyć sparringowy pojedynek. Zelgadis wydawał się być w znacznie lepszym nastroju niż w czasie ostatniej rozmowy z Liną. Gourry uśmiechał się od ucha do ucha. Widać było, że wysiłek fizyczny miał na nich bardzo dobry wpływ.
- Phil, dawno się nie widzieliśmy. – dodał radośnie blondyn.
- Witajcie chłopcy. – przywitał dwójkę Shyllien, uśmiechając się po ojcowsku. – Mam dla was doskonałą nowinę.
Lina i Ryozoku od razu spojrzały zaalarmowane na Philionela.
- Przydzielam waszemu oddziałowi nowego Strażnika na szkolenie. – oznajmił.
- Że co? – spytali Filia i Zelgadis jednocześnie.   
- Super! Będzie nam weselej. – skomentował w tym samym czasie Gourry.
- Phil, już mamy jedną nowicjuszkę. Przy obecnej sytuacji nie możemy sobie pozwolić, aby przyjąć kogoś jeszcze. – tłumaczył rzeczowo mistrz ziemi.
- Jestem przekonany, że mój najlepszy oddział da sobie ze wszystkim radę. – powiedział optymistycznie Shyllien tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Moja córka musi wreszcie poznać życie Strażnika, do nikogo nie mam takiego zaufania jak do was i jednocześnie Amelia bardzo chciałaby poznać Linę. Jak więc widzicie, spełniacie wszystkie kryteria i jesteście moim ostatecznym wyborem. – Zamaszystym ruchem dopił herbatę i odstawił filiżankę. – Doskonała herbata Filio. – dodał, po czym szybko wstał. – Dobrze moi drodzy, ja się muszę zbierać. Amelia przybędzie do was jutro z samego rana.
- Phil, zaczekaj, jeszcze się na nic nie zgodziliśmy. – zaprotestował mag.
- Bo w tym temacie, nie macie nic do gadania, mój drogi. – odparł, wciąż śmiejąc się Shyllien. – Żegnam się zatem z wami. Miło było cię poznać, Lino. – Ukłonił się w stronę dziewczyny. – A i Zelgadisie, Filia ma ci coś do powiedzenia. – Dopiero przy ostatnich słowach spoważniał. Obdarzył Smoczycę surowym spojrzeniem, pod którym Smoczyca nieco się skuliła i zniknął. 
Wojownik stał przez chwilę w bezruchu i po krótkim czasie odwrócił się w stronę Ryozoku.
- Co mi masz do powiedzenia? – spytał pozornie spokojnie.
Kapłanka Ceiphieda zerknęła na rudowłosą i blondyna, co musiało dodać jej nieco otuchy, gdyż moment później podniosła wzrok na potężnego Equeshan.
- Niedawno przyszedł raport z wymiaru Wolf Pack Island. – Kapłanka Ceiphieda mówiła powoli i ciszej niż zwykle. – Xellosowi i jego podwładnym udało się ustalić tożsamość osoby, której udało się uciec z Ruelzaar. – Wzięła głęboki wdech. – To był Czerwony Kapłan Rezo. – Ostatnie zdanie wydobyło się z jej ust w postaci szeptu.
Najpierw nic się nie działo. A dosłownie chwilę później Lina była świadkiem istnej burzy energetycznej. Powietrze stało się nagle niezwykle ciężkie a Zelgadisa zaczęły otaczać drobne wyładowania jasnozielonej mocy. Magia otoczenia całkowicie podporządkowała się tym złowrogim wibracjom, tworząc w rezultacie potężny, nieprzyjemny dla Liny nurt.
- To jest niemożliwe. – wycedził mistrz ziemi przez zęby. – Czerwony Kapłan nie żyje. Od siedmiu  lat. – W jego oczach pojawił się niesamowity chłód.
- Niestety, panie Zelgadisie. – powiedziała smutno Filia, patrząc niespokojnie na to, co się działo w sali konferencyjnej. – Ten raport…
- Jest błędny. – skończył za nią uparcie wojownik.
- Zel, naprawdę myślisz, że Xellon by się pomylił? – wtrącił delikatnie Gourry.
- Nikt mi nie wmówi, że Czerwony Kapłan powrócił z zaświatów. – przerwał mu mag.
- Szkoda, bo robisz z siebie wyjątkowego idiotę. – powiedziała nagle Lina.
Pozostała dwójka Strażników popatrzyła się na rudowłosą z zaskoczeniem w oczach. Nowa adeptka magii obdarzyła swojego nauczyciela poirytowanym spojrzeniem i nawet nie drgnęła, gdy jego lodowaty wzrok padł na nią.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. – odparł niebezpiecznie spokojnym tonem.
- Serio? Nie muszę znać wszystkich szczegółów tej historii, aby widzieć, że uciekasz przed prawdą. Co więcej, masz klucze do tej zagadki. Przyznaj, że podejrzewałeś taki scenariusz, ale stłumiłeś te myśli, bo tak jest o wiele łatwiej, co nie?
- Panno Lino… Wystarczy…  – szepnęła Filia, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Wygodnie jest tak mówić z perspektywy osoby, która wiodła dwudziestoletnie beztroskie życie. – powiedział zjadliwie Zelgadis.
Lina bez słowa sięgnęła po swoją filiżankę i chlusnęła mu herbatą w twarz. Mężczyzna był tak zaskoczony, że zdołał jedynie mrugnąć.
- To ty nic o mnie nie wiesz. – W jej czerwonych oczach ogień zdawał się dosłownie płonąć. – I weź się wreszcie opanuj. Mówisz mi o kontroli mocy, a sam co wyprawiasz? – warknęła i wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. 
Mistrz ziemi stał przez chwilę w bezruchu. Miał na twarzy wyraz bezgranicznego oszołomienia. Jego moc stopniowo się uspokoiła, a on sam dopiero po kilkunastu sekundach otarł twarz z resztek herbaty i się zdematerializował. Dopiero wtedy Filia i Gourry odetchnęli z ulgą.
- Chyba wreszcie trafił swój na swego. – powiedział wesoło szermierz, który dosyć szybko odzyskał dobry humor.
- Oblać wściekłego pana Zelgadisa herbatą… To genialne czy szalone? – spytała bardziej samą siebie zszokowana całą sceną Smoczyca. – Panie Gourry, ja chyba muszę się iść położyć. – dodała trochę głośniej i nie czekając na reakcję, ruszyła w stronę własnego pokoju, zostawiając blondyna samego.
- Ech… Kiedy wróci Sylphiel? Skończyły się zapasy, które nam zostawiła. – Westchnął niezadowolony szermierz.

***

Filia z ogromną przyjemnością opadła na swoje łóżko. Chłodna pościel była przyjemna i taka kusząca… Strumień myśli nie pozwolił jej jednak na sen. Na początku miała nadzieję, że Lina Inverse będzie miała kojący wpływ na Zelgadisa, że nowa adeptka magii o talencie podobnym do jego zaintryguje go, przez co jej przyjaciel zapomni o Rezo. A tu się okazało, że Czerwony Kapłan wrócił z zaświatów… Wiedziała, że mężczyzna zareaguje gwałtownie. Ona sama bała się go w takich momentach, a ta dziewczyna nawet na chwilę się nie zawahała… Wyglądało na to, że wreszcie pojawił się ktoś, kto może powstrzymać Zelgadisa. Z drugiej strony Filia nie chciała sobie wyobrażać sytuacji, w której musieli by się mierzyć z temperamentem rudowłosej, gdy zyska ona kontrolę nad całą swoją mocą. Nie wiedziała już co było gorsze… Ogień czy ziemia… Westchnęła ciężko. Ta twierdza naprawdę skupiała niebezpieczne osoby. Jej samej też zdarzyło się zniszczyć kilka budynków w przypływie gniewu, przez co została oddelegowana do współpracy z Zelgadisem. 7 lat… Czas stosunkowo długi jak na ludzką miarę… Dla Smoka tak krótki… A dla Smoka i Mazoku niemalże cała wieczność… Błyskawicznie się zarumieniła, jak tylko zdała sobie sprawę ze swoich myśli. Co ona sobie do cholery wyobraża?!
- Masz gorączkę, czy tylko stąd wydajesz się taka czerwona? – Usłyszała znajomy głos.
- Xelloss, daj mi spokój. Teraz naprawdę nie mam ochoty na przedzieranie się z tobą. – odpowiedziała zmęczona na zaczepkę Mazoku, który siedział wygodnie w jej fotelu stojącym nieopodal wygodnego łóżka. – A poza tym co tu znowu robisz?
- A byłem właśnie w okolicy, więc pomyślałem, że wpadnę. Nie cieszysz się? – odparł przymilnie.
- Zaskoczę cię, ale nie, nie cieszę się. – odburknęła.
- Reakcja Zelgadisa była taka przytłaczająca? – spytał Mazoku.
W jednej chwili dla Filii stało się jasne, co Demon robił w okolicy.
- Ty szurnięty kapłanie! Znowu szukasz sobie rozrywki naszym kosztem?! – krzyknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej i wbijając w fioletowowłosego wściekłe spojrzenie.
- No ale sama musisz przyznać, że to było niezwykle ciekawe widowisko. – odparł, nie przejmując się jej wzburzeniem. – Ta dziewczyna coraz bardziej mi się podoba. – dodał.
- Wszystko… widziałeś? – spytała trochę ciszej. – Ty przeklęty namagomi! – wydarła się, wyciągając swoją maczugę.
- Ależ Smoczku, nie zrozum mnie źle, ty naturalnie podobasz mi się o wiele bardziej. Nikt nie jest taki interesujący jak ty. – tłumaczył się Xelloss, wyciągając przed siebie uspokajająco dwie ręce. – Nie musisz być o nią zazdrosna.   
Filia natychmiast się zarumieniła.
- Nie o to mi chodzi zboczony Demonie!!! – Wzięła potężny zamach i uderzyła w Mazoku, który błyskawicznie zrobił unik, w rezultacie czego Smoczyca wbiła maczugę we własną szafkę.  Kapłanka Ceiphieda wydała z siebie okrzyk złości, gdy zorientowała się, że jej broń ugrzęzła w pięknym meblu. Jak się z nią siłowała, Mazoku wykorzystał jej chwilę nieuwagi i zmaterializował się tuż przed nią, pojawiając się bardzo blisko niej.
- O właśnie taką lubię cię znacznie bardziej. – powiedział cicho, delikatnie muskając palcem czubek jej nosa. Demon zgarbił się tak, że jego głowa znajdywała się dokładnie na wysokości twarzy Smoczycy, po czym lekko uchylił powieki. Ryozoku nie zareagowała, gdy jego palec delikatnie ześlizgnął się i powędrował do jej ust. Spojrzenie śmiercionośnego fioletu sprawiło, że nie mogła… nie chciała się poruszyć. Przez chwilę myślała, że Mazoku zaraz się przybliży do niej jeszcze bardziej…
- Do zobaczenia jutro. – szepnął i zniknął.
Filia zaskoczona puściła maczugę i opadła na podłogę. Gdy odzyskała nad sobą panowanie, oparła się o łóżko, podciągnęła do siebie kolana i oparła na nich głowę.
- Jaka ja jestem głupia. – szepnęła do pustego pokoju.

Meitsa - 2013-04-10 12:58:00

O, teraz świetnie mi się czytało! Naprawdę widać poprawę. I naprawdę pomogło wyjaśnienie, które zawarłaś na początku. Szczerze to podczas czytania wyszło jak błędnie postrzegałam świat.
Bardzo mi się podobało jak opisałaś Phila, pogodny, wyrozumiały ale gdy trzeba to stanowczy. Relacje między Zelem i Liną też na plus, herbata rządzi!
I mamy w końcu jakieś X/F *_*
Dobrze zgadywałam w trakcie lektury, że chodzi o Rezo ;)
Znając już mniej wiecej fabułę fajnie się teraz czyta nazwisko Liny, pasuje do całości :)
Jak bardzo zagłębiałaś się w sprawy archeologii? Ja tam za dużo nie wiem, ale doceniam autorów, którzy poświecają czas i pogłębiają wiedzę, by przekazać czytelnikowi pewne smaczki :)

Rinsey - 2013-04-10 23:31:58

Bardzo się cieszę :) Teraz wreszcie, kiedy przekazałam podstawowe informacje o świecie, wreszcie będę mogła się skupić na innych postaciach. Więc będzie więcej XF i wreszcie akcja gwałtowniej ruszy do przodu ;)
W sprawy archeologii powiem szczerze nie zagłębiałam się jakoś specjalnie. Może dziwnie to zabrzmi, ale przenoszę tutaj moje doświadczenie biotechnologiczne. Zakładam, że naukowiec pozostaje naukowcem bez względu na dziedzinę, w której się specjalizuje, więc tutaj przemycam filozofię życiową typowego badacza:)
Raz jeszcze dziękuję za opinię, dzięki tym wszystkim wskazówkom naprawdę mam o wiele większą jasność jak mam pisać i nad czym mam popracować :)

Guenh - 2013-04-11 08:54:50

"aportował się tuż przed nią" - haha, najlepsza literówka ever :D
widzę, że zaloty X/F są już w bardzo zaawansowanym stadium. Czyżby łączyło ich coś już w przeszłości? niah niah niah

Meitsa - 2013-04-11 12:14:40

Guenh, dlaczego to jest literowka według ciebie? Bo ogolnie ja nigdy nie stosuje termin deportacja i aportacja (to drugie kojarzy mi sie tylko z tresura psów XD ), zamiast tego teleportacja, materializacja i dematerializacja. W koncu czego powinno sie najlepiej uzywac  zeby to w tekście pasowało?

Dumalam sobie wczoraj co by napisać wrażenia po lekturze po dłuższym czasie i stwierdzam, ze tym razem nie mam do czego sie przyczepić :) No najwyżej, ze rozdziały są krótkie :D BTW, jak długi ma byc ten fik? Ile rozdziałów przewidujesz? Bo mam wrażenie, ze może sie to zakończyć szybciej niż myśle i zanim na dobre bede sie rozkoszowac lekturę okaże sie, ze czytam ostatni rozdział ;)

Rinsey - 2013-04-11 15:50:52

No właśnie określenie aportacja jest rzadko stosowane, ale po tym jak zostało wyłowione przez Guenh w taki sposób i po tym, co się pojawiło w mojej głowie, to jednak stwierdziłam, że przestanę stosować aportację i za chwilę zmienię na "zmaterializował się" XD. X/F niewątpliwie łączyło coś w przeszłości, szczegóły już najprawdopodobniej w następnym rozdziale ;D

Rozdziały są za krótkie? O.o' A ja byłam taka z siebie zadowolona, że są całkiem spore... Może nie monstrualne, ale konkretniejsze... A parę stron temu pisałyście, że tego jest za dużo ;p Nie no wiem, że za dużo było materiału opisowego i to o to chodziło ;p Nie przewiduję, aby ten fik był jakiś niewiadomo długi... Póki co wydaje mi się, że w dziesięciu rozdziałach się zamknę... Chociaż nie zdziwiłabym się, jakby zaczął mi się nagle rozrastać tak jak mój drugi fik, którego planowałam na góra osiem rozdziałów a teraz mi wychodzi na co najmniej czternaście ^^'

Meitsa - 2013-04-11 16:14:02

Po prostu nie mialam czego się przyczepić, a ja lubię czytać dlatego taka uwaga, nie przejmuj się :D Dla mnie lepiej 14 niż 8 rozdziałów.
Ja chcę już X/F! :D

Rinsey - 2013-04-11 16:24:58

Nie no wiem ;) W sumie miło coś takiego słyszeć :) A sama mam tak, że im książka grubsza, tym mi się bardziej gęba cieszy :D Tak mi się wydaje, że skoro planuję 10 rozdziałów, to mi w praktyce samo wyjdzie, że będzie ich 15 ;p Nie obiecuję, ale postaram się do końca tygodnia wrzucić Wam X/F ;)

Meitsa - 2013-04-11 20:41:48

Jak miło :)
Ja zamiast pisać dalej to cały czas skupiam się na tym co mam i co chwile poprawiam, bo wciąż mam wrażenie, ze Xellos w takiej a takiej sytuacji chyba by się nie zachował i zmieniam fragmenty. Bo tak ogólnie nie mam określone od początku do końca jak ma się zachowywać. Kiedyś miałam jedną wizję, ale wtedy nie byłoby tej masy gagów, które tworzyły klimat między Xellem a Filią, a muszę powiedzieć, że to co robi Xellos dużo zależy od zachowania Filii. Miałam ją trochę wydorośleć, ale wtedy cały klimat idzie w łeb, więc muszę wrócić do podstaw i muszę od zera wszystko układać w logiczną całość, bo głosy czytelników na każde jego dziwne zachowanie jest dla mnie sygnałem, że trzeba coś dopracować, a mimo niecałych dwóch rozdziałów już mi się piętrzą problemy. Nie mogę pisać dalej "na brudno", bo mija się to z celem w tym przypadku, wolę napisać raz a dobrze, a nie co chwilę zmieniać połowę ;)

Rinsey - 2013-04-11 21:32:21

No faktycznie, stworzenie z ich relacji logicznej całości tak, aby wszystko pasowało i aby nigdzie nie przesadzić, to nie jest łatwa sprawa. Przyznam się bez bicia, że jak dla mnie napisanie dobrego FX to największe wyzwanie. LZ dużo łatwiej się pisze, ostatnio wciskam też gdzieniegdzie GS i nie sprawia mi to tyle problemu, co FX, co nie zmienia faktu, że uwielbiam ten pairing i uwielbiam o nich czytać :) Trzymam więc za Ciebie kciuki ;)

Meitsa - 2013-04-11 21:43:44

Socki jakoś udało się ładnie poprowadzić relacje między nimi i ja również chcę tego dokonać tylko nie mogę zrobić plagiatu :P Na razie szukam inspiracji np. właśnie jej fikiem, artami Ly-Xu i mangą Seimaden gdzie mamy demonicznego księcia zakochanego bez opamiętania w swojej wybrance, która wśród innych kontrowersje, a właściwie sama zakazana miłość.

Rinsey - 2013-04-11 23:47:13

Nie widzę powodu, dla którego miałoby Ci się to nie udać ;) Hm... zakazana miłość, kiedyś czytałam dobrego fika... Był co prawda dosyć smutny, ale może jakoś Cię natchnie :) Ale muszę jutro poszukać w moim archiwum ulubionych na fanfiction.net :)

Guenh - 2013-04-12 10:34:40

No nie wiem, pierwsze słysze słowo "aportacja" i skojarzyło mi się tylko z psem, ale skoro taki wyraz istnieje to zwracam honor ;)

Meitsa - 2013-04-12 11:47:37

Specjalnie szukałam informacji na ten temat i pojęcie aportacji występuje w Harrym Potterze
http://pl.wikipedia.org/wiki/Komunikacj … rry_Potter
również znalazłam coś takiego
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aport_%28pseudonauka%29
Nie wiem czy jest to słowo powszechnie używane i jaka jest jego geneza.
W każdym razie wychodzi, że aport, aportacja to pojawienie się rzeczy/osoby w innym miejscu, jest to czynność. Pojęcie deportacji wydaje się tutaj logicznie użyte zakładając, że pierwotnie znaczy tylko wydalenie człowieka z jakiegoś obszaru. Z kolei materializacja i dematerializacja tyczy się tylko stanu materialnego, określa fizycznym zjawiskiem co się stało, są często stosowane jako czynność. A może w tym przypadku czynność i zjawisko to to samo? W takim razie zostaje nam tylko pojęcie teleportacji, która określa ogół zjawiska, ale nie określa początku lub końca.

Rinsey - 2013-04-12 14:18:09

No mi się właśnie to słowo wzięło z Harry'ego jako, że jestem Potteroholikiem :D I powiem szczerze, że nigdy nie myślałam o aportacji w znaczeniu tresuropodobnym, jakoś tak to do mnie nie docierało aż do postu Guenh, po którym pojawiły mi się w głowie takie rzeczy, że już nigdy nie użyję tego słowa w znaczeniu teleportacji XD

Guenh - 2013-04-12 16:36:37

Dlaczego? Oczywiście, że wiele ludzi nieobeznanych w klimatach fantasy może to słowo zrozumieć jednoznacznie, ale od tego jest literatura, by się przy okazji przyjemnej lektury czegoś nauczyć :) W życiu bym nie pomyślała, że oprócz "teleportacji" są jeszcze inne słowa określające to, hm, zjawisko (bo nie wiem, czy zwykły śmiertelnik może to nazwać czynnością :D). Tak z ciekawości to "aportacja" jest pojęciem wymyślonym przez Rowling, czy pojawiało się ono gdzieś wcześniej?

Meitsa - 2013-04-12 22:11:53

Ja z kolei jestem ciekawa jak po angielsku u Rowling brzmi aportacja. Moze to wymysł polskiej radosnej twórczości tłumaczy?

Meitsa - 2013-04-12 23:12:04

Ok, dorwałam mojego znajomego, który czytał Pottera, tłumaczy książki hobbistycznie i w ogóle zna się na fantastyce i tego typu rzeczach :)
Doszliśmy do wniosku, że aportacja w podanym tutaj zdaniu jest poprawna, ale nie do końca. Z reguły osoba daje komendę aportacji komuś lub czemuś. Jeżeli mówimy, że ktoś aportował się to znaczy, że pojawił się, ale nie wiemy jak to zrobił. Zmaterializował się, przeturlał się, zeskoczył? Jeżeli mówimy tutaj o Xellosie i wiemy jak wygląda jego nagłe pojawianie się i znikanie to nazywamy to po imieniu materializacja i dematerializacja :)

Rinsey - 2013-04-13 12:04:17

W Harrym używają dosłownie form to disapparate oraz to apparate. Na Wiktionary piszą, że jest to pojęcie wymyślone przez Rowling. Ja sama w zasadzie nigdy nie spotkałam się z tym określeniem w innej książce, a fantastyki czytam jednak dużo. Z drugiej strony na tej samej stronie są wymienione trzy książki, w której to słowo zostało użyte, ale wszystkie ukazały się po wyjściu Harry'ego. http://en.wiktionary.org/wiki/apparate W Harry'm w zasadzie rzadko jest używana forma teleportować się, zwykle jest używane znikanie i właśnie aportacja, ale zgadzam się, że w przypadku Xellossa lepiej brzmi materializacja i dematerializacja :)

I mimo wszystko w momencie, gdy wyobraziłam sobie po poście Guenh Xellossa w wersji SD z psimi uszkami, trzymającego w ustach swoją pelerynę, patrzącego na Filię swoimi zamkniętymi oczami w wersji szczenięcej, ja nie dam rady użyć słowa "aportował się" przy opisie jakiejś poważniejszej sytuacji, bo będę się chichrać i nie dam rady pisać XD

Meitsa - 2013-04-13 15:56:31

Kawaii! Jak słodko :D
Od razu przyszła mi myśl żeby taką scenkę SD narysować, ale skojarzyłam sobie masy rysunków na DA fanów furriesów i od razu pojawił mi się na mordzie wielki X :P Niestety ich rysunki czasami potrafią spaczyć psychę i mocno zniechęcić ;)

Rinsey - 2013-04-17 13:58:12

Co prawda, to prawda ;) Ale wiesz, zaciekawiło mnie jakby to mogło wyglądać na papierze :) Może jak będziesz miała chwilę i nie będziesz zniechęcona, to może jednak spróbujesz? :D

A poniżej załączam 5-ty rozdział. Nie wiem, czy takie X/F Was przekona, ten moment akurat sam mi się pisał... Nie wiem czy czegoś jeszcze nie pozmieniam... No ale jest... Jak zawsze są możliwe błędy jako, że jest to wersja surowa :)

Rozdział 5
Duchy przeszłości

Zawsze lubiła obserwować ogień. Sprawiał, że zapominała o tym, co straciła i przypominał jej, jak barwna przyszłość na nią mogła czekać. Teraz jednak nie myślała o niczym… Nie chciała myśleć o czymkolwiek… A czynność uwalniania z siebie fragmentu mocy i formowania go w idealną kulę doskonale jej w tym pomagała. Gdy spostrzegła się, że otacza ją idealne koło dwudziestu Fire Balli uniosła dłoń i pstryknęła palcami. Jej czerwone oczy z zainteresowaniem chłonęły widok niegroźnej eksplozji, której siła w znacznej mierze była pochłaniana przez magiczną łąkę. A gdyby tak tę samą ilość energii skupić w drobniejszej postaci? Jednocześnie można by ograniczyć pole zasięgu zaklęcia i wzmocnić miejscową siłę uderzenia. Ten pomysł natychmiast jej się spodobał i od razu zaczęła delikatną manipulację własną mocą. Tak jak uczył ją Zelgadis, najpierw wyobraziła sobie formę, jaką chciała osiągnąć. Następnie skierowała strumień mocy tuż przed siebie. Powoli zmaterializowała się przed nią cienka ognista strużka. Stopniowo kierowała w tym kierunku coraz więcej energii, w taki sposób, aby zachować oryginalny kształt zaklęcia. Szybko jej kreacja skojarzyła jej się ze strzałą. W takim wypadku brakowało jej już tylko łuku, który szybko utkała ze słabszych nici mocy. Sięgnęła po swoje dzieło. Oba ogniste przedmioty doskonale pasowały do jej dłoni. Gdy napięła cięciwę, w jej umyśle natychmiast pojawiły się słowa.
- Flare Arrow. – powiedziała cicho, gdy wystrzeliła ognistą strzałę w kierunku oddalonego lasu. Jej cel został osiągnięty. Wysokie drzewo w jednej chwili spłonęło. Co prawda ogień przeniósł się również na okoliczne krzewy, a chciała uzyskać takie zaklęcie, które niszczyłoby tylko jeden cel, ale jak na pierwszy raz była usatysfakcjonowana.
Opanowała podstawy tworzenia nowych zaklęć przy obecnej ilości mocy, jaką miała do dyspozycji i powoli zaczynało ją to nudzić. Miała ochotę przetestować te same czynności przy większej zawartości ognia, jednak wciąż większość jej magii była zapieczętowana.
Westchnęła poirytowana. Teraz miała się odbyć jej kolejna lekcja magii z Zelgadisem, jednak ani nie przypuszczała, aby jej nauczyciel zamierzał się zjawić, ani sama nie była przekonana, czy miała ochotę go widzieć. Z pewnością nie zamierzała z nim współpracować, jak długo Equeshan zamierzał zachowywać jak kretyn.         
Już miała wrócić do optymalizacji Flare Arrow, gdy poczuła niedaleko siebie znajomą obecność.
- Jeżeli wciąż zamierzasz gryźć wszystkich wokół, możemy sobie darować dzisiejsze zajęcia. – powiedziała, nawet się nie odwracając w jego stronę.
- Nie zamierzam. – odpowiedział cicho. – I chyba… – dodał, chociaż ewidentnie było mu niezręcznie. – Jestem ci winien przeprosiny.
Na te słowa Lina odwróciła się lekko zaskoczona. Zelgadis jakoś nie pasował jej do osób, od których można by usłyszeć słowo przepraszam.
Mężczyzna nie patrzył się na nią. Usiadł i opierając się o niedalekie drzewo, utkwił wzrok w zachodzącym słońcu. Lina wyczuła, że mag zamierzał powiedzieć coś jeszcze, więc sama zajęła miejsce przy sąsiednim dębie.
- Powinienem też chyba powiedzieć ci kilka słów o tej osobie. – Zrobił krótką przerwę, po czym zaczął cicho opowiadać. – Niewidomy Czerwony Kapłan Rezo był potężnym czarodziejem. Niektórzy mówili nawet, że dorównywał samemu Lei Magnusowi. Cieszył się powszechnym poważaniem Eques i był uznawany za niezrównanego Strażnika Równowagi. I właśnie ten niesamowity ktoś wprowadzał mnie w świat magii. Moi rodzice mieli niewielki talent magiczny, więc nie wolno im było zamieszkać w Eques. Z drugiej strony ja byłem obdarzony tak silną mocą, że sama moja obecność stanowiła dla nich zagrożenie. W takich okolicznościach spotkałem Czerwonego Kapłana. Szybko trafiłem do krainy Równowagi i rozpocząłem trening na Strażnika. Byłem wtedy taki z siebie dumny. Zostałem w końcu uczniem samego Czerwonego Kapłana. I nawet mi przez myśl nie przeszło, aby mu odmówić, gdy zaproponował mi udział w swoich eksperymentach. Chciał jeszcze zwiększyć moją moc. Nie myślałem wtedy o żadnych konsekwencjach tych słów. Chciałem tylko pomóc swojemu dziadkowi. Tylko to się wtedy dla mnie liczyło.
Lina otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Zaczekaj, ten cały Rezo… Był twoim dziadkiem?
- Owszem. I uważał, że skoro płynie we mnie jego krew, jestem doskonałym materiałem do eksperymentów. – powiedział Zelgadis, uśmiechając się gorzko. – W rezultacie zaklął mnie w postaci chimery. Połączył ciało człowieka, golema i demona Brau, tworząc ciało teoretycznie o doskonałym powinowactwie do mojej mocy ziemi.
- Teoretycznie? – spytała cicho rudowłosa.
- Teoretycznie. – potwierdził wojownik. – W praktyce naczynie i zaklęta w nim moc zaczęły się zwalczać, co było poza moimi zdolnościami kontroli.  Wpadłem w szał magii… – Nie musiał kończyć myśli, aby Lina mogła sobie wyobrazić, co się mogło stać potem. Pamiętała własną utratę kontroli i swój ówczesny cel, aby zniszczyć wszystko, co się znajduje wokół niej. – Gdy stłumiono tę moc, musiałem się ponownie uczyć kontroli, chociaż i tak przez wiele lat byłem zaklęty w postaci tej bestii. Ale nawet wtedy nie zwątpiłem w mojego mistrza i dziadka. Myślałem, że po prostu popełnił błąd, chociaż później okazało się, że był bardzo zaskoczony, że jednak odzyskałem kontrolę nad mocą i przeżyłem. Koniec Czerwonego Kapłana nadszedł, gdy odszukałem jego tajne laboratorium. Wierz mi, że trudno jest opisać słowami okropieństwa, jakie tam można było znaleźć. Nie ulegało wątpliwości, że Rezo pracował nad czymś, co miało zniszczyć Równowagę. Czerwony Kapłan został postawiony przed sądem Przymierza Równowagi i jednogłośnie został strącony do Ruelzaar a wszelkie jego badania miały zostać zniszczone jako uznane za niezwykle niebezpieczne. Nie trudno jest się pewnie domyśleć, że ja również nie cieszyłem się w tym świetle zaufaniem. Jako uczeń i wnuk kogoś tak niebezpiecznego również mogłem trafić do Ruelzaar. Tylko dzięki wstawiennictwu Phila udało mi się uniknąć tego losu. Dlatego Czerwony Kapłan jest kimś,  z kim nie chcę mieć nic wspólnego… To dla mnie zamknięta historia..
Przez cały czas mówił beznamiętnym głosem, ale czerwonooka wiedziała, że opowiadanie nawet tej okrojonej historii wywoływało u niego dyskomfort. Mogła tylko sobie wyobrażać, jak mroczne obrazy przelatywały mu właśnie przed oczami.     
- Gdyby było tak naprawdę, nie wywoływałby on u ciebie takich emocji. – wtrąciła delikatnie Lina, wciąż obserwując zachód słońca. – Sprawił ci wiele bólu. Na pewno masz prawo go nienawidzić, ale wciąż uważam, że pozostawienie w kącie tamtych badań to błąd. Pomijając fakt, czy on powrócił czy też nie, zrozumienie jego badań może rzucić na całą sprawę zupełnie nowe światło. Nie będę się ciebie pytać, czy wiedziałeś, czym się ten człowiek kierował, ale możliwe jest, że widziałeś tylko jedną stronę barykady.
- Próbujesz go usprawiedliwiać? – W jego tonie pojawiła się niebezpieczna nuta.
- Nie. – Dziewczyna pokręciła głową. – Chcę tylko powiedzieć, że czasem tylko poznanie nawet najgorszej prawdy może ci pozwolić iść naprzód.
- Widziałem wystarczająco, nie muszę wiedzieć nic więcej. – odparł.
- Wątpię. – Spokojnie weszła mu w zdanie. – Myślę, że bardzo długo zadawałeś sobie pytanie, dlaczego on tak postępował i do czego naprawdę dążył, a w pewnym momencie wmówiłeś sobie, że cię to zupełnie nie obchodzi. Rozumiem to, ale w ten sposób nigdy się naprawdę od niego nie uwolnisz. – Już widziała kątem oka, że mistrz ziemi z oburzeniem otwiera usta, jednak zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, wzięła głęboki wdech i zaczęła cicho opowiadać. – Moi rodzice byli wybitnymi archeologami… Musieli odkryć coś niebezpiecznego, gdyż zostali zamordowani, kiedy byłam dzieckiem. – Zelgadis zamknął usta. Jeżeli zamierzał cokolwiek powiedzieć, musiał w tym momencie zmienić zdanie. – Moja babcia i siostra zabroniły mi zagłębiać się w tę sprawę, ale nie spocznę dopóki nie odkryję prawdy. Owszem byłoby znacznie łatwiej, gdybym to zostawiła i żyła dalej własnym życiem, ale nie potrafię tak. Muszę poznać prawdę za wszelką cenę. – Na chwilę zamilkła, ale zaraz potem energicznie wstała i uśmiechnęła się. – Dobra, dość tych depresyjnych wynurzeń. Ktoś miał mnie tutaj nauczyć czegoś nowego.   
Zelgadis przez moment przyglądał się bez słowa rudowłosej.
- Myślałem, że po dzisiejszym dniu nie będziesz miała ochoty na jakąkolwiek naukę.
- To źle myślałeś. – odparła z zadziornym uśmieszkiem początkująca czarodziejka.
Wojownik również się uśmiechnął pod nosem i podniósł się.
- Najwidoczniej.
- Chciałabym, abyś odblokował kolejną część mojej mocy. Ciekawa jestem, jak wygląda sprawa tworzenia tych samych zaklęć przy większej dawce mocy. – Czerwonooka przeszła od razu do meritum.
- Nie zapomniałaś przypadkiem, kto tu jest nauczycielem? – spytał rozbawiony mag. – Na to jest chyba trochę za wcześnie. Cieszę się, że czujesz się komfortowo z obecną ilością mocy, ale przy większej ilości mogłabyś zacząć szaleć.
Lina przewróciła oczami.
- No to wtedy chyba będziesz w stanie sobie z tym poradzić, co nie?
- No dobra, ale w razie czego nie będę wysłuchiwał żadnych skarg, jasne?
Lina tylko wystawiła mu język w odpowiedzi.
Mężczyzna westchnął i zawiesił dłoń nad jej głową. Tym razem rudowłosa nie zamykała oczu i obserwowała, jak Zelgadis się skupia na własnej pieczęci. Szybko poczuła uderzenie gorąca, które energicznie rozlało się po całym jej ciele. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale natychmiast przymknęła powieki i wyobraziła sobie moc jako strumień energii, nad którym miała całkowitą kontrolę. Do wcześniejszej ilości mocy błyskawicznie się przyzwyczaiła. Teraz nową dawkę energii odczuła jako dodatkowy ciężar. Szybko doszła do wniosku, że aby zlikwidować to odczucie, powinna równomiernie rozłożyć nowe niematerialne obciążenie. Bardzo powoli udało jej się wykonać ten proces i gdy wreszcie otworzyła oczy, miała wrażenie, jakby przebiegła bardzo długi dystans.
- Widzisz? To, że ty się przyzwyczaisz do przepływu mocy, nie oznacza, że przyzwyczai się do niej twój organizm. Manipulacja dodatkową energią pochłania sporo siły. – tłumaczył Strażnik.
- Faktycznie jest to większe obciążenie niż myślałam, ale nie jest źle. Czuję się tylko zmęczona fizycznie, nie czuję żadnego efektu upajania się mocą. – przyznała dziewczyna.
- Zmęczenie fizyczne jest jak najbardziej normalnym objawem. Dopóki moc nie zamracza ci umysłu, nie muszę jej z powrotem pieczętować. Z drugiej strony przez kilka dni możesz czuć się osłabiona, zanim twój organizm się przystosuje do podtrzymywania zwiększonego nurtu. – wyjaśnił mag. – A póki co przejdziemy do magii defensywnej. Chociaż moc żywiołu najlepiej sprawdza się w ataku, można ją również wykorzystać do utworzenia bariery ochronnej.
- Poczekaj chwilę. Zanim przejdziesz do szczegółów tworzenia tych barier, wytłumacz mi jedno. Dlaczego z Filią tak podkreślacie pojęcie mocy żywiołu? To jakaś specjalna forma magii?
Wojownik pokiwał głową.
- Każdy ludzki mag posiada pewną pojemność magiczną, czyli ilość mocy, która przebywa w danym momencie w jego ciele. Podstawowy poziom korzystania z mocy polega na emitowaniu niewielkich wiązek czystej energii, która jeszcze nie przybrała żadnego kształtu. Wyższym stopniem wtajemniczenia jest nadanie surowej mocy jakiejś konkretnej formy. Najczęściej na tym etapie dochodzi do znacznego zróżnicowania charakteru mocy. Na przykład magia Gourry’ego przyjmuje postać miecza. Gourry nie tylko doskonale włada tą bronią, ale jest też w stanie manipulować jego siłą ataku i wieloma innymi parametrami. Potrafi on również zrobić idealny miecz dla każdego. Indywidualnie dobiera takie parametry, aby dany miecz jak najlepiej pasował do nowego właściciela. Najczęściej moc dostosowuje się do właściciela. Mówi się, że najsilniejszą postać, jaką może przybrać magia jest elementarna moc żywiołów. Dlatego byliśmy zaskoczeni z Filią, że twoja moc tak szybko się określiła bez żadnego treningu. Z drugiej strony, jak cię lepiej poznać, to oczywiste, że twoja moc przyjmie formę ognia. Wracając jednak do tematu, moc żywiołów ma swoje wady i zalety. Z jednej strony charakteryzuje się największa siłą, ale zwykle osoba władająca mocą żywiołu nie jest w stanie nauczyć się innego rodzaju magii takiego jak na przykład leczenie. Przeciętny Strażnik zna podstawowe zaklęcia lecznicze obok zaklęć ofensywnych dzięki temu, że jego surowa energia jest bardziej plastyczna w przeciwieństwie do twojej mocy, która uparcie będzie przyjmowała tylko i wyłącznie postać żywiołu.
- A czym jest wobec tego magia tożsamości? Mówiłeś, że będę w stanie opanować ten rodzaj magii.
- Magia tożsamości jest zupełnie inną dziedziną magii jak na przykład teleportacja. Jest to charakterystyczny sposób manipulowania energią a nie jej przekształcania. Zaklęcia tworzysz poprzez manipulację przekształconą energią, natomiast teleportujesz się dzięki zdolności wyczuwania zewnętrznych nurtów mocy. Fakt, że masz moc żywiołu ogranicza twoją zdolność do nadawania nowej formy twojej mocy, ale nie wpływa na zdolność manipulacji mocą, której już została nadana forma. 
Lina słuchała w skupieniu jego wyjaśnień. Gdy skończył wypowiadać ostatnie zdanie, dziewczyna przywołała drobną kulę ognia, który odbijał się wesoło w jej oczach.
- Faktycznie, nie wyobrażam sobie, jakby ta moc miałaby przyjąć inną postać. To by zupełnie nie pasowało. – powiedziała, przyglądając się z uwagą małemu Fire Ballowi.
- Rozumienie istoty własnej mocy jest pierwszym krokiem do magii tożsamości. – wtrącił cicho Zelgadis. – Ale póki co skupmy się na magii defensywnej.
Rudowłosa oderwała wzrok od własnego zaklęcia i spojrzała na swojego nauczyciela.
- Przez to, że posiadasz moc żywiołu, wszystko, co jesteś w stanie przywołać, będzie się opierało na ogniu. Dlatego też twoja bariera ochronna również będzie bazować na ogniu. Musisz też być świadoma, że taka bariera będzie gorzej cię chronić przed atakami wodnymi, ale za to będziesz miała przewagę nad atakami powietrznymi. 
- No, tego się akurat domyślam. – skomentowała, uśmiechając się pod nosem.
- No dobrze, pani mądralińska, pozwól wydostać się części swojej mocy, ale jak tylko moc znajdzie się poza granicami twojego ciała, zawróć ją. Gdy moc zacznie powracać do twojego ciała ponownie pozwól jej się wydostać.
To było bardzo dziwne ćwiczenie. Jej pierwsze lekcja magii polegała na tym, aby powstrzymać falę energii od nagłej emisji, a teraz miała zrobić coś niemalże zupełnie przeciwnego. Tym razem jednak nie musiała sobie wyobrażać mocy jako płynącego nurtu. Powoli wypuściła część mocy. Nie stanowiło to dla niej trudności. Tak jej się przynajmniej na początku wydawało. Okazało się, że jednak rozpieczętowanie kolejnej dawki energii zakłóciło jej zdolność manipulacji, w rezultacie czego wypuszczona porcja magii przyjęła postać fali uderzeniowej. Lina usłyszała tylko, jak coś się gwałtownie od czegoś odbija i dopiero, gdy wszystko się uspokoiło, zauważyła, że Zelgadis przywołał własną barierę ochronną, która przyjęła postać zielonej bańki. Najwidoczniej wojownik musiał odeprzeć jej nieumyślny atak przy pomocy własnej magicznej tarczy.   
- Naprawdę byłoby ci łatwiej bez dodatkowej mocy. – powiedział nieco rozbawiony mag, gdy cofnął swoje zaklęcie.
- Odczep się. – odparła uparcie Lina i ponownie skupiła się na instrukcji swojego mentora.
Po chwili obok czerwonookiej pojawiła się nierówna czerwona ściana.
- Dobrze. – przyznał Zelgadis. – Ale, aby to zaklęcie przydało ci się w życiu, bariera musi mieć kształt idealnej bańki. Wtedy jej wytrzymałość jest największa, nie wspominając już o kształcie, który całkowicie ciebie osłania.
Rudowłosa pokiwała głową, ale nie mogła nic odpowiedzieć, gdyż była zajęta łapaniem oddechu. 
- Chyba kończymy na dzisiaj. – podsumował Zelgadis.
- Ile ty tej mocy uwolniłeś? – spytała podejrzliwie Lina. Coś jej się tutaj nie zgadzało. Spodziewała się, że przy dwóch czy trzech promilach uwolnionej mocy może być ciężej. Ale to zmęczenie, które odczuwała w tym momencie, to już była przesada.
Mężczyzna uśmiechnął się wrednie.
- Trochę więcej niż myślałaś na początku.
- To znaczy?
- Dziesięć razy więcej w porównaniu do pierwszej dawki mocy.
- Najpierw byłeś przeciwny uwalnianiu jakiejkolwiek kolejnej dawki, a potem odblokowałeś dziesięciokrotność tej mocy? – spytała z wyrzutem czerwonooka.
- Uwolniłem najmniejszą dawkę, przy której nie zaczęłabyś wpadać w szał magii. Chcę, abyś bardzo dokładnie zapamiętała ten stan. W chwili obecnej nie ma takiego zagrożenia, ale podobnie można się czuć, jak się przesadzi z używaniem mocy. Ciągła manipulacja energią jest ogromnym obciążeniem dla organizmu. Bez względu na to, jaką łatwość i frajdę będzie ci sprawiało korzystanie z mocy, nie możesz zapomnieć o tym, że możesz znacznie nadwerężyć własny organizm, gdy przesadzisz. A gdy nie będziesz miała fizycznej siły, aby zapanować nad mocą, również możesz wpaść w szał magii.
- Nie mogłeś mi o tym po prostu powiedzieć? – W jej głosie pobrzmiewała pretensja.
- Jak odczujesz coś na własnej skórze, lepiej zapamiętasz, czym to pachnie. A ty i tak byś mnie nie posłuchała, tylko byś eksperymentowała, ile wlezie. Więc potraktuj to jako moje pójście na kompromis. – oznajmił z zadowoleniem mag, nie przejmując się nieco groźnym spojrzeniem rudowłosej.
Dziewczyna milczała przez chwilę, po czym powoli się uśmiechnęła złowieszczo.
- Fire Ball!!!

***

Kapłanka Ceiphieda nie mogła tej nocy zasnąć. Wydarzenia minionego dnia stały się źródłem tak niespokojnego natłoku myśli, że przewracała się tylko z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka. Powrót Czerwonego Kapłana boleśnie przypominał jej o tym, co stało się siedem lat wcześniej. O sytuacji, która miała zdecydowany wpływ na całe jej życie. W końcu właśnie wtedy utraciła jednego bliskiego mężczyznę i jednocześnie zakorzenił się w jej sercu perfidny Demon o przeraźliwych fioletowych oczach…
Dokładnie siedem lat temu magicznym światem wstrząsnęła wiadomość o zdradzie sławetnego Rezo. Dla niej jednak ten temat był wtedy zupełnie nieistotny. Nie w momencie, gdy jej rodzony brat został oskarżony o zdradę Równowagi.
Valgaarv i Filia Ul Copt zawsze stanowili niezwykle zżyte rodzeństwo. Obydwoje wykazywali ponadprzeciętne zdolności w zakresie magii, przez co szybko zostali zauważeni i przydzielono im wybitnych mentorów. Smoczycę spotkał zaszczyt bycia uczoną przez samego Milgazię Ragradia, z kolei drugi Ryozoku trafił do Armace’a, potężnego kapłana Ceiphieda z wymiaru Overworld. Od chwili rozpoczęcia szkolenia ich drogi się rozeszły i widywali się o wiele rzadziej jako, że trening wraz ze wzrostem stopnia zaawansowania wymagał od nich coraz więcej zaangażowania. Blondynka na samym początku nie znosiła tego dobrze. Przyzwyczaiła się do długich rozmów ze swoim młodszym bratem, w których zawsze albo debatowali nad przyszłością Eques, jak powinna się zmienić kraina Równowagi, albo zwyczajnie dokuczali sobie wzajemnie. Oddzielne szkolenie wymogło niestety zmiany na ich codzienności, co doprowadziło w rezultacie do przykrego dla niebieskookiej pogorszenia ich relacji. Na początku Filia nie zwracała na to uwagi, ale jednak po pewnym czasie musiała przyznać, że coś się z Valgaarvem działo. Powoli przestawała być jego powierniczką i przyjaciółką. Nawet jak się spotykali, mężczyzna zachowywał się sztywno i oficjalnie. Blondynka martwiła się tym, ale wtedy nawet przez myśl by jej nie przeszło, że jej jedyny brat złamie święte prawo.
Właśnie w tym okresie poznała Xellossa Metallium. Jak tylko go ujrzała, doszła do wniosku, że akurat ten osobnik był najperfidniejszym przedstawicielem rodu Demonów, jaki istniał we wszystkich dwunastu wymiarach. Błyskawicznie uznała go za wrednego i bezczelnego manipulatora, chociaż źródło niesamowitej dumy stanowił dla niej fakt, że udało jej się wyprowadzić cynicznego Mazoku z równowagi już przy pierwszym spotkaniu, określając fioletowowłosego wdzięcznym terminem „namagomi”, będącym niezwykle wyszukanym przekleństwem. Pogratulował jej tego później sam Milgazia, któremu wtedy Filia towarzyszyła na spotkaniu z Zellas Metallium, potężnej Mazoku pełniącej funkcję zarówno Shyllien jak i Xullan świata Wolf Pack Island, co świadczyło o jej niewyobrażalnej sile. Doświadczenie tak obezwładniającej obecności nie wpłynęło na niebieskooką zbyt dobrze. Zawsze przebywanie słabszego Smoka w towarzystwie wroga o tak intensywnej aurze, kończyło się pewnym rozstrojeniem mocy. Z tego względu młoda kobieta czuła się dosyć niestabilnie, co zostało zwielokrotnione przez rozmowę z niewiele mniej niepokojącym fioletowowłosym. Dlatego ogromną satysfakcję przyniosła jej reakcja Tajemniczego Kapłana na wyszukany pseudonim. Jednak zanim zadowolona z siebie Ryozoku opuściła nieprzyjemne dla niej towarzystwo, Xelloss wypowiedział słowa, które od tamtego momentu zaczęły ją stale prześladować.

***

- To ty jesteś siostrą Valgaarva Ul Copt?
- Owszem, ale co ci do tego?
- Kiedy ostatnio widziałaś się z bratem?
Natychmiast poczuła, jak coś jej się nieprzyjemnie przewraca w żołądku.
- Jakiś miesiąc temu. Czy coś mu się stało? – spytała zaniepokojona, błyskawicznie zapominając o tym,  jak bardzo irytował ją ten Mazoku.
W tym momencie Demon po raz pierwszy lekko uchylił powieki. Zadrżała, gdy dostrzegła kryjącą się w nich grozę. Wtedy po raz pierwszy uświadomiła sobie, że to nie jest zwyczajny przedstawiciel swojej rasy.
- W sumie to ja chciałem zadać ci to pytanie. Dostajemy niepokojące raporty z Overworld. Równowaga tam została zachwiana. I mamy podstawy przypuszczać ze stoi za tym między innymi Valgaarv Ul Copt.
- To kłamstwo. – odparła bez chwili wahania. Coś w jej bracie uległo zmianie, ale nigdy by nie uwierzyła, że jej miałby pogwałcić zasadę Równowagi. – Zresztą wymiar Overworld jest pod opieką Ceiphieda, nie macie prawa infiltrować tego świata! Jak zawsze wy Mazoku chcecie tylko wszędzie zaprowadzić chaos!
- W tym temacie mylisz się, Filio. – wtrącił nagle jej mentor, który dotychczas tylko się przyglądał do niedawna zabawnej konwersacji jego podopiecznej i Demona. – Gdy Równowaga jest w niebezpieczeństwie, nie jest ważne czy jesteśmy ludźmi, Mazoku czy Ryozoku.
Blondynka spojrzała na swojego nauczyciela z przerażeniem w oczach.
- Wiedział pan o tym wcześniej? I nic mi pan nie powiedział? – W jej głosie pojawiła się pretensja. – Nie, to jest jakaś pomyłka. – dodała po chwili szeptem i natychmiast się teleportowała. Musiała się spotkać z Valgaarvem osobiście. W ten sposób będzie mogła udowodnić panu Milgazii i temu przeklętemu Demonowi, że się mylą.

***

Już wtedy jednak podświadomie wiedziała, że gdy spotka się ze swoim bratem, ujrzy zupełnie obcego jej Smoka. Dotychczas nie pozwalała sobie, aby te drobne zmiany ją niepokoiły. Wmawiała sobie, że jak zakończą szkolenie i ponownie zamieszkają w tym samym wymiarze, odbudują swoją relację. Prawda była jednak taka, że Ryozoku stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie, traktując świat z przygnębiającą obojętnością. Nie miała pojęcia, co przyczyniło się do tej przemiany i już wtedy zaczynała sobie wyrzucać, że przez własne tchórzostwo mogła doprowadzić do utraty swojego brata, jedynej rodziny, jaką posiadała.
Osoby wyjątkowo czułe na nurty Eques, błyskawicznie wyczuwały jednostki, łamiące zasadę Równowagi. Sposobem pogwałcenia świętego prawa świata magii było świadome zakłócanie jego wewnętrznych prądów, czyli takie korzystanie z własnej mocy, które nie współgrało z naturalnym przepływem energii w Eques. Jednak za największą zbrodnię uważano zabicie innego Strażnika. Taki akt, poza okrucieństwem wynikającym z odebrania drugiej osobie życia, drastycznie wpływał na utrzymanie Równowagi.
Teleportacja międzywymiarowa pochłaniała wiele mocy, ale nie powstrzymało to jej przed przeniesieniem się do miejsca, gdzie miał przebywać Valgaarv w Overworld. Jak tylko się zjawiła na pałacowym ganku, wiedziała, że zdarzyło się tutaj coś złego. Pulsujące nieprzyjemnie nurty energetyczne już na wstępie ostrzegały Smoczycę, że musi się mieć na baczności.   

***

- Val? – zawołała.
Wszechogarniająca cisza wydawała jej się o wiele bardziej złowieszcza od jakiegokolwiek krzyku.
- Val?! – krzyknęła głośniej.
Po chwili usłyszała cichy stukot butów o kamienną podłogę. Gdy się odwróciła w tamtym kierunku, miała przez chwilę nadzieję, że wzrok ją zawodzi.
- Filia? Co ty tutaj robisz? – spytał zachrypniętym głosem morskowłosy mężczyzna o złotych tęczówkach. Czerwone plamy na jego białych spodniach można było wytłumaczyć tylko w jeden sposób.
- Val… Co ty zrobiłeś? – odpowiedziała pytaniem roztrzęsiona Ryozoku. To miejsce zostało tak przeniknięte zapachem śmierci, że nie było wątpliwości, że popełniona zbrodnia musiała się wydarzyć jakiś czas temu. Ale skoro tak, to czemu nikt nie pojawił się tutaj wcześniej?
Gdy dokładniej rozejrzała się po pomieszczeniu, doszła do wniosku, że się pomyliła. Wiele osób przybyło tutaj wcześniej… Jednak wszystkie leżały martwe… Z ich już rozkładających się ciał wydobywała się czarna para, co uniemożliwiało natychmiastowe rozpoznanie zwłok. 
- Musiałem to zrobić. – odezwał się mężczyzna donośniejszym głosem. – Równowaga jest kłamstwem. Oni wszyscy nas okłamują. Nie mają prawa ukrywać przed nami prawdy.
- O czym ty mówisz? – Szok coraz bardziej ją paraliżował. Tak bardzo chciała uwierzyć, że to nie była prawda. – Jak możesz w jakikolwiek sposób się usprawiedliwiać? Zabiłeś innych Strażników! Nic tego nie wytłumaczy!
Jej brat milczał przez chwilę, a jego spojrzenie stało się jeszcze chłodniejsze.
- Wiedziałem, że nie zrozumiesz. Ja nie zamierzam żyć w niewiedzy i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. Nawet ty. – Wyciągnął przed siebie dłoń, w której pojawiła się kula mrocznej energii.
- Nie wydaje mi się. – Nagle odezwał się nowy męski głos.
Filia odwróciła głowę i ujrzała za sobą Xellossa Metallium, który stał, trzymając w zaciśniętej dłoni laskę i obserwując Smoka zimnymi fioletowymi oczami.
- Nadszedł koniec twojej zabawy, chłopczyku. – powiedział chłodno Demon.
- Niedoczekanie twoje! – krzyknął Valgaarv i rzucił w Mazoku świetlistą sferą.
Wystarczyło tylko, że fioletowowłosy podniósł dłoń i nie tylko mroczna energia błyskawicznie uległa rozproszeniu, ale również złotooki na skutek zderzenia z falą potężnej energii uderzył boleśnie o mur, natychmiast tracąc przytomność.   
- Zaczekaj! Co ty wyprawiasz?! – spytała z pretensją Filia, spoglądając groźnie na Demona.
- To chyba oczywiste. – odparł beznamiętnym tonem. – Twój brat zamordował swojego mistrza Armace’a oraz wszystkich Strażników, którzy próbowali go powstrzymać. Jawnie pogwałcił zasadę Równowagi i zostanie postawiony przed sądem Przymierza Równowagi.
Smoczyca poczuła, że robi jej się słabo.
- Wszystkich Strażników, którzy próbowali go powstrzymać…  – powtórzyła i wtedy wszystko stało się dla niej jasne. – To dlatego mi teraz o tym powiedziałeś. Wiedziałeś, że natychmiast będę chciała udowodnić, że się mylisz… I miałeś nadzieję, że przez to, że jestem jego siostrą, sprawi, że się chociaż na chwilę zawaha, co ułatwiłoby ci zastawienie pułapki, tak?
- Zgadza się. – Nawet nie próbował zaprzeczać.
- Nawet nie próbowałeś mi powiedzieć prawdy… Bezczelnie mnie wykorzystałeś, aby osiągnąć swój cel. – Zaczęła się trząść ze złości. Miała w głowie tak niesamowity mętlik, że gdy pojawił się w jej umyśle gniew, chwyciła się go jak tonący brzytwy. W ten sposób mogła chociaż na chwilę oddalić od siebie wizję jej jedynego brata, który popełnił największą możliwą zbrodnię. 
Xelloss zwrócił wtedy na nią swoje lodowate spojrzenie.
- Wybrałem po prostu sposób, aby najszybciej obezwładnić niebezpiecznego przeciwnika. I przypominam ci, że przede wszystkim jesteś Strażniczką i twoim obowiązkiem jest służyć Równowadze. – odpowiedział chłodno, po czym owinął swoją mroczną mocą bezwładne ciało Valgaarva i zniknął, zostawiając roztrzęsioną Ryozoku samą.


***

Czas przed procesem Valgaarva był dla Filii najgorszym okresem w życiu. Robiła, co w jej mocy, aby zobaczyć się z bratem przed rozprawą. W wyniku działania jej temperamentu wiele budynków wyleciało w powietrze, kilku Strażników odniosło niegroźne obrażenia, lecz nie uzyskała pozwolenia na spotkanie z rodzeństwem. Młodszy Ul Copt został uznany za niezwykle groźnego dla otoczenia, przez co szczytem uległości dla władz było pozwolenie blondynce na wzięcie udziału w zebraniu Przymierza Równowagi. W międzyczasie Ryozoku wielokrotnie widywała Xellossa. Mijała go, nie zaszczycając mężczyzny nawet spojrzeniem. Wtedy najłatwiej jej było zrzucić całą winę na Demona, robiąc z niego główny obiekt jej nienawiści. Czuła się lepiej, obdarzając go w myślach całą masą wyzwisk, chociaż dobrze wiedziała, że nie mógł inaczej postąpić. Musiała stawić czoła prawdzie, że jej brat był mordercą, zdrajcą Równowagi. Tylko, że wtedy nie miała siły zachowywać się jak prawdziwa Strażniczka…
Samą rozprawę zgodnie z oczekiwaniami trudno było nazwać procesem. Wina Valgaarva nie wzbudzała żadnych wątpliwości i młody Ryozoku jednogłośnie został skazany na wygnanie do Ruelzaar. Gdy Filia usłyszała wyrok, wszystko zabrzmiało dla niej jak kiepski żart. W jej głowie pojawiła się pustka. Nie miała siły stać ani krzyczeć. Siedziała, półprzytomnie wpatrując się w wykrzykującego brata. Przez cały czas miała nadzieję, że nagle ktoś znajdzie przyczynę tego szaleństwa, że to wszystko okaże się nieprawdą. Jednak nic takiego się nie stało. Smok został pochwycony przez dwójkę potężnych Equeshan, którzy zaprowadzili go do ogromnego marmurowego budynku pozbawionego dachu i okalającego obezwładniający nurt mrocznej energii będący jednostronnym wejściem do trzynastego wymiaru. Przy wykonywaniu egzekucji mogli być obecni jedynie Strażnicy strzegący więzienia w krainie Równowagi, członkowie elitarnego oddziału Equeshan, więc tam Filia już nie miała wstępu. Zdała sobie sprawę z faktu, że widzi Valgaarva po raz ostatni przed śmiercią w momencie, gdy mężczyzna stanął tuż przed olbrzymimi wrotami. To było wręcz nienaturalne, jak szybko jej odrętwienie ustąpiło fali rozpaczy. Gdy wielkie drzwi się zamknęły, dotarło do niej, że już nigdy nie zobaczy brata i pomimo całej swojej mocy nie mogła w żaden sposób na to wpłynąć. Nigdy wcześniej i nigdy później nie płakała tak jak wtedy. Pozostawała głucha na wszelkie próby pocieszenia. Nie rozpoznawała głosów, nie rozróżniała słów. Zanurzała się w beznadziei i zwątpieniu. Jak mogło dojść do czegoś takiego? Jak ustrój Eques mógł doprowadzić do czegoś takiego?
Dużo później, chociaż wtedy zupełnie nie była świadoma upływającego czasu, pojawiła się w jej głowie nieustępliwa myśl. Musiała raz jeszcze porozmawiać z bratem. Bez względu na wszystko. Nawet jeśli oznaczało to otwarcie bram Ruelzaar…
Wtedy nie uważała tego pomysłu za absurdalny. Stanowił on dla niej jedyne źródło nadziei na odnalezienie jakiegokolwiek sensu w życiu. Nie myślała o żadnych konsekwencjach, gdy zjawiła się przed tymi samymi wrotami, w których kilka dni wcześniej zniknął Valgaarv. Wystarczyło po prostu wyzwolić odpowiednią ilość mocy, aby wysadzić te drzwi powietrze. Nic więcej… Już kumulowała moc… Już prawie wysłała ją w stronę bramy oddzielającej ją od jej jedynej rodziny… Kiedy ponownie pojawił się przed nią on…

***

- Wybierasz dosyć dziwne miejsce na spacer. – Jego głos brzmiał jak zawsze. Irytująco. A mimo wszystko były to pierwsze słowa, na jakie zareagowała od rozprawy Valgaarva. Może z tego prostego względu, że nie zawierały w sobie ani współczucia ani zrozumienia, co przypominało o resztkach jej codzienności sprzed szaleństwa brata?
- Zejdź mi z drogi. – powiedziała zachrypniętym od płaczu głosem. Jej słowa nie zabrzmiały złowieszczo. Wyrażały większy smutek aniżeli groźbę.
Mazoku zrobił kilka kroków w jej stronę.
- A jeśli tego nie zrobię? – spytał.
- To cię do tego zmuszę. – Podniosła na niego swój półprzytomny od rozpaczy wzrok. Zaczęła ją otaczać potężna aura światła Ceiphieda. Niejeden Mazoku, widząc taką moc, błyskawicznie by się wycofał. Jednak ten Demon, tak jak poprzednim razem, jedynie podniósł dłoń.
Cała energia, jaką skupiła, w jednej chwili uległa rozproszeniu. Młoda kobieta w szoku patrzyła się na fioletowowłosego. Rozbicie jej mocy zabrało mu mniej niż sekundę, jednak nie to ją wprawiło w zdumienie. Nie rozumiała, dlaczego on tu się pojawił, ani co było jego prawdziwym zamiarem.
- Zostaw mnie w spokoju. – powiedziała cicho.
Mazoku nie odpowiedział, tylko zrobił kilka kolejnych kroków w jej stronę.
- Zostaw mnie w spokoju! – powtórzyła, krzycząc. Jego obecność przygniatała ją. Stawała się dla niej wręcz nie do zniesienia. Opadła na kolana i zaczęła łkać. Przez łzy zobaczyła, że Xelloss kuca tuż przed nią. Minęło kilka chwil, zanim uchylił lekko powieki i zaczął przemawiać bezlitosnym tonem o ironicznym zabarwieniu.
- Jeżeli naprawdę uważasz, że to jest lepsze wyjście, mogę cię przy pomocy jednego pstryknięcia wysłać z powrotem do twojego ukochanego Ceiphieda. Twój brat, za którym tak rozpaczasz, nawet przez chwilę się nie zawahał przed zadaniem ci śmiertelnego ciosu. Jakby zobaczył to, co zamierzasz zrobić, z pewnością by się niezwykle wzruszył.         
Te słowa bardzo szybko do niej dotarły. Ich sens wbijał się w nią niczym ostrze, ale jednocześnie powoli zaczęło do niej dochodzić, co tak naprawdę się stało kilka dób temu.
- Jaka jest twoja decyzja? – spytał Mazoku, patrząc jej prosto w oczy. – Czy chcesz dzisiaj umrzeć?
W jego zimnych, fioletowych tęczówkach ujrzała śmierć, a przynajmniej wszystko, czym byłoby jej zjednoczenie z Ceiphiedem tego dnia. Ból. Samotność. Ciemność.
Wtedy zrozumiała, że to nie było to, czego pragnęła. Ogarnął ją strach. Zaczęła się cała trząść i kręcić głową.
Czy to nie paradoks, że lęk przed śmiercią był tym, co przywróciło jej chęć do życia?
Xelloss, przyjmując jej gest jako zaprzeczenie, wyciszył swoją energię, dzięki czemu Filia zdołała się trochę uspokoić. Czuła się taka zmęczona… I spragniona czyjegoś ciepła… A on był tak blisko… Bez zastanowienia oparła głowę o jego klatkę piersiową. W tym momencie nie miało dla niej znaczenia, że to naturalny wróg jej rasy, osobnik o takiej mocy, że byłby w stanie ją zabić w jednej chwili. Chciała tylko na moment znaleźć pocieszenie w postaci kontaktu z kimś, kto rozumiał ją lepiej niż ona sama.
Później z ogromnym zaskoczeniem wspominała fakt, że Mazoku nie odsunął się. Że ten jeden raz nie wypowiedział ani jednego złośliwego słowa, pozwalając jej ukoić ból.


***

Po tej sytuacji Filia została przydzielona do oddziału Zelgadisa Greywordsa, potężnego, lecz zamkniętego w sobie siedemnastoletniego wnuka Czerwonego Kapłana Rezo. Obydwoje wiedzieli, jak wygląda życie osoby powiązanej z kimś, kto został zesłany do Ruelzaar, więc szybko pojawiło się między nimi zrozumienie, zmieniając się w przyjaźń o solidnych fundamentach zaufania. Jednak Smoczyca nie była w stanie zapomnieć o fioletowowłosym Mazoku. Nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła sobie mieć tak ogromny dług wobec wroga. Z przerażeniem doszła do wniosku, że będzie zmuszona regularnie widywać się z Mazoku z racji ich funkcji. Była przekonana, że Demon w jakiś sposób wykorzysta swoją wiedzę o jej chwili słabości, jednak stało się coś zupełnie odwrotnego. Xelloss z zamiłowaniem się z niej nabijał, doprowadzał do szewskiej pasji oraz manipulował nią przy każdej okazji. Ale nigdy nie wspomniał słowem o tamtej sytuacji. Ryozoku nie rozumiała jego motywów, a Tajemniczy Kapłan był ostatnią osobą, która odpowiedziałaby wprost na postawionej jej pytanie. Stopniowo kapłanka Ceiphieda nauczyła się jego sposobu bycia i przestała skupiać się na tych wątpliwościach. Przyjęła, że Mazoku po prostu stał się najbardziej irytującą częścią jej świata i jedyną rzeczą, którą ją przerażała, była pogłębiająca się świadomość, że wbrew wszelkim zakazom zaczyna czuć do swojego naturalnego wroga coś więcej.

***

- Pamiętajcie, że Bóg kocha każdego z was. On wszystko wam wybaczy. I wy również powinniście postępować na jego wzór i wybaczać swoim nieprzyjaciołom. Fundamentem szczęśliwego życia jest wybaczenie. Tylko wtedy zaznacie spokoju w sercu i odczujecie działanie Jego łaski. – głosił z ambony w pięknym, ascetycznym kościele starszy kapłan o długich białych włosach i żywych zielonych oczach. – Idźcie więc moje owieczki i czyńcie na świecie dobro! – żegnał w duchowym uniesieniu licznych wiernych.
Świątynia pustoszała niezwykle powoli. Wiele osób pragnęło zaczerpnąć rady u szanowanego duchownego lub przynajmniej wyrazić swoją wdzięczność. Kleryk słuchał uważnie wszystkich pragnących skorzystać z jego pomocy, jednak gdy w budynku pozostała tylko jedna kobieta skrywająca twarz za ogromnym beżowym kapeluszem, ksiądz porzucił swój dobrotliwy wyraz twarzy, spoglądając na ostatniego gościa.
- Moja droga, wyglądasz po prostu olśniewająco. – Uśmiechnął się czarująco.
- Jak zawsze mi schlebiasz, Guesh. – odpowiedziała radosnym głosem, obdarzając mężczyznę rozbawionym spojrzeniem jasnobrązowych oczu. – Ale ja sama nie mogę wyjść z podziwu, jak pięknie potrafisz mówić o wybaczeniu, chociaż jesteś chyba ostatnią osobą na tym świecie, która by się podpisała pod tymi słowami.
- Moja droga Elsevien, zgadzam się z każdym wypowiedzianym przez siebie słowem. Wybaczanie to piękna i ważna rzecz.  – rzekł, wyciągając z kieszeni spodni papierosa. – Po prostu. – Zapalił go i wsadził do ust. – Są rzeczy, których na tym świecie wybaczyć się nie da. I każda osoba, która doświadczy takiej rzeczy, ma prawo do zadośćuczynienia. – Wydmuchał dym. –  To wszystko.
- Zdumiewająco prosta filozofia. – Kobieta bawiła się rąbkiem swojej czerwonej sukienki. – Ale również niezwykle prawdziwa.
Mężczyzna zmierzył ją przenikliwym wzrokiem.
- Doskonale wiesz, co powiedzieć, aby się komuś przypodobać, moja droga. Czy podobnie idzie ci w sprawie Szarego Wilka?
Elsevien ze stoickim spokojem spojrzała na swojego rozmówcę.
- To delikatna sprawa. Ale konsekwentnie porusza się naprzód, chociaż nie powiem, że nie pojawiły się pewne przeszkody.
- Jakie na przykład?
- Moja obecność została zauważona przez Xellossa Metallium.
Guesh zmarszczył brwi.
- To chyba nie jest pomyślna wieść.
- Wbrew pozorom może mieć to swoje dobre strony. Gdy dowiedział się o mnie Xelloss, dowie się o mnie również Szary Wilk. – odpowiedziała wesoło brązowowłosa.
- I jak to niby ma pozytywnie wpłynąć na nasz plan? – spytał z delikatnym powątpiewaniem w głosie.   
- Przerażającą cechą Szarego Wilka jest jego zdolność do chłodnej analizy sytuacji bez względu na okoliczności. Tam gdzie większość się gubi, on potrafi podjąć najlepszą decyzję. Są jednak tematy mogące go wytrącić z równowagi. I takim tematem jestem między innymi ja. – W jej tonie pojawił się element satysfakcji.
- Z całym szacunkiem, ale nie przeceniasz się przypadkiem w tym temacie?
- Wątpię. – odparła krótko.
Kapłan ponownie się zaciągnął gęstym dymem.
- No cóż. W sumie Czerwony Pan ma podobna strategię.
- Co masz na myśli? – Na jej twarzy pojawił się wyraz szczerego zainteresowania.
Guesh uśmiechnął się złowieszczo.
- Pokaże tym nadętym Equeshan, że to, co uważali za niemożliwe, jest jak najbardziej możliwe. A potem będzie patrzeć, jak ci głupcy pomimo całej swojej mocy nie będą w stanie nic poradzić na fakt, że ich czas już wkrótce dobiegnie końca.

Guenh - 2013-04-17 20:27:42

O JA O JA CZYTAM

Meitsa - 2013-04-18 13:40:12

Czytanie takiej ściany tekstu kiedy usypia sie na stojaco nie jest dobrym pomysłem, ale dałam radę i miałam bajkę na dobranoc XD fakt, przeklinalam "ile jeszcze?!" ale to tylko moja wina, ze zaczęłam czytać w takim stanie, a sama narzekalam, ze rozdziały są krótkie ;) Kiedy jestem wyspana, mówię ze to plus i morda mi sie cieszy :D
Widać, ze jesteś potteromaniaczka, fajnie wyjasniasz prawa jakimi rządzi sie magia. Przywyklismy, ze w książkach fantasy mamy jakieś czary, latanie itp. ale mało kiedy ktos sie skupia nad fizyka zjawiska, a to jednak ważne, bo sprawia, ze świat przedstawiony jest bardziej realny, namacalny. Plus.
Od początku dziwilo mnie dlaczego Lina tak wierci dziurę w brzuchu Zela, dlaczego aż tak bardzo była pewna swoich racji wobec niego, teraz w koncu sie wyjaśniło, ze cos ich łączy i na swoim przykładzie widziała cos czego on nie widział.
Plus za wplecenie w odpowiednim momencie historii Filii, jeżeli Zel cos wspomina, Lina cos napomknela to czemu nie Filia? Ciekawi mnie czy będzie jakiś moment od strony Xellosa gdzie odrobine naprowadzi czytelnika o co mu chodzi z Filia :)
Jestem ciekawa o co tak naprawdę chodzi tym, którzy sprzeciwili sie Rownowadze. Bo, ze cos jest nie tak to pewne, ale jeszcze za mało wskazówek by cos wysnuć. Czekam na dalsze chaptery :)

Rinsey - 2013-04-19 14:15:54

To naprawdę Cię podziwiam, że chciało Ci się tak późno to czytać ^^', bo faktycznie postacie nieco mi się rozgadały ^^'. Cieszę się też, że moje wykłady magiczne nie są usypiające :) Lubię, jak w książkach zjawisko magii jest tłumaczone, zawsze pochłaniam rozdziały poświęcone lekcjom magii i stąd się to tutaj znalazło. To chyba takie pozostałości z dzieciństwa, że zawsze chciałam być czarodziejką ^^
Będę się starać wyjaśnić większość głównych wątków, więc moment od Xellosa będzie, ale dużo później, gdyż raczej ich watek będę przedstawiać z perspektywy Filii jako, że jest to druga co do ważności postać, z perspektywy której prowadzę narrację... No chyba, że najdzie mnie ochota na eksperymenty ;)
Powiem szczerze, ze już nie mogę się doczekać, jak będę mogła napisać, o co chodzi przeciwnikom Równowagi. :D Chociaż to też nastąpi trochę później. Następny rozdział wrzucę, jak będę mogła, ale tym razem minie trochę więcej czasu, bo muszę się brać za magisterkę :/ W sumie, gdybym z Rezonansu chciała zrobić pracę dyplomową, to już bym miała odpowiednią objętość, ale niestety chyba mi się to nie uda ;p

Rinsey - 2013-05-31 13:26:33

Ponownie jest to stan surowy, więc błędy mogą wyskakiwać z ekranu i smyrać was po nosie ;D

Rozdział 6
Przed burzą

Zrodzone z mroku Mazoku od zawsze stanowiły całkowite przeciwieństwo żyjących w świetle Smoków. Jednak obie rasy, chociaż władały znaczcie potężniejszą mocą od przeciętnego człowieka bazującą na elementarnej sile stwórczej, były po części uzależnione od ludzi. Pogrążone w konflikcie Ryozoku i Demony sięgały po wszelkie sposoby zwiększenia swojej siły, a jeden z nich stanowiło karmienie się emocjami. Negatywne odczucia doprowadzały podwładnych Shabranigdo do nieokiełznanej euforii. Dzieci Ceiphieda natomiast wzmacniały się pozytywnymi wrażeniami słabszych od siebie istot. Co prawda, za najbardziej wyrafinowany przysmak Mazoku uważały cierpienie swojego naturalnego wroga, lecz to właśnie ludzie ze względu na znacznie większą liczebność decydowali często o zwycięstwie w licznych pomniejszych potyczkach jako źródło dodatkowej energii.         
Od momentu, kiedy oddano pieczę nad światem magii Strażnikom i zostało zabronione odbieranie życia przeciwnikowi, walka pomiędzy potomkami dwóch tytanów przybrała inną postać. Mazoku przyczyniały się do szerzenia chaosu, a Ryozoku starały się za wszelką cenę temu przeciwdziałać, zaprowadzając gdzie tylko mogły ład i porządek. W każdym z dwunastu światów mieszkali przedstawiciele wszystkich trzech ras i w zależności od tego, która z sił osiągała przewagę, tak też kształtował się nowy wymiar. I chociaż teoretycznie na chwilę obecną uniwersa zostały po równo podzielone pomiędzy wpływy Shabranigdo i Ceiphieda, wcale nie oznaczało to, że taki porządek miał się utrzymywać wiecznie.
Wraz z upływem czasu coraz więcej rodziło się obdarzonych potężną mocą ludzi. Częściej też zdarzały się przypadki wnikania Ayn w postaci spadających gwiazd w jednostki zupełnie nie wtajemniczone w magię. I zarówno Smoki jak i Mazoku musiały zacząć się liczyć ze stale wzrastającym potencjałem trzeciej, dotąd zdecydowanie słabszej, rasy. Wszechświat stale się zmieniał niczym koryto dziko płynącej rzeki. Najmądrzejsi przedstawiciele Demonów i Ryozoku dobrze wiedzieli, że jeżeli chcieli wciąż płynąć wraz z tym nurtem, musieli umieć się przystosować do nowych realiów.
Xelloss Metallium od zawsze wykazywał doskonałe zdolności adaptacyjne. Znacznie lepiej niż osoby z jego otoczenia rozumiał zachodzące tuż przed jego oczami procesy i postępował według tylko sobie znanego kodeksu. Jedyną istotą mogącą go powstrzymać była Zellas Metallium, lecz dumna zwierzchniczka niemalże zawsze dawała swojemu poddanemu wolną rękę, co dodatkowo przyczyniało się do poglądu, że tam, gdzie pojawi się Tajemniczy Kapłan, nastąpi chaos. Istniało jednak wiele istot pozbawionych tej cechy. I właśnie ci, którzy byli zbyt krótkowzroczni, aby dostrzec prawdziwe znaczenie tylko pozornie oczywistych wydarzeń, najczęściej stawali obiektem kpin i manipulacji przebiegłego Demona.
Tak jak na przykład pewna grupa młodych Ryozoku.
- Proszę, proszę, kogo to przywiodło w skromne progi Wolf Pack Island? – spytał przyjaźnie Mazoku. 
Dwie pobladłe Smoczyce skryły się za plecami usiłujących wyglądać groźnie trójki męskich przedstawicieli potomków Ceiphieda.
- Ttto tttty jesteś Xelloss Metallium? – spytał drżącym głosem najwyższy z gromadki, obdarzając unoszącą się tuż nad nim sylwetkę fioletowowłosego Demona lękliwym spojrzeniem.
- Zgadza się. – odparł z uśmiechem mężczyzna. Nie spodziewał się, że tuż przy magicznej granicy Wolf Pack Island spotka Smoki, które same z własnej, nieprzymuszonej woli wejdą na teren swojego śmiertelnego wroga. To mogło być nawet zabawne. – Teraz pozwólcie, że ja zadam wam pytanie. W jakim celu tutaj przybyliście?
Grupa Ryozoku najpierw tylko obserwowała go w milczeniu. Postać Mazoku na tle ciemnego, surowego skalistego krajobrazu zwieńczonego gniewnym, zachmurzonym niebem, wzbudzała w nich skrajne odczucia. Uczono ich, kim był Xelloss Metallium. Starsi przestrzegali ich przed potężną destrukcyjną mocą tego Demona. Ale z drugiej strony trudno było im uwierzyć, że ten sympatyczny mężczyzna może być tak niebezpieczny. Przybyli jednak tutaj w pewnym celu i nie zamierzali ponosić porażki. Ich nauczyciele musieli się pomylić. Ten podwładny Shabranigdo nie mógł stanowić aż takiego zagrożenia.
- Przybyliśmy tutaj, aby pana zapieczętować! – oznajmił nagle drugi młody Ryozoku w przypływie odwagi.
Xelloss lekko uniósł uchylił, a jego uśmiech się poszerzył.
- Przypuszczałem, że jesteście ciekawą gromadką, ale nie myślałem, że aż tak.   
Gdyby tylko te Ryozoku miały bardziej rozwinięty zmysł magiczny, byłyby w stanie wyczuć złowieszczą aurę otaczającą Mazoku. I z pewnością nie wypowiedziałyby następnych słów.
- Nasi zwierzchnicy to tchórze, dlatego postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce! – krzyknął ostatni z trójki stojących z przodu Smoków i zaczął kumulować energię Ceiphieda. – Pieczętując pana, wyzwolimy ten wymiar spod rządów przeklętego Shabranigdo!
- Właśnie! – dołączyły do niego pozostałe Ryozoku, które rozpoczęły własną inkantację, zapominając o tym, że zaledwie chwilę wcześniej odczuwały strach.
Demon wciąż przyglądał się młodzieży z zainteresowaniem, nie wykonawszy ani jednego ruchu. Brak jakiegokolwiek odpowiedzi trochę zaskoczył grupę młodych Smoków. Czyżby Mazoku stwierdził, że nie ma szans uciec przed ich atakiem?
Fioletowowłosy nawet nie drgnął, gdy dosięgła go fala oślepiającej energii. Ryozoku ogarnęła euforia. Udało im się! Zrobili coś niesamowitego! Zapieczętowali samego Xellossa Metallium! Czekali z niecierpliwieniem aż opadnie mgła wywołana przez ich zaklęcie, aby podziwiać swoje dzieło. I wielkim zaskoczeniem okazał się dla nich fakt, że tam, gdzie miał powstać kamienny posąg będący wynikiem poprawnie przeprowadzonego rytuału pieczętowania, wciąż wstał niewzruszony Demon, uśmiechając się przymilnie.
- Chyba wasi nauczyciele nie prowadzą odpowiednio szkolenia na przyszłych Strażników. – zauważył beztrosko Xelloss.
- To… jest… niemożliwe. – wydukała jedna ze Smoczyc.
- Nawet nie jesteście w stanie ocenić mocy swojego przeciwnika, nie wspominając już o braku podstaw w postaci znajomości zasady Równowagi. Ale nie martwcie się… – Mazoku otworzył szeroko oczy. Jego fioletowe bezlitosne tęczówki, wywołało u młodych Smoku prawdziwy strach. – Będę na tyle uprzejmy, aby nadrobić z wami zaległości. – Na ustach mężczyzny zagościł demoniczny uśmiech. 
Wystarczyło, że Demon pstryknął palcami, aby każdego nierozsądnego Ryozoku pochłonął wir mrocznej, złowrogiej energii. W ten sposób rozpoczęła się symfonia miła dla ucha dla każdego Mazoku. Dźwięk nieokiełznanych krzyków wyrażających szczere, autentyczne cierpienie stanowiło doskonałe tło do posilenia się czystym lękiem młodych, niedoświadczonych Smoków. Dla Xellossa była to całkiem smaczna przekąska, chociaż nic nie mogło się równać z emocjami jego ulubionego Smoczka…
Po zaledwie kilku minutach niektóre krzyki ucichły. Fioletowowłosy był zawiedziony. Trójka Smoków, która na samym początku mądrowała się najbardziej, straciła przytomność jako pierwsza. Doprawdy było to po prostu żałosne. Zaskoczyły go jednak mile dwie lękliwe Ryozoku, które wciąż tworzyły akompaniament dla głównego wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Prawie po kwadransie jedna ze Smoczyc zemdlała, pozostawiając na placu boju dziewczynę o kruczoczarnych włosach i jasnych, brązowych oczach, w których pojawił się błysk przerażenia, gdy Mazoku stanął tuż przed nią.     
- A więc to ty jesteś główną sprawczynią tego całego pośmiewiska. – Demon uniósł dłoń, w rezultacie czego pozostała czwórka Mazoku opadła bezwładnie na ziemię. Tylko ta jedna Ryozoku pozostała uwięziona w wirze mrocznej energii. – Zapewne chciałaś wywołać zamieszanie przed jutrzejszym posiedzeniem Przymierza Równowagi, czyż nie, panienko od Ruelzhan?
Jasnobrązowe oczy rozszerzyły się w szoku. Dziewczyna przestała krzyczeć, chociaż nie mogła powstrzymać grymasu bólu, który wciąż gościł na jej twarzy.
- Nie, to… nie to było… moim… celem. Mój… pan z pewnością… nie obrażałby w ten… sposób pana… inteligencji. – odpowiedziała wolno dziewczyna. Xelloss musiał przyznać, że ta mała Smoczyca była wyjątkowo odporna na ból.
- A co w takim razie jest twoim celem?
- Miałam… przekazać… panu…  pozdrowienia… od… mojego…. pana…  – szepnęła dziewczyna, która była już u kresu wytrzymałości.
Moment później oczy Ryozoku zaświeciły się na czerwono, a jej ciało przeszedł silny wstrząs W następnej chwili dziewczyna już nie żyła.
Demon uśmiechnął się szeroko. Zrozumiał przekazaną w ten sposób wiadomość. Wróg Równowagi jawnie kpił ze wszystkich Strażników, dając jasno do zrozumienia, że jest całkowicie pewny swojego triumfu.

***

- Podobno miała przybyć z samego rana…  – burknęła pod nosem nieco rozdrażniona Lina.
- Cóż, Phil często rzuca słowa na wiatr. Może się rozmyślił… – dodał z nadzieją Zelgadis.
- Nie wydaje mi się. – odparł Gourry. – Jak Phil coś sobie postanowi, to jest uparty bardziej od ciebie i Liny razem wziętych.
- A na jakiej podstawie stwierdziłeś, że jestem uparta? Znamy się od dwóch dni! – warknęła rudowłosa, obdarzając szermierza groźnym spojrzeniem.
Blondyn uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Tyle wystarczy, aby stwierdzić, że jesteś równie uparta, jak nie bardziej, jak Zel.
Początkująca czarodziejka błyskawicznie rzuciła kapciem w mistrza miecza.
- Licz się ze słowami! 
- Chyba dzisiaj już się lepiej czujesz. – zauważył z wrednym uśmieszkiem lawendowowłosy mag.
Czerwonooka spojrzała na niego z poirytowaniem. Po wczorajszym treningu ledwie mogła chodzić. Uwolnienie tak ogromnej, w porównaniu do pierwszego razu, porcji mocy znacznie obciążyło jej organizm. Zasnęła natychmiast, jak tylko położyła się na łóżku i przespała kamiennym snem dwanaście godzin. Miłym aspektem tej sytuacji był brak nieprzyjemnych snów, chociaż wciąż była zła na swojego nauczyciela, pomimo faktu, że dzisiejszego ranka odzyskała sporo sił.
- Zobaczysz, przyjdzie taki dzień, że nie zdołasz umknąć przed moim Fire Ball’em. – powiedziała mściwie. Cały czas ogarniało ją niezadowolenie na wspomnienie faktu, że nie dała rady trafić wojownika ani razu.
- Będę czekać na to z niecierpliwością. – odparł, wciąż uśmiechając się wrednie.
Cała czwórka, wraz z zamyśloną Ryozoku, zgromadziła się w Sali Teleportacji. Ponieważ przemieszczanie międzywymiarowe pochłaniały znaczną ilość energii, każdą z obronnych twierdz w Rejonie Varney wyposażono w pomieszczenia pozwalające na przeniesienie kilku osób w dowolne miejsce kosztem mocy zaklętej w magicznym budynku. Z tego względu korzystano z nich dosyć rzadko, aby nie nadwerężać struktury zaklęć defensywnych danego dworku. Rada Przymierza Równowagi była jednak na tyle ważnym wydarzeniem, że zezwalano na ich użycie bez większych przeszkód.
Sala Teleportacji była dosyć mało okazałym miejscem. Sufit i ściany zostały wykonane z solidnego bladego kamienia, jednak poza ogromnym kręgiem wyrysowanym na nieskazitelnie białej podłodze nie można tam było niczego znaleźć, co nie sprawiało, że można było nazwać ją przytulnym pomieszczeniem. Lina i Gourry w samo południe odprowadzili tutaj  Filię i Zelgadisa, którzy mieli wyruszyć do Zeraquey, samego centrum Eques, terenu neutralnego dla wszystkich dwunastu wymiarów, gdzie miało się odbyć spotkanie Przymierza Równowagi.   
Od rana mieszkańcom dworku towarzyszyły stosunkowo pogodne nastroje. Mistrz ziemi, pomimo wywołania potężnej awantury poprzedniego dnia, wydawał się odzyskać w miarę dobry humor, chociaż często zdarzało mu się odpływać myślami w trakcie rozmowy. Dosyć podobnie postępowała Filia, która mówiła znacznie mniej niż zazwyczaj. Lina pozornie zachowywała całkowicie beztrosko, tocząc z Gourry’m bitwę o jedzenie, co najprawdopodobniej miało stać się ich rytuałem, przynajmniej na czas pobytu rudowłosej w krainie Równowagi, jednak czasami, w przerwie pomiędzy jednym kęsem a drugim, rzucała przelotne spojrzenia na kapłankę Ceiphieda i potężnego Equeshan. Wszyscy starali się zachowywać naturalnie, jednak gdzieś w tle utrzymywała się odrobina niepokoju.
Nagle dyskusję pomiędzy początkującą czarodziejką, szermierzem i mistrzem ziemi przerwał słup białego światła, z którego wyłoniła się niewysoka dziewczyna o ciemnych włosach do ramion ubrana w beżowy kostium składający się z sukienki z krótkim rękawkiem i legginsów, zwieńczony zgrabną peleryną. Lina oceniła nowo przybyłą na jakieś 14, może 15 lat, co wywołało u niej pewien dyskomfort, gdy spojrzała na objętość jej klatki piersiowej.
- Panie Zelgadisie! – Nastolatka rzuciła się wojownikowi na szyję.
- Witaj, Amelio. – odrzekł mężczyzna zmęczonym głosem, co w żaden sposób nie wpłynęło na wręcz rażący entuzjazm dziewczyny, która szybko pobiegła w stronę Smoczycy, ujmując jej obie dłonie.
- Panno Filio! Tak miło panią widzieć!
- Ja też się cieszę, Amelio. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem Ryozoku, lecz zanim skończyła zdanie ciemnowłosa już stała przed blondynem.
- Panie Gourry, tak dawno pana nie widziałam!
- Ja ciebie też, ale urosłaś. – odparł z uśmiechem mistrz miecza, co brzmiało trochę komicznie, gdyż córka Philionela była od niego niższa o prawie 40 centymetrów.     
Dziewczyna wyszczerzyła się, ale już nogi niosły ją same w kierunku ostatniej osoby przebywającej w tym pomieszczeniu.
- To pani jest Liną Inverse? – Jej granatowe oczy błyszczały w zachwycie.
Rudowłosa poczuła się bardzo dziwnie. Nie miała pojęcia, czym sobie zasłużyła na taką admirację.
- No… tak. – przyznała. – A ty jesteś córką Philionela, tak?
- Tak! – potwierdziła ochoczo dziewczyna. – Czy to prawda, że już rozumie pani Nurt zaledwie po kilku dniach od przybycia do Eques?
Czerwonooka ze zdziwieniem spojrzała najpierw na dziewczynę a potem na Zelgadisa, który ciężko westchnął i pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Shyllien najczęściej nazywają Nurtem przepływy wszelkiej energii, pojmowanie właściwej obecności magicznej zarówno użytkowników magii jak i otoczenia albo po prostu samo rozumienie istoty Równowagi. – Następnie zwrócił się do młodszej dziewczyny. – A ty Amelio, nie możesz bombardować Liny fachowymi określeniami. Owszem uczy się bardzo szybko, ale wciąż jest tutaj zaledwie piąty dzień.
- Och…  – Dziedziczka rodu Seyrun spochmurniała. – Przepraszam, panno Lino, nie pomyślałam.
- Nie ma za co przepraszać. – odparła zaskoczona rudowłosa, przecież nie czuła się urażona.  – Do wielu rzeczy po prostu jeszcze tutaj nie przywykłam.
- Ja w zasadzie też. – przyznała nieco zawstydzona dziewczyna. – Niektórych rzeczy uczę się niby od dziecka, ale wciąż ich nie łapię… Och! – Nagle Amelia zrobiła przerażoną minę, jakby dopiero sobie przypomniała, o czymś bardzo ważnym. – Panie Zelgadisie, miałam wam przekazać wiadomość z wymiaru Wolf Pack Island.
Filia natychmiast się ożywiła.
- Wolf Pack Island? To wiadomość od Xellossa?
- Nie wiem. To oficjalny raport, który miał zostać dostarczony wszystkim uczestnikom posiedzenia Rady Przymierza Równowagi. – wyjaśniła nastolatka, podając Zelgadisowi białą kopertę.
Mag bez słowa sięgnął po raport. Im dalej czytał, tym większe zaskoczenie pojawiało się w jego oczach. Filia, obserwując jego reakcję, nie wytrzymała i krzyknęła poirytowana.
- Panie Zelgadisie! Co się stało?!
- Na granicy wymiarów w Wolf Pack Island pojawiła się wczoraj grupa młodych Ryozoku szkolących się na Strażników. Co ciekawe, jednym z nich okazał się być członek Ruelzhan.
- Ruelzhan? – Smoczyca ewidentnie była w szoku. – Pośród grupy Ryozoku? Co oni tam robili?
- Ważniejsze jest chyba, co pośród nich robił członek Ruelzhan. – wtrąciła Lina.
- Chciał… Cóż… Przekazać pozdrowienia Xellossowi. Po czym uaktywniło się zaklęcie samobójcze.
- Samobójcze? – spytała słabym głosem pobladła Amelia.
- Cóż, to wiele wyjaśnia. – stwierdziła rudowłosa. – Ostentacyjnie pokazują wam, że są na tyle pewni siebie, że nie przeszkodzi im nawet bezpośrednie ujawnienie. Zaklęcie samobójcze podkreśla, że są gotowi na wszystko, aby osiągnąć swój cel.
- Zgadza się. – przytaknął jej Zelgadis. – Co więcej, daje nam znać, że Ruelzhan przeniknęli nasze szeregi, co jest chyba najbardziej niepokojące. Z drugiej strony, skoro adresatem tej wiadomości miał być Xelloss, pewnie chcieli dać mu znać, że wiedzą, że to on głównie infiltruje ich grupę.
- Znając tego namagomi, potraktuje to jak materiał na kolejną zabawę w kotka i myszkę. – Filia westchnęła poirytowana. Wydawało się, że samo wspomnienie tego imienia obudziło jej temperament.
- Kim dokładnie jest Xelloss? – wtrąciła czerwonooka. – To jakiś… jak ich nazywacie… Mazoku?
Blondynka wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić i po chwili odpowiedziała na pytanie, wbijając wzrok w podłogę.
- Xelloss Metallium to oficjalnie jedyny bezpośredni podwładny Zellas Metallium, jednej z pięciu lordów Mazoku, najpotężniejszych przedstawicieli bezpośrednich podwładnych Shabranigdo. – Na samym początku Ryozoku zdołała się opanować, jednak im bardziej kontynuowała temat, tym bardziej się wściekała. – A praktyce to wkurzający, chamski i obleśny Demon wiecznie szukający rozrywki kosztem innych, który musiał zostać mianowany kapłanem Shabranigdo w świecie Wolf Pack Island, przez co ciągle mam z nim do czynienia!
- Chyba muszę zapamiętać, aby nie pytać o tematy Mazoku, gdy Filia jest w pobliżu. – powiedziała bardziej sama do siebie początkująca czarodziejka.
- Dobra, Filia, czas na nas. – zarządził Zelgadis.
Smoczyca uspokoiła się i pokiwała głową.
- To prawda.
- To uważajcie na siebie. – dodał Gourry.
- W porządku, chociaż póki co powinno być spokojnie. Wątpię, aby zdecydowali się na ruch w czasie Rady Przymierza Równowagi. To byłoby dla nich zbyt duże ryzyko. – odparł Zelgadis.
- No nie wiem. – wtrąciła Lina. – Ewidentnie pokazali przed chwilą, że są pewni swego. A jeżeli chcą zadrwić z władz Eques, to chyba najlepszą okazją ku temu byłoby właśnie takie spotkanie Przymierza Równowagi.
- Jak niby mieli by coś zrobić? Przeciwnicy Równowagi zostają w tym miejscu unicestwieni, jak tylko się pojawią na terenie Zeraquey. – odpowiedział mag z powątpiewaniem w głosie, ruszając w kierunku kręgu teleportacyjnego.
- Ale istnieje ktoś, kto zawsze potrafił dokonać rzeczy niemożliwych.. – dodała cicho Ryozoku.
Wszyscy spojrzeli z niepokojem na mistrza ziemi, który po usłyszeniu tych słów się zatrzymał.
- Uwierzę w powrót Czerwonego Kapłana, tylko jak ujrzę go na własne oczy. – powiedział cichym, lecz doskonale słyszalnym tonem. – Ale… – Odwrócił się w stronę Gourry’ego. – Na wszelki wypadek nie oddalajcie się od granic bariery ochronnej.
- Tak jest. – odparł wesoło Gourry, obserwując jak Filia i Zelgadis wchodzą w krąg teleportacyjny.
- Do zobaczenia. – powiedziała z lekkim uśmiechem Smoczyca, zanim wraz z mistrzem ziemi zniknęła w strumieniu jasnego światła.

***

Bardzo powoli stawiała kroki. Minął prawie miesiąc od kiedy po raz ostatni czuła pod bosymi stopami delikatne źdźbła trawy w Atlas. Tam, skąd przyszła, musiała zapomnieć o cielesności, o wszelkich doznaniach, jakich można było doświadczyć za pomocą zmysłów, dlatego teraz zamierzała się cieszyć każdą bryzą muskającą jej policzki, zachwycać się dźwiękiem śpiewu ptaków i z radością obserwować ostatnie podrygi lata przed nastaniem surowej, białej zimy.
Zanim uda się do Eques, musiała stopniowo wejść w świat materialny. Ponownie przyzwyczaić się do posiadania ciała, do wykonywania gestów, do bodźców zewnętrznych. Najpierw należało wykonać pierwszy krok, dopiero później można było biec. Bez przygotowania się na świat fizyczny nie miała szans, aby ponownie zanurzyć się w Nurcie.
Miała jeszcze czas, aby się przygotować do powrotu. A przynajmniej miałaby go wystarczająco dużo, gdyby już wtedy zauważyła obecność, której wcale nie powinno być w Atlas.   

***

Lina podchodziła do nauki szermierki zdecydowanie mniej entuzjastycznie niż do edukacji magicznej. Z drugiej strony nie mogła nic zarzucić tokowi myślenia Zelgadisa. W momencie, gdy jej ciało musiało się przyzwyczaić do większej ilości mocy, nie mogła kontynuować swoich eksperymentów z nowymi zaklęciami, zaś trening z mieczem wzmacniał nie tylko kondycję fizyczną, ale i wręcz mógł przyśpieszyć proces adaptacji organizmu do nowego obciążenia mocą. 
Wciąż miała mieszane uczucia co do Gourry’ego. Na pierwszy rzut oka wydawał się jej być co prawda bardzo przystojnym, ale wykazującym się bardzo wolnym myśleniem i słabą pamięcią, mężczyzną, co wzbudzało w niej wątpliwości co do jego wartości jako Strażnika. Nie zapominała jednak o słowach mistrza ziemi, który nie ukrywał, że uważa blondyna za może nieco nierozgarniętego, lecz niezwykle potężnego Equeshan. Ten fakt sprawił, że dziewczyna postanowiła się wstrzymać przed wyrobieniem sobie ostatecznej opinii na jego temat.
Inaczej sprawy się miały z Amelią, która swoim wszechobecnym entuzjazmem i podejściem do życia, zaczynała rudowłosą zdrowo irytować. Nie minęło wiele czasu od zniknięcia Filii i Zelgadisa, kiedy stała się świadkiem monologu na temat sprawiedliwości. Niewątpliwie wynikało z tego, że ciemnowłosa uważała Strażników za bohaterów walczących w imię miłości i przyjaźni. Czerwonookiej na samą myśl zrobiło się niedobrze. Trochę jej się nie mieściło w głowie, że dziecko, które od początku obcowało z magią może mieć tak spaczony obraz rzeczywistości. Rozumiała decyzję Philionela o wysłaniu jej na szkolenie na prawdziwego Equeshan. Jeżeli ta nastolatka, która dotąd mieszkała w bezpiecznym i beztroskim środowisku, miała kiedyś pełnić jedną z najważniejszych funkcji w krainie Równowagi, musiała posmakować, czym jej ojciec naprawdę się zajmuje. Gdy jednak stanął jej przed oczami wyraz twarzy przyszłej Shyllien na samo wspomnienie o samobójczym zaklęciu Ruelzhan, stwierdziła, że chyba ona sama lepiej daje sobie radę ze świadomością, czym zajmują się Strażnicy, niż osoba, która mieszka tutaj od urodzenia, co było dla niej dosyć zaskakującym spostrzeżeniem.     
- Liiinaaa... Jesteś tutaj? – Usłyszała nagle głos Gourry’ego, który wytrącił ją z zamyślenia.
Blondyn zaproponował obu dziewczynom, aby wykonały kilka prostych ćwiczeń z mieczem tuż przed obiadem, czemu początkująca czarodziejka się nie sprzeciwiała a co spadkobierczyni rodu Seyrun przywitała z ogromnym entuzjazmem. W tym celu polecił swoim uczennicom przebranie się w wygodne szare uniformy składające się z luźnych szarych spodni i zwyczajnych bluzek z długim rękawem zaopatrzonych w wygodne ochraniacze w miejscach najbardziej narażonych na kontuzje. Lina odpłynęła myślami w trakcie wiązania swoich długich włosów, gdy przypatrywała się ponownie polu treningowemu Venn, miejscu, gdzie zaledwie trzy dni temu zaczęła poznawać tajniki magii.
- Jestem, jestem. – odparła  po krótkiej chwili, po czym założyła ręce na piersi i utkwiła swoje płomienne tęczówki w mistrzu miecza. – To od czego zaczynamy? 
Blondyn przyjął „profesjonalny” wyraz twarzy i uniósł wskazujący palec do góry.
- Najpierw musicie wyczuć swój miecz. – tłumaczył mentorskim tonem. – Zamknijcie oczy i wczujcie się w energię wewnętrzną waszego miecza.
- Tak jest, panie Gourry! – zasalutowała Amelia.
Lina z niedowierzaniem spojrzała na towarzyszącą jej dwójkę.
- Jak niby mamy wyczuć miecz, skoro wciąż go nie mamy?
Szermierz uderzył lekko pięścią o spód drugiej dłoni w geście olśnienia.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! Hehehe… – Zaczął się uśmiechać z zakłopotaniem. – Podajcie mi swoje dłonie i spróbujecie sobie wyobrazić dowolny miecz. – Wyciągnął ręce w kierunku dwóch dziewczyn.
Młodsza dziewczyna od razu zastosowała się do polecenia, Lina ciężko westchnęła i po chwili zrobiła to samo.
- Mamy tylko sobie go wyobrazić? – spytała bez większego entuzjazmu.
- Tak. – potwierdził wyszczerzony szermierz.
- No dobra. – Lina zamknęła oczy i przed oczami pojawił jej się miecz z ostatniego filmu fantasy, na jakim była w kinie. Wątpiła, aby właśnie o to chodziło, ale w końcu takie usłyszała instrukcje.   
Dopiero kilkanaście sekund późnie poczuła drgnięcie mocy. Podświadomie porównała to sytuacji, gdy teleportowała się z pomocą Zelgadisa. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale zdała sobie sprawę, że zarówno wtedy jak i teraz odczuła magię Strażnika, który trzymał ją za rękę. Poprzez kontrast odkryła, że obie aury znacznie się od siebie różniły. Moc jej nauczyciela była niesamowicie intensywna, chwilami wręcz przytłaczająca, ale wyjątkowo stabilna w swojej potędze. Energię Gourry’ego rudowłosa odebrała jako mniej gwałtowną, lecz bardziej elastyczną. Z jednej strony jasną i ciepłą, a z drugiej niepokojącą, niebezpieczną w inny sposób niż obecność mistrza ziemi.
Lina z zaskoczeniem otworzyła oczy, gdy poczuła, że tuż przed nią unosi się jakiś przedmiot. Od początku pojawiło się u niej przekonanie, że jeżeli już musiałaby walczyć mieczem, to tylko takim jak ten. Wykonana z bardzo twardej i sprężystej stali broń połyskiwała czerwonawym blaskiem. Ostrze wieńczyła krótka, krzywa głownia o szerokim piórze, rozszerzającym się ku końcowi.
- Scimitar będzie dla ciebie idealną bronią. – powiedział zadowolony blondyn, siadając na miękkiej trawie. – Nie należy on do najsilniejszych mieczy, ale jest lekki i może być dla ciebie wsparciem w momencie, gdy nie będziesz mogła korzystać z magii. – Następnie zwrócił się do młodszej dziewczyny, która podziwiała krótki miecz o nieskazitelnie białej, obosiecznej głowni i ostro zarysowanym szczytem. – Tobie, Amelio, trafił się gladius, ten rodzaj broni trafia się zwykle osobom, które preferują walkę wręcz, ale i tak przyda ci się w czasie kilku ćwiczeń.
- Jest pan niesamowity, panie Gourry! W tej jednej krótkiej chwili stworzył pan te miecze? – spytała z czystą admiracją w oczach przyszła Shyllien.
- Nie, no coś ty. – odparł blondyn. – Przywołałem tylko bronie z mojej zbrojowni, które by do was najbardziej pasowały. Później, gdybyście chciały, mógłbym zrobić dla was prawdziwy miecz dostosowany bezpośrednio do was. Ale zazwyczaj osoby, których główną bronią nie jest miecz, nie potrzebują aż tak dostrojonego do siebie miecza. Wykonanie miecza od początku wymaga mnóstwo czasu.
- Scimitar, tak? – odezwała się Lina. – Podoba mi się.   
W oczach Gourry’ego pojawiła się satysfakcja, zanim powiedział:
- Dobra, to teraz spróbujcie się skupić na mieczu.
Obie dziewczyny posłusznie zamknęły oczy i skoncentrowały się na unoszącej się przed nimi metalowej broni. Lina tym razem nie wyczuła niczego specjalnego. Była świadoma magicznej obecności Gourry’ego i Amelii i chociaż wiedziała, że powinna w jakiś sposób zareagować na miecz, nic takiego nie zaobserwowała. Zniecierpliwiona uchyliła powieki i ze zdziwieniem się zorientowała, że w jej dłoni połyskiwała klinga scimitara.
- Ale jak to się stało? – wyjąkała zaskoczona dziewczyna.
Ciemnowłosa otworzyła z ciekawości jedno oko.
- A co się stało? 
Jej gladius wciąż był zawieszony w powietrzu przed przyszłą Shyllien.
Gourry rzucił okiem na oba miecze i podniósł się z ziemi.
- To jest wstępne zapoznanie się z mieczem. – wyjaśnił blondyn. – W zależności od tego na ile jesteście się w stanie komunikować ze swoją bronią, miecze różnie się zachowują. Na tym etapie można je porównać do hm…  – Zamyślił się. – Na przykład do psów. – dodał wesoło. –Im bardziej czują wasze zaufanie i więź, tym gwałtowniejsza jest ich reakcja. W przypadku Amelii, miecz w ogóle nie zareagował, pewnie przez to, że Amelia preferuje walkę wręcz. Lina również nie przejawia zdolności rozumienia mieczy, ale twój miecz zaufał ci na tyle, aby pozwolić ci sobą walczyć. Co nie oznacza, że ty Amelio nie możesz dzisiaj wykonać kilku ćwiczeń za pomocą gladiusa.
Rudowłosa z zaciekawieniem przysłuchiwała się szermierzowi. Musiała przyznać, że gdy mówił on o mieczach, trochę zapominała, że ma do czynienia z wolno myślącą osobą o słabej pamięci.
- Uff… To dobrze. – odetchnęła z ulgą ciemnowłosa.
- Czy jest naprawdę taka duża różnica pomiędzy mieczem, który ja sobie sama wezmę, a mieczem, który mi „pozwoli sobą walczyć”, nawet jak nie czuję z nim żadnej magicznej więzi? – wtrąciła czerwonooka.     
- Oczywiście. – odpowiedział krótko Gourry, uśmiechając się szeroko.
W ułamku sekundy szermierz zniknął z pola widzenia rudowłosej i tylko kątem oka Lina zauważyła, że coś się do niej zbliża. Instynktownie zacisnęła obie dłonie na rękojeści scimitara, ustawiając broń tuż przed sobą. Natychmiast usłyszała szczęknięcie metalu o metal. Wciąż uśmiechnięty blondyn stał tuż przed nią z dwoma mieczami w rękach. Jeden z nich znajdywał się tuż przed szyją Amelii w czasie, gdy drugi był skrzyżowany z bronią rudowłosej.
- Miecz, który pozwoli ci sobą walczyć, wspomaga twój instynkt. Owszem, nie wzmocni siły twojego ataku ani nie stanie się twoją główna bronią, ale może dać ci drobną przewagę nad przeciwnikiem, która czasami może zadecydować o zwycięstwie.   
- Wow… – zachwyciła się nastolatka pomimo faktu, że ostrze blondyna wciąż znajdywało się dosłownie o centymetr od jej szyi.
Rudowłosa szybko otrząsnęła się z pierwszego szoku i wpatrywała się z uwagą szermierza. To dlatego ten nieokrzesaniec, mógł sobie pozwalać na taką beztroskę. Powoli mogła sobie wyobrazić, jak mężczyzna mógł sobie radzić na placu boju i z jakiego powodu Zelgadis tak mu ufał.
- Może zadecydować o zwycięstwie tylko, gdy przeciwnik będzie na moim poziomie. – skomentowała z małym uśmieszkiem Lina.
- Nigdy nie wiesz, co ci może uratować życie. – odparł pozornie wesoło Gourry, chociaż czerwonooka dostrzegła w jego oczach poważny błysk.     
- Czy.. często się zdarza, że Strażnicy giną? – spytała ostrożnie rudowłosa.
- Nie, od dawna nie było takiego przypadku. – odezwała się Amelia.
- To znaczy przed rozpoczęciem działalności Ruelzhan, tak? – sprecyzowała swoje pytanie, chociaż jakoś jej podpadała beztroska w głosie młodszej dziewczyny. Myślała, ze porusza dosyć drażliwy temat.
- Nie, mam na myśli tak w ogóle. Słyszałam tylko o jednej ofierze Ruelzhan. – dodała ze smutkiem.
Lina wymieniła z Gourry’m zdziwione spojrzenia.
- Amelio, ale podobno odnotowano przynajmniej kilkanaście ofiar wśród samych Strażników w wyniku działalności Ruelzhan, nie wspominając już o innych magach.   
Granatowe oczy rozszerzyły się w szoku.
- Jak to?
Początkująca czarodziejka czuła się dosyć dziwnie. Ona, osoba, która przybyła tutaj niecały tydzień temu, miała wyjaśniać sytuację mieszkańcowi magicznego świata?
- Naprawdę o niczym nie wiesz?
- Nie no, wiem, że zaczęły się dziwne ataki osób, chcących obalić zasadę Równowagi, przez co tatuś ma mnóstwo dodatkowych spotkań z reprezentantami innych wymiarów.
Rudowłosa przez pewien czas przyglądała się młodszej dziewczynie.
- Powiedziano mi, że Rada Przymierza Równowagi odbywa się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Zabicie jednej osoby, chociaż niewątpliwie jest tragedią, nie spowodowałoby aż takiego poruszenia. Będąc tak blisko Philionela, musiałaś przecież coś więcej słyszeć.
Amelia ewidentnie pobladła.
- Słyszałam tylko o zaginięciach. Tylko raz byłam obecna przy tym, jak ktoś zameldował o śmierci starszego Strażnika. – Zaczęła cicho mamrotać. – Więc te wszystkie osoby… nie żyją?
Lina zaklęła w duchu. Co ten Philionel sobie wyobrażał?! Nie mógł być przecież aż takim ignorantem, aby celowo odsuwać swoją córkę od wszystkiego, co nie było piękne i dobre. To brzmiało wręcz niedorzecznie! Przecież powinien mieć świadomość, co się może stać, gdy dziewczyna po radosnym życiu w sielance zostanie nagle wrzucona w brutalną rzeczywistość. Wyglądał na naprawdę rozsądnego lidera, z którego zdaniem nie polemizował nawet Zelgadis. Z drugiej strony Philionel był ojcem…
- Lina, Amelia, odsuńcie się. – powiedział nagle niezwykle poważny Gourry, wytrącając rudowłosą z zamyślenia.
Jak na zawołanie w samym środku pola Venn pojawił się wir jasnozielonej energii.
- Ale czy to nie jest panna Sylphiel? – spytała Amelia, która na skutek podejrzanego zjawiska, otrząsnęła się nieco z pierwszego szoku po usłyszanych rewelacjach.
- To nie tylko ona. – odparł krótko szermierz, wyciągając szarawą rękojeść pozbawioną jakiegokolwiek ostrza. 
Na potwierdzenie jego słów z energetycznego tornada wyłoniła się postać pięknej, wysokiej kobiety o długich, falujących na wietrze włosach. Jej szeroko otworzone szmaragdowo zielone oczy nie były jednak świadome. Fioletowa tunika i popielate legginsy zostały skąpane we krwi wyciekającej z jej brzucha, w którym tkwił miecz emanujący złowieszczą aurą. Za plecami rannej stał ubrany w czarny kombinezon, zamaskowany osobnik o okrutnych żółtych oczach, wyrażających czystą wściekłość.
- Teleportowałaś nas do Eques z mieczem wbitym w brzuch, pieprzona dziwko?! Ile potrzeba, aby cię zabić?!   
Nie minęło chwila, nim Gourry wypowiedział cicho „Światło” i ponownie zniknął Linie z oczu. Moment później blondyn wbił świetliste ostrze w napastnika, odsuwając go od Sylphiel, z której siłą impetu wyszła wroga klinga. Czerwonooka natychmiast chwyciła Amelię za rękę i teleportowała się tuż za opadającą kobietą, zdążając złagodzić jej upadek. Rudowłosa nieco jęknęła pod ciężarem zielonookiej.
- Amelio pomóż mi ją położyć. – powiedziała szybko, puszczając dłoń przyszłej Shyllien.
Zszokowana nastolatka kiwnęła tylko głową i obie z początkującą czarodziejką ułożyły nieprzytomną na ziemi. Zaraz potem rudowłosa wydobyła z siebie moc, otaczając całą trójkę idealną ognistą bańką.
- Panno Lino, a pan Gourry? – spytała spanikowana ciemnowłosa.
- Poradzi sobie. Teraz ona nas potrzebuje bardziej, a dokładniej potrzebuje ciebie. – dodała Lina. – Znasz się na magii leczniczej, prawda?
- Nie tak jak panna Sylphiel, ale tak… – wyjąkała spadkobierczyni rodu Seyrun.     
- To bierz się do roboty! Ona się zaraz wykrwawi na śmierć! – warknęła rudowłosa.
W granatowych oczach pojawiła się panika.
- Ale jak nigdy tego nie robiłam samodzielnie…
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. Jeszcze chwilę temu byłaś przerażona, że Strażnicy stracili życie. Teraz możesz temu zapobiec! – W czerwonych tęczówkach pojawił się ostry błysk.
Amelia była bardzo blada, jej ręce drżały nieopanowanie. Granatowe oczy spoglądały z lękiem to na ranną to na nieugiętą postać Liny. Po krótkiej chwili młodsza dziewczyna spojrzała na rudowłosą z nową determinacją.
- Spróbuję…  – powiedziała, zaciskając obie dłonie na klatce piersiowej Sylphiel.
Dokładnie w tym czasie o bańkę ochronną Liny uderzyło potężne zaklęcie. Rudowłosa lekko się skrzywiła. Wrogi atak osłabił grubość powłoki ochronnej. Skupiła się na ponownej manipulacji własną energią.
Amelia zaczęła ciężko oddychać. Widać było, że uzdrowienie rany Sylphiel może być poza jej możliwościami.
- Panno Lino… Ja chyba nie dam rady…  – powiedziała trzęsącym się głosem.
Jak tylko to powiedziała, Sylphiel szeroko otworzyła oczy. W jednej chwili otoczył ją jasnozielony nurt. Rudowłosa nie musiała długo mieszkać w Eques, aby wiedzieć, że był to silny strumień uzdrawiającej mocy. Dziewczyna uśmiechnęła się w duchu. Niech jej tarcza wytrzyma jeszcze trochę…
Właśnie wtedy uderzyła w nią potężna fala energii. Lina jęknęła, starając się na bieżąco odnawiać barierę, co wcale nie było takie łatwe. Jej ciało wciąż nie przystosowało się do nowo rozpieczętowanej mocy, co skutecznie utrudniało czerwonookiej manipulację.
Kiedyś wrogi atak musiał się kończyć, wystarczy, że utrzyma zaklęcie tylko do tego momentu…
W jednej chwili przeszedł ją potężny dreszcz i utraciła kontrolę.
Nie… Tylko nie to…
Zamknęła oczy w oczekiwaniu na uderzenie wrogiej mocy. Które nie nadeszło.
Uchyliła powieki i ujrzała w odległości kilku metrów Gourry’ego z mieczem wbitym we wrogiego osobnika leżącego bezwładnie na trawie. Mężczyzna ostatnim gestem odwrócił głowę w stronę ciężko dyszącej Liny
- Ogień… A więc to to… zrobi…li…ście… z Ay…ne..res… – wydyszał ciężko, zanim jego wzrok stracił ostrość. 
- Nic wam nie jest? – odezwał się zaniepokojony blondyn.
- Nic. – odparła rudowłosa. Cała czuła się niesamowicie odrętwiała. Jak widać jej ciało mogło znieść jedyne taką ilość mocy, która jakimś cudem wystarczyła. Na próbę skumulowała w dłoni odrobinę energii, ale natychmiast odczuła kolejny, nieprzyjemny dreszcz. No tak, to by było na tyle w temacie korzystania z magii na dzisiaj.
- Nic. – powtórzyła blada jak kartka Amelia, która spoglądała na martwe ciało wroga. Nie minęła sekunda, nim odwróciła się i zaczęła wymiotować.
Rudowłosa bez słowa podeszła do młodszej dziewczyny i podtrzymała jej włosy.
- W porządku? – spytała, gdy wyglądało na to, że przyszła Shyllien już skończyła.
- Chyba już tak. – odparła słabym głosem.
- Amelio, świetnie się spisałaś. Uratowałaś człowieka. – powiedziała z uśmiechem czerwonooka.
- Ja prawie nic nie zrobiłam. – Ciemnowłosa zarumieniła się. – To wszystko twoja zasługa, panno Lino. Gdyby nie ty, zupełnie straciłabym głowę. 
- Obie świetnie się spisałyście. – wtrącił Gourry, który obserwował, jak zielonooką omiatał uzdrawiający nurt. – Dzięki wam Sylphiel żyje.
Lina obdarzyła go badawczym spojrzeniem.
- Swoją drogą sporo ryzykowałeś, bezpośrednio przechodząc do ataku. Masz do czynienia w zasadzie z dwiema nowicjuszkami. Skąd wiedziałeś, że zrobimy to, co trzeba?
Gourry uśmiechnął się.
- Po prostu wiedziałem, że zrobisz to, co trzeba.
Lina patrzyła na niego przez parę sekund, po czym sama się uśmiechnęła.
- Tak właśnie coś myślałam, że tak właśnie pomyślisz.  – Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym rudowłosa odwróciła wzrok. – A swoją drogą, jak on się tu dostał? Przecież to miejsce jest objęte barierą.
- To… moja… wina. – Rozległ się słaby głos kobiecy.
- Sylphiel! Witaj z powrotem. – powiedział ciepło Gourry, z zadowoleniem obserwując jak otaczająca kobietę aura zanika, co niewątpliwie oznaczało, że proces leczenia został zakończony.
Sylphiel odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem, widać było, że wciąż jest osłabiona, ale udało jej się podnieść do pozycji siedzącej, a następnie spojrzała na Linę i Amelię.
-  Muszę was przeprosić, naraziłam was na niebezpieczeństwo.
Rudowłosa poczochrała swoją grzywkę w geście irytacji.
- Przed chwilą ledwo uszłaś z życiem i pierwsze, co robisz po odzyskaniu przytomności to przepraszanie? 
Sylphiel w jednej chwili się zmieszała i zaczęła się jąkać.
- Ja…
- Powiedz po prostu, co się stało. – przerwała jej czerwonooka.
- Tttak już… – Wzięła głębszy oddech i wzięła się w garść. – Wcześniej przebywałam w Aerwayk, Rejonie uzdrowicieli. Raz na pięć lat wszyscy uzdrowiciele się spotykają i łączą swoje umysły w celu wymiany wiedzy medycznej. Przez cały miesiąc nasza świadomość przebywa w zasadzie poza naszym ciałem. I dlatego powrót musi się odbywać stopniowo. Gdybym od razu pojawiła się w Eques, nie dałabym sobie rady z kontrolą magii. Dlatego musiałam się pojawić w Rejonie o małej obecność magii, aby najpierw przyzwyczaić się do mojego ciała. Z tego względu na chwilę pojawiłam się w Atlas, gdy nie miałam jeszcze pełnej świadomości i wtedy on mnie zaatakował. Odruchowo teleportowałam się właśnie tutaj, a przez to, że mnie trzymał, mógł się teleportować razem ze mną pomimo bariery.     
- Mówiąc krótko, nie miałaś innego wyjścia. – podsumowała Lina. – Więc nie masz nas za co przepraszać. Inaczej sprawa wygląda w przypadku podziękowania. – Rudowłosej niebezpiecznie błysnęły oczy. – Ta dwójka jest tutejsza. – Wskazała na Gourry’ego i Amelię. – Ale ja zostałam w to bagno wciągnięta nie z własnej winy, więc liczę na oddzielną gratyfikację.
- Panno Lino…  – Zaczęła nieśmiało miłośniczka sprawiedliwości.
Sylphiel ewidentnie zdębiała.
- Gratyfikację?
- Gratyfikację. – potwierdziła z satysfakcją początkująca czarodziejka. – To ty jesteś tą, „której hobby jest gotowanie”, tak? – zacytowała pewną wypowiedź Filii. 
Oniemiała uzdrowicielka powoli pokiwała głową.
- To wisisz mi trzydaniowy obiad z wielkim deserem, jasne? 
Zielonooka ponownie wolno pokiwała głową.
- To wtedy będziemy kwita. – odparła zadowolona z siebie rudowłosa.
- Zgoda. – Zielonooka lekko się uśmiechnęła. – A skoro to mamy już za sobą, to kim pani w zasadzie jest?
- Lina Inverse, a skąd się tutaj wzięłam, to trochę dłuższa historia…
- Sylphiel Nels Rada, uzdrowicielka i kucharka. – Kobieta wyciągnęła rękę do rudowłosej, która również się uśmiechnęła i uścisnęła podaną jej dłoń.   
Spokój nie trwał jednak długo, gdyż dosłownie chwilę później cała czwórka odczuła potężny wstrząs, który rozniósł się po całej powierzchni pola Venn.
- Co to było? – spytała cicho Lina.
Odpowiedziała jej blada jak trup Amelia.
- Coś się stało w centrum Eques, Zeraquey…

Meitsa - 2013-06-24 12:52:51

Ok, przeczytane (mimo, że minął prawie miesiąc po publikacji ^^'). Po raz kolejny czyta się naprawdę dobrze, nie mam żadnych zastrzeżeń. Do moich ulubionych fragmentów należą opisy nauki bronią (hm, inspiracja Magic Knight Rayearth?) i psychologiczny obraz Amelii. Myślę, że jest bardzo wiarygodny, nawet bardziej mi pasuje niż oryginał. Zastanawiam się tylko czy Amelia prawidłowo zareagowała na pochwałę od Liny. Myślę, ze powinno być mniej entuzjastycznie, a wiecej szoku, chociaż to może być z kolei moje skrzywienie, bo lubię się znęcać psychicznie nad bohaterami, a Amelia z założenia jest wulkanem optymizmu, więc może właśnie tak by zareagowała :)

Rinsey - 2013-06-27 18:36:41

Cieszę się bardzo :) Zwłaszcza byłam ciekawa jak się moja Amelia przyjmie, bo w sumie jej przede wszystkim poświęciłam ten rozdział. Dałaś mi też do myślenia z tą reakcją na pochwałę, jeszcze przemyślę tę sprawę:) Przyznam szczerze, że też lubię się znęcać nad bohaterami, chociaż tutaj jeszcze chyba tego nie widać ^^' Z bronią MKR musiało gdzieś się kryć z tyłu mojej głowy :D A swoją drogą nie napisałaś przypadkiem ostatnio jakiegoś kawałka Przeznaczenia? :D

Meitsa - 2013-06-30 22:12:34

Na razie jeszcze cały czas poznajemy bohaterów i będzie czas na znęcanie się ;)

Hm, spojrzałam co wrzucałam jako ostatnie i fakt, nie ma jednego fragmentu. Zaraz go wrzucę. Jednak już wiem, że wszystko idzie jakoś za szybko do przodku, w sensie relacja X/F. Będą znowu zmiany, a rozdział pierwszy będzie miał zupełnie inny początek, ale to co napisałam (opisu Dolphin sobie nie odpuszczę!) gdzieś tam później wplotę :)

Rinsey - 2013-07-02 22:14:34

W sumie prawda :) Chociaż to trochę przerażające, że na sto napisanych stron, dopiero jestem w punkcie przybliżania drugiej trójki bohaterów ^^'

Super, że wrzuciłaś ten fragment :) I już jestem ciekawa tego, co napiszesz ;)

Meitsa - 2013-07-02 22:36:32

Ja tam się cieszę, bo to znaczy, że będzie wiecej do czytania :D A jakby nie patrzeć, dobrych fików jest jak na lekarstwo więc niech trwają jak najdłużej :3

Rinsey - 2013-07-02 23:35:32

Cieszy mnie to bardzo :) Chociaż, jak kiedyś pisałam, że się chyba w 14 rozdziałach zamknę, to była bujda. Zwłaszcza że mam trudność z oszacowaniem wydarzeń na jeden rozdział. Powiedzmy: planuję sobie 5 rzeczy, piszę sobie piszę a tu nagle w połowie trzeciej wychodzi na to, że powinnam kończyć ^^'

Rinsey - 2014-02-18 23:13:43

Ponad pół roku mi to zajęło, ale wrzucam rozdział siódmy, jeżeli jeszcze kogokolwiek to interesuje, bo ostatnio na forum jest przerażająco cicho ;p

Rozdział 7
Powrót koszmaru
   
Opowiadano, że Kraina Równowagi narodziła się w momencie, gdy dwójka tytanów znużyła się wiecznie nie rozstrzygającą się bitwą i zapadła w sen, pozwalając, aby w wymiarach, które przetrwały, rozwijało się życie. Eques miało mieć swój początek w zjawisku nałożenia się na siebie płaszczyzn dwunastu światów. W wyniku tego wyjątkowego procesu miał powstać obszar, gdzie magia połączywszy się z materią, mogła swobodnie krążyć, tworząc niemalże żywą istotę, podatną na wpływy obdarzonych umiejętnością manipulacją mocy.
W przekazach tych rzadko wspominano o Zeraquey.     
Dla większości Strażników Zeraquey stanowiło nieosiągalną mekkę, prawdziwą świątynię Równowagi, do której dostęp mieli jedynie Shyllien – Filary dwunastu wymiarów, Xullan – Strażnicy Nurtu oraz najpotężniejsi wojownicy Eques. Jednym z panujących praw w Krainie Równowagi był zakaz zbliżania się do magicznej granicy bez odpowiedniego zezwolenia. Szeregowi Equeshan przekazywali sobie tę wiedzę z ust do ust, jednakże rzadko kto zdawał sobie sprawę z faktu, czym tak naprawdę było Zeraquey.
Zeraquey stanowiło samo centrum Krainy Równowagi, będącej miejscem swobodnego przepływu mocy. Środek Eques był zatem obszarem wypełnionym surową, nieokiełznaną magią tworzenia. Tylko nieliczni mogli przekroczyć granice Zeraquey i opuścić je przy zdrowych zmysłach. Nurty energetyczne wyjątkowo trudno poddawały się kontroli magów, a najmniejsza pomyłka przy manipulacji mocą mogła wiele kosztować. Osoby nie rozumiejące albo otwarcie sprzeciwiające się zasadzie Równowagi natychmiast zostawały unicestwiane. Ten fakt miał jedną, niebagatelną zaletę: w ten sposób od razu można było rozpoznać przeciwników Równowagi. I właśnie z tego względu wyznaczono Zeraquey na miejsce spotkań Przymierza Równowagi mającego podejmować decyzje wpływające na cały magiczny wszechświat.
Każda delegacja miała do dyspozycji jedną z Kryształowych Komnat wykonanych z orihalkonu, rzadkiego budulca wykazującego właściwość do blokowania magii. Działanie tego metalu na terenie Zeraquey było mocno ograniczone, lecz do pewnego stopnia łagodziło wpływ gwałtownych nurtów magii tworzenia. Kontakt pomiędzy przedstawicielami dwunastu wymiarów gwarantowały lakrimy, magiczne kryształy umożliwiające przesyłanie sygnałów audiowizualnych. Takie podejście dodatkowo minimalizowało prawdopodobieństwo zaistnienia jakiejkolwiek wzbudzającej wątpliwości działalności.
W czasie posiedzeń Przymierza Równowagi stosowano niezwykle potężne środki bezpieczeństwa. Nie było takiej możliwości, aby w czasie takiego spotkania doszło do jakiejkolwiek wrogiej interwencji. Tak przynajmniej wydawało się Filii do czasu, kiedy na ogromnym magicznym ekranie zamiast twarzy członków delegacji mieszkańców pozostałych jedenastu wymiarów pojawiła się majestatyczna sylwetka człowieka, którego od ponad siedmiu lat uznawano za martwego
- Rezo. – Do jej uszu dobiegł szept Zelgadisa. Mężczyzna z niedowierzaniem spoglądał na niewidomego maga odzianego w czerwone, szykowne szaty. Ponownie poruszył ustami, jednak Smoczyca nie była w stanie rozróżnić poszczególnych słów.
Ryuzoku podejrzewała, że w myślach jej przyjaciela zapanował jeszcze większy chaos niż w jej własnej głowie. Wiedziała, ile włożył wysiłku w odcięcie się od Czerwonego Kapłana, sprawcę ogromnego cierpienia w życiu jedynego wnuka. Tak bardzo starał się zaprzeczać doniesieniom raportu z Wolf Pack Island, a teraz okazało się, że ich najgorsze obawy stały się rzeczywistością.   
- Witajcie, drodzy przyjaciele. – Nagle rozległ się głęboki męski głos. Filia kątem oka obserwowała lawendowowłosego wojownika, którego twarz nie wyrażała nic poza potężnym skupieniem. Tylko jego ręce zaciśnięte w pięści zdradzały emocję bardzo rzadko pojawiającą się u najsilniejszego Equeshan Rejonu Varney. Strach. – Podejrzewam, że to spotkanie jest dla niektórych z was ogromnym szokiem, chociaż wiem, że panu Xellosowi Metallium udało się wykryć moją obecność, co powinno was chociaż trochę przygotować na to spotkanie. Ale jak to zwykle bywa, trudno nam uwierzyć w coś nieprawdopodobnego, o ile nie ujrzymy tego czegoś na własne oczy. Więc teraz, moi drodzy, wyświadczam wam przysługę. Pomagam wam uwierzyć w istnienie niemożliwego, a jednocześnie ostrzegam, że jeżeli nie zmienicie swojego postrzegania świata, spotka was zagłada.
W jednej chwili kapłanka Ceiphieda odczuła, że natężenie mocy gwałtownie zaczęło wzrastać. Niektórzy członkowie Przymierza Równowagi najwidoczniej nie zamierzali czekać aż Czerwony Kapłan skończy swoją wypowiedź i postanowili niezwłocznie przejść do ataku. Pomimo silnych, chaotycznych nurtów Zeraquey wypełniło się potężną energią, mającej na celu wyśledzenie intruza i dokonanie jego natychmiastowej anihilacji.       
- Głupcy – warknął mag, który zerwał się z miejsca i podszedł do lakrimy.
- To na nic, Zelgadisie – zwrócił się do niego się Philionel, chociaż wzrok Shyllien, tak jak Milgazii, wciąż był skupiony na postaci Rezo. – Wszelkie kanały komunikacji zostały zablokowane. 
- Pragnę was również powiadomić, że licząc od dzisiejszego dnia, równo za rok położę kres waszej ukochanej Równowadze. Możecie robić wszystko co w waszej mocy, aby mnie wyśledzić i powstrzymać, lecz dzięki waszemu zadufaniu i ignorancji, jestem przekonany, że nie zdołacie mi przeszkodzić. – Mężczyzna na moment zamilkł, lecz gdy ponownie jego głos wypełnił Kryształową Komnatę, Filię przeszedł zimny dreszcz. – Mam jeszcze jedną, już ostatnią wiadomość, tym razem skierowaną do jednej osoby. Do krwi z mojej krwi. Zelgadisie, wiem, że tu jesteś. Już raz mnie zdradziłeś, ale ponieważ płynie w twoich żyłach moja krew, uważam że jako jeden z nielicznych masz potencjał, aby zrozumieć prawdziwą istotę Równowagi. Zwróć się ku mnie, a wybaczę ci wszystko.
Późniejsze wydarzenia tworzyły w pamięci Filii chaotyczny ciąg, z którego trudno było Smoczycy cokolwiek odtworzyć. Pamiętała, jak wszystko, co ją otaczało, w ułamku sekundy zostało zalane przez falę obezwładniającej energii. Wydawało jej się, że ktoś głośno krzyknął, zanim zawładnęło nią poczucie, że lada chwila utonie w zalewie tej zniewalającej mocy. Ostatnią rzeczą pojawiającą jej się przed oczami był uśmiech mężczyzny. Wyrażający jednocześnie satysfakcję i smutek.

***

Znała Zelgadisa niecały tydzień. Oczywiście, nie był to długi okres czasu, ale nawet tych kilka dni całkowicie wystarczyło, aby zyskać świadomość, jaką potęgą dysponował ten mężczyzna. Dlatego też ogarnęło ją przerażenie, gdy ujrzała nieprzytomnego maga podtrzymywanego przez Philionela, który śpiesznym krokiem opuścił krąg w Sali Teleportacji.
- Tato! Nic ci nie jest? Co się stało z panem Zelgadisem? – krzyknęła roztrzęsiona Amelia, natychmiast podbiegając do ojca.
- Zelgadis natychmiast musi trafić do Sylphiel – powiedział stosunkowo spokojnym jak na tę sytuację Philionel. – Gourry, natychmiast zanieś go do skrzydła szpitalnego – zwrócił się do szermierza, który bez słowa przewiesił sobie bezwładne ciało mistrza ziemi przez ramię i ruszył we wskazanym przez Shyllien kierunku. – Lino, Amelio, pomóżcie Filii – dodał, gdy ponownie rozbłysło światło i oczom rudowłosej ukazał się majestatyczny mężczyzna o półdługich blond włosach oraz przenikliwych żółtawych oczach, które z pewnością nie mogły należeć do człowieka. Początkująca czarodziejka pomimo wyczerpania nie mogła nie zwrócić uwagi na niesamowitą aurę otaczającą nowo przybyłego i pobudzającą do życia wszelkie delikatne nurty Eques. Odkrycie to zrobiło na niej takie wrażenie, że dopiero po chwili zwróciła uwagę na fakt, że Strażnik podtrzymywał półprzytomną Smoczycę.
- Panie Milgazia, a panu nic się nie stało? – spytała ze zmartwieniem w głosie Amelia, zarzucając sobie jedną rękę Ryuzoku na szyję.
Milgazia. To imię padło w jednej z jej rozmów z kapłanką Ceiphieda. Tak, to musiał być Strażnik Nurtu tego wymiaru.
- Nic. Filii też nic się poważnego nie stało, ale na wszelki wypadek lepiej niech Sylphiel ją przebada – odezwał się Xullan głębokim basem, który pomimo faktu, że zwracał się do córki Shyllien, przez cały uważnie obserwował Linę pomagającą Amelii podtrzymać Smoczycę. – Jak na niecały tydzień pobytu, masz rozpieczętowaną sporą część mocy – zwrócił się do rudowłosej. – Co więcej, jesteś na skraju wyczerpania. To nie jest bezpieczne w twoim przypadku.   
Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy.
- Jeżeli nie będę się już dzisiaj bawić w manipulację, nic się nie stanie, panie Xullan – odparła z chłodną uprzejmością. Wiedziała, że właśnie rozmawia z jedną z najważniejszych osób w Eques, lecz nie podobało jej się zwątpienie w głosie jej rozmówcy. 
Strażnik Nurtu nie odpowiedział od razu, tylko wciąż bacznie jej się przyglądał.
- Faktycznie to niespotykane – odezwał się po kilku sekundach. – Ty naprawdę czujesz nurt, chociaż jesteś zwyczajną śmiertelniczką mieszkającą tu od kilku dni.
- Panie Milgazia, musimy zanieść pannę Filię do panny Sylphiel – wtrąciła nieco nerwowo użytkowniczka białej magii. 
Zanim Ryuzoku zdołał odpowiedzieć, po całej okolicy przeszedł kolejny, potężny wstrząs. Dopiero wtedy Złoty Smok oderwał wzrok od początkującej czarodziejki.
- Równowaga mocy została zachwiana – powiedział cicho.
- Lino, Amelio, pod żadnym pozorem nie wolno wam się teleportować – odezwał się Philionel tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Zaraz aktywuję osłony. Do czasu aż się nie ocknie Zelgadis nie opuszczajcie dworku, jasne? Jak tylko z Milgazią ustabilizujemy przepływ mocy, przyjdę do was. – Po czym, nie czekając na jakąkolwiek reakcję, zdematerializował się wraz ze Strażnikiem Nurtu.
- Tato! Zaczekaj! – jęknęła Amelia. Dziewczyna wciąż była roztrzęsiona po ataku Ruelzhan. W czasie tej pół godziny od pierwszego wstrząsu do pojawienia się Philionela i Milgazii w Sali Teleportacji przyszła Shyllien niemal odchodziła od zmysłów z niepokoju. A teraz zaledwie po kilku minutach musiała ponownie rozstać się z ojcem.
- Amelio, musimy się zająć Filią – powiedziała stanowczo rudowłosa.
- Tak… Wiem…  – odparła cicho Amelia, po czym obie z Liną ruszyły w stronę skrzydła szpitalnego. Droga, jaką miały do pokonania, nie była długa, lecz z obciążeniem w postaci Smoczycy zajęła im kilka minut więcej niż zazwyczaj. Jak tylko położyły Filię na łóżku w pomieszczeniu, gdzie zwykle oczekiwano na wizytę u Sylphiel, która była nie tylko Strażniczką, ale i miejscową uzdrowicielką, z ust Ryuzoku padły trzy słowa wypowiedziane cichym, niewyraźnym głosem charakterystycznym dla osób mamroczących przez sen.
- Czerw…ony Ka…płan Re…zo…
Spojrzenie czerwonych tęczówek natychmiast powędrowało do nieprzytomnej postaci Złotego Smoka. Ten szept ostatecznie potwierdził jej podejrzenia. Wciąż nie miała szerokiej wiedzy na temat świata magicznego, jednak na podstawie dotychczas zebranych informacji  mogła wskazać tylko jedną przyczynę tłumaczącą obecne wydarzenia. Najwidoczniej przy pisaniu raportu z Wolf Pack Island wbrew wszelkim zaprzeczeniom ze strony Zelgadisa nie popełniono żadnego błędu.

***

Minęło zaledwie pół godziny, od kiedy Sylphiel zamknęła drzwi swojej lecznicy zaraz po tym, jak Gourry zaniósł do niej Zelgadisa. Lina rozumiała, że trzydzieści minut to naprawdę niedługi czas na operację czy jakikolwiek inny zabieg magiczny, lecz nie mogła powstrzymać strumienia niespokojnych myśli. Miała świadomość, że uzdrowicielka wciąż nie odzyskała sił po wrogim ataku, a stan wojownika nie napawał optymizmem. Dobrze jednak wiedziała, że martwienie się na zapas w niczym jej nie pomoże i chyba po raz setny spróbowała się skupić na stronicy jednej z książek, które pokazała jej tego ranka Filia.
Barahesi, rzadkie miejsca nachodzenia na siebie dwóch wymiarów od zarania dziejów były obiektem badań magów-badaczy…
Rudowłosa westchnęła ciężko i odłożyła opasły tom na stół. Nie było mowy, aby mogła się w chwili obecnej na czymkolwiek skupić. Rozejrzała się po pokoju, w którym zebrali się wszyscy mieszkańcy dworku. Gourry siedział na solidnym, drewnianym krześle i w ogromnym skupieniu polerował miecz. Dziewczyna wciąż nie mogła się nadziwić, jak mylne było jej pierwsze zdanie na temat blondyna. Pod powłoką beztroskiego uśmiechu i pozornie krótkiej pamięci krył się potężny wojownik w przypadku zagrożenia nie wahający się nawet sekundy przed zadaniem śmiertelnego ciosu…
Nieopodal niej u stóp łóżka zajmowanego przez nieprzytomną Smoczycę siedziała skulona Amelia z głową opartą na kolanach, wbijając zmartwiony wzrok w ziemię. Osoba o posturze młodej kobiety i oczach należących do dziecka, mająca pewnego dnia objąć jedną z najważniejszych funkcji w Krainie Równowagi. Na jej twarzy malowała się ponura mieszanka strachu i niepewności, emocji, których przyszła Shyllien musiała doświadczać niezwykle rzadko. Rudowłosa raz jeszcze przeklęła w myślach Philionela.
Nagle do jej uszu dobiegło wycie wiatru, co całkowicie wytrąciło ją z zadumy. Zaintrygowana podniosła się z fotela i podeszła do okna. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy wpatrywała się w liczne płatki śniegu tańczące w rytm podmuchów lodowatego powietrza. Był środek sierpnia. Lato nasycało swoją obecnością nie tylko Atlas, ale i Krainę Równowagi. Jeszcze kilka godzin temu na dworze królowała intensywna zieleń skąpana w promieniach słońca. Jakim cudem pogoda zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni w tak krótkim czasie?
- Tak wygląda proces regulacji nurtów Eques przez Shyllien i Xullan, panno Lino – powiedziała cicho Amelia, przerywając panujące dotąd milczenie. – Gdy Równowaga zostaje zachwiana, najpierw Filar doprowadza do wyciszenia wszelkich przepływów mocy. Następnie Strażnik Nurtu z powrotem wprawia w ruch wszelką magię znajdującą się w Eques. Obie czynności są powtarzane dopóki zgubne czynniki, które wpłynęły na zachwianie Równowagi, nie zostaną ostatecznie wyparte.     
W oczach Liny pojawiło się zrozumienie.
- Aha… Czyli obniżenie temperatury jest skutkiem ubocznym wyciszania nurtów mocy, a silny wiatr wzbudzania magii?
- Tak. Jednak gdy Równowaga zostanie przywrócona, pogoda wróci do pierwotnego stanu. 
Jak tylko Amelia wypowiedziała ostatnie słowa, stało się to, na co czekali od kilkudziesięciu minut. Drzwi lecznicy otworzyły się i stanęła w nich wyczerpana Sylphiel.
- Nic mu nie będzie. Potrzebuje tylko dużo odpoczynku – powiedziała zmęczonym, lecz pogodnym głosem.
Lina w jednej chwili poczuła, jak przyjemne poczucie ulgi rozlewa się po całym jej ciele.
- Jak dobrze… - Oczy Amelii zaszkliły się łzami. – Jak dobrze, że panu Zelgadisowi nic nie jest…
- Świetna robota Sylphiel! – odezwał się Gourry, wreszcie odrywając wzrok od miecza, na którego twarzy również malowała się ulga.
- Och, to nic, panie Gourry – odparła nieco zarumieniona uzdrowicielka, uśmiechając się promiennie do blondyna. 
– Sylphiel, możesz jeszcze przebadać Filię? – wtrąciła Lina, rzucając okiem na nieprzytomną Smoczycę.
Sylphiel w jednej chwili oderwała wzrok od szermierza i podeszła do kapłanki Ceiphieda.
- Oczywiście – powiedziała cicho i przyłożyła dłoń do klatki piersiowej Ryuzoku. W okamgnieniu sylwetka Smoczycy została otoczona delikatnym światłem o ciepłej zielonej barwie. – Nic się jej nie stało – dodała po chwili. – Tylko zemdlała z powodu zbyt dużego natężenia obcej mocy.
- Co masz dokładniej na myśli? – spytała szybko rudowłosa.
- Gdy osoba obdarzona mocą znajdzie się w atmosferze przesyconej potężną magią, nad którą nie może zapanować, może utracić przytomność. Coś takiego stało się w przypadku panny Filii. Byliśmy świadkami ogromnego wstrząsu, który dotarł nawet do pola Venn, które jest znacznie oddalone od centrum Eques. Trudno jest mi sobie wyobrazić do emisji jak ogromnej mocy doszło w Zeraquey. Panna Filia jest bardzo potężna, ale w porównaniu do pana Zelgadisa, Philionela i Milgazii jej moc jest stosunkowo niewielka, więc nie dziwi mnie, że w obliczu tak ogromnej eksplozji mocy zemdlała.
- Co się w takim razie stało Zelgadisowi?
- Wydaje mi się, że pan Zelgadis przyjął na siebie całe uderzenie tej mocy. A nawet ktoś taki jak pan Zelgadis nie mógł zrobić czegoś takiego bez żadnego uszczerbku. Jego wewnętrzny nurt został niemalże przerwany.
- Jak wewnętrzny nurt może zostać przerwany? – zdziwiła się Lina.
- Może do tego dojść między innymi w przypadku, gdy do wnętrza maga dostaje się obca, potężna magia. A gdy wewnętrzny nurt zostaje przerwany, czarodzieja może zabić jego własna magia, która nie mogąc swobodnie krążyć, zaczyna niszczyć ciało swojego właściciela od wewnątrz – wytłumaczyła spokojnie Sylphiel.
- Ale przecież Zelgadis musiał o tym wiedzieć. A skoro tak, to czemu wziął na siebie cały atak? Przecież tuż obok stali Philionel i Milgazia – zaczęła się zastanawiać na głos.
- Szczerze mówiąc, też mnie to zastanawia… - odparła z namysłem uzdrowicielka.
- Zelgadis podejrzewał, że Czerwony Kapłan będzie próbował zakłócić Równowagę we wszystkich wymiarach. – Nagle w pomieszczeniu rozległ się nowy męski głos. – I postanowił wziąć całe uderzenie na siebie, aby Filar i Strażnik Nurtu mogli jak najszybciej przywrócić Równowagę w wymiarze.
- Tato! Nic ci nie jest?! – krzyknęła Amelia, zanim zapłakana padła ojcu w ramiona.
Philionel przytulił córkę jedną ręką, a drugą zaczął gładzić ją po głowie.
- No coś ty, córciu. Jakże tacie mogłoby się coś stać? – odparł pogodnie.
- Phil, skończ z tym – wtrąciła mocno poirytowana Lina. – To oczywiste, że mogło ci się coś stać, więc przestań wreszcie karmić Amelię bajkami.
Filar Rejonu Varney spojrzał rudowłosej prosto w oczy, po czym niemal niezauważalnie się uśmiechnął.
- Pewnie chcielibyście się dowiedzieć, co się stało w Zeraquey – zaczął, jakby nie słyszał odzywki początkującej czarodziejki. – Pewnie już się tego domyślacie, ale w środku Eques, gdzie wszyscy gwałcący zasadę Równowagi są natychmiast likwidowani, pojawił się ten, który siedem lat temu został skazany na wyklęcie do Ruelzaar, Czerwony Kapłan Rezo i zapowiedział, że w ciągu roku położy kres Równowadze.
- I to on wyemitował tę olbrzymią moc? – odezwała się Sylphiel.
- Tak – przyznał Philionel. Wesoły blask w jego oczach nieco przygasł. – I powiem wam szczerze, że chociaż żyję już trochę na tym świecie, nigdy dotąd nie wiedziałem czegoś takiego.   
- I ta moc… Ten jeden człowiek sprawił, że została zakłócona Równowaga we wszystkich wymiarach… - podsumowała oniemiała Sylphiel, siadając na pobliskim krześle, które bez słowa postawił obok niej Gourry.
- I powiedział, że równo za rok położy kres Równowadze? – spytała Lina.
- Dokładnie tak – przytaknął Philionel.
- Skąd tak dokładne określenie czasu? Zwykle chyba nie składa się tak dokładnych gróźb – zamyśliła się rudowłosa.
- Myślisz, że wyemitowanie tej mocy miało na celu coś więcej niż zabicie jak największej ilości członków Przymierza Równowagi? - wtrąciła Sylphiel.
- Tak. Z tego co słyszałam o tym Czerwonym Kapłanie, wydaje mi się on o wiele bardziej wyrachowaną osobą. Wiedział, że członkowie Przymierza Równowagi są potężni. Myślę, że mogło mu chodzić o dwie rzeczy: o zasianie niepokoju i chwilowe zachwianie Równowagi. Czyli musiał zrobić coś w ciągu tych kilku godzin, kiedy Równowaga była niestabilna. Coś, co jego zdaniem w ciągu roku doprowadzi do upadku Równowagi – odparła poważnie Lina.
- Ale panno Lino, gdy Równowaga jest zakłócona, nie da się nic zrobić. Wszelka teleportacja międzywymiarowa jest niemożliwa… - zaczęła uzdrowicielka.
Początkująca czarodziejka uśmiechnęła się pod nosem.
- Czy mi się wydaje, czy jakiś czas temu słyszałam, że niemożliwe jest, aby uciec z Ruelzaar? Że niemożliwe jest przeżyć pobyt w Zeraquey, gdy pogwałciło się zasadę Równowagi? Nie znam waszego świata, ale naprawdę, dobrze wam radzę, musicie porzucić taki tryb myślenia. Jeżeli wciąż będziecie powtarzać, że kolejne rzeczy są niemożliwe ten cały Rezo zrobi ze wszystkimi Strażnikami, co tylko będzie chciał.
- Wiesz Lino, że po części powtórzyłaś słowa Czerwonego Kapłana? – odezwał się Philionel, wciąż gładząc cicho łkającą Amelię po głowie. – Myślę, że masz rację. I co więcej, jako osoba z zewnątrz masz świeższe spojrzenie na nasz świat. Chciałbym, abyś po wyzdrowieniu Zelgadisa wzięła udział w naszych naradach.
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Phil, może już zapomniałeś, ale jestem tutaj niecały tydzień. Nie znam waszego świata. Nie jestem w stanie wam pomóc.
- Jak najbardziej jestem odmiennego zdania – odpowiedział z uśmiechem Philionel. – Możesz wytknąć błędy w naszym rozumowaniu, co nigdy nie było nam tak bardzo potrzebne jak teraz. – Gdy kończył wypowiadać ostatnie zdanie, w jego oczach pojawił się poważny błysk. – Powoli będę się żegnał. Milgazia zaraz zakończy ostatni proces pobudzania Nurtu.
- Tato, już idziesz? – spytała cicho Amelia.
- Tak, córeczko – odparł Shyllien. – Zresztą to był ciężki dzień dla nas wszystkich. Myślę, że każdy z was chciałby odpocząć. Pamiętajcie, dopóki Zelgadis się nie obudzi, nie chcę abyście wychodzili poza teren dworku, jasne?
- Nie ma sprawy, Phil – odezwał się wesoło Gourry.
Uzdrowicielka zmierzyła bacznym spojrzeniem Philionela i Linę.
- Panie Gourry, mógłbyś przenieść Filię do jej pokoju? Nie za bardzo przepada za skrzydłem leczniczym – zwróciła się do blondyna Sylphiel.
- Nie ma problemu. – odparł natychmiast szermierz, po czym podniósł nieprzytomne ciało Smoczycy i opuścił pomieszczenie.
- Dziękuję, panie Gourry! – zawołała za nim z wdzięcznością uzdrowicielka.
- Nie ma za co, Sylphiel! – odkrzyknął mistrz miecza.
- Amelio, pomogłabyś mi trochę w porządkach? – zwróciła się po chwili do  przyszłej Shyllien.
Młodsza dziewczyna nieco zaskoczona kiwnęła głową.
- Oczywiście – odparła, po czym przytuliła na pożegnanie ojca i posłusznie ruszyła za zmęczoną uzdrowicielką, w rezultacie czego po krótkiej chwili w pomieszczeniu została tylko Lina i Shyllien.
- Dlaczego zataiłeś przed Amelią dotychczasowe poczynania Ruelzhan? – odezwała się nagle z pretensją w głosie rudowłosa. – Chcesz, aby szkoliła się na Strażniczkę, na twoją następczynię, a przez ten cały czas traktujesz ją jak dziecko. – Philionel nic nie odpowiedział, założył jedynie ręce na piersiach i w skupieniu słuchał kolejnych oskarżeń. W czerwonych tęczówkach zapłonął gniew, gdy potężny mężczyzna wciąż milczał. – Wiesz przez co ta dziewczyna będzie teraz przechodzić?! Wiesz jak ciężko jej będzie teraz zetknąć się z rzeczywistością?!
- Twoje zarzuty są słuszne, Lino – odparł po dłuższej chwili Filar Rejonu Varney. – Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że jestem rodzicem. A każdy rodzic, chce ochronić swoje dziecko przed całym złem całego świata. Nawet jeżeli ta nadopiekuńczość może mu bardziej zaszkodzić niż pomóc. – Mężczyzna ponownie spojrzał Linie prosto w oczy. W jego wzroku dominowało silne przekonanie o słuszności własnych słów. – Dlatego właśnie wam zleciłem zajęcie się moim dzieckiem.
- Nam? – powtórzyła z lekkim poirytowaniem w głosie czarodziejka. – Na mnie za bardzo bym nie liczyła. Nie za bardzo się nadaję do wychowywania dzieci.
Na twarzy Shyllien zarysował się delikatny uśmiech.
- Właśnie na ciebie liczę najbardziej, Lino – rzekł, po czym się zdematerializował.
- Phil, zaczekaj! Jeszcze z tobą nie skończyłam! – krzyknęła rozdrażniona rudowłosa.
Na jej wezwanie odpowiedziało tylko głośne wycie szalejącego za oknem wiatru.

***

Od feralnego spotkania Przymierza Równowagi minęły trzy dni. Chaos, który się rozpętał na wieść o powrocie zza grobu Czerwonego Kapłana, wstrząsnął całym Eques. Jednak w dworku zamieszkiwanym przez najpotężniejszych wojowników Rejonu Varney paradoksalnie panowała cisza i spokój. Minione wydarzenia poważnie nadwerężyły siły nie tylko początkujących adeptek magii ale i bardziej doświadczonych Strażników. Wszyscy więc oddawali się pozornie beztroskim czynnościom, próbując choć na chwilę zapomnieć o fakcie, że panujący dotąd pokój stał się niezwykle kruchy. Filia odzyskała przytomność po kilkunastu godzinach, lecz ku zaskoczeniu Liny niemal natychmiast ponownie zasnęła. Sylphiel tłumaczyła nieco zaniepokojonej dziewczynie, że tak długi sen dla osób obdarzonych potężną magią nie jest niczym dziwnym. W czasie, gdy świadomość pozostawała w uśpieniu, najszybciej dochodziło do odbudowania wewnętrznego nurtu. Był to swego rodzaju mechanizm obronny, mający na celu zapobieganie sytuacjom, w których niezregenerowany w pełni czarodziej mógłby utracić kontrolę nad mocą. Oczywiście działo się tak tylko w przypadkach wyjątkowego wyczerpania magicznego.           
Lina akurat przechodziła obok lecznicy Sylphiel, kiedy poczuła znajome drgnięcie mocy. Nie namyślając się długo, nacisnęła klamkę i weszła do pokoju, gdzie odpoczywał jej nauczyciel. Z ogromną ulgą przywitała fakt, że Zelgadis już nie spał, tylko siedział na łóżku i wpatrywał się w okno.
- No, obudziłeś się wreszcie, śpiochu – zagadnęła wesoło, zamykając za sobą drzwi.
Mężczyzna się nie poruszył. Nie wykonał nawet pojedynczego gestu na znak, że usłyszał jej słowa.
- Zel? Wszystko w porządku? – W jej głosie pojawił się niepokój.   
- Już prawie zapomniałem o postaci jego magicznej obecności – odezwał się cicho. Lina nie miała pewności, czy to wyznanie jest skierowane do jej uszu, czy też mężczyzna po prostu wypowiadał swoje myśli na głos. – A tymczasem ten staruch nie tylko powrócił z zaświatów, ale musiał jeszcze na dodatek zakpić ze mnie na oczach całego Przymierza Równowagi. – Mówił pozornie spokojnym głosem, jednak rudowłosa dostrzegła w jego tonie wszelkie oznaki napadu zimnej furii, którego była świadkiem kilka dni wcześniej.
- Co masz na myśli? – Powoli podeszła do krzesła stojącego nieopodal łóżka Zelgadisa i się na nim usadowiła.
- Zaproponował mi, abym się do niego przyłączył. Że mi łaskawie wszystko wybaczy, a w tym „moją zdradę”, jako że mam potencjał, aby pojąć „prawdziwą istotę Równowagi”.
- Twoją zdradę? Czy przypadkiem nie było na odwrót? – spytała ze zdziwieniem w głosie.
- Tak właśnie było, ale jak widać mojemu dziadkowi przez siedem lat nie zmieniło się poczucie humoru – odparł sarkastycznie.
Lina na moment wbiła wzrok w podłogę i zamilkła.
- A może… on wcale nie chciał z ciebie zakpić?
Zelgadis wreszcie odwrócił głowę i zwrócił ku niej swoje przenikliwe spojrzenie szafirowych oczu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Rudowłosa podniosła głowę i utkwiła w nim spojrzenie. 
- Może faktycznie jesteś jedynym, który ma potencjał, aby pojąć „prawdziwą istotę Równowagi”? Sam mi mówiłeś, że prowadziliście wspólnie badania, te dotyczące luki w historii Eques… Może Rezo naprawdę liczy na to, że jak powrócisz do tych badań i pojmiesz tę „prawdziwą istotę Równowagi”, zrozumiesz jego motywy postępowania?
- To jest absolutnie niemożliwe – oświadczył natychmiast Zelgadis.
- Ciągle powtarzacie to samo – odparła z lekkim poirytowaniem Lina. – A czy Rezo nie pokazuje wam na każdym kroku, że nie ma czegoś takiego jak niemożliwe? Dobra, Zel, nie zamierzam ci wmawiać, że twój dziadek nagle przypomniał sobie o uczuciu do wnuka. Chcę się tylko spytać, co teraz zamierzasz?
Spojrzenie mistrza ziemi stało się lodowate i bezlitosne.
- To chyba oczywiste. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby Czerwony Kapłan powrócił tam, gdzie jego miejsce, czyli do zaświatów – oznajmił mściwie.
- Czy oznacza to, że wrócisz do waszych dawnych badań?
Zelgadis milczał przez chwilę, zanim ponownie się odezwał.
- Obiecałem sobie, że nigdy nie powrócę do tych badań… Ale w obecnej sytuacji niestety nie mam wyboru. Czy teraz jesteś usatysfakcjonowana?
- Jestem – odpowiedziała krótko. – Swoją drogą, co twoim zdaniem było celem Rezo przy tym całym ataku na Zeraquey?
- Na pewno coś więcej niż wypowiedzenie wojny. Planował zakłócić Równowagę we wszystkich wymiarach jednocześnie. Taki czyn jest możliwy tylko w Zeraquey. Ta część jest oczywista. To na pewno miała być przykrywka do czegoś innego, jego właściwego celu.
- Do rozpoczęcia procesu, który równo po roku miałby doprowadzić do upadku Równowagi, tak?
- Dokładnie. – Lekko kiwnął głową, po czym zmierzył początkującą czarodziejkę bacznym spojrzeniem. – Pewnie będziesz chciała uczestniczyć w tych badaniach, mam rację?
Dziewczyna zmierzyła go tylko lekko poirytowanym spojrzeniem.
- Jesteś przekonana, że chcesz brać w tym wszystkim udział?
Lina parsknęła śmiechem.
- Teraz zadajesz mi to pytanie?
- To coś innego niż uczenie się kontroli ze względu na własne bezpieczeństwo. Tego akurat nie musisz robić.
- Zdziwiłbyś się. Phil zarządził, że mam wziąć udział w jakichś naradach.
- To nie jest zbyt dobry pomysł.
- Też tak mi się wydaje. Prawie nie znam tego świata…
- Nie o to mi chodzi. W naradach bierze udział wielu Strażników. Ruelzhan przeniknęli nasze szeregi. Sam Rezo wie, jak głęboko. A nie chcę, aby zbyt wiele osób się o tobie dowiedziało.
W oczach Liny pojawiło się powątpiewanie.
- Naprawdę uważasz, że da się ukryć moją obecność w Eques? Wydaje mi się że zarówno Strażnicy jak i Ruelzhan mają porządnie rozwiniętą siatkę wywiadowczą, więc prędzej czy później, gdzieś pojawi się przeciek…
- Masz rację, ale nie chcę własnoręcznie przyśpieszać tego procesu. Im później to się stanie, tym będziesz miała większą kontrolę nad mocą. Więc każdy dzień ich dezinformacji działa na naszą korzyść. 
Rudowłosa cicho westchnęła.
- W sumie prawie do tego doszło.
Brwi Zelgadisa niemal nieznacznie się uniosły.
- Co masz na myśli?
- Gdy byliście w Zeraquey, na polu Venn pojawił się jeden z Ruelzhan.
- W jaki sposób pokonał bariery? – Mistrz ziemi niemalże natychmiast wpadł jej w zdanie.
- Zaatakował Sylphiel, kiedy była w Atlas – odparła spokojnie Lina. – Następnie Sylphiel się odruchowo teleportowała właśnie na pole Venn, gdzie Gourry uczył nas podstaw szermierki. Napastnik wykorzystał to i teleportował się wraz z nią. Gourry stanął z nim do walki, dając czas mi i Amelii, abyśmy pomogły Sylphiel. Gourry dosyć szybko go pokonał, ale gdyby ten Ruelzhan zdołał uciec, przekazałby swoim zwierzchnikom, co się stało z mocą Ayneres. Zastanawia mnie tylko fakt, jak szybko się na mnie poznał. Wystarczyło tylko, że użyłam ognistej bariery…   
- To akurat nie jest takie dziwne – wtrącił Zelgadis. – Moc żywiołu jest prawdziwą rzadkością. A jeżeli był jednym z polujących na tamtą Ayneres, mógł rozpoznać w twojej aurze, jaką emanowałaś w czasie rzucania zaklęcia, ten sam pierwiastek mocy. Bardziej mnie niepokoi, że ten atak nastąpił tak blisko Varney i to na dodatek w czasie popisów Rezo w Zeraquey. Z drugiej strony… - Spojrzał jej prosto w oczy. – Nie bałaś się?   
Lina przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się nad odpowiednim ubraniem swoich myśli w słowa.
- Trudno powiedzieć… Bardziej byłam skoncentrowana na tym, aby utrzymać barierę.
Zelgadis przez pewien czas patrzył na nią z niedowierzaniem, po czym lekko się uśmiechnął.
- No tak, a cóż innego mógłbym od ciebie usłyszeć. Jest w ogóle coś, czego się boisz?
Początkująca czarodziejka odwzajemniła uśmiech.
- Myślisz, że tak od razu ci się do tego przyznam?
- Czyli jednak coś takiego istnieje.
- Phi, nic takiego nie powiedziałam – odparła zadziornie. - Po prostu… - Na moment spoważniała. – Od mojego przybycia do Eques trochę się zmieniła moja perspektywa… - Utkwiła wzrok w oknie, zza którego można było dostrzec pierwsze gwiazdy na tle szarego nieba. – Już od dawna szukałam odpowiedzi na pytanie, co się działo w historii świata 2000 lat temu… Będąc w Atlas utknęłam w martwym punkcie, a będąc tutaj, mam coraz większe wrażenie, że badając historię Eques, znajdę wskazówki, które pomogą mi wyjaśnić historię mojego świata. Może faktycznie, w jakiś wyjątkowo pokręcony sposób, spadająca gwiazda spełniła moje życzenie… Więc w sumie jak mogę się bać drogi, która pozwala mi odnaleźć odpowiedzi na moje pytania? – zakończyła wesołym akcentem, nie odrywając wzroku od coraz ciemniejszego nieboskłonu.
- Mam nadzieję, że nie będziesz żałować tych słów – odparł Zelgadis tak cicho, że Lina nie mogła go usłyszeć.

***

W tych rzadkich chwilach, kiedy była zupełnie sama, starała się jak najdokładniej przypomnieć sobie wszystkie wspomnienia z jej dawnego życia. Wierzyła, że jeżeli co jakiś czas będzie przywoływać te radosne obrazy, nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której zapomniałaby, jak wyglądał uśmiech jej matki. 
Serya, pamiętaj…
Nie wiedzieć czemu tym, co najbardziej zapadło jej w pamięć…
Mrok nie może istnieć bez światłości.
Była pewna dziwna sentencja...
A światło nie może istnieć bez mroku.
…której nigdy tak naprawdę nie zrozumiała. Świat przecież był urządzony bardzo prosto. Albo ktoś podążał drogą światłości i czynił dobro albo sprzeciwiał się jasności, zwracając się ku ciemności. Ci, co czynili dobro, mieli prawo żyć, a pogrążeni w mroku musieli zostać ukarani. Tak jak Equeshan, którzy zamordowali jej rodziców. Jak można było mieć co do tego jakiekolwiek wątpliwości? W jej przekonaniu światło mieniło się jasnym blaskiem znacząco odróżniającym go od zimnego mroku… Nie było niczego pośrodku. To samo tyczyło się również jej samej. Po utracie prawie całej rodziny stały przed nią tylko dwa wyjścia. Albo podążyć drogą wybaczenia i szkolić się na Strażniczkę albo wyrzec się Krainy Równowagi i poświęcić życie zemście. Nie myślała długo przed podjęciem decyzji. W jej sercu płonął potężny płomień gniewu, którego nie potrafiła ugasić w żaden sposób. Kiedy spotkała Guesha, od razu wiedziała, że mężczyzna stawia przed nią jedyną szansę na wyciszenie tlącej się w głębi jej istnienia nienawiści. Frena ani razu nie próbowała jej powstrzymać. Od samego początku przyrzekła jej, że pójdzie wszędzie tam, gdzie tylko uda się ona sama. Przed wypowiedzeniem ostatecznego „tak” zadała Seryi tylko jedno pytanie. 
A co zrobisz później, gdy już dokonasz zemsty?
Serya nie odpowiedziała wtedy siostrze, tylko uklękła przed Gueshem i przysięgła wierność nowemu bractwu, które później zaczęto nazywać Ruelzhan. Owszem, była dzieckiem, ale nie łudziła się, że gdy osiągnie swój cel, będzie na nią cokolwiek czekać. Strażnicy byli niezwykle potężni. Szansa, że uda jej się dożyć dnia, kiedy w Eques zostanie przywrócona prawdziwa Równowaga, niemalże nie istniała. Od początku przygotowywała się na zapłacenie najwyższej ceny, aby już nikt nie musiał cierpieć tak jak ona i Frena. W jej świadomości nie było miejsca na takie pojęcie jak „później”. Jej przyszłość odeszła wraz z ostatnim oddechem ojca i matki.
Nagle jej rozmyślania przerwał znajomy, donośny głos.
- Panie Guesh, udało się zlokalizować Ayneres, którą mieli wyśledzić Hashney i jego partner – powiedział Ramulez, jeden z bezpośrednich podkomendnych Guesha, jednego z pięciu głównych dowódców, którzy podlegali bezpośrednio Czerwonemu Kapłanowi.
Serya jęknęła w duchu. Myślała, że wybrała się na spacer w przeciwnym kierunku od głównej bazy. Nie chciała zostać posądzona o podsłuchiwanie przełożonych. Ale skąd mogła przypuszczać, że w tym lesie spotka kogokolwiek?
- Co masz na myśli? – spytał Guesh.
- Qmien został zamordowany przez Strażników, ale tuż przed śmiercią przysłał mi bardzo zwięzły raport, z którego wynika, że rozpoznał pierwiastek mocy Ayneres w pewnej dziewczynie, która korzystała z mocy żywiołu.     
- Z mocy żywiołu? – powtórzył zamyślony dowódca Ruelzhan. – Znaleźli kogoś, kto zaabsorbował tę moc, w wyniku czego surowa energia Ayneres przyjęła moc żywiołu?
- Na to wygląda, proszę pana. – Serya nie widziała sylwetek rozmówców, ale była przekonana, że na twarzy obu jej towarzyszy broni malowało się niezadowolenie.   
- To Szary Wilk przejął Ayneres, można więc przypuszczać, że dziewczyna znajduje się pod jego bezpośrednią opieką. – Guesh mówił szybko i lekko niewyraźnie. Widać było, że wypowiadał na głos swoje myśli. – Dwóch magów żywiołu… Ach… Chyba już rozumiem co nasz drogi przyjaciel chce osiągnąć.
- Co ma pan na myśli? – spytał zaniepokojony Ramulez.
- On chce wyszkolić kogoś z kim osiągnie Rezonans. – odparł krótko jego rozmówca.
W głosie niższego rangą pojawiło się przerażenie.
- Ale zakładaliśmy, że Szary Wilk jest zbyt potężny, aby znalazł parę do Rezonansu. To niemożliwe, aby znalazł się ktoś tak silny jak on, nawet pani Elsevien nie była w stanie osiągnąć Rezonansu z Szarym Wilkiem.
- Jeżeli ta dziewczyna zdoła zapanować na mocą tej Ayneres, nie zdziwiłbym się, jakby to była prawda – stwierdził ponuro Guesh.
- Ale przecież… Przygotowywaliśmy się na walkę z Szarym Wilkiem. Ale z Szarym Wilkiem, który walczyłby przy pomocy Rezonansu, cały nasz plan by runął! – krzyknął Ramulez.
- Jeszcze się nie załamuj. – Głos dowódcy Ruelzhan był opanowany i zdecydowany. – Po pierwsze, niewiadomo, czy ta dziewczyna zdoła zapanować nad tą mocą, chociaż skoro wciąż żyje, myślę że posiada taki potencjał. Ale mamy dzięki naszemu drogiemu Qmienowi przewagę nad wrogiem. Jeżeli wyeliminujemy tę dziewczynę, zanim zdobędzie prawdziwą kontrolę nad mocą, wszystko ponownie będzie szło zgodnie z naszym planem. 
Przez moment panowało milczenie.
- Ma pan rację. – Niższy rangą mężczyzna odezwał się po paru sekundach. – Ale wobec tego, czy nie należy powiadomić pani Elsevien o zmianie planu?
- Jak najbardziej.
Po chwili zapadła cisza i Serya postanowiła, że na dzień dzisiejszy już jej wystarczy podsłuchiwania. Zdobyła wszystkie informacje, których potrzebowała. Ta dziewczyna od Ayneres stała na drodze do realizacji celu będącego sensem jej istnienia. Nie pozwoli na to, aby ktokolwiek pokrzyżował te plany. Do tego nie był potrzebny ani Guesh ani ta cała Elsevien. Ona sama posiadała wystarczającą moc, aby pozbyć się tej drobnej przeszkody. 

***

No i w tym punkcie kończy się pierwsza nieoficjalna część Rezonansu :)

Meitsa - 2014-02-19 23:19:13

O, będę miała co czytać jutro :D

Tak, ja też już wracam do żywych, bo trochę zaległości się zrobiło i przy okazji też piszę Przeznaczenie :)

Rinsey - 2014-02-20 00:36:47

To świetnie! Właśnie nie chciałam Cię męczyć, ale jak napiszesz jakiś fragment Przeznaczenia lub Hellsinga to koniecznie wyślij, proszę :)

Meitsa - 2014-02-20 11:44:01

Pierwsza myśl jak nasunęła mi się po przeczytaniu wstępu to czy znasz grę Xenoblade, prawie identyczny motyw :D
Podoba mi się cała idea Równowagi i podważania niemożliwego, Lina naprawdę wprowadza powiew świeżości.
Zaczyna być jasne, że nie ma podziału na czarne-białe, a raczej na dwie prawdy. Rezo pewnie ma rację, coś odkrył, ale pytanie po co wszystko niszczyć? Destrukcja dla samej destrukcji? Musiałoby się coś za tym kryć. Na razie dam mu się wodzić na nos, bo za mało kart zostało odkrytych abym również zawarła z nim przymierze :)
A Phil to wredota jest! Zamiast walnąć się w pierś i naprawdę zacząć wychowywać Amelię to podrzucił ją Linie. Ja bym mu zasadziła kopa w dupę :P
Czego boi się Lina? Ślimaków! :D
Czemu Filia nie lubi sali szpitalnej?
Błędów nie zauważyłam :)

I życzę sobie żeby mnie gnębić i męczyć, bo to najlepsza motywacja :)

Rinsey - 2014-02-20 21:23:16

W Xenoblade nie grałam, a fajna jest ta gra? :) Może powinnam zacząć, o ile mam sprzęt, na którym pójdzie :D
Cieszą mnie Twoje przemyślenia, właśnie na tym etapie chciałam pozostawić czytelnika ;) Lina z pewnością jeszcze dorwie Phila, myślę, że nie będzie to zbyt wielki spoiler ;p A czego się boi Lina i czemu Filia nie lubi sali szpitalnej, tego będzie można się dowiedzieć w następnym odcinku ;D

Ponownie dziękuję za Twoją opinię :)

I skoro sobie tego życzysz, to przysięgam uroczyście iż męczyć będę :D

Meitsa - 2014-02-21 17:18:15

Ciekawa rozbudowana fabuła i system walki typowy dla mmo, wyszło na Wii tylko :)

Rinsey - 2014-02-22 11:09:41

T.T czemu nie mam Wii? T.T Chyma muszę zacząć zbierać na nowe konsole...

Meitsa - 2014-02-22 11:54:45

Ja mam do sprzedania Wii odkąd mam w domu Wii U :) w ogóle tonę w konsolach i innym sprzęcie do grania przez połówkę ^^'

Rinsey - 2014-02-24 18:45:09

Jak ci fajnie :D Ja ostatnio kupiłam sobie nintendo 3dsa i poluję na najnowsze zeldy. Ale żal mi dupę ściska, jak pomyślę, ile fantastycznych gier mi przeszło koło nosa przez brak dostępu do sprzętu T.T A ty mogłabyś założyć jakąś wypożyczalnię sprzętu :D  Może to byłby dobry interes :D

Meitsa - 2014-03-01 21:30:36

Połówka też ma 3dsa i jakieś Zeldy :D Ja tylko robię na widownię XD Np. teraz na PS3 leci Dragon Dogma i połówka zrobiła postać Zelgadisa i Amelii. Fajnie się ogląda tym bardziej, że klimatycznie bardzo pasuje :D

Rinsey - 2014-03-04 17:31:36

Ale fajnie *.* Ja dopiero zbieram się do zamówienia Zeldy ^^' To w Dragon Dorma można se zrobić postacie, jakie się tylko zechce? :D

Meitsa - 2014-03-04 20:20:42

No tak nie do końca, ale bardzo podobni są z wyglądu, bo można było dać szarą skórę i wygląda jak kamienna i tatuaze, które akurat wyglądały jak kamienie na twarzy :D Amelia jest mała, czarna i ma duzy biust :) Zel to wojownik-mag, a Amelia mag-kleryk :D dodatkowo można dostosować charakter przez krótki quiz

Charat - 2014-03-16 19:52:25

Większość gier obecnie oferuje możliwość zaprojektowania postaci i dzięki temu można kombinować z ulubieńcami.

Tak swoja drogą, przepraszam z góry za offtop, ale moja szwester marzy wcale nie tak potajemnie o konsoli 3ds. Tylko drogie to v.v

Rinsey - 2014-03-24 22:44:30

Ale fajna opcja z tymi w takim razie :D To można w taki sposób odtworzyć niemalże każdego bohatera? :D No, 3 ds tani nie jest, dłuugo na niego zbierałam, chociaż jak już kupiłam, to nie miałam czasu grać ^^'

Meitsa - 2014-03-25 21:22:09

wiesz, wszystko zależy jak dużą bazę elementów postaci ma gra. Np. mało kiedy można spotkać naprawdę długie włosy (jeszcze z fikuśną grzywką to już w ogóle), więc muszę sobie wyobrazić, że to np. Lina albo Filia i musi mi wystarczyć odpowiednio dobrany kolor :D
Jakbym ci pokazała Amelię to nie wiem czy od razu byś się domyśliła, że to ona ^^'
Ostatnio dość często w różnych grach fantasy z marszu robimy postacie na bazie Slayersów. Przynajmniej mnie sympatyczniej się gra, a połówka nie musi za dużo kombinować :D

Rinsey - 2014-04-05 12:36:30

No to normalnie bomba :D Rozumiem, że gdzie kończą się możliwości gry, tam nadrabia wyobraźnia? ;) A w co ostatnio gracie? :)

Meitsa - 2014-04-20 20:42:56

Ostatnio na tapecie była Disgaea D2 i fajnie się grało mając w drużynie Linę, Zellas i Valgaava :D

Rinsey - 2014-04-22 18:25:21

Ale wypasiona drużyna :D To chyba młociliście wszystkich :D

Charat - 2014-04-27 16:52:53

U mnie pod względem gier bez zmian, dalej pogrywam w Dragon Age II. Ostatnio zaczęłam tez w Guild Wars 2 i jak na razie jestem zachwycona.

Lilly - 2014-06-04 12:13:43

Rin jak tam idzie pisanie kolejnego rozdziału? =D

Rinsey - 2014-06-04 23:06:41

Pracuję nad nim wytrwale :) Nawet teraz mam aktywne okno z plikiem ;) Trochę śmiesznie mi się go pisze. Pierwsze tysiąc słów napisałam natychmiast po skończeniu siódmego rozdziału. Potem musiałam się jednak zatrzymać, aby bardzo dokładnie zaplanować najbliższą akcję, bo najbliższe wydarzenia są bardzo ważne dla fabuły i ich echo będzie słyszalne przez wiele następnych rozdziałów. Teraz wreszcie wiem co pisać, mam 1/3 rozdziału, ale jest trochę gorzej z czasem. Mimo wszystko, jak mi wena dopisze, w ciągu dwóch tygodni może rozdział ósmy będzie gotowy, ale trudno mi w tym temacie coś obiecać ^^'

Lilly, a nie myślałaś przypadkiem, aby wrzucić swoją Teorię Chaosu na ff.net lub AO3 albo tutaj na forum? Bo głównie czytam na telefonie, a Twój blog bardzo ciężko mi wchodzi,  Tanuka lubię, ale tam zamieścili dopiero Twój trzeci rozdział. Tak by się o wiele wygodnie czytało :) Wybacz, że marudzę ^^'.

Lilly - 2014-06-06 20:04:03

Cieszy mnie wiadomość, że nowy rozdział już jest w fazie przygotowań. :) Nie będę popędzać, bo wiem jak to jest z weną, raz się pisze lepiej raz gorzej - wiadomo. Lepiej dobrze coś dopracować, ja później żałowałam rozdziałów pisanych na hura, bo były mało przemyślane dla fabuły ^^''

Odnośnie komentarza na Tanuki - zaczynam podejrzewać, że Rezo chce, aby oni rozszyfrowali jego plan. Może tak naprawdę to on zrozumiał naturę Równowagi i teraz chce żeby Zelgadis także do tego doszedł? Ach, no cóż pozostaje mi gdybać i czekać. xD

Nie marudzisz, właściwie mogę wrzucić tutaj na forum, tak by chyba było najszybciej. :D
Na Tanuki i tak dodaje troszkę większe rozdziały niż na blogu, bo je łącze czyli jest tam więcej niż trzy, ale fakt czeka się długo, bo kolejne dwa fragmenty znowu oczekują na akceptację.

Lilly - 2014-06-06 22:27:34

No powoli wrzucam, zdaje się że mniej więcej skończyłaś na obecnym rozdziale 7, bo na blogu odpowiada on rozdziałowi 15-temu. :)

Rinsey - 2014-06-08 22:13:53

Jejku! Dzięki wielkie za zamieszczenie Teorii! Dzisiaj wieczorem albo jutro rano wracam do czytania :)

W temacie Twojej teorii na temat Rezo to w sumie nic więcej nie powinnam mówić, aby nie spoilerować, chociaż bardzo mnie to korci ^^'

Lilly - 2014-06-08 23:50:19

Haha, wiadomo ^.^ W takim razie nie spoileruj, poczekam na rozwinięcie opowiadania to będzie mi się czytało z większą ciekawością. :D
Zamieściłam, może i na dobre wyjdzie gdyby mój blog niespodziewanie przepadł w czeluściach internetu - w końcu różnie bywa haha ;D

Rinsey - 2014-06-10 21:25:42

Oj, to prawda. Parę lat temu byłam zrozpaczona, jak kilka serwerów zlikwidowało mnóstwo stron m in. ze Slayersami. Taki dorobek fanowskiej kultury po prostu zaginął T.T.  Więc zrobienie dodatkowej kopii nigdy nie zaszkodzi ;)

Rinsey - 2014-06-21 22:20:29

Rozdział 8
Szept półmroku
     
Pierwszemu kalendarzowemu dniu jesieni w Eques towarzyszył drobny deszcz spływający z niewielkich chmur nieśmiało zakrywających słońce. Małe krople delikatnie ocierały się o złote liście starych potężnych dębów. Gdzieniegdzie w powietrzu pojawiał się jasny, wielobarwny blask świadczący o swobodnym, niezakłócanym przez żadne negatywne czynniki, przepływie magii. Gdyby nie głośna eksplozja dochodząca z pięknego ogromnego dworku usytuowanego w centrum tego uroczego krajobrazu, można by uznać tę okolicę za wzór beztroski, idylli i spokoju.   
- Panie Zelgadisie!
Drzwi do salonu otworzyły się z rozmachem. Filia szybkim krokiem podeszła do mężczyzny zajmującego wygodny fotel tuż przy oknie z widokiem na majestatyczne, ogromne drzewa o złocistych koronach. W jej niebieskich oczach tliła się irytacja, co dodatkowo podkreślało wynurzenie się spod różowej sukienki smoczego ogonka zwieńczonego gustowną kokardką.
- Przywołaj pannę Linę do porządku! Już piąty raz, tylko w tym tygodniu, ściana w kuchni została wysadzona w powietrze!
Mistrz ziemi ze stoickim spokojem uniósł głowę znad kubka gorącej kawy o wyjątkowo bogatym aromacie.
- Hm… Ściana powiadasz.
- No, łącznie z panem Gourry’m – sprostowała Smoczyca. – Co nie zmienia faktu, że panna Lina chyba nie do końca sobie radzi z nowo rozpieczętowaną mocą.
- Tak uważasz?
Na twarzy Filii pojawiło się wahanie.
- Panna Lina tak się tłumaczy za każdym razem. W sumie ostatnio naprawdę rozpieczętowałeś ogromną część jej mocy…
- Cóż… - odparł spokojnie Zelgadis, biorąc kolejny łyk napoju. – Kłamie ci wobec tego w żywe oczy.                   
W oczach Ryuzoku pojawił się niebezpieczny błysk.
- Czyli z pełną świadomością demoluje bezcenną magiczną twierdzę…
- A nie cieszy cię fakt, że dziewczyna robi ogromne postępy w tak krótkim czasie? Przecież to był twój pomysł. Powinnaś być zadowolona.
- Owszem, jestem – odparła Smoczyna tonem, który całkowicie podważał szczerość wypowiedzianych przez nią słów. – Ale to ja świecę oczami przed Radą Finansów Seyrun! Czym mam wytłumaczyć kolejny rachunek za remont kuchni?!
- Może tym, czym ostatnio usprawiedliwiłaś ogromną dziurę w twojej części mieszkalnej po wizycie Xellossa? 
W jednej chwili oba policzki Kapłanki Ceiphieda przyjęły piękną czerwoną barwę.
- Skąd wiesz, że Xelloss tam był?
- Strzelałem. – Mężczyzna wzruszył ramionami.
Filia spiorunowała go wzrokiem, lecz zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, drzwi do salonu otworzyły się ponownie.
- Panie Zelgadisie, witaj z powrotem! – zawołała radośnie Amelia. – Jak pana misja? – Czy… - na moment spoważniała - … ktoś…
- Nie ma żadnych śladów działalności Ruelzhan, żadnych ofiar, żadnych śladów magicznych, nic – odpowiedział Zelgadis.
Użytkowniczka białej magii się odetchnęła z ulgą.
- To dobrze.
- Może i tak – przyznał wojownik. – Nie zmienia to jednak faktu, że nie wiemy, dlaczego tak się stało. Przez co wciąż nie przybliżyliśmy się do odkrycia planów Rezo nawet o centymetr – dodał ponuro.
- To faktycznie jest dziwne – wtrąciła Filia. -  Do spotkania Przymierza Równowagi co chwila dostawaliśmy raporty o kolejnych ofiarach. A teraz przez ponad trzy tygodnie panuje całkowita cisza. Wszystko powróciło do poprzedniego stanu.
- Nie wszystko – powiedziała cicho Amelia.
- Co masz na myśli? – spytał szybko Zelgadis.
Przyszła Shyllien spojrzała na maga z dziwną melancholią w oczach.
- Coś się zmieniło. Niby jest tak samo, ale inaczej. Nie potrafię tego inaczej opisać. Po prostu jest… inaczej.
Na moment zapadła cisza. Filia z zaskoczeniem przyglądała się córce Philionela. Amelia niepewnie patrzyła to na Ryuzoku to na wojownika.
- Inaczej – powtórzył powoli Zelgadis.
- Wiem, że niewiele może pomóc…  – zaczęła ciemnowłosa.
- Nie, Amelio, wręcz przeciwnie – odparł zamyślony mężczyzna, odstawiając pustą filiżankę na stół. – Takie słowa z ust następczyni Filara znaczą bardzo wiele.

***

23 września. Była w Krainie Równowagi już od ponad miesiąca. Za niecałe dwa tygodnie miał się zacząć rok akademicki na jej wymarzonej uczelni. Wymarzonej… To słowo zostawiało po sobie dziwny posmak. Czy po tym wszystkim, co dotychczas przeżyła po zderzeniu się ze światem magii, naprawdę pragnęła tego samego co wcześniej? Najpierw nie chciała słyszeć o zostaniu w Eques ani dnia dłużej niż by była zmuszona.  Przecież to naturalne. Kto z własnej nieprzymuszonej woli zacząłby pomagać zupełnie obcym ludziom w prowadzeniu wojny, która jej zupełnie nie dotyczyła. To oni narodzili się z magią zaklętą w ich wnętzru. To oni byli Strażnikami. To był ich obowiązek.
A jednak stopniowo pojawiało się coraz więcej czynników sprawiających, że coraz częściej zapominała, ze wcale nie tak dawno wiodła inne życie. Magia stawała się jej pasją, a nawet czymś więcej. Naturalnym składnikiem jej otoczenia na równi z powietrzem i wodą. Nie wiedzieć kiedy, nie potrafiła już sobie wyobrazić, jakby miało wyglądać jej życie pozbawione tej delikatnej, ciepłej mocy wypełniającej jej istnienie, bez wrażliwości na te fascynujące nurty, których chaotyczny przepływ mógłby doprowadzić do upadku Równowagi.   
Równowaga… Czym była prawdziwa Równowaga, o której mówił Czerwony Kapłan? Co takiego odkrył ten człowiek, że doprowadziło go to do roli przeciwnika tego, co bronił przez całe swoje życie? Rozumiała nienawiść Zelgadisa do tego mężczyzny, ale nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że ktoś o takiej mocy i rozumieniu otaczającego go świata, nie mógłby dążyć do zagłady Eques bez odpowiedniego powodu. Oczywiście, te myśli wolała zachować dla siebie. Zdążyła się już przekonać, że chociażby w Seyrun mieszkały osoby, które za samo takie sformułowanie problemu, skazałyby każdego na wysłanie do Ruelzaar. Próba usprawiedliwienia postępowania oficjalnego największego wroga Eques w obecnej chwili była, delikatnie mówiąc, nie na miejscu. Póki co musiała się skupić na nauce kontroli nad jak największą ilością mocy. Zelgadis twierdził, że do zrozumienia podstaw dawnych badań Rezo niezbędne jest ujrzenie na własne oczy jednego z miejsc o tajemniczej nazwie Barahesi. A jeżeli miał pozwolić jej się wybrać poza granice dworku, dziewczyna musiała zyskać kontrolę nad większą częścią swojej mocy. Lina nie polemizowała z tą opinią. Zdawała sobie sprawę z faktu, że w czasie takiej wyprawy, poza granicami potężnej magicznej twierdzy, niebezpieczeństwo mogło nadejść niemalże z każdej strony i że musiała się nauczyć chronić przynajmniej samą siebie, zanim taka ekspedycja mogła dojść do skutku. Do tego czasu jej badania ograniczały się jedynie do analizowania  materiałów, które odnalazła w bogatych zbiorach biblioteki skrywanej przez podziemia dworku.
Musnęła palcem starą ilustrację przedstawiającą spiralę z wyraźnym, czarnym punktem po środku. Po raz kolejny zadała sobie pytanie, dlaczego ten jeden punkt nie był obecny we wszystkich pozostałych książkach? Dziennik, który trzymała w dłoni był rękopisem, a więc jego autor musiał gdzieś ujrzeć właśnie taką wersję znaku symbolizującego Eques. Czytała, że Barahesi są miejscami nachodzenia na siebie dwóch wymiarów, będących obszarem badań wielu magów-badaczy. Może właśnie w jednym z tych tajemniczych obszarów odnajdzie odpowiedź na to pytanie? 
- Zanurzasz się w bardzo głębokich i niebezpiecznych wodach, panno Inverse. – Tuż nad jej uchem rozległ się rozbawiony męski głos. Lina błyskawicznie się odwróciła i niewiele myśląc, przywołała jedną dłonią kulę ognia. Stojący za nią osobnik o półdługich fioletowych włosach nawet nie drgnął, gdy dziewczyna w ułamku sekundy zwiększyła rozmiar i siłę zaklęcia. Rudowłosa uważnie obserwowała odzianego w beżową tunikę, szare spodnie i ciemną pelerynę mężczyznę. Na samym początku nie była w stanie określić jego aury magicznej, co teoretycznie wskazywałoby, że ma do czynienia z bardzo przeciętną jednostką, jednak od początku wyczuła w jego obecności pewien mroczny pierwiastek. Kiedy skupiła się na tej jednej nici mocy, natychmiast cofnęła własne zaklęcie. W jednej chwili ogarnęła ją świadomość, że właśnie przebywa w tym samym pomieszczeniu z istotą wypełnioną wręcz duszącą, czarną energią. Przywoływanie magii, jaką miała do dyspozycji w tym momencie, dla tego osobnika było jedynie drobną przeszkodą, zupełnie nieprzydatną czynnością w potencjalnym starciu.
- Kim jesteś?
- A jak uważasz? – odpowiedział lekko, przekrzywiając głowę. Jego wciąż zmrużone oczy wzmagały jednocześnie poczucie poirytowania i niepokoju.
Zanim Lina zdołała wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa, jej wzrok na moment się zamazał. Zaskoczona dziewczyna odruchowo cofnęła się o krok. Nawet nie zdążyła się zastanowić nad tym, co się stało chwilę wcześniej, gdy w okamgnieniu pomiędzy nią a nowo przybyłym pojawił się Zelgadis. W ułamku sekundy stal srebrzystego miecza znalazła się tuż przy gardle nieznajomego.
- Tym razem przesadziłeś, Xelloss – syknął mistrz ziemi.
- Nie musisz się tak denerwować, Zelgadisie – odparł fioletowowłosy, podnosząc obie ręce w uspokajającym geście. – Chciałem po prostu wreszcie się przywitać z panną Inverse. – Jego uśmiech nieznacznie się poszerzył.
- I myślisz, że ci w to uwierzę? Co jej zrobiłeś? – Głos Zelgadisa zaczął emanować wściekłością.
- Nawet, jeśli ci powiem zgodnie z prawdą, że nic, to i tak mi nie uwierzysz, czyż nie? – W tonie nieproszonego gościa pobrzmiewała nieprzemijająca wesołość podszyta lekkim sarkazmem.
- To, że mamy stan wyjątkowy, nie oznacza, że będę tolerować twoje prymitywne gierki.
- Och, zapewniam cię, że to nie są żadne gierki. Co więcej, po części wyświadczam ci przysługę. Nie byłoby to chyba zbyt mądre z twojej strony, jakbyś wypuścił pannę Inverse w świat bez wiedzy, czym tak naprawdę jest spotkanie z Mazoku, nie uważasz?
W oczach mistrza ziemi pojawił się niebezpieczny błysk.
- Uważam, że to nie jest twoja sprawa.
- Być może masz rację, Zelgadisie. Wobec tego nie będę dłużej ingerował w twoje sprawy. Panno Inverse, zapewne niebawem się zobaczymy. Do zobaczenia! – zawołał wesoło Xelloss, po czym się zdematerializował.
Zelgadis zaklął pod nosem i schował miecz, zanim odwrócił się w stronę wciąż nieco oszołomionej Liny.
- Nic ci nie jest? – spytał wyraźnie zaniepokojony.
Dziewczyna nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć na to pytanie. Czuła się normalnie, ale miała świadomość, że w tamtej chwili, kiedy jej wzrok się zamazał, coś się stało. Brakowało jej jednak słów i świadomości magicznej, aby opisać to dziwne doświadczenie.
- Lina – ponaglił ją wojownik, lekko potrząsając jej ramieniem.
- Nic – odparła wreszcie. – To znaczy… Sama nie wiem.
- Cholera. – Jego spojrzenie z powrotem stało się lodowate. – Jeżeli ten popapraniec tak szybko się zmył, to oznacza, że osiągnął swój cel. Tylko, o co mu mogło chodzić?
Dziewczyna próbowała się skupić na jego słowach, lecz jej koncentrację zaczęły utrudniać delikatne impulsy potężnej, lecz znajomej jej mocy.
- Hm… Zel, to pulsacje twojej energii? – spytała nagle rudowłosa, spoglądając nieznacznie na swoje ramię, za które wciąż lekko ściskał ją Zelgadis.
Wzrok mężczyzny powędrował do jej ramienia. 
- Oj, przepraszam – rzekł speszony i natychmiast ją puścił. – Przy kontakcie bezpośrednim trudniej jest całkowicie ograniczyć przepływ mocy. Wybacz, to musiało być mało przyjemne.
- Nie – odparła szybko Lina. – To było dla mnie po prostu nowe wrażenie. Twoja moc, owszem, jest trochę obezwładniająca, ale… jakby to ująć… nie w nieprzyjemny sposób. 
Na chwilę zapadła cisza. Rudowłosa poczuła, że okolice jej policzków zrobiły się trochę za ciepłe, jak na jej gust. Gorączkowo szukała w pamięci pytania, które jeszcze chwilę wcześniej chciała zadać Zelgadisowi, aby odciągnąć jego uwagę od stwierdzenia, jakie można było zrozumieć nieco dwuznacznie, a co przecież nie było jej intencją.
- A więc to był Xelloss? – spytała niby od niechcenia.   
- No, tak – odparł mag. W jego głosie pobrzmiewało zaskoczenie. Z drugiej strony po wściekłości, jaką emanował moment wcześniej, nie zostało ani śladu.
- Ten, którego Filia określiła jako „wkurzający, chamski i obleśny Demon wiecznie szukający rozrywki kosztem innych”, tak?
- Nie ma takiego drugiego. Wierz mi, że nie da się go pomylić z nikim innym. – Chociaż było widać, że humor wojownika uległ lekkiej poprawie, ponownie pojawił się w jego tonie cień irytacji.
- Oj, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości – odparła Lina z niebezpiecznym błyskiem w oku. – Może zajmie mi to trochę czasu, ale cokolwiek mi zrobił, zapłaci za to – dodała mściwie, uśmiechając się do własnych myśli.
- Do tego momentu może minąć naprawdę sporo czasu – skomentował mag z powagą. – Xellossa nigdy nie można lekceważyć, nawet jeżeli jest po tej samej stronie barykady co ty. – Zamilkł na chwilę, w czasie której uważnie przyjrzał się rudowłosej. – I chociaż to, co zrobił, póki co faktycznie nie wygląda na nic groźnego, bo gdyby jakkolwiek szkodliwie zaingerował w twój wewnętrzny nurt, już teraz bym to wyczuł, wcale nie oznacza to, że możemy spokojnie zapomnieć o tym incydencie. Z drugiej strony, skoro rozpoznałaś w tak niepozornym osobniku kogoś stanowiącego zagrożenie, to możemy pomyśleć o pierwszej wyprawie do jednego z Barahesi. 
- Mówisz serio? – W czerwonych tęczówkach pojawiła się ekscytacja.
Kąciki ust Equeshan niemalże niezauważalnie się uniosły.
- Minął prawie miesiąc, a Ruelzhan nie wykonali żadnego ruchu, co jest dużo bardziej niepokojące. Poza tym opanowałaś wszystko, czego mogłem cię nauczyć w czterech ścianach odizolowanego od reszty świata dworku. Ty zapoznasz się z zewnętrznym nurtem, a ja będę w stanie sprawdzić kilka rzeczy. Cieleth to miejsce, gdzie nikt nie powinien być w stanie odkryć naszej tożsamości, więc wyprawa ta będzie obarczona wyjątkowo małym ryzykiem, a przy odrobinie szczęścia może wreszcie coś ruszy się do przodu.
Na twarzy Liny pojawił się leniwy uśmieszek.
- Małe ryzyko i duży zysk? Te rzeczy niezwykle rzadko idą razem w parze.
Zelgadis obdarzył ją spojrzeniem rodzica podwórkowego rozrabiaki.
- Jeżeli nie będziesz swoim zwyczajem ignorować moich zaleceń i eksperymentować z nowo poznanymi formami nurtów i magii za moimi plecami, ryzyko naprawdę będzie niewielkie.   
- Nie wiem, o czym mówisz, Zel. Weryfikacja swojej wiedzy w praktyce a nieodpowiedzialne eksperymenty to dwie różne rzeczy.  – Czarodziejka założyła ręce na piersiach. – Więc jeżeli o mnie chodzi, możesz być całkowicie spokojny. – Nawet nie próbowała ukryć rozbawienia w swoim głosie.
- Jakbyś nie podchodziła z maniaka godną fascynacją do każdego zagadnienia związanego z magią, może i byłbym spokojny. – Mag uśmiechnął się drwiąco. – A ponieważ jest jak jest, nie mamy, o czym rozmawiać w tym temacie. Zresztą nie będziesz sama poznawała uroki Cieleth. Amelia również idzie z nami.
Dziewczyna, która już przygotowywała się do kolejnej riposty, nieco spoważniała.
- Miło słyszeć, że chociaż ty nie zamierzasz trzymać jej pod kloszem.
- Chyba trochę zbyt surowo oceniasz Phila – odparł po dłuższej chwili Zelgadis.
- Zbyt surowo? – W jej tonie pojawiła się irytacja. – Dziewczyna, która ma pełnić pewnego dnia funkcję Shyllien, od urodzenia żyjąca w świecie magii, jeszcze miesiąc temu wiedziała o Ruelzhan mniej niż ja, która przybyłam tutaj kilka dni wcześniej. Szanuję Phila jako przywódcę, ale w tym temacie nie jestem w stanie go nie krytykować.
Mężczyzna oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersiach.
- Z jednej strony masz rację, a z drugiej Phil ma powody, dla których zachowywał się tak a nie inaczej w temacie Amelii. Dziesięć lat temu Phil udał się na spotkanie Przymierza Równowagi. I właśnie tej nocy matka Amelii została zamordowana, a jej starsza siostra zaginęła. Nikt nie wie, co się wtedy stało. Amelii wyjątkowo nie było wtedy w domu, ale wyobraź sobie, co się działo z sześcioletnim dzieckiem, gdy wróciło do domu i zastało tam zimne ciało własnej matki. Więc po czymś takim to chyba naturalne, że Phil chciał chronić swoją córkę. Inną sprawą jest fakt, że w pewnym momencie Amelia przestała być małą dziewczynką, a wciąż była traktowana jak dziecko. Czasami im bardziej nam na kimś zależy, tym bardziej może to wpłynąć na nasz osąd. – Wypowiadając ostatnie zdanie, lekko ściszył głos, a jego wzrok stał się na moment odległy i nieodgadniony. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że dotyczyło ono nie tylko Filara Rejonu Varney.

***

Wiadomości, jakie otrzymała od Zelgadisa, dotyczące przeszłości rodziny Seyrun wbrew pozorom nie były dla Liny zbyt wielkim zaskoczeniem. Jej słowa wypowiedziane pod adresem Philionela okazały się bardzo trafne. Żyjąca do niedawna w bezpiecznym światku rodzicielskiej opieki Amelia po swoim pierwszym starciu z rzeczywistością nie przechodziła łatwego okresu. Na co dzień przyszła Shyllien zachowywała się niemalże jak zawsze. Jej entuzjazm i wszechogarniająca pogoda ducha zamierała jedynie w momentach, kiedy pytała mistrza ziemi o wyniki jego misji zwiadowczych, co stało się jej nowym zwyczajem, oraz późnymi wieczorami, gdy z wszelkimi oznakami przebudzenia się z wyjątkowo realistycznego koszmaru stawała przed drzwiami czarodziejki.
Za pierwszym razem rudowłosa na początku była bardzo niezadowolona z wizyty o tak późnej godzinie. Jednak wystarczyło spojrzeć w oczy niespodziewanego gościa, aby wiedzieć, że dziewczyna bynajmniej nie miała ochoty na prowadzenie nocnych dysput na temat rangi sprawiedliwości we wszechświecie. Lina dobrze znała to spojrzenie. Doświadczała czegoś podobnego wielokrotnie po zerknięciu w lustro po spędzeniu kolejnych paru godzin z koszmarem, który nawiedzał ją od dziecka. W takiej sytuacji nie potrafiła odmówić młodszej koleżance komfortu w postaci obecności drugiego człowieka, zwłaszcza gdy sama doskonale znała taki stan ducha. Z drugiej strony, zaskoczyło ją, że Amelia w chwili słabości przyszła właśnie do niej. W tym dworku mieszkały przecież jeszcze cztery osoby, które dziewczyna znała zapewne od wielu lat. Zanim Lina zdołała wypowiedzieć swoje pytanie na głos, z ust użytkowniczki białej magii padły słowa, jakich czarodziejka zupełnie się nie spodziewała.
- Panno Lino, jak ty to robisz? Zostałaś wciągnięta do świata, którego nie znasz, a bez cienia lęku robisz wszystko, aby go poznać i nam pomóc. W czasie wielu nocy męczą cię koszmary, a nie dajesz nic po sobie poznać…   
- Ja i koszmar? O czym ty mówisz? – Rudowłosa starała się, aby jej głos brzmiał zdawkowo, Amelia jednak wcale się nie przejęła tym unikiem. 
- W czasie niektórych poranków twoja aura bywa nieco przygaszona. Co prawda błyskawicznie to mija, ale na tyle często sama tego doświadczyłam, że dobrze wiem, co to oznacza – odparła młodsza dziewczyna, uśmiechając się sucho.

Czarodziejka nigdy nie chciała rozmawiać o swoim koszmarze, którego znaczenia wciąż nie mogła zrozumieć. Od zawsze ten temat wzbudzał w niej niepokój i zwykle starała się robić wszystko, aby jak najszybciej o nim zapomnieć. Jednak Amelia nawiązała do niego w zupełnie inny sposób. Nie pytała o jego treść. Nie zmuszała jej do żadnych wyznań. Chciała po prostu uzyskać radę od osoby zmagającej się z podobnym problemem.   
- Amelio, ustalmy jedną rzecz, bo chyba stworzyłaś sobie jakiś fałszywy obraz mnie. Trenuję magię, bo nie mam innego wyboru. Ruelzhan by mnie namierzyli i najprawdopodobniej zabiliby mnie jak innych Strażników wraz z ekstrakcją mocy. A ja nie zamierzam ginąć i to na dodatek w wyniku wojny, która wcale mnie nie dotyczy. Mam zbyt wiele rzeczy do zrobienia i ani myślę żegnać się z tym światem, dopóki tego nie dokonam. To samo się tyczy tych durnych koszmarów. Owszem, są upierdliwe, ale za nic nie dopuszczę, aby stanęły mi na drodze.     
Amelia z uwagą słuchała jej słów, dokładnie je analizując. Minęło kilkanaście sekund, zanim dziewczyna odparła z zapałem w oczach.
- Jesteś naprawdę silna, panno Lino! Ja również taka będę! Z twoją pomocą udało mi się pomóc pannie Sylphiel, a jeżeli będę więcej ćwiczyć, może uda mi się uratować więcej ofiar Ruelzhan!
Czarodziejka nerwowo przeczesała grzywkę. Cieszyła się, że młodsza koleżanka odzyskała dobry humor, ale o tej porze nie miała siły słuchać zbyt wzniosłych wywodów najmłodszej latorośli rodu Seyrun.
- Na pewno! Więc może już pójdziesz spać, aby mieć jutro więcej sił na kolejny trening? – spytała z udawanym entuzjazmem.
- Tak zrobię! – odparła niczym niezrażona Amelia, wstając z miejsca. – Dziękuję, panno Lino! – dodała, po czym ruszyła w stronę drzwi. Jednak zanim wyszła, na moment się odwróciła i spojrzała w stronę starszej dziewczyny. – Nie trenujesz magii tylko z przymusu, panno Lino. W twojej aurze bardzo dokładnie widać radość płynącą z jedności z mocą, jaką odczuwasz. Byłabyś doskonałą Strażniczką. 

Również od tego momentu Lina zaczęła poznawać, na czym polega prawdziwa istota bycia Filarem. Osoby mające predyspozycje do zostania Shyllien posiadały ponadprzeciętną wrażliwość magiczną. A ponieważ jednocześnie potrafiły perfekcyjnie wyciszyć swój wewnętrzny nurt, mogły odczytać emocje towarzyszące wszelkiej działalności związanej z mocą. Nawet jeżeli był to taki szczegół, jak niemal niezauważalna zmiana w aurze maga.

***

- Nie podoba mi się to – oznajmiła chyba po raz dziesiąty tego dnia Smoczyca. Nie było istotne, że wyrażenie na głos tego zdania już w żaden sposób nie miało szansy wpłynąć na decyzję Zelgadisa, gdyż dokładnie godzinę wcześniej doświadczony Equeshan w towarzystwie Liny i Amelii zniknął w jasnym świetle teleportacyjnego kręgu. Filia jednak nie była w stanie pozbyć się strumienia niespokojnych myśli w związku z tą eskapadą. Jakby tego było mało, mistrz ziemi oczywiście nie mógł wybrać jakiegoś miejsca w ich wymiarze, tylko musiał się zdecydować na Barahesi nieopodal wioski Cieleth. Owszem, cieszyła się, że rudowłosa robiła ogromne postępy w magicznej edukacji, a następczyni Filara z powodzeniem uzupełniała braki w przygotowaniu bojowym, ale, na Ceiphieda, wysłać tę dwójkę w tak niebezpieczne rewiry to było szaleństwo! Nawet jeżeli towarzyszył im najsilniejszy wojownik Rejonu Varney, Ryuzoku bez trudu mogła sobie wyobrazić tysiące scenariuszy o tragicznym końcu.   
- Przesadzasz. – Z mrocznych rozmyślań wyrwał ją pogodny głos Gourry’ego, opierającego się o ścianę Sali Teleportacji i obserwującego dwie pozostałe mieszkanki dworku, które klęczały na środku ogromnego pomieszczenia. – Wszystko będzie dobrze. Przecież Zel jest z nimi, a poza tym obie dziewczyny, a zwłaszcza Lina, potrafią już nieźle przyłożyć.
- Emm… Filio, a czy mogłabyś jeszcze na chwilę skupić się na naszej barierze? – wtrąciła nieśmiało Sylphiel. Prośba uzdrowicielki była bardzo delikatnym określeniem ich zadania. Zelgadis i Philionel zalecili obu Strażniczkom, aby dokonały odświeżenia potężnej bariery strzegącej bezpieczeństwa mieszkańców magicznej twierdzy. W tym celu obie kobiety musiały poświęcić wiele godzin na synchronizację z mocą potężnej budowli oraz delikatną manipulację energią, mającą doprowadzić do zwielokrotnienia siły ochronnej osłony. A ponieważ cały proces rozpoczęły zaledwie kilkadziesiąt minut temu, wciąż czekała ich długa droga do realizacji tego zalecenia, co na skutek dekoncentracji Smoczycy oddalało się jeszcze bardziej.     
- Och, wybacz, Sylphiel. – Filia szybko przywołała się do porządku i na powrót skupiła się na subtelnym tańcu magii Smoka i człowieka oplatającej w powolnym rytmie fundamenty bariery ochronnej. – Ale mimo wszystko, nie uważasz, że wyprawa do Cieleth to czyste szaleństwo? W okolicach Barahesi są takie zawirowania nurtów, że nawet nie można wyczuć swojej aury! Przecież wróg może bardzo łatwo wmieszać pomiędzy mieszkańców!
- Dzięki temu Zelgadis, Amelia i Lina również będą mogli wmieszać się w tłum – zauważyła z delikatnym uśmiechem ciemnowłosa.
- Ech... Masz rację… Po prostu mam złe przeczucia. Jeżeli Rezo wdarł się na spotkanie Przymierza Równowagi, to czemu miałby nie obejmować swoimi mackami takiego niespokojnego obszaru, jakim jest Cieleth?
- Filia, daj już spokój. Zel wie, co robi. – Nagle odezwał się milczący dotąd Gourry. 
Smoczyca westchnęła ciężko.
- Mam taką nadzieję – dodała cicho.   

***

Dziki, nieokiełznany strumień energii wypełniał całą przestrzeń swoją potężną obecnością. Lina czuła się jakby weszła do rzeki o niezwykle wyważonym nurcie. Z jednej strony była świadoma jej siły, ale jednocześnie wiedziała, że nic jej nie grozi. Gęsta mgła szczelnie otulająca wąską ścieżkę co chwilę przyjmowała inną barwę. Morski błękit. Trawiasta zieleń. Krwista czerwień. Gdzieniegdzie na przemian pojawiały się i znikały różnych rozmiarów motyle o skrzydłach utkanych z energetycznych nici. A więc to był próg Barahesi? To tak wyglądał przedsionek miejsca nakładania się na siebie wymiarów?
- Czy to jest Cieleth? – spytała Amelia z fascynacją w głosie.
- Nie. – Rozległ się tenor Zelgadisa. – Cieleth leży dziesięć minut drogi stąd. To jest ostatni oficjalny punkt należący do naszego wymiaru. Na końcu tej ścieżki znajduje się serce Barahesi, jednak tam natężenie mocy jest już zbyt wysokie, abyście się tam swobodnie czuły, więc zatrzymamy się w samym Cieleth, które jest miastem obejmującym obszary o tak bezpiecznym nurcie, że nawet magowie nie będący Strażnikami mogą tam swobodnie egzystować.
- Czyli Cieleth już nie należy do Rejonu Varney? – dopytywała Amelia.
- Nie. – Tym razem odezwała się Lina. – Cieleth to miasto neutralne, tak samo jak Zienth znajdujący się po drugiej strony tego Barahesi, zgadza się? – zwróciła się w stronę Zelgadisa.
- Panno Lino, a ty skąd o tym wiesz? – spytała ze zdziwieniem ciemnowłosa dziewczyna.
- Ta maniaczka przeczytała chyba całe nasze zbiory – skomentował rozbawiony mag.
- Maniaczka? – W czerwonych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk.
- Ale ty, panie Zelgadisie, też przeczytałeś chyba te wszystkie książki. – wtrąciła wesoło Amelia.
Wojownik już szykował kolejną ripostę, kiedy jego wzrok przykuło gwałtowne powiększanie się drobnego punktu o kolorze letniego zmierzchu.
- To tutaj – oznajmił i nałożył kaptur. – Okryjcie głowy i starajcie się nie rzucać w oczy.
Obie dziewczyny skinęły głowami i szczelnie się okryły zwiewnymi czarnymi płaszczami, po czym śladem Zelgadisa przeszły przez otwór, który wyłonił się z tęczowej mgły. Moment później przed oczami Liny wyrósł najdziwniejszy krajobraz, jaki widziała w życiu.  Chociaż na zabudowę miasteczka składały się urocze piętrowe domki, jakie znała ze swojego świata, w żaden sposób nie dałoby się ukryć przynależności Cieleth do magicznej cywilizacji. W powietrzu na delikatnych podmuchach wiatru unosiły się wielobarwne ważki, zręcznie manewrując pomiędzy kolorowymi strużkami energetycznymi. Błękit nieba był  wrręcz nienaturalnie piękny, lecz doskonale się komponował z intensywną zielenią otaczającą miasteczko. Bocznymi uliczkami sunęły strumienie krystalicznie czystej wody, spływającej do niewielkiego jeziora zdającego się na przemian rosnąć i maleć w rytmie zbliżonym do ludzkiego serca. W oddali szalała burza czystej surowej mocy, co rusz to rozdzierając sklepienie na miliony kawałków, co w żaden widoczny sposób nie zdawało się wpływać na przyjemną aurę Cieleth. Był to najdziwniejszy widok, jaki początkująca czarodziejka widziała w życiu, ale jednocześnie też i najpiękniejszy.   
- Witajcie w Cieleth – powiedział cicho Zelgadis.
- Tu jest po prostu przepięknie! – krzyknęła zauroczona Amelia, wyrywając się naprzód.
- To prawda – przyznała ze szczerym zachwytem Lina.
- Tam za horyzontem znajduje się serce Barahesi. – Wojownik wskazał palcem odległy punkt na nieboskłonie. – Natężenie szalejącej tam mocy, to mało przyjemna rzecz. Gorzej jest tylko w Zeraquey.
- Co jest przyczyną tej burzy mocy? – spytała Lina, wciąż wpatrując się jak urzeczona w stronę horyzontu.
- Każdy z wymiarów powstał na skutek szczególnego procesu wymieszania się mocy Ceiphieda i Shabranigdo. W miejscach, gdzie spotykają się płaszczyzny dwóch wymiarów o zupełnie odrębnej strukturze magicznej, dochodzi do wzbudzenia dodatkowego przepływu mocy. Jest to mechanizm podobny do procesu powstawania wiatru, z tym że tutaj masz punkt wysokiego ciśnienia magicznego i niskiego ciśnienia magicznego.  Lecz z tego względu, że przez cały czas zmienia się struktura magiczna obu wymiarów, nigdy nie dojdzie do wyrównania ciśnienia magicznego po obu stronach, przez co ta burza mocy ma charakter permanentny.
- A co by się stało gdyby ciśnienie magiczne po obu stronach jednak się wyrównało? – W głosie rudowłosej pobrzmiewała czysta fascynacja. – Co by się stało jakby ustała ta burza mocy?
- W ten sposób doszliśmy do pytania, które stało się fundamentem badań mojego dziadka – powiedział cicho Zelgadis, starając się, aby jego słowa doszły tylko do uszu początkującej czarodziejki, po czym już głośniej zwrócił się do następczyni Filara, która w odległości kilku kroków przed nimi podziwiała jasnofioletowe kwiaty o żółtawych plamkach. – Amelio, zanurz się proszę w tutejszy nurt i powiedz mi, co wyczuwasz. 
- Mam na coś konkretnego zwracać uwagę?
- Szukaj tego, co wygląda dla ciebie „inaczej” – odparł mag, odwołując się do ich rozmowy sprzed kilku dni.
Dziewczyna z powagą kiwnęła głową i zamknęła oczy, pogrążając się w ciężkim skupieniu.  Nie minęło dziesięć sekund, nim jej powieki ponownie się uniosły.
- Tam. – Bez wahania wskazała odległe o kilka kilometrów jezioro.
Minutę później cała trójka już stała nad brzegiem pulsującego akwenu. Przenoszenie się w obrębie Cieleth należało do jednej z najłatwiejszych teleportacji, jakich dotychczas doświadczyła Lina. Spokojna rzeka energetyczna łącząca wszystkie nurty na terenie miasteczka niosła użytkowników magii zgodnie z ich wolą, co sprawiało, że nawet mniej doświadczeni czarodzieje mogli swobodnie podróżować po najbliższej okolicy.
Czarodziejka z uwagą przyglądała się niewielkim falom dryfującym po niemalże całkowicie wyciszonej tafli. Niczym niezmącony spokój otaczającej ją scenerii nie zapowiadał, że mogło się stać tutaj coś złego. Z drugiej strony, zdążyła już na tyle poznać specyfikę wyjątkowej wrażliwości Shyllien, że nawet na chwilę nie zwątpiła w słowa Amelii. Gdy następczyni Filara po przejściu kilkunastu kroków uklękła i musnęła palcem ziemię, rudowłosa wiedziała, że są na miejscu.     
- Tutaj go trzymali – szepnęła młodsza dziewczyna. – Miał coś, czego nienawidził, i co stało się przyczyną ich przybycia. – Jej głos powoli zaczął się załamywać. – Bał się. Tak bardzo się bał. – Mała dłoń zacisnęła się w pięść. – A oni go zabili… – Z granatowych oczu pociekły pierwsze łzy. – Zabili go, chociaż tak bardzo pragnąć żyć…
- Amelio, już wystarczy – powiedział stanowczo Zelgadis.
- On…
Mag ukląkł przy drżącej dziewczynie i lekko pogładził ją po głowie.
- Już wystarczy – powtórzył łagodnie.
- On chciał zobaczyć gwieździste niebo…
- Amelio.
- A oni go zabili…
Pozostałe słowa zostały przytłumione, gdy dziewczyna wtuliła się w Zelgadisa i zaczęła głośno płakać.     
Lina mocno zacisnęła dłonie. A więc znaleźli się w miejscu kolejnego morderstwa dokonanego w imię Prawdziwej Równowagi. Ile jeszcze istniało punktów przesiąkniętych echem tak silnego lęku i bólu? A ile z nich nigdy nie zostanie odkryte? Tylko Shyllien potrafili wykryć pozostałość magii towarzyszącej silnym emocjom. Zwyczajni Strażnicy byli w stanie odczytać ślady tylko konkretnych czarów. Więc skoro ona sama i Zelgadis nie mogli tutaj nic wyczuć, oznaczało to, że zabity posiadał jedynie podstawowe zdolności magiczne, a więc nie miał szans z takim przeciwnikiem jak Ruezhan… Co w oczach Czerwonego Kapłana uzasadniało takie okrucieństwo? Do czego on dążył?
- Lina. – Głos Zelgadisa wytrącił ją z rozmyślań. – Widzisz tamtą wierzę? – Wskazał palcem górujący nad miastem, lśniący nieskazitelną bielą, budynek. – To świątynia Ceiphieda. Punkt neutralny, blokujący działanie wszelkiej negatywnej magii…
Czarodziejka nie czekała na dalszy ciąg wyjaśnień tylko kiwnęła głową i się teleportowała. Jak tylko pojawiła się na miejscu, jej oczom ukazała się ogromna sala wypełniona licznymi idealnie płaskimi taflami wody w kształcie koła. Podłoga i ściany były pokryte beżowymi kafelkami oddzielającymi od siebie kolejne kręgi. Moment później tuż obok niej zmaterializował się mistrz ziemi, podtrzymujący wciąż zapłakaną ciemnowłosą. Jak tylko Amelia zobaczyła, gdzie się znajduje, puściła Zelgadisa i usiadła na środku najbliższego wodnego punktu. Mocno zacisnęła powieki i chwyciła się za ramiona, biorąc jednocześnie głęboki oddech.
- Co ona robi? – spytała cicho zdezorientowana Lina.
- Te kręgi są nazywane Laez. Umożliwiają odizolowanie się od obcych nurtów, pomagając w wyciszeniu się i w wsłuchiwaniu się w swój wewnętrzny nurt. Amelia jako przyszła Shyllien, u której wewnętrzna równowaga jest wyjątkowo ważna, od dziecka uczyła się z nich korzystać.
- Spodziewałeś się tego?
Mężczyzna nieznacznie pokręcił głową.
- Spodziewałem się, że może coś wykryć, ale nie przypuszczałem, że odnajdzie miejsce zamordowania Opiekuna Gwiazd.               
- Opiekuna Gwiazd?
- Opiekunowie Gwiazd, inaczej zwani Hoshigari, to wyjątkowo tajemnicze istoty. Zwykle nie mają dużej pojemności magicznej, ale mają niezwykłą zdolność do wyczuwania Ayn oraz Ayneres. Ci najlepsi są w stanie wskazać miejsce pojawienia się Ayn lub Ayneres z dokładnością co do wymiaru i miasta, znajdując się w zupełnie innym wymiarze.
- Z dokładnością co do wymiaru i miasta?
- Tak. I co więcej, skoro Amelia zareagowała tak gwałtownie, ten ślad emocjonalny nie może być starszy niż dwa miesiące.
- Dwa miesiące? Chcesz przez to powiedzieć, że…
- Tak. Pierwszy Ruelzhan, którego ujrzałaś w życiu, musiał uzyskać wiedzę o miejscu pojawienia się Ayneres właśnie od tego chłopaka.   
Na moment Lina zaniemówiła, a jej ogniste tęczówki gwałtownie się rozszerzyły.
- Jesteś pewny? – wydusiła z siebie.
- Jeszcze nie mam całkowitej pewności. Jest jeszcze parę rzeczy, które muszę sprawdzić. Ale jeśli te przypuszczenia okażą się prawdą, pojawi się pierwszy punkt zaczepienia, który przy odrobinie szczęścia pozwoli nam do nich dotrzeć. – odparł z nutką entuzjazmu, co było w przypadku Zelgadisa wyjątkowo rzadko spotykane.   
- Ile by ci to zajęło? – spytała po chwili namysłu.
- Jakbym był tutaj sam, nie więcej niż trzy godziny. Ale zajmę się tym, jak was odstawię do dworku.
- Nie – oznajmiła stanowczo. W jej oczach pojawił się błysk determinacji. – Zajmij się tym już teraz. Ja zaczekam z Amelią tutaj.
- Lina, to co mówiłem o małym ryzyku tej wyprawy dotyczy sytuacji, w której się nie rozdzielamy.
- Sam mi przed chwilą powiedziałeś, że świątynia Ceiphieda to punkt neutralny, blokujący działanie wszelkiej negatywnej magii. Jeżeli nie ruszymy się stąd, nic nam nie grozi, tak?
- Teoretycznie tak, ale…
- Zel, ilu takich Opiekunów Gwiazd mogło stracić życie bez waszej wiedzy skoro mają oni za mało siły, aby zostawić po sobie solidne magiczne echo? Jeżeli wreszcie można coś z tym zrobić, nie marnuj nawet chwili!
Szafir spotkał się z ognistą czerwienią. Żelazna stanowczość z gorącym przekonaniem o słuszności. Wydawało się, że trwało to całą wieczność, nim padły pierwsze słowa przerywające wszechobecną ciszę panującą w świętym przybytku.
- Choćby za oknem się paliło i waliło, macie tu siedzieć i na mnie czekać, jasne?
Na twarzy czarodziejki pojawił się pełen satysfakcji uśmiech.
- Jasne.

***

Zewsząd otaczała ją idealna ciemność. Czekała na jeden znak, jedno najdrobniejsze drgnięcie mocy, które pokaże jej właściwą drogę. A ponieważ była jedną z tych, dla których niemożliwe stało się możliwe, ta mała, malusieńka magiczna iskierka była wszystkim, czego potrzebowała, aby pozbyć się tej, która stanowiła zagrożenie dla celu będącego sensem jej istnienia. Ta cała Elsevien działała zbyt powoli, a tymczasem ona stawała się coraz silniejsza. Czasami w jej głowie jednak pojawiała się wątpliwość. Ta dziewczyna jeszcze nie stała się Strażniczką. Być może zdecydowała się pomóc Equeshan tylko ze względu na to, że nie znała Prawdy. A Serya od początku była przeciwna zabijaniu osób nie będących bezpośrednio związanych z Krainą Równowagi. Tylko ci, którzy z własnej woli żyli w tym cyrku fałszywej Równowagi zasługiwali na najwyższą karę. Z drugiej strony ta dziewczyna posiadała zbyt duży potencjał. Jej istnienie stanowiło zbyt wielkie zagrożenie dla sprawy, za którą postanowiła oddać życie. W tym punkcie rozmyślań wszelka niepewność opuszczała jej umysł. Nie miała innego wyjścia. Tak po prostu musiało być. Nie weszła na tę drogę z własnej woli. To Equeshan zrobili z niej pozbawionego skrupułów poszukiwacza zemsty. Dlatego przelana przez nią krew nie liczyła się do jej grzechów.
Delikatne drgnięcie mocy wytrąciło ją ze stanu głębokiej medytacji.
Jej cel został osiągnięty.

Lilly - 2014-06-23 14:06:02

Noo, spodziewałam się, że znalezienie pierwszego punktu zaczepienia zajmie Zelgadisowi i Linie więcej czasu, a tutaj proszę - miła niespodzianka. Spodziewam się, że wartko popchniesz akcje do przodu, no chyba, że planujesz dla bohaterów jakiś martwy punkt? ;D Mam też przypuszczenia, że prawdziwa natura Równowagi ma coś wspólnego z tym punktem na rysunkach, na który Lina zwracała uwagę?
Wygląda na to, że za sprawą wyciągania Amelii spod klosza Philla i ona prędzej czy później stanie się poważniejszą postacią w Twoim opowiadaniu. :) Podoba mi się sposób w jaki delikatnie opisujesz jej przemianę i rosnącą determinację. Po tej przykrej sytuacji z Opiekunem Gwiazd prawdopodobnie będzie jeszcze bardziej zdeterminowana. Jestem wielkim fanem takich zabiegów i uwielbiam czytać o przemianach bohaterów. :) Reszta bohaterów również wypada świetnie, a Zelgadis jest po prostu wspaniały, aż miło się czyta jego dialogi. :D
Ach i cóż, w końcu i Xell zawitał na scenie. Ciekawe co też zrobił Linie... :> Jak zwykle to tajemnica. xD
Cieszę się, że dodałaś kolejny rozdział i jak zwykle czekam na kolejny. :)

Rinsey - 2014-06-25 11:18:15

Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się podobał. :) Zawsze mnie to trochę stresuje, czy zmiany i reakcje bohaterów zostaną uznane za wiarygodne, więc szalenie się cieszę też, że uznałaś ten zabieg za udany. :) Jako że przez 6 rozdziałów budowałam tak na dobrą sprawę świat i podstawowe relacje między bohaterami (a i tak lekko liznęłam Gourry'ego, a Sylphiel prawie wcale), dopiero teraz mogę się trochę poznęcać nad bohaterami. Zdradzę tylko tyle, że nad Amelką znęcać się będę chyba najbardziej, uchacha >:). No i faktycznie z następnym rozdziałem, coś się wreszcie ruszy. Planowałam to w zasadzie na ten rozdział, ale ponieważ moi bohaterowie to straszne gaduły, to mi się wszystko rozrosło. A ponieważ tak mam, że jak już coś dokładnie zaplanuję, to nie mogę ustać, dopóki tego nie napiszę, więc rozdział 9-ty jest prawie skończony. Takiego napadu weny nie miałam dawno. Więc po kilku obróbkach do końca tygodnia rozdział będzie gotowy.  Z drugiej strony, na chwilę obecną Rezonans prawie dorównuje objętością W poszukiwaniu..., a ja nawet nie jestem w połowie historii... ^^'   

Cieszę się też bardzo, że podoba Ci się mój Zelgadis :) Jest on postacią, którą w tym wydaniu pisze mi się chyba najłatwiej, więc tym bardzie się cieszę, że jako wielka fanka Zela go akceptujesz ^^.

Lilly - 2014-06-25 13:55:44

Akceptuje to mało powiedziane! Jak dla mnie to wypada świetnie i jest bardzo bliski oryginałowi, oczywiście z Twoim mały śladem zostawionym w nim. :) Hmm, biedna Amelia nie dość, że u mnie jest zawsze tą najbardziej poszkodowaną, to jeszcze u Ciebie ma być. xD Chociaż nie powiem, ciekawa jestem jak zmiany, które dla niej szykujesz wpłyną na jej osobowość.

Bardzo, bardzo cieszę się słysząc, że wena Ci dopisuje. :D Oby jak najdłużej! Najlepiej pisać ciągiem póki właśnie ma się ochotę, bo później te przestoje bywają okropne. Tak "W poszukiwaniu" rzeczywiście wypadało objętościowo podobnie, co dotychczasowy "Rezonans", ale w tej historii akcja rozwija się znacznie wolniej, co zdecydowanie jest zaletą. :) Zresztą pisałam Ci chyba, że co do "W poszukiwaniu" to moim zastrzeżeniem była właśnie zbyt szybko płynąca akcja. Przyjemniej się czyta kiedy relacje między bohaterami są po prostu głębiej zbudowane, bo poświęciło się na to więcej czasu. :)

Rinsey - 2014-06-26 23:03:08

No aż tak jak Ty Amelii chyba męczyć nie będę ( u Ciebie dziewczyna ma dopiero ciężkie życie), ale troszkę atrakcji dla niej przygotowałam ;) Naprawdę bardzo mnie cieszy Twój odbiór tego Zelgadisa ^^

No, jak się taka dłuższa przerwa zrobi, to powrót do pisania nie jest łatwy. Za każdym razem czytam historię od początku, aby mieć pewność, że niczego nie pominęłam, więc taki czas ponownego wgryzania się w ten świat za każdym razem jest coraz dłuższy ^^'. Właśnie zarówno Ty, jak i Meitsa i kilka innych osób pisało mi, że w "W poszukiwaniu.." akcja leciała za szybko, z czym się zdecydowanie zgadzam i dlatego w Rezonansie staram się już nie popełniać tego błędu i daję sobie czas. Z drugiej strony na koniec "W poszukiwaniu..." miałam tak potwornego doła, że raczej cieszę się, że koniec tej historii jest dosyć daleki :)

Meitsa - 2014-06-27 14:02:26

Uf, chwila wolnego czasu i na deser mam nowy rozdział. Jak  miło, takie piątki lubię :D

Widać, że od początku twojej przygody z pisaniem warsztat masz dopracowany do tego stopnia, że nie mam już czego się czepiać, a jedynie analizuję historię i snuję domysły (ok, znalazłam jeden błąd ortograficzny z "wierzą"!)

Chyba najbardziej spodobał mi się tyci dialog między Liną, a Amelią gdy ta druga przyszła o poradę w sprawie koszmarów. Po prostu optymizm Liny i jej słowa tak do mnie przemówiły, że człowiek nabiera wiary w siebie (mówiłam, że jestem osobą skłonną do depresji? ^^)

Próbowałam sobie wyobrazić Cieleth i to miejsce musi być naprawdę niezwykłe, ale pewnie i tak nie potrafię sobie tego wyobrazić jak ty masz w głowie. Jedyne co mi przychodzi na myśl to mieszanka mocy wygląda jak zorza polarna :)

O co może chodzić Rezo? Burza mocy dała mi do myślenia. A gdyby tak wszystkie moce, nurty i wymiary skupić do jednego miejsca? Implozja? Samoistna równowaga, nad którą nie trzeba sprawować kontroli? Wszyscy są jednym? No nie wiem, wciąż mam za mało danych :)

Lina, Zel i Ame, fajne trio. Będziemy mogli zobaczyć jak rozwijają się ich wzajemne relacje.  Swoją drogą Amelia naprawdę jest ofiarą losu, bo Lilly już jej dokopała, ty zaraz jej dołożysz, a ja ją dobiję na amen :P

Lilly - 2014-06-28 04:29:30

Oooo tak, zdecydowanie czytanie całości wciąż na nowo, tylko po to żeby przypomnieć sobie wcześniejsze fakty jest najgorszym etapem 'pisania'. xD Mam wrażenie, że jest to kwestia organizacji. Musi być to kwestia organizacji, zapisywania faktów, tworzenia choćby rysunków, planów, bo w przeciwnym razie nie wyobrażam sobie pracy autorów wielotomowych powieści. xD

Zapalmy światełko za Amelię... [*] xD Chyba trzeba będzie znaleźć innego kozła ofiarnego. Hmmm... Gourry? ;D

Rinsey - 2014-06-30 01:16:51

Meitsa, ojej, ale mnie złapałaś z tą "wierzą"! Wstyd mi! ;p To błąd rodem z podstawówki,  zaraz się poprawiam... ^^ Bardzo się cieszę, że kwestia Liny w sprawie koszmarów tak do ciebie przemówiła, na początku myślałam w ogóle że to jeden ze słabszych kawałków całego rozdziału...

Mój opis Cieleth był chyba dosyć krótki, ale zorza polarna to doskonałe określenie krążących po tym mieście nurtów mocy... Właśnie tak to wygląda w moich wyobrażeniach :)

Jestem też pod wrażeniem Twoich teorii, zwłaszcza, że jak sama wspomniałaś, póki co dałam dosyć niewiele informacji w tym temacie. W sumie nie mogę ani potwierdzić ani zaprzeczyć, aby niczego większego nie zdradzić ;)

Lilly, też mi się wydaje, że sprawne powracanie do wdrażania się we własną historię to kwestia organizacji :) Ja osobiście jednak wciąż nie opracowałam systemu idealnego. Zawsze na początku historii notuję sobie najważniejsze założenia, a przed napisaniem kolejnego rozdziału
najważniejsze wydarzenia albo co chciałabym przekazać w danym rozdziale, ale nic mi nie zastąpi przeczytania całej historii aby ponownie wbić się w klimat mojego opowiadania, więc jeszcze muszę nad tym popracować ^^

To Amelka ma równo przechlapane ;p ( Ciekawa jestem, jak Ty jej dokopiesz, Meitsa ;p )  A jak wykończymy już Amelię, to faktycznie trzeba się przerzucić na kogoś innego ;p U mnie następna jest Filia w kolejce ^^

No i tak swoją drogą, jak obiecałam kilka postów wyżej, wrzucam dziewiąty rozdział :)

Rozdział 9
Na granicy

Pamiętaj, kochanie, Shyllien bez względu na sytuację musi umieć zachować wewnętrzną równowagę. Bez spokoju w twoim wnętrzu, nie będziesz w stanie przywrócić Równowagi, a w takim wypadku ucierpi Rejon Varney, co może sprowadzić nieszczęście na całe Eques.
Amelia wzięła kolejny głęboki wdech. Spokojne wibracje wodnego kręgu pomagały jej opanować rozpacz, która całkowicie opanowała jej duszę. Ból i strach, jakie odczuła w tamtym echu magicznym, były tak intensywne, tak rzeczywiste… Ale nie mogła sobie pozwolić na kolejną chwilę słabości. Któregoś dnia miała zostać Filarem całego Rejonu Varney. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, aby stać się silna. Tak silna jak panna Lina. Chciała być prawdziwym wsparciem dla pana Zelgadisa. A żeby to osiągnąć musiała jak najszybciej odzyskać wewnętrzną równowagę.

Jednak im bardziej starała się wyciszyć swoje emocje, tym bardziej jej umysł wypełniał się obrazami wspomnień, o których ze wszystkich sił próbowała zapomnieć. Ponad dziesięć lat temu po raz pierwszy odczytała ślad emocjonalny towarzyszący korzystaniu z magii. Gdy  tamtego wieczoru otworzyła drzwi do sypialni rodziców, natychmiast ogarnęła ją cała mieszanina uczuć. Lęk. Smutek. I wszechogarniające ciepło matczynej miłości. Na samym początku jej sześcioletni umysł nie był w stanie tego pojąć. Dlaczego mama jest taka blada? Dlaczego się nie rusza? Dlaczego się nie uśmiecha? Dlaczego zupełnie nagle jej własna głowa wypełniła się tyloma rzeczami?       

Dopiero później, pewnego wieczoru, gdy tata, tuląc ją z całych sił, wyjaśnił jej drżącym głosem, że te dziwne rzeczy, które wypełniły jej umysł, to były ostatnie uczucia mamy. Że mama bała się ich opuszczać. Że było jej z tego powodu bardzo, bardzo smutno. Ale jednocześnie bardzo kochała swoją Amelkę.

To zapewnienie i oddana miłość ojcowska pozwoliły Amelii z uśmiechem iść naprzód tą niełatwą ścieżką zwaną życiem. Postanowiła dołożyć wszelkich starań, aby stać się doskonałą Shyllien i pomóc ukochanemu rodzicielowi w tej cudownej misji, jaką było pilnowanie sprawiedliwości w Krainie Równowagi. Zdarzały się jednak chwile, kiedy ogarniały ją wątpliwości. Kolejne zaklęcia się jej plątały, nie potrafiła perfekcyjnie opanować następnej lekcji… Czy odpowiednia kandydatka na następczynię Filara mogła mieć problemy z tak błahymi rzeczami? Zwykle starała się odpędzać od siebie te myśli. Miała jeszcze bardzo dużo czasu na naukę. Minie jeszcze wiele, wiele lat, nim będzie zmuszona objąć to ważne stanowisko. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Powinna się cieszyć każdą chwilą, jaką mogła spędzić z tatą. W końcu nigdy nie było wiadomo, kiedy beztroskie spotkanie przy śniadaniu okazywało się być tym ostatnim…
Przez całe lata z powodzeniem udawało jej się odsuwać od siebie najmniej przyjemne fragmenty wspomnień z dnia, kiedy jej mama odeszła. Gdy robiło jej się smutno, przywoływała to wszechogarniające ciepło bezwarunkowej miłości, jakie wypełniło jej duszę tamtego wieczoru. Dopiero widok krwi Sylphiel sprzed miesiąca sprawił, że zaczął ją nawiedzać w snach widok bezwładnego ciała matki o pustym spojrzeniu. A odczytanie echa magicznego w Cieleth spowodowało, że zalały ją również emocje towarzyszące jej rodzicielce w jej ostatnich chwilach.

Lęki odczuwane przez dwie różne istoty zlały się w jeden wielki cień, który szczelnie otulił jej serce.

Nie wiedzieć kiedy, wspomagające działanie Laez ustało. Jej ciało przeszedł bolesny wstrząs. Traciła równowagę. Jak tak dalej pójdzie, jej wewnętrzny nurt…

Ogarniający ją strach przyjmował coraz ciemniejsza barwę.

Czy czegoś takiego nie czuła już wcześniej?

Dopiero teraz to dostrzegła. Kolor rozpaczy jej mamy miał identycznie mroczny odcień. Mama umarła, bo nie mogła znieść żalu i bólu, które wypełniły jej serce, w rezultacie czego jej wewnętrzny nurt… został rozbity…

A gdy wewnętrzny nurt zostanie rozbity, magia zaklęta w ciele śmiertelnika nie może swobodnie krążyć,  przez co naczynie więżące moc… pęka. 

Czy ją czekał taki sam koniec?

Nie chciała tego. Nie mogła zostawić taty. Za bardzo go kochała, aby go skazywać na całkowitą samotność. To by było zbyt okrutne. Nic nie
jest tak okrutne jak samotność...

Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła się teraz poddać. Musiała znaleźć coś, co pozwoli jej odzyskać równowagę. Pojedynczy punkt, którego mogłaby się złapać.

I właśnie wtedy to dostrzegła. Potężny ogień o destrukcyjnej sile i o jasnym, ciepłym blasku.

Bez wahania chwyciła się tego nurtu i w jednej chwili ponownie odczuła działanie wodnego kręgu Ceiphieda. Stopniowo cień rozpaczy oplatający jej serce zaczął ustępować. Słodkie poczucie bezpieczeństwa rozlało się po całym jej ciele. A wraz z odzyskaniem wewnętrznej równowagi wróciła również świadomość.

- Amelio! – Do jej uszu doszedł zmartwiony głos czarodziejki.
Kiedy otworzyła oczy, ujrzała, że Lina klęczała tuż przed nią, kurczowo trzymając ją za ramiona. 
- Wszystko w porządku? – spytała rudowłosa, mierząc ją wzrokiem wypełnionym troską i zdenerwowaniem.
- Już tak – odparła Amelia. Chociaż jej głos wciąż był słaby, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
W czerwonych tęczówkach pojawiła się ewidentna ulga, jednak dosłownie chwilę później zastąpił ją błysk irytacji. Nie minęła sekunda, nim Lina wstała i walnęła młodszą dziewczynę w głowę. Następczyni Shyllien wydała z siebie jęk bólu i zaskoczenia.
- Aua! Panno  Lino, za co to? – spytała z pretensją, masując obolałe miejsce.
- To za to, że mnie zdrowo nastraszyłaś. Nie rób już tego więcej – odpowiedziała bez cienia skruchy czarodziejka.   
- Dobrze – obiecała zaskoczona, po czym lekko się uśmiechnęła i dodała. – Dziękuję, panno Lino. 
- Niby za co? – Jej rozmówczyni spojrzała na nią groźnie. – Lubisz, jak się ludzie o ciebie martwią?
Amelia przełknęła nerwowo ślinę.
- Nie! Nie o to mi chodzi! – zaprzeczyła szybko. – Twój nurt… Pomógł mi odzyskać wewnętrzną równowagę…
Lina przez moment obserwowała ją z zaskoczeniem na twarzy, lecz po krótkiej chwili w jej oczach pojawiło się zrozumienie.
- Jak chwyciłam cię za ramiona, zyskałaś dostęp do mojego wewnętrznego nurtu, tak?
- Tak. Dlatego Strażnicy zwykle unikają kontaktu fizycznego, jeżeli nie znają kogoś lepiej. Ich moc jest zbyt zespolona z ich duszą, przez co prosty kontakt fizyczny może pozwolić na krótki kontakt z wewnętrznym nurtem. Jest to za mało, aby zrobić komuś krzywdę, ale ludzie bardzo różnie reagują na swoje nurty. W moim przypadku ten krótki kontakt z twoim nurtem był dla mnie punktem zaczepienia…
- Wobec tego wciąż nie widzę, za co miałabyś mi dziękować. Odzyskałaś równowagę własnymi siłami, Amelio. Nie poddałaś się, tylko chwytałaś się wszystkiego, co mogło ci pomóc. To twoja zasługa – odparła stanowczo Lina, po czym odeszła parę kroków, rozglądając się po olbrzymim terenie świątyni Ceiphieda. – Mamy jeszcze trochę czasu, zanim Zelgadis wróci, może trochę pozwiedzamy to miejsce? – zaproponowała i nie czekając na odpowiedź, ruszyła naprzód.
Ciemnowłosa dziewczyna na moment zamarła w miejscu. Jej wnętrze wypełniło tak cudowne ciepło, że jedynie ostatkiem sił powstrzymała cisnące się do oczu łzy.
- Dziękuję, panno Lino – dodała szeptem, a następnie podniosła się z wodnego kręgu i pobiegła w stronę towarzyszki.

***

Gdy półtora miesiąca temu złapał jednego z Ruelzhan, za pomocą niezwykle subtelnej manipulacji energią był w stanie wykorzystać więź uzyskaną za pomocą Rezonansu i odebrać sygnał zwrotny od jego partnera, który właśnie wyruszył w celu przechwycenia Ayneres w Atlas. Następnie użył ziemnego zaklęcia, aby wprowadzić swoją cenną zdobycz w lekki sen. Musiał się zdecydować na takie posunięcie, gdyż magowie złączeni Rezonansem byli wybitnie wyczuleni na to, co się działo z ich towarzyszem i mógłby w ten sposób stracić przewagę w postaci elementu zaskoczenia. Jak się okazało, nie wystarczyło to, aby zatrzymać przeciwnika Równowagi na długo, jednak pozwoliło to Zelgadisowi na odkrycie jednej rzeczy, do której w tamtym czasie nie przykładał zbyt wielkiej wagi. Wewnętrzny nurt tamtego mężczyzny był uszkodzony.
W pierwszej chwili przyjął, że ów Ruelzhan musiał wcześniej stoczyć jakąś wyczerpującą walkę. Nie miał zresztą powodów, aby szukać bardziej złożonego wytłumaczenia dla tego pozornie błahego spostrzeżenia. Jednak gdy zyskał informację, że dwójka polująca na Ayneres znalazła się tego sierpniowego wieczoru właśnie w Cieleth, w jego umyśle narodziła się nowa teoria.
Do uszkodzeń wewnętrznego nurtu mogło też dojść, gdy nieodpowiednio przygotowany mag znajdzie się na terenie o ogromnym stężeniu potężnej mocy. Na przykład takim jak Barahesi…
Ruelzhan zawsze wykonywali dokładnie tyle ruchów, ile było potrzebnych do zrealizowania ich planów. Nigdy nie pozwalali sobie na żadne zbędne posunięcia, gdyż tylko zwiększałoby to prawdopodobieństwo niepowodzenia. Opiekunowie Gwiazd należeli do niezwykle rzadko spotykanych ludzi, jednak nie oznaczało to, że ten zamieszkujący Cieleth był jedyną osobą, do której mogli się zwrócić z „prośbą” o pomoc w znalezieniu Ayneres. W takim wypadku nasuwało mu się tylko jedno wyjaśnienie całej sytuacji. Para przeciwników Równowagi miała coś do załatwienia w okolicach Barahesi, a dopiero potem wyruszyła na spotkanie z Hoshigari w bliskim sąsiedztwie, oszczędzając czas i energię na wyczerpującą teleportację międzywymiarową.         
Według jego wiedzy Barahesi należały do miejsc niezwykle rzadko uczęszczanych przez zwyczajnych Strażników. Wszelkie próby ingerencji w miejsca nakładania się wymiarów najczęściej kończyły się śmiercią eksperymentatorów. Jednak zgodnie z najnowszą dewizą Liny, że „nie ma rzeczy niemożliwych”, postanowił dogłębnie sprawdzić najbardziej niebezpieczną okolicę Cieleth.

***

Lina musiała przyznać, że o ile Cieleth wraz z przepełnionym przeuroczą paletą mocy Barahesi w tle zrobiło na niej niesamowite wrażenie, to po czymś o tak wzniosłej nazwie jak świątynia Ceiphieda spodziewała się czegoś więcej niż nieskończonej ilość wodnych kręgów wspomagających proces przywracania wewnętrznej równowagi. Niewątpliwie pełniła ona niezwykle ważną i praktyczną rolę, jednak dla początkujących entuzjastów arkanów magii stanowiła dosyć marną rozrywkę. Jednak bez względu na wszystko krótki spacer, nawet po tej mniej interesującej części magicznego miasta, skutecznie pomagał rudowłosej w rozładowaniu stresu, jakiego się najadła w czasie dziwnego napadu Amelii. Nigdy by nie przypuszczała, że tak szybko będzie świadkiem, jak ktoś omal nie rozbił swojego wewnętrznego nurtu.
Po tym przeżyciu Amelia, jak można się było zresztą spodziewać, była wyciszona i wyczerpana psychicznie. Dlatego też czarodziejka z lekkim zdziwieniem zobaczyła, że nagle w granatowych oczach pojawiło się podekscytowanie.
- Panno Lino, tutaj narodził się nowy nurt!
Eques było jak ocean, w którym spotykały się i nakładały się na siebie najprzeróżniejsze prądy mocy. Czarodziejka co prawda nie przebywała długo w Krainie Równowagi i o ile jej dotychczasowa nauka polegała na uczeniu się rozumienia otaczających ją strumieni energetycznych,  dotychczas ani razu nie usłyszała o zjawisku narodzin nowych nurtów. 
- To niesamowite! Nawet nie wiesz, jak rzadko się to zdarza! Nawet tata mi mówiłi, że tylko dwa razy w życiu doświadczył tego uczucia! Oj, malutki, jesteś trochę zbyt gwałtowny jak na świątynię Ceiphieda, co prawda tutaj wszelkie nurty po pewnym czasie same się podporządkują aurze Cieleth, ale skoro już tu jestem…
- Amelio, nie! – Ostrzeżenie wyrwało się z jej ust dosłownie o ułamek sekundy za późno. Ciemnowłosa zgodnie z instynktem Shyllien już zaczęła otulać nowo narodzony nurt własną energią, aby go wyciszyć i dostroić do otoczenia. Jednak gdy rozpoczęła manipulację mocą, okazało się, że nie mogła się z tego wyzwolić.         
Lina instynktownie złapała młodszą dziewczynę za rękę, a chwilę później poczuła znajome szarpnięcie towarzyszące teleportacji. 

***

Wszędzie wokół szalały wiry mocy o tak ogromnym natężeniu, że jedynie najpotężniejsi Strażnicy byliby w stanie opuścić to miejsce o zdrowych zmysłach. A jednak gdyby teraz obok niego stanął nawet najsłabszy śmiertelnik, nie odniósłby on żadnego uszczerbku. Rozwiązanie tego paradoksu było niezwykle proste. Oko cyklonu. Oaza spokoju pośród śmiercionośnego chaosu. Nawet najmniejszy błąd przy próbie dotarcia do tego punktu można było przypłacić życiem, albo uszkodzeniem wewnętrznego nurtu jak się miało więcej szczęścia niż rozumu, lecz gdy ów wyprawa się powiodła, można było zyskać czysto teoretyczną możliwość ingerencji w nieokiełznaną burzę nurtów Barahesi.
Jego wzrok padł na zawieszony w powietrzu jarzący się jasnym światłem symbol spirali rozpoczynającej się grubym punktem o barwie głębokiej czerni.
Lina chyba się ucieszy…

***

Już kiedy otwierała oczy, wiedziała, że coś jest nie w porządku. Nie miała na myśli, że została wbrew swojej woli przeniesiona w inne miejsce. Wiedziała, że właśnie w wyjątkowo głupi sposób wpadła w pułapkę wroga i że może się spodziewać w zasadzie najgorszego. Jednak jej prawdziwym źródłem niepokoju był fakt, że po raz pierwszy od ponad półtora miesiąca nie czuła nawet najmniejszego z nurtów Eques. 
- Stąd nie ma ucieczki. – Nagle odezwał się dziewczęcy alt, potwierdzając jej obawy. – To jest mój numer popisowy. Moja pustynia energetyczna pozbawia moją ofiarę kontaktu z Eques. Więc nici z teleportacji czy też wezwania jakiejkolwiek pomocy.   
Lina uważnie rozejrzała się dookoła, dokładnie badając swoje otoczenie. Skaliste podłoże, kamienne ściany widoczne w świetle drobnych kuleczek światła. Najwidoczniej jej przeciwniczka zamknęła w swojej barierze fragment jaskini, po czym połączyła go za pomocą nowo narodzonego nurtu ze świątynią Ceiphieda. Mimowolnie rudowłosa musiała przyznać, że była pod wrażeniem uzdolnień magicznych wroga pod postacią małej dziewczynki o długich, czarnych włosach rezonujących z jej ciemnymi oczami wypełnionymi tak zimną nienawiścią, o jaką nigdy by nie podejrzewała góra dwunastoletniego dziecka.
- Skąd się wziął ten nurt? – spytała zszokowana Amelia. – Przecież żaden nurt w świątyni Ceiphieda nie podda się obcym wpływom.
Mała Ruelzhan stojąca kilka metrów przed nimi odpowiedziała jej szyderczym śmiechem.
- Pan Rezo naprawdę ma rację. Jeżeli mały filarek ma tak wąskie horyzonty, faktycznie nie mamy się czego obawiać. Może jednak nie powinnam się trudzić osobiście, aby zabić tę panienkę, która gwizdnęła nam Ayneres.
- To ty stworzyłaś ten nurt, prawda? – Nagle rozległ się głos Liny.   
Dziewczynka natychmiast przestała się śmiać i wbiła swoje ciemne oczy w rudowłosą.
- Panno Lino, to niemożliwe, nikt nie może stworzyć nurtu, to rzadko spotykany, złożony proces… – zaczęła Amelia.
- A może jednak nie szkoda mojego czasu, gdyż jak widać uczennica Szarego Wilka potrafi jednak myśleć w przeciwieństwie do małego filarka.
- To dlatego nikt nie może odkryć najmniejszych śladów waszej działalności. Tworzycie nurty, które są posłuszne waszej woli, a które spokojnie mogą się ukryć w morzu naturalnych nurtów Eques – kontynuowała Lina. – Tak jak w Cieleth… Pytanie tylko, jak zyskaliście taką zdolność? Jak ty zyskałaś taką zdolność? 
Mała przeciwniczka Równowagi parsknęła gniewnie.
- I tak zaraz zginiesz, więc nic ci do tego.
- Ale dlaczego? – wtrąciła Amelia. – Dlaczego musicie zabijać? 
Zanim obie dziewczyny zdołały zareagować, Ruelzhan, która chociaż ledwo dorównywała wzrostem użytkowniczce białej magii, z zadziwiającą prędkością pojawiła się tuż przed nią i uniosła Amelię, trzymając ją jedną ręką za gardło.
- Chociaż tę pułapkę zastawiłam na panienkę od Ayneres, to ciebie mam ochotę zabić jako pierwszą. – W jej głosie pobrzmiewała czysta nienawiść. – Dlaczego musimy zabijać, się pytasz? A może ja się powinnam spytać, dlaczego Strażnicy zabili moich rodziców?! Chociaż nawet nie musisz odpowiadać na to pytanie, bo ja znam odpowiedź. Bo muszą chronić swojej pieprzonej, fałszywej Równowagi! Muszą chronić kłamstwo, w którym żyją tak wygodnie od tylu tysięcy lat! – Jej chwyt zaczął się wzmacniać, w rezultacie czego użytkowniczka białej magii zaczęła się dusić. – Dla przeklętych Equeshan nie powinnam istnieć, więc czemu ja mam tolerować ich istnienie?
Pochłonięta swoim monologiem Ruelzhan trochę za późno odwróciła głowę, aby dostrzec ścianę żywego ognia, która z ogromną prędkością mknęła w jej stronę. Natychmiast puściła bladą jak kreda Amelię i wyciągnęła przed siebie dłoń.  Ku jej zaskoczeniu tuż obok pojawiła się Lina, która w okamgnieniu chwyciła przyszłą Shyllien i ponownie zniknęła, materializując się sekundę później na drugim końcu jaskini. 
Przeciwniczka Równowagi lekko się skrzywiła, gdy jej ręka zetknęła się z wrogim zaklęciem, lecz chwilę później po płomiennym ataku nie został nawet ślad.
- A może mi wytłumaczysz, dlaczego Strażnicy zabili twoich rodziców? – odezwała się rudowłosa, kątem oka obserwując łapczywie łapiącą oddech Amelię. – Ja nie jestem Strażniczką, nie wychowywałam się w Eques, więc nawet nie znam powodu, dla którego chcesz mnie zabić.
- Po tym, co właśnie zobaczyłam, trochę trudno mi w to uwierzyć. Od kiedy to nowicjuszki potrafią z taką łatwością utkać sieć teleportacyjną?
Lina zaklęła w duchu. Poświeciła całą swoją zdolność koncentracji i manipulacji, aby po całej jaskini rozwiesić drobne nicie energetyczne swojej mocy, które miały jej umożliwić teleportację w obrębie tej niewielkiej przestrzeni, a i tak ledwo zdążyła. Ledwo. A tamtej wydawało się, że to wszystko sprawiło jej niewiadomo jaką łatwość.
- I tak mój Flare Wall, nie zrobił na tobie najmniejszego wrażenia, więc chyba nie poczułaś się zagrożona? – spytała tonem lekko podszytym ironią. – Jak sama powiedziałaś, stąd nie ma ucieczki. Jesteśmy na twojej łasce, więc czemu nie mogłabyś poświęcić chwili, aby mi wytłumaczyć, dlaczego mam zginąć? Dlaczego Strażnicy zabili twoich rodziców?
Na twarzy dziewczynki pojawiło się wahanie. Niech ta mała połknie haczyk…
- Moi rodzice bardzo się kochali, jednak nie wolno było im się związać, ponieważ owoc ich miłości mógłby urodzić się z niebezpieczną mocą zagrażającą Równowadze. 
Jeszcze trochę…
- W sumie mieli rację. Moja moc zaprzecza wszelkim prawidłom Eques. Jednak to oni sprawili, że moja moc została skierowana przeciwko nim i faktycznie sprowadzi Krainę Równowagi na drogę zagłady. – Ruelzhan uniosła dłoń w kierunku Liny.
Jeszcze jedna nić energetyczna…
- Ty natomiast jesteś zagrożeniem dla planu Czerwonego Kapłana. – Na końcu jej palca pojawiła się drobna kulka energii o ogromnym natężeniu mocy. – Przykro mi, osób nie związanych ze Strażnikami nigdy nie chciałam zabijać, ale poświęciłam swoje życie zemście i nie mogę ci pozwolić stanąć mi na drodze.
Jeszcze odrobinę...
- Żegnaj.
W jednej chwili w niewielkiej jaskini zrobiło się gęsto od ścierającej się energii. Na środku powstał słup płomieni otoczonych jasną, zieloną poświatą. Wrogi pocisk niemalże natychmiast po kontakcie z ognistą barierą uległ rozproszeniu.
Oczy małej Ruelzhan otworzyły się szeroko ze zdziwienia.
- Jak to? Jak ty… - Jej głos zamarł, gdy tuż przed rudowłosą zmaterializował się mężczyzna odziany w długi szary płaszcz i obdarzył ją bezlitosnym szafirowym spojrzeniem.     
- Lina, już wystarczy. Teraz ja się nią zajmę – oznajmił lodowatym głosem.
Przeciwniczka Równowagi natychmiast zbladła i cofnęła się o kilka kroków.
- Nie… – Jej twarz wyrażała czyste przerażenie.
Nagle błysnęło światło i obok dziewczynki zmaterializowała się nowa postać.
- Serya! – Z oślepiającej łuny dało się usłyszeć wysoki dziewczęcy głos, jednak w żaden sposób nie dało się zobaczyć sylwetki nowo przybyłej, która wyciągnęła rękę w stronę towarzyszki.   
Dwie niewielkie dłonie się zacisnęły.
Wszelkie krzyki, które rozległy się ułamek sekundy później, utonęły przy ogłuszającej eksplozji surowej energii.

***

Kiedy podnosiła się do pozycji półleżącej, poczuła, że boli ją dosłownie wszystko. Rozejrzała się po zimnym pomieszczeniu, w którym się znajdywała. Nieprzyjemne, wilgotne powietrze. Chłodne mury. Kratka w oknie. No tak. To nic dziwnego, że po takiej akcji, na dodatek zakończonej całkowitą katastrofą, trafiła do lochu Ruelzhan, miejsca dla osób podejrzewanych o zdradę przeciwników fałszywej Równowagi.
- Tym razem przesadziłaś, Seruś. – Do jej uszu doszedł głos Freny. Tym razem nie mogła się doszukać nawet krztyny jej zwyczajowego dokuczliwego tonu. Jej siostra była wściekła. Serya nawet nie usiłowała udawać, że nie rozumiała powodu tego stanu.   
- Wiem. – Uniosła wzrok i spojrzała na sylwetkę ostatniego członka swojej rodziny, który stał za żelaznymi karatami blokującymi użycie wszelkiej magii. – Czy zapadł już wyrok?
W żółtawych oczach Freny nawet nie pojawił się cień uśmiechu, kiedy wypowiadała kolejne słowa, opierając się o kraty otaczające celę jej siostry.
- Owszem. Wiadomość o twoich poczynaniach doszła do samego pana Rezo. Od teraz będziesz przebywać pod stałym nadzorem, ale nie zostaniesz w żaden poważniejszy sposób ukarana.
W spojrzeniu Seryi pojawiło się powątpiewanie. Ruelzhan nie wybaczali nawet najmniejszych błędów. Nigdy.   
- Ale… dlaczego?
- Bo miałaś więcej szczęścia niż rozumu i przypadkiem zdobyłaś informacje, które Czerwony Kapłan uznał za cenne.
- Co na przykład?
- Na przykład, że zaklęcie tej od Ayneres zostało wzmocnione mocą Szarego Wilka. 
- I co w tym niezwykłego?
- A to, że przy tak potężnej ziemnej mocy, każde dodatkowe zaklęcie zostałoby w pełni unicestwione. Jego moc, nawet w niewielkiej ilości, jak to miało miejsce w tym przypadku, nie nakłada się na inne zaklęcia, tylko sprawia, że dochodzi do ich całkowitego rozproszenia. A ono wzmocniło ten filar ognia... To wciąż świadczy tylko o powinowactwie, ale pani Elsevien powiedziała, że nie zna przypadku, aby jakakolwiek magia miała powinowactwo do żywiołu ziemi Szarego Wilka. To niezbity dowód na to, że ta para naprawdę może uzyskać Rezonans.
- I to było informacja, którą Czerwony Kapłan uznał za interesującą? Przecież to tylko potwierdza nasze najgorsze obawy! – zdziwiła się Serya.
Frena przeczesała palcami swoje krótkie blond włosy, po czym założyła ręce na piersiach.
- Kluczem jest to, że ta dziewczyna, tak przynajmniej wynika z twojej opowieści, chciała znać powód naszego postępowania. Nie zachowywała się jak typowy zakuty łeb, jakich mnóstwo w szeregach Strażników.   
- I?
- Pan Rezo zmienił rozkazy dotyczące tej dziewczyny. Mamy sprowadzić ją żywą i postawić przed oblicze Czerwonego Kapłana.   
Młodsza z sióstr na moment zaniemówiła. Od początku swojej przygody z Ruelzhan nie słyszała, aby miał miejsce podobny precedens.
- Chciałby spróbować… przeciągnąć ją na naszą stronę?
- Tak mi się wydaje – odparła ze wzruszeniem ramion jej rozmówczyni. – Swoją drogą, czytałam raport, ale powiedz mi jeszcze raz, jak tej dziewczynie udało się przebić przez twoją pustynię energetyczną? Tyle razy to robiłaś, i nigdy taka sytuacja nie miała miejsca.
Serya podciągnęła kolana do siebie i objęła je ramionami.
- Nie doceniłam jej. Myślałam, że załatwię to błyskawicznie i nie usunęłam całkowicie nurtu łączącego świątynię Ceiphieda z moim wymiarem. – Z każdym słowem, w jej tonie pojawiało się coraz więcej irytacji. – Ale zostawiłam dosłownie może jedną nić energetyczną! A ta dziewczyna, odwracając moją uwagę, utkała sieć teleportacyjną, którą wykorzystała do przesłania swojej mocy tą jedną nitką energetyczną. W pewnym momencie tej energii pojawiło się na tyle, że powstał minimalny nurt, którym Szary Wilk, już czekający po drugiej stronie, wysłał swoją moc, aby wzmocnić zaklęcie tej dziewczyny i dosłownie moment później się tam teleportował… Resztę już znasz.     
Frena wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić. 
- Naprawdę zachowałaś się jak ostatnia kretynka. Ale z drugiej strony takich rzeczy dokonuje osoba parająca się magią niecałe dwa miesiące?
- Ja również tego nie przewidziałam – odparła Serya tonem, w którym niedowierzanie mieszało się z niechętnym podziwem. – Ale czy ona w ogóle przeżyła tą eksplozję? Przecież w ułamku sekundy zniszczyłyśmy cały wymiar.
Starsza z sióstr uśmiechnęła się blado.
- Doświadczyłaś obecności Szarego Wilka. Wtedy miał dwa wybory: albo skończyć z nami albo ratować swoje towarzyszki. Jeżeli my wciąż żyjemy, to osoba o takiej mocy z pewnością mogła otulić swoją tarczą ochronną przynajmniej dwie osoby.
Ciemnowłosa przez chwilę w milczeniu trawiła usłyszane nowiny.
- Czyli w zasadzie nic się nie zmieniło. Szary Wilk i dziewczyna od Ayneres wciąż stanowią dla nas zagrożenie – podsumowała krótko.
- Nie, Serya. Może jeszcze tego nie widzisz, ale to wydarzenie wpłynie na wiele rzeczy – Ton Freny nagle stał się jeszcze chłodniejszy.
Zaskoczona Serya podniosła wzrok i po raz pierwszy od starcia z Szarym wilkiem spojrzała swojej siostrze prosto w oczy. W żółtych tęczówkach kryło się wiele rzeczy. Żal, strach, smutek oraz coś, czego młodsza Ruelzhan dotychczas nie widziała. Jakiś obcy pierwiastek, coś, czego nie potrafiła nazwać, ale co wzbudziło w niej silny niepokój.
- Frena?   
- Zostałam przypisana do pewnej misji z panem Gueshem – oznajmiła starsza z przeciwniczek Równowagi ponurym tonem.
- Rozumiem. To… kiedy wyruszamy?
- Nie my wyruszamy, tylko ja wyruszam. Ty zostaniesz tutaj.
Serya w jednej chwili zrobiła się blada jak kreda.
- Ale jak to? Przecież na poważniejsze misje nie wolno się ruszać bez kogoś z kimś osiągnęło się Rezonans! Więc o czym ty mówisz?!
- To był pomysł pana Guesha. Powiedział, że coś takiego może cię wiele nauczyć.
- Co ten pindrzący się staruch sobie myśli?! Zostając tutaj, jak ci się coś stanie, nawet tego nie wyczuję. Nie będę mogła ci pomóc…
- Tylko tyle miałam ci powiedzieć. A póki co trzymaj się, Seruś. – Starsza dziewczyna pomachała jej dłonią i ruszyła w stronę wyjścia z lochu. 
- Frena, zaczekaj! Frena! FRENA!!! 

***

- Nic wam nie jest? – Kiedy usłyszała głos Zelgadisa zdała sobie sprawę, że z powrotem znalazła się w dworku, w Sali Teleportacji.
- Mnie nic – odparła, jednocześnie szukając wzrokiem Amelii.
- Mnie również – dodała użytkowniczka białej magii, trzymając się za szyję. Uwadze Liny nie uszło, że pod dłońmi dziewczyny skrywały się zaczerwienienia. Jednak nie licząc ogólnego wyczerpania, wyglądała na całą i zdrową. Przynajmniej tak bardzo, jak pozwalały na to okoliczności.   
- Możecie mi w takim razie wytłumaczyć, jak do tego doszło? – Jego głos stał się nagle tak lodowaty, że obie dziewczyny mimowolnie przeszedł dreszcz.
- To… moja wina… – odezwała się bardzo cicho Amelia.
Zelgadis obdarzył ją tak wściekłym spojrzeniem, że ciemnowłosa instynktownie schowała się za Linę.
- A na czym dokładniej polega twoja wina? – spytał pozornie spokojnym tonem.
- W świątyni Ceiphieda… narodził się nowy nurt…
- Po czym jak ostatnia idiotka postanowiłaś, że musisz go wyciszyć i zupełnie ci do głowy nie przyszło, że narodzenie się nowego nurtu w świątyni Ceiphieda akurat w momencie waszej wizyty to absolutnie nie jest nic podejrzanego, tak? – przerwał jej ostro.
- Zel, daj jej spokój – wtrąciła Lina. – Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się stanie. Ta mała Ruelzhan sama stworzyła ten nurt i wysłała go do świątyni Ceiphieda. Spodziewałbyś się czegoś takiego? Jak chcesz szukać winnych, to równie dobrze możesz winić mnie, bo cię namówiłam, abyś nas zostawił.
Wyraz zaskoczenia w jednej chwili wyparł całą wściekłość widoczną na twarzy wojownika.
- Jesteś pewna? Ta mała sama stworzyła… nurt?
- Sama to potwierdziła. To wiele wyjaśnia w temacie ich działalności, której nie byliście w stanie wykryć, czyż nie? – odparła z entuzjazmem rudowłosa.
- Skoro już jesteście przy wyjaśnieniach, to możecie nam opowiedzieć, co wam się stało? – Nagłe rozległ się głos lekko poirytowanej Filii.

***

Jak tylko Sylphiel ujrzała Amelię, natychmiast kazała jej się udać do lecznicy i nie bacząc na sprzeciwy następczyni Filara, z niewielkim udziałem Gourry’ego zaprowadziła młodszą dziewczynę do swojego gabinetu. W tym samym czasie Filia usadowiła Linę i Zelgadisa w dwóch fotelach po obu stronach kominka w salonie i zmusiła do obszernej relacji z wyprawy do Cielenth. Na samym początku rozmowy Smoczyca była zdenerwowana. Przy ostatnich zdaniach tej opowieści z oczu kapłanki Ceiphieda wydobywały się gromy wściekłości.
- Wiedziałam, że tak to się skończy! Może następnym razem ktoś mnie posłucha, zanim zdecyduje się na taką wyprawę?! Teraz Ruelzhan dowiedzieli się o pannie Linie…
- Wiedzieli już wcześniej – przerwała jej zniecierpliwiona czarodziejka. – To ja byłam głównym celem tego ataku.
Filia w jednej chwili opanowała swój wybuch gniewu.
- Wiedzieli już wcześniej? Ale jak?
- To w tym wszystkim jest chyba najmniej istotne. Słyszałaś kiedyś o kimś, kto potrafi własnoręcznie stworzyć nurt i kierować nim zgodnie ze swoją wolą?
Oczy Smoczycy gwałtownie się rozszerzyły.
- Stworzyć nurt? Oni mają po swojej stronie kogoś, kto potrafi stworzyć własny nurt? – Oniemiała blondynka powoli usiadła na fotelu. – Ale jak? Nurty tworzy połączona moc Shabranigdo i Ceiphieda. Jak żyjąca osoba może dokonać czegoś takiego?
Lina przez moment nie odpowiadała, tylko wpatrywała się w radośnie tańczące w kominku płomienie.
- A czy możecie mi coś powiedzieć na temat mordowania rodziców małych dziewczynek, które ponoć nie powinny się narodzić, przez Strażników? – spytała, wciąż nie podnosząc wzroku na swoich rozmówców.
- O czym ty mówisz? – Wreszcie włączył się do rozmowy milczący od pewnego czasu Zelgadis.
- Ta mała powiedziała, że jej rodziców zamordowali Strażnicy. Że zrobili to, bo z ich związku mógłby powstać owoc mający moc mogącą zagrozić fałszywej Równowadze.
- Strażnicy nie mordują niewinnych istot! – obruszyła się Filia.
- Na pewno? A gdyby samo istnienie tych niewinnych istot zagrażało Równowadze?
Ryuzoku już chciała zabrać głos, jednak słowa, które chciała wypowiedzieć, zamarły jej na ustach. Przed oczami zamigotała jej sylwetka Valgaarva. Dobrze wiedziała, że najwyżej postawieni Strażnicy byli w stanie zrobić wszystko, aby zniszczyć wrogów Równowagi.
- Ja… Nie wiem, co mam na ten temat myśleć… Nigdy dotąd nie słyszałam o czymś takim. Jesteś pewna, że ta mała Ruelzhan mówiła prawdę? Albo może Rezo coś jej wmówił?
- Nie wydaje mi się – odparła Lina z całą stanowczością.
- Chcesz przez to powiedzieć, że uważasz teraz Strażników za zimnych morderców a Rezo za zbawcę niewinnych owieczek? – spytał niebezpiecznie spokojnie Zelgadis.
Czarodziejka obdarzyła go lekko poirytowanym spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie. Nie wiem co myśli Rezo, ale zaczynam uważać, że przynajmniej część jego popleczników ma całkiem rozsądne powody, dla których nie znoszą Equeshan. Was zdążyłam już poznać i wiem, że nie jesteście zimnymi zabójcami, ale nie mogę tego powiedzieć o waszych przełożonych, nie mówiąc już o pozostałych członkach Przymierza Równowagi. Owszem, jesteście sobie tutaj wielcy i potężni w samotnej magicznej twierdzy, ale to jeszcze nie oznacza, że musicie wiedzieć o wszystkich sekretach Eques.
Na moment zapadła ciężka cisza przerywana jedynie trzaskaniem ognia w kominku.     
- Ej, nie róbcie takich min – dodała Lina, czując się nieswojo z tym milczeniem. – Nie twierdzę przecież, że Rezo z tym mordowaniem na lewo i prawo postępuje słusznie.
- Moc tworzenia nowych nurtów. Moc Shabranigdo i Ceiphieda. Zakazany związek – odezwał się nagle Zelgadis, ignorując wcześniejszą wypowiedź rudowłosej. – Czemu na to wcześniej nie wpadłem? – Mężczyzna wstał i zaczął chodzić po pokoju. – To temat tabu w Eques – Na dłuższą chwilę jego wzrok zatrzymał się na Filii. – Związek Smoka i Mazoku. Jego owocem byłaby istota mogąca czerpać moc zarówno od Shabranigdo jak i od Ceiphieda. Połączenie tych dwóch energii daje moc tworzenia zaklętą w śmiertelnym ciele. Taka istota mogłaby faktycznie zyskać moc dawania życia nowym nurtom i jednocześnie stałaby się potencjalnym zagrożeniem dla Równowagi. Jeżeli Przymierze Równowagi działa tak jak mówisz, zależałoby im, aby jak najmniej osób o tym usłyszało.     
- Związek Smoka i Mazoku? – spytała zaskoczona Lina. – Ale to przecież naturalni wrogowie, zmuszeni do pokojowej koegzystencji…
- To jest niemożliwe, Zelgadisie – odezwała się słabym głosem Ryuzoku. – Każdy Smok wie, że to jest zabronione.
- Ale każdy Smok ma serce, które czasami potrafi być głuche na głos rozsądku, czyż nie? – Nagle pokój wypełnił spokojny głos Sylphiel, która weszła do pokoju i zajęła wolne krzesło po stronie Liny. 
Pobladła Smoczyca na moment zaniemówiła, lecz chwilę później obdarzyła wszystkich zebranych poważnym spojrzeniem.
- Nawet jeśli to, co mówicie, jest prawdą – powiedziała bardzo wolno i wyraźnie. – Że zdarzają się związki Smoków i Demonów, w wyniku których… rodzi się dziecko. – Widać było, że każde wypowiadane słowo przychodziło jej z trudem. – Nie wyobrażam sobie, aby moja rasa przyłożyła rękę do tak nieludzkich morderstw. Wiem, że ustrój Eques nie jest idealny… Że zdarzają się sytuacje, kiedy nie można się uciec do żadnych półśrodków. – Przed jej oczami stanęła postać jej brata w plamach cudzej krwi. – Ale coś takiego… byłoby po prostu nieludzkie…
- O ile jestem przekonany, że Phil nawet nie miałby pojęcia o takim zdarzeniu, to jakoś nie mam tego samego problemu w przypadku Milgazii – skomentował Zelgadis.
- Nie waż się tak mówić o panu Milgazii! To, że się nie lubicie, jeszcze nie oznacza, że zezwalałby na coś takiego! – żachnęła się Filia. 
Mistrz ziemi zaśmiał się szyderczo.
- Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz. Pomijam fakt, że tylko z tego względu, że nie ma nade mną kontroli, chciał mnie wrzucić do Ruelzaar. Ale nie zapomniałaś chyba z jaką beztroską cię potraktował w czasie zastawiania pułapki na Valgaarva.
- Panie Zelgadisie…  – odezwała się ostrzegawczo Sylphiel.
- Więc czemu nie miałby na podobnej zasadzie przymykać oka na czystki przeprowadzane na przykład przez Mazoku? – kontynuował niewzruszony mag.
W oczach bladej jak kreda Filii zamigotały łzy wściekłości.
- Nawet jeśli ktoś popełnił jeden błąd, to wcale nie oznacza, że jest na wskroś zły. Mógłbyś się wreszcie wyleczyć z tej krótkowzroczności – odrzekła jadowicie.   
- Zamknijcie się obydwoje – warknęła Lina. – To są wciąż jedynie przypuszczenia. A jeżeli macie jakieś sprawy niezałatwione między sobą, zajmijcie się tym gdzie indziej. – Obdarzyła dwójkę Strażników mocno poirytowanym spojrzeniem. Gdy żadne z nich nie wykazało chęci kontynuowania tematu, zwróciła się do uzdrowicielki. – Sylphiel, a co z Amelią?
- Właśnie o tym chciałam z wami porozmawiać – odparła z powagą ciemnowłosa. – Póki co dałam jej naparu usypiającego. Nic jej się poważnego nie stało, ale jest wykończona zarówno psychicznie jak i fizycznie.  Zastanawia mnie tylko jeden szczegół… – Jej szmaragdowe oczy spotkały się z czerwonymi tęczówkami. – W czasie tego ataku, ta Ruelzhan złapała Amelię za gardło, zgadza się?
- Zgadza się – potwierdziła Lina.
- Lecząc te rany, znalazłam kawałek obcego naskórka, który przykuł moją uwagę. Przeprowadziłam więc kilka testów… Naprawdę powtarzałam je chyba z dziesięć razy i za każdym razem wychodzi mi to samo. Te komórki nie należą on ani do człowieka, ani do Smoka, ani do Demona…   
Na słowa Sylphiel wszyscy pogrążyli się w milczeniu.
- Póki co nikt z zewnątrz nie może się dowiedzieć o tym, co zostało wypowiedziane w tym pomieszczeniu – odezwała się po dłuższej chwili Filia. – Ja muszę to… przemyśleć…
- Jak najbardziej się z tym zgadzam – dodał Zelgadis. – Chciałem wspomnieć jeszce tylko o jednej rzeczy...
- Czyli jednak coś odkryłeś? – spytała z entuzjazmem Lina.
Kąciki ust mężczyzny lekko się uniosły.
- Pewnie się ucieszysz... W samym centrum Baharesi znalazłem pieczęć opatrzoną symbolem spirali rozpoczynającej się grubym ciemnym punktem po środku…   

***

- Pani. – Fioletowowłosy mężczyzna ukląkł na środku niewielkiego, lecz niezwykle wytwornego pomieszczenia. Wiszące na ścianach obrazy wypełniały kamienistą przestrzeń dziedzictwem kultury wielu wieków. Ciemne meble o misternie rzeźbionych ornamentach wzbudziłyby zazdrość największych z ludzkich monarchów. Gruby, czerwony dywan ze złoconymi zakończeniami prowadził do strojnej kobiety siedzącej w cieniu otaczających ją wspaniałości. 
- Czy zrobiłeś to, o co cię prosiłam? – spytała niskim, aksamitnym głosem.
- O tak. Poddałem Linę Inverse małemu… eksperymentowi. I muszę przyznać, że to naprawdę interesująca dziewczyna. Mówiąc krótko, pani przypuszczenia potwierdziły się w stu procentach – odparł z zadowoleniem, nieznacznie uchylając powieki.
- Doskonale. – W jej tonie pojawiła się satysfakcja. – W takim razie postępuj zgodnie z pierwotnym planem.
- Tak jest.

Meitsa - 2014-06-30 14:53:37

Super się czytało! Wszystko wyważone: długość dialogów, akcja czy bardzo plastyczne opisy. Pierwsze poważne starcie Liny uważam za najlepszy fragment. No i znowu Lina pokrzepiła mnie na duchu, nie tylko Amelię :D
A co do Ame to mam głupie wrażenie, że jej tacie jednak się zemrze i będzie filarem znacznie szybciej niż myśli ^^' I widzę już potencjał do dobicia Filii. Jak ona będzie miała dziecko z Xellem to kaplica! Chociaż nie do końca... To jest właśnie cel Xellosa, bo on wie o wszystkim i też chce mieć po swojej stronie istotę mogąca tworzyć nurty! Tylko po co?
Kolejna wskazówka: oko cyklonu. Jednak nie potrafię nic zrobić z tym puzzlem. W każdym razie coraz wyraźniej widać, że świat nie dzieli się na tych dobrych i złych, a na dwie prawdy, których ktoś broni.

Rinsey - 2014-07-01 10:39:37

Bardzo się cieszę! Zwłaszcza, jeżeli Linie udało się pokrzepić nie tylko Amelię :)

Co do Amelii i Filii, ponownie jestem pod wrażeniem Twoich teorii, ale znów nie mogę nic potwierdzać ^^' Mogę tylko powiedzieć, że w dwóch najbliższych rozdziałach Filia wysunie się na przedni plan :)

Jestem też bardzo zadowolona z Twojej końcowej konkluzji. Właśnie taki efekt u czytelnika chciałam uzyskać :)

Meitsa - 2014-07-01 17:11:32

Haha, im wiecej piszesz w ten sposób tym bardziej potwierdzasz, ze moje teorie maja w sobie ziarno prawdy ^^

Już nie mogę sie doczekać wątku Filii :D

Rinsey - 2014-07-03 19:38:20

Trudno zaprzeczyć... Z drugiej strony kto wie? Może w ten sposób wprowadzam Cię w błąd ;p

Wątek Filii będzie kolejnym dłuższym fragmentem, wiec ponownie muszę pomyśleć i wszystkie cegiełki sobie poukładać. No i muszę trochę odpocząć, bo w sumie dwa rozdziały napisałam w dwa tygodnie, poświęcając każdą wolną chwilę, póki miałam wenę, więc póki co czuję się trochę wydrenowana ^^'

Meitsa - 2014-07-03 20:35:39

No w takim razie czuje sie zobowiązana napisać do końca 4 rozdział Przeznaczenia, bo opublikowalam niecałe 7 stron, a 8 już mam i chce dojść do 15. Przynajmniej tutaj mam wszystko ułożone w głowie, tylko napisać.

Rinsey - 2015-06-22 22:25:03

Uff... Wreszcie to to napisałam. Zaczęłam pisać ten rozdział w grudniu, a potem nastało życie i tyle wyszło z pisania ;p I chyba inauguruję wpisy na forum w roku 2015 :D Nie wiem, jak ten rozdział wyszedł, miałam w sumie roczną przerwę. Miał być pełen akcji, a wyszło mi tylko przygotowanie gruntu pod akcję, która zostaje przerzucona na później.

I jeszcze taki mały PS do wszystkich, co chociaż zerkną tutaj na chwilę. Jak tu zerkacie, to znaczy, że Slayersi wciąż gdzieś w Was tkwią, a skoro tak, to na pewno gdzieś nosicie w sobie historię, która chce być opowiedziana. Więc apeluję krótko, że tkwi we mnie tęsknota ze lekturą czegoś dobrego i nowego ze świata Slayersów, a tego mogą mi tylko dostarczyć członkowie tego forum, więc liczę na Was :)

Rozdział 10
Spiralne schody

Spirala. W wielu kulturach określana jako symbol wiecznego życia, niekończący się cykl destrukcji i ponownej syntezy wszechświata. Metafora dążenia do intuicyjnego wyczuwania zależności pomiędzy świadomością i uśpionymi pragnieniami duszy. Pojmowania istoty jednostki pośród całości, nierozerwalności światła od mroku.
Jej centrum to miejsce, gdzie niebiosa i ziemia łączą się w idealnej harmonii, osiągając ostateczną Równowagę. Powrót do korzeni, do praprzyczyny…
Spirala bez punktu po środku. Symbol pozbawiony swojego początku, prawdziwego praźródła…
Tego właśnie dokonał Rezo. Odnalazł zaginioną przed wiekami Praprzyczynę. Punkt, od którego wszystko się zaczęło. Podstawę Prawdziwej Równowagi. Która dała mu moc, aby niemożliwe stało się możliwe.
Lina z poirytowaniem po raz kolejny popatrzyła na swoje notatki. Odkrycie Zelgadisa w Baharesi nieopodal Cieleth stało się pierwszym dowodem na poparcie jej teorii. Wreszcie zrobili krok naprzód. I jednocześnie ponownie znaleźli się w ślepym zaułku. Mistrz ziemi przy całej swojej potędze nie był w stanie nawet zadrasnąć pieczęci opatrzonej symbolem spirali z ciemnym punktem po środku. Chociaż czarodziejka podejrzewała, że nawet gdyby jakimś cudem osiągnęła z Zelgadisem Rezonans, nawet taka moc by nie wystarczyła, aby przebić się przez tamtą barierę. Ta osłona była jak drzwi otwierające się tylko przed posiadaczem jednego właściwego klucza, do którego dostęp miał póki co jedynie Rezo. I tak długo, jak ten fakt nie ulegnie zmianie, Eques, zgodnie z zapowiedzią Czerwonego Kapłana, będzie stać na drodze do całkowitej zagłady.   

***

- A więc pomimo  pierwszego większego odkrycia w temacie Ruelzhan wciąż stoimy w miejscu… – podsumowała ponuro Filia, spoglądając w ostatnie tlące się ogniki w salonowym kominku. Wszyscy poza najpotężniejsza parą mieszkańców dworku już dawno poszła spać, aby przygotować się do trudów następnego dnia.
- Nie do końca – odparł cicho Zelgadis zajmujący  fotel obok Złotego Smoka.
- Co masz na myśli? – Kobieta odwróciła głowę w jego stronę.
- To może być kolejny ślepy zaułek, ale chcę odwiedzić Vun Geas. – Wzrok mężczyzny był utkwiony w napoju o ciemnym zabarwieniu wypełniającym ogromny kubek.
- Vun Geas? – zdziwiła się Smoczyca. – Co ci przyjdzie z odwiedzenia jednego z niemagicznych obszarów?
Odpowiedziało jej kilkosekundowe milczenie.
- Kiedyś wspominał mi o tym Rezo.
Wzrok wojownika nawet na moment nie oderwał się od czarnego płynu.
- Ach… - wydusiła z siebie nieco zaskoczona Ryuzoku.
Mistrz ziemi prawie nigdy nie wspominał przy niej o swoim dziadku, więc samo pojawienie się jego imienia w ustach maga lekko ją zdziwiło.
- Zamierzam wyruszyć tam jutro z Liną.
Dopiero wspomnienie imienia nowej adeptki arkanów magii wyrwało Filię z osłupienia.
- Teraz, jak wiemy, że ona jest na celowniku Ruelzhan, chcesz ją zabrać w kolejne niezbadane rejony Eques? – spytała sceptycznie.
- Pomijając fakt, że ta dziewczyna nie da się zamknąć w dworku, obiecałem jej udział w rozszyfrowywaniu badań Rezo. Poza tym, po tym, co się stało w Cieleth, tym bardziej nabrałem przekonania, że powinna jak najczęściej ruszać w teren.
- Dobrze, zgadzam się, że poradziła sobie w tej sytuacji lepiej niż niejeden Strażnik, ale wciąż…
- Miałaś rację – przerwał jej mężczyzna. – Istnieje pewna możliwość, że faktycznie będę mógł z Liną osiągnąć Rezonans.
Oczy Filii rozszerzyły się w szoku.
- Ona ma powinowactwo do mojego żywiołu ziemi – dodał cicho.
- Skąd do wiesz?
- Gdy Linie udało się stworzyć niewielkie połączenie pomiędzy tamtym sztucznym wymiarem i świątynią Ceiphieda, wysłałem wiązkę własnej mocy, aby umocnić to połączenie. Jednak moja moc nie tylko umocniła to połączenie, ale też wzmocniła zaklęcie Liny... Wiesz dobrze, że nawet jak niezwykle staram się ograniczać, moja energia pochłania obcą moc. Dokonuje anihilacji, a nie wzmocnienia.
Kilka chwili minęło, zanim do Smoczycy dotarło prawdziwe znaczenie tej wiadomości.
- To cudownie! – powiedziała z uśmiechem.
- Nie ciesz się zbyt szybko – przerwał jej mistrz ziemi, wreszcie spoglądając jej w oczy. – To jeszcze o niczym nie świadczy. Osiągnięcie Rezonansu czasami zajmuje całe lata. Zresztą nawet nie wiemy, czy jak to się wszystko skończy,  Lina postanowi zostać w Eques.   
- Naprawdę wierzysz, że ktoś w takim stopniu pojmujący Równowagę i magię, będzie potrafił wrócić do normalnego życia? – spytała sceptycznie Ryuzoku, przekrzywiając lekko głowę. 
- Nie bardzo – przyznał mężczyzna. – Ale to wciąż zależy od niej.
- Niekoniecznie – wtrąciła ostrożnie Filia. – Jeżeli faktycznie uda jej się osiągnąć z tobą Rezonans, nawet w niewielkim stopniu, Rada Seyrun za nic na to nie pozwoli. Utrata panny Liny wiązałaby się wtedy ze zbyt wielkim spadkiem potencjału bojowego Varney.
W szafirowych oczach pojawił się błysk gniewu.
- Nie zapominasz przypadkiem, że ta dziewczyna nie jest Strażniczką? – odparł chłodno. – Nie chciała tu przybyć. Pojawiła się w tym świecie tylko dlatego, że nie miała innego wyboru.
- Ja o tym wiem – przerwała mu. – Ale Rada kieruje się tym, co pozwoli na zwiększenie sił obronnych Varney.
- Radzie nic nie przyjdzie po Strażniczce, która sama nie zdecyduje się poświęcić życia strzeżeniu Równowagi – powiedział mag, po czym wykończył zawartość kubka i podniósł się z wygodnego fotela.
- Tak jak miało to miejsce w przypadku Elsevien? – spytała Ryuzoku, zanim ugryzła się w język.
Zelgadis odwrócił się w jej stronę i obdarzył ją lodowatym spojrzeniem.
- Zgadza się. Albo jak w przypadku Valgaarva – odparł jadowicie i opuścił pomieszczenie.

***
Biegnąca aż po kres horyzontu pustynia drogocennych wspomnień. Cień uśmiechu niknący w odmętach czarnej rozpaczy. Nieposkromiony ból, nie do wyrażenia przez krzyk i łzy, a który musi znaleźć swe ujście. Gorący płomień nienawiści wypełniający każdy zakamarek duszy, tak bardzo odmienny od wszechogarniającej pustki wyzierającej z popiołów dokonanej już zemsty…
Miłość...
…to od niej wszystko się zaczęło. To ona sprawiła, że utrata zadała tak ogromny…
Ból…
…w jednej chwili wypełnia duszę, uciskając ją niemiłosiernie. Powoli doprowadza do tego, że rodzi się… 
Nienawiść...
…staje się paliwem podsycającym płomień życia w zastępstwie szczęśliwych chwil, będących już tylko wspomnieniem. Bezlitośnie domaga się zadośćuczynienia, co może zapewnić jedynie…   
Zemsta...
…niczym narkotyk powoduje, że wciąż pragnie się więcej i więcej. Pierwotny cel szybko znika gdzieś w coraz głębszej ciemności spowijającej serce. Chociaż początkowo przynosi ulgę, szybko się okazuje, że to zaledwie złudzenie. Ostatecznie tylko jedna rzecz może doprowadzić to prawdziwego ukojenia…
Śmierć.     
To wszystko zobaczyła w czasie tej jednej krótkiej chwili, kiedy przeciwniczka Równowagi zacisnęła swoje małe dłonie o nieobrażanej sile wokół jej szyi. Shyllien co prawda posiadali umiejętność odbierania emocji towarzyszących korzystaniu z magii, lecz Amelia nigdy wcześniej nie doświadczyła tak potężnego sygnału. Kontakt fizyczny mógł się znacznie przyczynić do skali tego zjawiska, jednak wciąż nie byłoby to możliwe, gdyby Ruelzhan w napadzie wściekłości nie opuściła swoich barier wewnętrznych, całkowicie skupiając się na zadaniu jej cierpienia.   
Ale dlaczego?  Dlaczego musicie zabijać?
Nigdy nie sądziła, że uzyska tak dosadną odpowiedź na swoje pytanie. Wciąż pobrzmiewały jej w głowie oskarżenia wykrzykiwane przez tamtą dziewczynę z ciemnymi jak węgiel oczami, błyszczącymi od tlącej się w nich nienawiści, przeplatające się z zalewającym ją strumieniem emocji.   
Dlaczego musimy zabijać, się pytasz? A może ja się powinnam spytać, dlaczego Strażnicy zabili moich rodziców?!
Strażnicy… zabili…
Bo muszą chronić swojej pieprzonej, fałszywej Równowagi! Muszą chronić kłamstwo, w którym żyją tak wygodnie od tylu tysięcy lat!
Fałszywa Równowaga.
Dla przeklętych Equeshan nie powinnam istnieć, więc czemu ja mam tolerować ich istnienie?
Objęła się ramionami i bezskutecznie próbowała powstrzymać kolejne spływające po policzku łzy. Całe jej ciało drżało pod wpływem mnożących się w zastraszającym tempie wątpliwości.
Czy naprawdę tych czynów dokonali Strażnicy? Właśnie takie rzeczy gwarantowały bezpieczeństwo Równowagi? Czy Równowaga nie była jednak czymś więcej, niż od zawsze jej się wydawało?  Jeżeli to, co jej zawsze mówiono, nie było do końca pokrywało się  z rzeczywistością, to co było prawdą?   
- Amelio, mogę wejść? – Nagle dobiegł ją przytłumiony przez drzwi głos Sylphiel.
- Chwileczkę! – zawołała, pośpiesznie podnosząc się z łóżka i ocierając łzy. – Wejdź, proszę.
Uzdrowicielka lekko uchyliła drzwi i weszła do pokoju przydzielonego Amelii na czas jej szkolenia.
- Amelio, powinnaś coś zjeść – powiedziała delikatnie. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na siedzącą na łóżku postać przyszłej Shyllien, aby Sylphiel odłożyła trzymany w dłoniach półmisek z ciepłą, apetyczną potrawą na pobliską szafkę i usiadła na skraju łóżka młodszej dziewczyny.
- Przepraszam… Ja chyba nie mam apetytu…  – wymamrotała nastolatka.
- Wiem, że to wszystko nie jest dla ciebie łatwe – zaczęła cicho długowłosa kobieta. – Ale musisz mieć siły, aby się zmierzyć chociażby z własnymi myślami. A żeby mieć siły, musisz coś zjeść. Wiesz dobrze, że ciało mieszkańca Eques potrzebuje więcej jedzenia niż przeciętny mag.
- Wiem…  – odparła Amelia, chociaż nie zrobiła najmniejszego ruchu w stronę półmiska.
Przez kilka dłuższych chwil Sylphiel w milczeniu obserwowała pogrążoną we własnych myślach dziewczynę, po czym przysunęła się do niej bliżej i lekko objęła ją ramieniem. Pod wpływem tego gestu Amelia na moment zesztywniała, lecz szybko wtuliła się w uzdrowicielkę. Nie wiedzieć kiedy, do jej oczu ponownie napłynęły łzy.
- Ja… nie wiem, w co mam wierzyć. Nic nie jest takie, jak mi się na początku wydawało… Jak mam kiedyś zostać Filarem Varney, jeżeli nie radzę sobie z samą sobą?
- Na to pytanie, niestety, ci nie odpowiem – przyznała uzdrowicielka, lekko gładząc młodszą dziewczynę po głowie. – Ale zapewniam cię, że każdy z nas przechodził to samo. Pan Zelgadis często powtarza, że bycie Strażnikiem musi wynikać z głębokiego wewnętrznego przekonania. Oczywiście, urodziłaś się w Seyrun, tak jak pan Philionel masz ogromne predyspozycje do zostania Shyllien, doskonale rozumiesz nurty i zaklęte w nich emocje, ale jeżeli sama nie zdecydujesz się na zostanie Filarem, nikt cię do tego nie będzie w stanie zmusić. Shyllien to jeden z dwóch najważniejszych Strażników w wymiarze, dlatego jego wewnętrzne przekonanie o słuszności tej misji musi być autentyczne. Dlatego sama musisz ocenić rzeczywistość i podjąć decyzję, w jakim kierunku będziesz zmierzać.
Słysząc to, Amelia wysunęła się z objęć Sylphiel, aby spojrzeć jej w oczy.
- Ale jak mam ocenić tę rzeczywistość? Widziałam Ruelzhan już wcześniej. Byłam przekonana, że to grupa zwyczajnych morderców. To, co zrobili z Opiekunem Gwiazd w Cieleth było więcej niż okrutne. Ale ta dziewczynka… powiedziała, że Equeshan zabili jej rodziców. Przeniknęły do mnie jej uczucia. Ona nie kłamała. Nie wierzę, aby Strażnicy zabijali bez powodu, ale z drugiej strony jak można ją winić za to, że nas nienawidzi? Na dodatek ona zrobiła coś,  o czym mnie uczono, że jest absolutnie niemożliwe. Stworzyła własny nurt! Widziałam to na własne oczy. A skoro tak, to ile jest jeszcze rzeczy, o których istnieniu nie mamy pojęcia?
- Właśnie na to próbujemy odnaleźć odpowiedź. Zadajemy sobie dokładnie te same pytania i sama  nie potrafię ci dokładnie powiedzieć, co będzie się tliło mojej głowie, gdy faktycznie odnajdziemy odpowiedzi na te pytania. Być może wtedy już nic nie będzie takie samo. Nie powiem ci, jak masz się odnaleźć w tej innej rzeczywistości, ale zapewniam cię, że nie jesteś w tym wszystkim sama. – Uzdrowicielka uśmiechnęła się ciepło.
Chociaż wzrok Amelii wciąż spowijała mgła niepewności, w jej spojrzeniu po raz pierwszy od powrotu z Cieleth pojawił się weselszy błysk.   
- Ty również jesteś silna, panno Sylphiel. Prawie jak panna Lina.
- Oj, nie. – Długowłosa kobieta lekko okręciła głową. – Do jej siły ducha jeszcze wiele mi brakuje. W sumie ledwie ją powstrzymałam prze przyjściem do ciebie, zanim wyruszyła z panem Zelgadisem.
Na tę wiadomość Amelia zdecydowanie się ożywiła.
- Czemu ją powstrzymałaś?
Uśmiech uzdrowicielki stał się nieco zakłopotany.
- Hm… Powiedziałam jej, że wciąż nic nie zjadłaś i jak tylko to usłyszała, postanowiła to… zmienić.
Przyszła Shyllien zabawnie przekrzywiła głowę.
- Eee… a w jaki sposób?
- Hm… coś wspominała o jakiejś rurze i przepychaczu, więc stwierdziłam, że jednak ją zastąpię.
Młodsza dziewczyna lekko pobladła.
- Dziękuję, panno Sylphiel – wydukała po krótkiej chwili milczenia, któremu towarzyszyło dokładne wyobrażenie, jak skutecznie czarodziejka płomienia mogłaby zrealizować swoją groźbę.
- Ależ nie ma za co, Amelio – przyznała z pełnym zrozumienia uśmiechem uzdrowicielka.
- Panna Lina czasami bywa straszniejsza od pana Zelgadisa.
- Zgadzam się w zupełności. To jak? Zjesz coś?
Następczyni Filara raz jeszcze stanęła przed oczami wizja przepychacza.
- Tak. Chyba jednak zgłodniałam….
Sylphiel ponownie się uśmiechnęła i podała młodszej użytkowniczce białej magii półmisek z wciąż ciepłym posiłkiem. Amelia z lekkim wahaniem podniosła łyżkę, ale dopiero wtedy, gdy wzięła do ust pierwszy kęs, poczuła prawdziwy głód. Przygotowany przez uzdrowicielkę gulasz był jak zawsze lekkostrawny i pyszny. Może wciąż targały nią wątpliwości, ale musiała przyznać, że zgodnie ze słowami starszej Strażniczki, zrobiło jej się lepiej. Przynajmniej na tyle, że w jej umyśle pojawiło się pytanie niezwiązane z Ruelzhan.
- Panno Sylphiel, w sumie nigdy nie miałam okazji się ciebie spytać – odezwała się pomiędzy kęsami. – W jaki sposób trafiłaś do oddziału pana Zelgadisa?
Ciemnowłosa kobieta najpierw spojrzała na nią z lekkim zaskoczeniem. Na moment jej oczy stały się nieco odległe, jakby cofnęła się do wspomnień z dalekiej przeszłości.   

***

Strażnicy znacząco się różnili od zwyczajnych czarodziejów. Jako że moc Equeshan ściśle przeplatała się z istnieniem, ich magia była niesamowicie potężna. Potężna i wyjątkowo niebezpieczna. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy do głosu dochodziły silne emocje. W zależności od charakteru targającego magiem uczucia, magia zmieniała swoją naturę i postać. Wściekłość potrafiła zwiększyć siłę ataku, nadzieja czasem pomagała dokonać cudu w leczeniu, a głęboki, przenikający serce i duszę, ból często powodował utworzenie potężnej, szczelnej bariery odgradzającej maga od źródła wszelkiego cierpienia. W niektórych przypadkach takie samorzutne działanie magii potrafiło uratować swojemu właścicielowi życie, gdy w odpowiednim momencie udawało mu się odzyskać świadomość i zapanować nad otaczającym go żywiołem. Jednak gdy ów proces nie został w porę przerwany, dochodziło do samowypalenia – przy tak ogromnym natężeniu mocy ciało ulegało destrukcji, a dusza i magia pozbawione naczynia natychmiast nieodwracalnie mieszały się z nurtami Eques.

***

Bariera psychiczno-magiczna skutecznie oddzielała ją od wszystkiego, co mogło ją zranić. Od wpływów wrogiej energii, od ludzi pragnących ją zniszczyć i jednocześnie od źródła jakiejkolwiek pomocy. Gdzieś w głębi siebie wiedziała, że nie może się poddać temu wirowi mocy. Od dziecka uczono ją kontroli, jednak każdą próbę skupienia się na własnym wewnętrznym nurcie udaremniała ta paraliżująca myśl, że jej ojciec, ciocia, przyjaciele, wszyscy mieszkańcy Sairaag odeszli. W jednej chwili, trwającej krócej niż oddech, jej rodzinne miasto stanęło w czarnych płomieniach. Stos martwych ciał otaczał powalone święte drzewo Flagoon, pomost pomiędzy Eques a półmagicznym Rejonem Flagerrie. Za sprawą jednego wrogiego czaru niezniszczalna ostoja magii, dar od samych Elfów Zaihara, runął na ziemię. W momencie ataku zareagowała instynktownie, osłaniając się grubą warstwą magii defensywnej. Udało jej się ocalić własne życie…
Jednak nie zdołała uratować nikogo więcej.
Czuła, jak powoli traci resztki kontroli. Ostatnie chwile, kiedy jeszcze była w stanie zapanować nad ogromem własnej energii i zapobiec ostatecznej utracie świadomości, nieodwracalnemu połączeniu z nurtami Eques. Strumień nieznośnych myśli wciąż ingerował w działanie wytrenowanego przez lata odruchu.
Wciąż mogła wrócić. Tylko po co? Im dłużej przebywała w zawieszeniu pomiędzy ciałem a nurtami, tym bardziej rozmywały się jej wspomnienia. A im większa pustka panowała jej w głowie, tym mniej targały nią rozpacz, poczucie winy i lęk. 
Jak tylko w jej głowie pojawiła się ta myśl, przeszedł ją gwałtowny wstrząs. Dźwięk setki znajomych głosów w jednej chwili wypełnij jej serce. Nie była w stanie rozróżnić pojedynczych słów, lecz bez trudu zrozumiała ich sens i pochodzenie.
Bariera psychiczno-magiczna, szczelnie otulająca jej duszę i ciało, rozpadała się kawałek po kawałku. Jej zmysły stopniowo zaczynały odbierać bodźce z otoczenia. Dusząca aura zaklęcia, które w zaledwie kilka sekund zniszczyło stolicę całego Rejonu, wciąż unosiła się nad ruinami miasta. 
Jak mogła być tak ślepa?
Owszem, dysponowała najpotężniejszą magią defensywną w całym Flagerrie, jednak nawet ta ogromna moc nie zdołałaby jej osłonić przed czymś takim.
Z jej oczu popłynęły pierwsze łzy.
W tej jednej chwili wszyscy mieszkańcy Sairaag skupili całą swoją moc na jednej osobie.
Na niej.
Ponieważ ona jedna była w stanie wykonać zadanie powierzone założycielom Sairaag przez Elfy Zaihara. Flagoon musiało istnieć dalej. Bez względu na kształt i formę.
- Święte leczące dłonie. – Z jej ust padły pierwsze słowa rozpoczynające manipulację energią zaklętą w każdej żywej istocie znajdującej się w najbliższej okolicy.
- Proszę, proszę, a więc wciąż istnieje ktoś znający magię wskrzeszenia. – Znała ten głos. Nie miała pojęcia dlaczego, lecz w jednej chwili przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Podniosła głowę i niemalże przerwała wypowiadanie zaklęcia. Nawet w Rejonach półmagicznych trudno było spotkać kogoś, kto nie potrafiłby rozpoznać tej majestatycznej postaci odzianej w szykowne, czerwone szaty otaczaną przez tak przeraźliwie potężną aurę. Nie, to musiała być iluzja. Ułuda wywołana przez doprowadzony do granic możliwości, zmęczony umysł. Jakim cudem stałby teraz przed nią Czerwony Kapłan? Przecież najpotężniejszy ze Strażników oszalał i został skazany na wyklęcie do Ruelzaar niecałe trzy lata wcześniej. Jak miałby się wydostać z przeklętego trzynastego wymiaru? I z jakiego powodu miałby chcieć zniszczyć Flagoon?
- Oddechu Matki Ziemi. – Nie wolno jej było przerwać inkantacji. Przywrócenie życia świętemu drzewu było możliwe tylko teraz. Dla tego zadania poświęciło się całe jej miasto. Nawet gdyby ją to kosztowało życie, nie mogła pozwolić, aby cokolwiek jej w tym przeszkodziło. – Do was modlę się.
- Godna podziwu odwaga – kontynuował z nieskrywanym szacunkiem osobnik przypominający Rezo. – Ale niestety nie mogę ci pozwolić na dokończenie tego zaklę… – Zanim Czerwony Kapłan zdołał zgromadzić porcję swojej zatrważającej energii, jego pierś została na wylot przebita srebrzystym ostrzem emanującym zieloną poświatą.
Sylphiel nie zważała na to, kto właśnie jej pomógł, tylko włożyła wszystkie siły, jakie jej zostały w ukończenie zaklęcia.
- Ocalcie osobę, która spoczywa przede mną swoją bezkresną łaską! Resurrection!
Jej dłonie spowiła jasna kula czystej energii życia, którą bez chwili zawahania skierowała w stronę przewalonego drzewa. W ułamku sekundy cała okolica została skąpana w blasku oślepiającego światła. Po kilku minutach zdających się trwać całą wieczność, Sylphiel mogła spokojnie otworzyć oczy.  Z lękiem uchyliła powieki i wydała z siebie lekkie westchnienie, gdy ujrzała tuż przed sobą otoczoną jasną poświatą niewielką sadzonkę.
- Flagoon? – wyjąkała w szoku, wyciągając ręce w kierunku świętej rośliny. Jak tylko poczuła, że obiekt, którego istnienie został okupione życiem jej ojca i pozostałych mieszkańców Sairaag, znalazło się w jej dłoniach, utraciła czucie w nogach. Kątem oka ujrzała ubraną na niebiesko sylwetkę, której właściciel podtrzymał ją w ostatniej chwili, ratując ją przed bolesnym upadkiem.
- Sylphiel! Wszystko w porządku?! – Usłyszała doszedł pełen niepokoju krzyk.
W jej oczach ponownie zaszkliły się łzy, gdy rozpoznała ten głos. Wreszcie była bezpieczna.
- Panie Gourry… Mój ojciec… Sairaag…
- Co się tutaj stało?! – Jego niebieskie oczy, zwykle o beztroskim wyrazie, przepełniało napięcie i zdenerwowanie.
- To się stało. – Rozległ się melodyjny tenor o lodowatym zabarwieniu. W jego tonie dominowała czysta nienawiść.
Gdy półprzytomna Sylphiel resztkami sił zmusiła się do podniesienia głowy, ujrzała mężczyznę odzianego od stóp do głów w szary strój zwieńczony pokaźnym kapturem. Ze skąpanej w ciemności twarzy przybysza mogła rozróżnić jedynie dwie szafirowe tęczówki o bezlitosnym wyrazie, zwrócone w stronę zamieniającego się w drobiny energii ciała Czerwonego Kapłana nabitego na wciąż emitujące zielone światło ostrze.
- Co tutaj robi Rezoł? – spytał groźnie Gourry.
- To nie Rezo – odparł nieznajomy, ignorując przejęzyczenie towarzysza. – To zaledwie jedna z jego kopii, które stworzył, aby mieć więcej obiektów do swoich eksperymentów. Właściwy Rezo miał tysiąckrotnie potężniejszą moc. – W jego głosie pobrzmiewała zarówno wściekłość jak i niechętny podziw.
Na moment zapadła cisza, gdy sylwetka sztucznego Czerwonego Kapłana w szybkim tempie zlewała się z nurtami Eques. Sylphiel nawet nie miała ochoty, aby analizować usłyszane informacje. Czując, że coraz bardziej traci siły, jeszcze bardziej wsparła się na podtrzymującym ją Gourry’m.
- Sylphiel? – spytał zaniepokojony blondyn, jak tylko pomógł jej usiąść na ziemi.
- Wszystko w porządku. Tylko jest mi trochę słabo – odparła cicho.
- Jesteś Sylphiel Nels Rada, zgadza się? – ponownie odezwał się nieznajomy, tym razem niewątpliwie zwracając  się bezpośrednio do niej.
Uzdrowicielka lekko kiwnęła głową i z zaskoczeniem obserwowała, jak mężczyzna kuca, aby zrównać się z nią.  Dopiero w tym momencie zwróciła uwagę na formujące się echo magiczne zaklęcia użytego przez towarzysza Gourry’ego. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości, że czuła pozostałości magii żywiołu ziemi, co oznaczało, że ma do czynienia z…
- Musisz teraz podjąć dwie decyzje – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, wbijając w nią chłodne spojrzenie. 
- Zel, nie widzisz, w jakim ona jest stanie? – przerwał mu nagle Gourry. Sylphiel chyba po raz pierwszy w życiu słyszała w jego głosie złość.
- Wciąż jest przytomna – odparł stanowczo zakapturzony. – Teraz to od niej zależy Równowaga w Rejonie Flagerrie. To jest półmagiczny Rejon. Przez to miejsce następuje przepływ nurtów z Eques do całego Flagerrie. Flagoon od zawsze pełniło funkcję sita oczyszczającego negatywne nurty. Gdy teraz tego sita zabraknie, Równowaga we Flagerrie upadnie.
…Zelgadisem Greywordsem, najsilniejszym wojownikiem świata Varney, wnukiem samego Czerwonego Kapłana Rezo, nazywanym przez niektórych Szarym Wilkiem.
- Panie Gourry, on ma rację – wtrąciła cicho Sylphiel. Nigdy w życiu nie czuła się tak słabo, ale te słowa bezlitośnie opisujące tę nową rzeczywistość uświadomiły jej, że wciąż jeszcze nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek. – Ale nie mogę przecież zasadzić tutaj Flagoon w takiej postaci. – Spojrzała na wątłe listki dzierżonej w dłoniach rośliny. – W tej formie wymaga ciągłej ochrony…   
- Zgadza się. Flagoon musi zostać tutaj i jednocześnie musi mieć zapewnioną stałą ochronę. Jeżeli połowę Flagoon zapieczętujesz w swoim ciele, stworzy się pomiędzy wami trwałe połączenie. Tak długo, jak będziesz żyła, Flagoon będzie niezniszczalny.
- Takie coś jest możliwe? – spytała z niedowierzaniem.
- Jesteś ostatnią żyjącą mieszkanką Sairaag. Masz powinowactwo do magii świętego drzewa. Dzięki magii tożsamości zdołasz stworzyć połączenie między wami. Kiedyś, gdy Flagoon stanie się dostatecznie silny, będziesz mogła z powrotem połączyć obie części Flagoon. A do tego czasu będziesz pełnić funkcję czegoś na kształt Filara i Xullan Flagerrie.
Sylphiel poczuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie.
- Ja… miałabym się stać ostoją całego Rejonu? – wyjąkała. – Nigdy się czegoś takiego nie uczyłam. Przecież najmniejszy błąd z mojej strony może się przyczynić do zakłócenia Równowagi.
- Zamieszkałabyś w centrum Eques, w Seyrun. Dopóki będziesz przebywać w obecności prawdziwego Shyllien i Strażnika Nurtu, do niczego takiego nie dojdzie. W międzyczasie uczyłabyś się od nich kontroli – odparł z niewzruszonym spokojem Zelgadis.
- A gdybym nigdy się tego nie nauczyła, zostałabym skazana na wieczny pobyt w Seyrun…  – dopowiedziała uzdrowicielka.
- Tak – przyznał krótko. 
- A gdy osiągnę taki poziom kontroli, zostanę zmuszona do zostania Strażniczką, czyż nie? – uśmiechnęła się sucho.
Ku jej zdumieniu to pytanie wywołało nieprzyjemny grymas na twarzy wojownika.
- O tym nie ma mowy. Nie pozwolę, aby ktokolwiek został Strażnikiem wbrew własnej woli.
Te słowa ją zaskoczyły. Słyszała, że Przymierze Równowagi dąży do pozyskania potężnych sojuszników, nie bacząc na koszty.  Nigdy nie chciała zostawać Equeshan. Strażnicy posiadali co prawda ogromne wpływy, lecz odpowiedzialność, która szła w parze z tymi przywilejami, była dla niej zbyt wielka. Z drugiej strony, czy naprawdę tak bardzo by się to różniło od pozostania tymczasowym fundamentem jej ojczystego Rejonu?
Zelgadis uważnie ją obserwował, cierpliwie oczekując na jej odpowiedź. Jakby nie była ona oczywista… Przecież już wcześniej podjęła tę decyzję przez zniszczenie bariery psychiczno-magicznej, której zadaniem było chronienie jej duszy i ciała przed światem…
- Zgoda – powiedziała drżącym tonem.   
- Sylphiel, jesteś pewna? – Usłyszała tuż nad głową głos milczącego dotychczas Gourry’ego.
Uzdrowicielka uśmiechnęła się smutno.
- Nie, niczego nie jestem pewna, ale… - Jej oczy lekko się zaszkliły. – Za nic nie mogę pozwolić, aby wola mieszkańców Sairaag umarła wraz z nimi.
Gourry przez dłuższy moment wpatrywał się w nią z tak mało charakterystycznym dla siebie zamyślonym wyrazem twarzy.
- To skoro tak, może chciałabyś zamieszkać z nami? – spytał po chwili.
- Słucham? – wtrącił natychmiast Zelgadis, piorunując blondyna spojrzeniem, zanim z ust zaskoczonej Sylphiel wyrwał się jakikolwiek dźwięk.
- To całkiem spora chałupa. Zdecydowaniem zbyt duża dla trzech osób. Masz coś przeciwko, Zel? – Gourry zwrócił się do przyjaciela z lekkim uśmiechem. Zelgadis przez dłuższą chwilę wciąż gromił go wzrokiem, jednak po minucie ciężko westchnął i odwrócił głowę.
- A róbcie, co chcecie – prychnął. 
- Widzisz? Nawet nasza naczelna maruda się zgadza. Wreszcie zostalibyśmy sąsiadami, a nasz oddział liczyłby już całe cztery osoby! – oznajmił radośnie, przynajmniej jak na okoliczności.
Oniemiała uzdrowicielka tylko patrzyła się na swojego przyjaciela z dzieciństwa.
- Ale przecież miałabym odbyć szkolenie w Seyrun… – wymamrotała.
- Nasza twierdza leży niedaleko, więc to nie problem. Przemyśl to sobie, ale bez względu na wszystko zawsze będziesz tu mile widziana!
- Ja… - odezwała się lekko zmieszana. W tym momencie nie była w stanie zebrać myśli. Świadomość wydarzeń sprzed kilkunastu minut powoli zaczęła opanowywać jej umysł. Poczucie straty i tak wielkiej odpowiedzialności coraz bardziej zaczynały kłuć ją w serce. Jednak gdy spojrzała w te niebieskie oczy o ciepłym, pełnym współczucia wyrazie, w jednej chwili wypełniło ją przekonanie, że wciąż istniał ktoś, komu na niej zależało. Ktoś, kogo mogła nazwać domem. – Dziękuję – wyszeptała, zanim z jej ust uwolnił się pierwszy szloch.


***

Usta Sylphiel ułożyły się w smutnym, nostalgicznym uśmiechu.
- To trochę skomplikowana historia… - Opowiadanie o tym wydarzeniu z jej życia nigdy nie przychodziło jej z łatwością. Ale ponieważ w tych zagubionych, granatowych oczach po raz pierwszy od powrotu z Cieleth pojawił się weselszy błysk, nie chciała zupełnie zbyć młodszej dziewczyny. – Ale najprościej można to ująć tak, że za sprawą Gourry’ego znalazłam się właśnie tutaj. Gdy pojawiłam się w Seyrun na szkolenie, Gourry ze względu na starą znajomość zaproponował mi dołączenie do mieszkańców tej twierdzy.
- Znałaś się już wcześniej z panem Gourry’m? – zdziwiła się Amelia.
- Tak. – Sylphiel się nieco ożywiła. – Gdy miałam jakieś czternaście lat, na Sairaag napadł Zanaffar, jedna z legendarnych magicznych bestii. Pan Gourry przyszedł nam na ratunek i uratował całe miasto, jednym ciosem pokonując potwora. Od tego czasu odwiedzał nas co jakiś czas, gdy zabłądził w okolicy.
- Haha! To znając pana Gourry’ego, musiało być to bardzo często! – Roześmiała się następczyni Filara.
- Faktycznie, tak było. – Sylphiel również się roześmiała. Tak, właśnie ten uśmiech chciała zobaczyć.  – Raz trafił do nas po tym, jak się wybrał na polowanie na niedźwiedzia w trakcie trwania jakiejś mniej istotnej misji.     
- Ojej. – Amelia lekko się skrzywiła. – To pan Zelgadis musiał być chyba wtedy na niego bardzo zły.
- No na pewno nie był tym zachwycony – przyznała uzdrowicielka, lekko poważniejąc. - Tak samo jak pomysłem, abym dołączyła do jego oddziału.  Ostatecznie dał Gourry’emu wolną rękę, ale trochę czasu minęło, zanim poczułam się przez niego zaakceptowana.
- To cały pan Zelgadis… Trudno jest sprawić, aby komuś zaufał. – Wesołość w oczach dziewczyny lekko przygasła. 
- Chociaż panna Lina jest chyba wyjątkiem w tym temacie – zamyśliła się uzdrowicielka. – Nigdy dotąd nie widziałam, aby pan Zelgadis czuł się tak zrelaksowany w towarzystwie nowo poznanej osoby.
Na samo wspomnienie rudowłosej czarodziejki Amelia z powrotem się ożywiła.
- Panna Lina jest po prostu niesamowita, prawda? Ciągle zapominam, że pochodzi z niemagicznego Rejonu…
Sylphiel ponownie się uśmiechnęła, gdy słuchała pełnego entuzjazmu wywodu przyszłej Shyllien, ciesząc się, że młoda dziewczyna chociaż na moment zapomniała o swoich dylematach, które będą ją odtąd nawiedzać w każdej chwili słabości, dopóki nie odnajdzie odpowiedzi kładącej kres wszelkim wątpliwościom.  Nie wypowiadała jednak własnych myśli, że niezwykły talent i rozumienie magii mogą się stać dla Liny Inverse przekleństwem. Kolejnym źródłem nieświadomości Amelii był fakt, że urodziła się w Seyrun, a dla dzieci wychowujących się w Eques, czyli posiadających odpowiednią pojemność magiczną, aby móc swobodnie przebywać w Krainie Równowagi, zostanie Strażnikiem było czymś zupełnie naturalnym w przeciwieństwie do obywateli półmagicznych Rejonów. Osoby o ponadprzeciętnym potencjale magicznym pochodzące spoza granic Eques miały prawo decydować, czy chciały się szkolić na Strażników. Jednak w przypadku istot obdarzonych ogromną mocą Rada Varney była zdecydowanie bardziej rygorystyczna. Jednostek dysponujących naprawdę potężną magią nie można było tak łatwo kontrolować, dlatego też albo dobrowolnie oddawały one swe talenty w służbie Równowadze albo uznawano ich za przeciwników systemu, co w najgorszym wypadku kończyło się skazaniem na wyklęcie do Ruelzaar.  Trzecią alternatywą była rezygnacja z mocy na drodze magii tożsamości, na co najczęściej decydowali się magowie mający dzieci o niewystarczającej pojemności magicznej pozwalającej na przeżycie w Eques, gdyż podstawowym obowiązkiem Strażnika było zamieszkanie na terenie Rejonu Głównego i bycie w stałej gotowości bojowej. Chociaż surowość tych zasad oburzała nie jednego maga, większość czarodziejów godziła się z tym, gdyż mieli oni świadomość, jak ważne jest utrzymanie Równowagi. Zelgadis co prawda twierdził, że nigdy nie pozwoli, aby ktokolwiek został zmuszony do zostania Equeshan, jednak w przypadku Liny Inverse, która miała potencjał do osiągnięcia Rezonansu z najpotężniejszym wojownikiem Rejonu Varney, Sylphiel mocno powątpiewała, czy nawet siejący postrach Szary Wilk będzie mógł w jakikolwiek sposób wpłynąć na decyzję najważniejszego organu władzy w wymiarze.   

***

Powoli i delikatnie sięgała po kolejne nici mocy. W wielkim skupieniu tworzyła coś, co wielu Strażników uważało za niemożliwe. Nowy nurt, korzystający z ustanowionych przez Czerwonego Kapłana punktów dostępu rozsianych po całym Eques, otwierał im drogę do miejsca wywołującego nieprzyjemne dreszcze u znacznej większości jej pobratymców. Nigdy nie przypuszczała, że zostanie zmuszona do powrotu do Ruelzaar.
Przeklęty trzynasty wymiar był pogrążonym w wiecznej nocy pustkowiem wypełnionym jedynie chaotycznymi, nieokiełznanymi nurtami nie mającymi nic wspólnego z przyjaznymi strumieniami mocy przepływającymi przez Krainę Równowagi. Większość skazańców popadała w obłęd już w przy samym kontakcie z dziką, surową energią, której w żaden sposób nie można było sobie podporządkować. Tylko odseparowanie się od tej mocy za pomocą bariery i pogrążenie się w półśnie dawało szansę na pozostanie przy zdrowych zmysłach. Ci, o największej mocy, umierali w błogosławionym stanie uśpienia, stopniowo wyczerpując swoją energię. Mniej obdarzeni skazańcy konali w bezkresnych męczarniach. Tak przynajmniej się działo do czasu nadejścia Czerwonego Kapłana, który dzięki poznaniu prawdziwej Równowagi, zyskał wiedzę, jak sprawić, aby niemożliwe stało się możliwe.       
Frena, zasilając się energią zbieraną od wielu miesięcy przez przeciwników Równowagi, drżącymi dłońmi łączyła moc pochodzącą od Shabranigdo i Ceiphieda, dając początek legendarnej magii tworzenia tańczącej zgodnie z jej wolą. Wystarczyłoby jednak aby popełniła najmniejszy błąd, a otaczające ją nurty wniknęłyby do jej wnętrza i bez trudu przerwałyby jej wewnętrzny krąg. Zwykle obok niej była Serya, która na drodze Rezonansu wspierała działanie jej magii. Teraz jednak jej siostra przeżywała katusze na myśl, że jej jedyne rodzeństwo wróciło do przeklętego Ruelzaar. Z dwojga złego zdecydowanie wolała własną sytuację. Przynajmniej to od niej zależało, czy uda jej się wrócić.
Wytarła pot z czoła i wplotła ostatnią nić, mającą nadać nurtowi ostateczną postać. Ciepłe uczucie w jej wnętrzu było znakiem, że z powodzeniem udało jej się stworzyć przejście, a jak tylko otworzyła oczy, przekonała się, że portal prowadził do wyznaczonego jej celu. Do wnętrza bariery stworzonej siedem lat temu przez jednego z najpotężniejszych więźniów trzynastego wymiaru.
- Doskonale, moja droga. – Nagle tuż za nią rozległ się znajomy męski głos, któremu towarzyszył nieodłączny zapach papierosów.
- Pan Guesh? – Zaskoczona odwróciła się za siebie. – Przecież miałam przybyć tu sama…
- Co to to nie, moja droga. - W jego zwykle zimnym spojrzeniu pojawił się ciepły błysk. – Obie z siostrą jesteście dla nas zbyt cenne, aby ryzykować waszą stratę. Co do was nie mam żadnych wątpliwości w temacie wierności naszej sprawie, ale twoja siostra potrzebowała nauczki. – Zielone oczy z powrotem przybrały bezlitosny wyraz. – A nie przyniosłaby ona oczekiwanego rezultatu, gdyby odczuła twoje emocje pozbawione poczucia zagrożenia. Nie rób takiej zdziwionej miny, moja droga. Wiem, że wasz Rezonans jest tak silny, że nawet przy takim dystansie wciąż jesteście zdolne do przynajmniej powierzchownego odczuwania swoich emocji A poza tym… – Skierował wzrok w głąb mrocznej bariery, zdającej się pochłaniać światło pochodzące od potężnej aury otaczającej Guesha. – To zbyt ważne zadanie, aby dopuścić chociaż cień szansy porażki. Utrzymuj nurt, moja droga, ja tymczasem porozmawiam z naszym potencjalnym, nowym towarzyszem. – Zrobił kilka kroków naprzód i wyciągnął prze siebie dłoń, z której wyleciał strumień delikatnej, jasnej energii. Dopiero wtedy Frena dojrzała złożoną w pozycji embrionalnej postać mężczyzny. Zaledwie po upływie kilku chwil w słabym świetle błysnęły dwie złote tęczówki.
- Już się obudziłeś? Znakomicie. Patrząc na stan zaawansowania twojej bariery, wnioskuję, że masz całkowitą świadomość, gdzie jesteś i dlaczego się tutaj znalazłeś. I chociaż trudno, abyś udzielił innej odpowiedzi niż oczekuję, muszę zadać to pytanie. Czy przyłączysz się do walki o prawdziwą Równowagę, Valgaarvie Ul Copt?

Meitsa - 2015-07-13 15:30:02

Przeczytane :)
Fabuła powolutku idzie do przodu, ale widzę, że jeszcze poświęcasz się przedstawianiu świata i bohaterów. Chyba nie ma chaptera gdzie byś czegoś nie wyjaśniała :)
Ostatnio obiecałaś mi, że będzie wątek o Filii, a dostałam Sylphiel :D Ale nie powiem, podobało mi się.
Specjalnie przeczytałam rozdział 2 razy w celu wyłapania jakiś uwag. Jedyne co mi się nasuwa na myśl to następnym razem daj więcej dynamiki, akcji żeby fabuła nie była statyczna i przegadana. W końcu mamy już 10 rozdziałów i u czytelnika napięcie już mocno wzrosło. Rozumiem, że możesz mieć plan typu "jeszcze nie wyjaśniłam tego, przed akcją miało być jeszcze to", ale opowiadanie w tym momencie już wymaga zmiany tonu. Nie musisz zmieniać kolejności wydarzeń żeby to osiągnąć. Wystarczy, że dynamiczniej opiszesz kolejny rozdział. Jakaś pogoń, walka z czasem, ucieczka. Mieliśmy już małe akcje, ale czytelnik chce ich więcej, bo naprawdę dodają charakteru :)
Swoją drogą ciekawi mnie jak Lina zwiększy swoją moc do potencjalnego finalnego starcia (o ile takie będzie). Xell da je talizmany, które pochodzą od Shabranigdo, a Filia coś od Ceiphieda? ;) A może Lagoona Blade będzie miała coś z tym wspólnego? A może Giga Slave?

Rinsey - 2015-07-13 23:48:06

Wiem, obiecałam Filię, ale bardzo chciałam opisać Sylphiel, co dodatkowo dorzuca cegiełkę do planu Rezo, ale znowu mi się to to rozrosło do całego rozdziału ^^'. Ale mam nadzieję, że wynagradza to dosyć konkretna zapowiedź poświęcenia następnego rozdziału Filii w ostatnim akapicie :) Jak najbardziej masz rację, że wreszcie czas ruszyć to to, bo mam wrażenie jakbym cały czas lepiła śniegową kulę, którą wreszcie trzeba zrzucić z tej skarpy :)

Moc Liny na pewno będzie rosnąć. Mam w sumie to mniej więcej zaplanowane, tylko mam nadzieję, że nie będzie to zbyt sztampowe rozwiązanie ^^'

Jak zawsze bardzo Ci dziękuję za wnikliwe czytanie i uwagi :)

Rinsey - 2015-11-11 22:37:02

Ech, po raz pierwszy pisałam i kasowałam prawie cały rozdział przynajmniej trzy razy, więc nie mam pojęcia, czy ten rozdział wyszedł dobrze, ale siedziało mi to to we łbie i wreszcie wyszło, więc o tyle jestem zadowolona...


Rozdział 11
Głos niepamięci
   
Nurty… ucichły.
Znowu stąpała po ziemi składającej się z materii nienapełnionej mocą. Jej policzki muskał delikatny, zupełnie niemagiczny wiatr, rozwiewając jej długie rude włosy na wszystkie strony. Z irytacją mrużyła oczy na skutek oślepiającego słońca nieotoczonego jasną, fioletowawą poświatą.
Nigdy by nie przypuszczała, że w miejscu niemalże całkowicie pozbawionym magii poczuje taką… pustkę. Pod tym względem te piękne góry zwieńczone soczystą zielenią były takie same jak Rejon, z którego pochodziła. Mimowolnie w jej umyśle pojawiła się świadomość, że gdyby teraz wróciła do Atlas, właśnie to by jej towarzyszyło. Pustka i poczucie straty. Póki co wolała się nie zastanawiać nad sytuacją, kiedy będzie zmuszona do podjęcia decyzji, w którym świecie postanowi spędzić resztę swojego życia. O ile niesamowicie pociągało ją dalsze studiowanie arkanów magii, całkowicie gardziła wizją podlegania komukolwiek. Nawet jeśli byłaby to grupa tak potężnych postaci, jak Przymierze Równowagi… Równowagi, która pomimo otaczającego ją kultu mogła być fałszywa… Może nie tyle fałszywa, tylko nie będąca jedynym słusznym porządkiem, który powinien obowiązywać w Eques. Wciąż nie znała wielu faktów, ale tego jednego była absolutnie pewna. Chcąc powstrzymać Rezo, musieli odnaleźć Praprzyczynę, punkt na środku spirali, coś, co sprawia, że niemożliwe staje się możliwe. I miała jednocześnie świadomość, że ta cała „Prawdziwa Równowaga”, o której do znudzenia mówili Ruelzhan, faktycznie mogła istnieć. Wciąż jednak nie zmieniało to faktu, że zarówno jej jak i Zelgadisowi trudno było ustalić prawdziwy cel potężnego maga.
Na rozwiązanie tej zagadki mieli ponad dziesięć miesięcy. Oczywiście, pod warunkiem, że Czerwony Kapłan zamierzał dotrzymać groźby wypowiedzianej w trakcie ostatniego zebrania Przymierza Równowagi. Również na tyle czasu zapewniono jej alibi w jej świecie. Po dokładnych ustaleniach z Zelgadisem i Filią postawiono wysłać do Uniwersytetu Drama’ttana w Atlas podanie o pozwolenie na udział w wyjeździe stypendialnym w dalekim kraju o trudnej do zapamiętania nazwie. Lina z rozbawieniem przekonała się o niezwykle praktycznym wykorzystaniu magii w sztuce perswazji ludzi pozbawionych mocy, gdy bez żadnych przeszkód uzyskała zgodę rektora na zagraniczny wyjazd, co w połączeniu z przesłaniem krótkich wiadomości do przyjaciół, babci i Luny, pozwoliło czarodziejce na całkowitym skupieniu się na edukacji magicznej i rozgryzaniu zagadki Wieku Pustki oraz Fałszywej Równowagi.
Zelgadis nadal obstawał, aby ich posunięcia i dochodzenie prowadzone na własną rękę, było nie było, dotyczące tematyki tabu w Krainie Równowagi, pozostało w tajemnicy nawet przed Philionelem. Filia, wciąż będąca w szoku po usłyszeniu teorii o tworzeniu nowych nurtów, zaczęła popierać to podejście z większym przekonaniem niż wcześniej, chociaż niechętnie patrzyła na coraz częstsze opuszczanie bezpiecznych murów dworku przez Linę, która to z kolei coraz bardziej wypatrywała kolejnej okazji do poznania kolejnych zakątków Eques. I tym razem, podobnie jak w przypadku Cieleth, była absolutnie zachwycona widokiem rozpościerającym się przed jej oczami.
Chociaż stawiała kroki po powierzchni pozbawionej magii, w odległości mniej więcej pół kilometra widziała wyładowania energetyczne towarzyszące burzy czystej mocy na tle wysokich, zielonych szczytów.
Było to miejsce nienasączone mocą, jednak wykonanie jednego nieprawidłowego ruchu mogło się zakończyć śmiercią pośród szalejącego żywiołu energetycznego.
Zupełnie jakby się znajdywała w oku cyklonu…
Tak właśnie wyglądało wejście do Vun Geas, jednego z niemagicznych Rejonów należących do granic Eques, kolejnego miejsca, które w trakcie swoich wieloletnich badań odwiedził Czerwony Kapłan Rezo.
- Czego się spodziewasz po wizycie w Vun Geas? – zagadnęła Lina po kilkuminutowym marszu wydeptaną dróżką wzdłuż krystalicznie czystego potoku. – Następnego punktu, jak tego z Barahesi?
- Nie tym razem – odparł Zelgadis, nie zwalniając tempa. – Odwiedziłem jeszcze inne Barahesi na granicach z pozostałymi wymiarami, wszędzie odnalazłem ten sam punkt energetyczny z tym samym symbolem. Raz towarzyszyła mi Filia i potwierdziła moje przypuszczenia. To są pewnego rodzaju punkty dostępu. Najwidoczniej do stworzenia nowych nurtów potrzebna jest ogromna porcja energii. I Ruelzhan, poruszając się po całym Eques, najprawdopodobniej czerpią dodatkową moc właśnie z tych punktów. Umieszczenie ich w środku Baharesi jest wręcz genialne. Burza mocy stanowi dodatkowe źródło energii, względem której ten punkt zachowuje się jak adapter, przetwarzając surową moc na taką, z której mogą korzystać Ruelzhan. A jednocześnie dla większości Strażników dotarcie do środka Baharesi jest wręcz niewykonalne. Myślę, że te punkty są rozsiane po wszystkich Rejonach, nie tylko Eques. Pamiętasz, jak ci opowiadałem o przypadkach z kopiami Rezo?
Lina kiwnęła głową.
- Uważasz, że Rezo jakimś cudem sterował nimi z Ruelzaar i wykorzystywał do stawiania kolejnych punktów dostępu, tak?
Mężczyzna lekko pokiwał głową.
- Dokładnie. W wielu przypadkach udało się go powstrzymać, ale nie we wszystkich. Zresztą wtedy nie mieliśmy pojęcia, że może chodzić o coś takiego. W każdym razie, wszystkie te punkty znajdują się w miejscach, w sąsiedztwie których występują skupiska ogromnej mocy, a Vun Geas, jak sama widzisz, jest Rejonem niemagicznym. Owszem, można stąd dojrzeć burzę energetyczną, ale nie jest ona związana nurtami z tym miejscem, dlatego też wykorzystanie Vun Geas w podobnym stylu do pozostałych punktów jest niemożliwe.     
- To w takim razie na co liczysz?
- Vun Geas to nietypowe miejsce, niby podlega władzy Eques, ponieważ leży w granicach Krainy Równowagi, ale jest ono całkowicie odcięte od nurtów, więc w praktyce kontrolowanie tego miejsca nie jest takie trywialne. Żyje tu pewna rasa mająca obsesję na punkcie wiedzy magicznej. Większość Strażników unika kontaktu z tymi istotami, ale mamy jednak sytuację wyjątkową.
- Czemu Strażnicy ich unikają? – zdziwiła się czarodziejka.
- Mówiąc najprościej, nie udostępniają swojej wiedzy za darmo. A cena, jakiej żądają, często bywa wręcz niedorzeczna. W dużej mierze bierze się to z tego, że sami Episti, tak nazywa się ta rasa, nienawidzą istot mogących się posługiwać magią. Episti są tak jakby zbudowani z magicznej materii, jednak sami nie mogą kontrolować przepływu mocy tak jak magowie, dlatego zwykle osiedlają się z dala od nurtów, przez które co potężniejsi Strażnicy mogliby ich kontrolować. Do tego średnia ich życia wynosi około dziesięć lat, co stanowi ich następny powód niechęci do innych ras.
- Aha, czyli spodziewasz się, że będą coś wiedzieli o Praprzyczynie – odparła dziewczyna z błyskiem w oku.
Zelgadis ciężko westchnął.
- Ech… Bez względu na to, jak to nazwać, te punkty dostępu są strzeżone przez pieczęć zasilaną mocą, której nie znam ani ja ani Filia. Jeżeli gdziekolwiek istnieje wzmianka o rodzaju mocy, którego nie znamy, znajduje się ona w posiadaniu Episti. 
- Czyli Praprzyczyna – podkreśliła nieugięcie rudowłosa. – Mówię ci, Zel, że Rezo odnalazł coś pierwotnego, coś, co całkowicie może zachwiać obecnym spojrzeniem na Równowagę….
- Lina. – Mistrz ziemi spojrzał na nią z pełną powagą. – Nie mówię, że nie masz racji. Ale jednocześnie może to być coś, co nie spowoduje, że istnienie całego porządku Eques stanie pod znakiem zapytania.
Czarodziejka wytrzymała jego wzrok i zniżyła głos.
- Zel, a jeśli to on ma rację? Że faktycznie ta Równowaga jest fałszywa?
- Jeżeli jakimś cudem okaże się to prawdą, wtedy będę się o to martwił – odparł stanowczo.
Lina milczała przez chwilę.
- Oby nie wydarzyło się to szybciej, niż się spodziewasz – dodała. – Ale dobra, dobra, ja już nic nie mówię – dodała od niechcenia, gdy mężczyzna zgromił ją spojrzeniem. – Nie musisz mnie zabijać wzrokiem. A co o tym wszystkim sądzi Rada Seyrun?
- Powiadomiłem ich tylko o lokalizacji punktów dostępu i obecnie pracują nad złamaniem pieczęci, chociaż wszyscy, którzy ją widzieli są jednego zdania, że znanymi środkami nie da się tego wykonać.  Nie mają żadnej konkretnej teorii, chociaż Phil ciągle mnie nagabuje, abym cię przyprowadził na zebranie Rady.
- Czemu ciągle się sprzeciwiasz. Oj, Zeluś, jeszcze Phil pomyśli, że chcesz mnie mieć tylko dla siebie. – Uśmiechnęła się złośliwie i lekko dźgnęła maga łokciem w ramię.
Zelgadis tylko spojrzał na nią lekko poirytowany i bez słowa kontynuował szybki marsz. W jednej chwili zapadła cisza. Trochę zaskoczona tym brakiem reakcji Lina przyjrzała się swojemu towarzyszowi kątem oka, jednak zanim zdążyła wypowiedzieć kolejne słowa, mag zatrzymał się przy ścianie skalnej i przyłożył do niej dłoń.
- Jesteśmy na miejscu – odezwał się po kilku sekundach, gdy w chłodnym kamieniu zaczęły się zarysowywać kształty potężnych wrót prowadzących do siedliska Episti.   

***

Sylphiel jak zawsze się wzdrygnęła, gdy poczuła mroczną obecność w dworku. Chociaż znała Xellossa od ponad czterech lat, wciąż nie potrafiła się przyzwyczaić do tego Mazoku. Świadomość pokładów czystej, surowej mocy Shabranigdo, do jakiej miał dostęp ten Demon, sprawiała, że ilekroć Tajemniczy Kapłan pojawiał się w ich twierdzy, przechodziły ją dreszcze niepokoju.
- Witaj, panno Sylphiel – odezwał się grzecznie, jak tylko zmaterializował się w drzwiach jej lecznicy.
- Och! Pan Xelloss! – odparła z lekko dostrzegalnym drżeniem w głosie. – Co pana tutaj sprowadza?
- Lenistwo i zapominalstwo pewnego Złotego Smoka – odparł z przyjaznym uśmiechem Mazoku. – Nie wiesz przypadkiem, gdzie się wybrała wasza kapłanka Ceiphieda, kiedy powinna być na zebraniu Rady Seyrun?
Uzdrowicielka odłożyła trzymane w dłoniach słoiki i zmarszczyła brwi.
- Zebranie Rady Seyrun? – zdziwiła się. – Przecież przyszła wiadomość, że zebranie zostało przełożone.
Niemal niezauważalnie kąciki ust Xellossa opadły.
- Jaką drogą was o tym powiadomiono?
- Osobiście, przybyła jedna z posłanniczek pana Philionela i powiedziała, że panna Filia ma się natychmiast udać do wymiaru Overworld.
Na moment zapadła ciężka cisza. Sylphiel poczuła, jak cały żołądek jej się kurczy.
- Obawiam się, że wprowadzono was w błąd – powiedział Xelloss, lekko uchylając oczy. – Nikt nie odwoływał zebrania Rady Seyrun. Wygląda na to, że Ruelzhan, którzy przeniknęli w wasze szeregi wykonali swój pierwszy ruch.

***

Teleportacja międzywymiarowa jak zawsze kosztowała ją sporą część energii. Nie było to zbyt mądre posunięcie, jednak posłanniczka Philionela nakazała jej pośpiech, co niestety wykluczało użycie Sali Teleportacji. Jeżeli to, co usłyszała, było prawdą… Jeżeli członkowie Rady Blueriver z wymiaru Overworld naprawdę dokonali znaczącego odkrycia w temacie Ruelzhan… Może wreszcie to wszystko dobiegłoby końca. Z ogromnym trudem udało jej się odbudować swój świat, na nowo zdefiniować powód, aby wciąż strzec Równowagi, który został boleśnie roztrzaskany siedem lat temu. Teraz ponownie czuła coraz bardziej mnożące się wątpliwości. Już od dawna nie uważała ustroju Eques za doskonały, ale rozumiała bezwzględne, oparte na chłodnej, żelazne logice, podejście Przymierza Równowagi. Jak inaczej można było zapewnić względny ład w sześciu podlegającym Ryuzoku wymiarom? Jedyne ustępstwa, na jakie godziły się Demony, dotyczyły spraw Równowagi… Jednak w jej myślach po raz pierwszy pojawiło się pytanie, jak daleko Smoki były gotowe się posunąć, aby zdusić każde, nawet najmniejsze zagrożenie dla porządku w Eques? Ile z tych rzeczy działo się z dala od oczu przeciętnych Strażników? Oficjalnie zabijanie istot obdarzonych potężną mocą było zabronione, ponieważ miało to fatalny wpływ na przepływ nurtów. Z drugiej strony morderstwo istoty będącej naczyniem dla mniejszej ilości energii popełnione w miejscu o znacznym natężeniu mocy czysto teoretycznie byłoby niemożliwe do wykrycia i nie oddziaływałoby to w znaczący sposób na Równowagę… Zaklęła w duchu. Im dłużej myślała o najnowszych odkryciach dotyczących Ruelzhan, tym więcej dojrzewała niespójności, na które wcześniej nie zwracała uwagi. Czy naprawdę istniała możliwość, że to grupa zbierająca się pod przewodnictwem Czerwonego Kapłana miała słuszność?
W jednej chwili się stanęła w miejscu. O czym ona myślała? Jak w ogóle mogła się w jej umyśle pojawić tak irracjonalna myśl? Jak ludzie… Nie. Jak takie potwory nie wahające się przed zamordowaniem dla własnego zysku mogłyby mieć rację? To było absolutnie niemożliwe…
Pogrążona w myślach o wiele za późno zauważyła, że popełniła błąd. Wykonując teleportację międzywymiarową, nie mogła się bezpośrednio przenieść na teren głównej siedziby Rady Blueriver. Najpierw musiała pokonać na piechotę parokilometrowy odcinek drogi, gdzie stopniowo mijała kolejne bariery weryfikujące jej tożsamość i intencje. I jednocześnie było to miejsce, gdzie ktoś o umiejętności tworzenia nurtów, mógł bez trudu wpleść w sieć zaklęć ochronnych cienką, niemal niezauważalną nić teleportacyjną. 

***

Każdy zakamarek jej umysłu wypełniał niepokój. Filia nie trafiła na spotkanie Rady. Oznaczało to jedno, wróg był dużo bliżej niż im się wydawało. Dotarł aż do samego Seyrun. Do tego ciągły brak znaku życia od pana Zelgadisa i panny Liny wywoływał u niej najgorsze przeczucia. Całe szczęście, że Amelia wciąż spała. Nie chciała niepokoić młodszej dziewczyny, a właśnie teraz przyszła Shyllien potrzebowała spokoju jak nigdy wcześniej. Z drugiej strony właśnie tak wyglądało życie Strażników. Długi czas pokoju przeplatał się z momentami, w których jedna chwila słabości mogła wiele kosztować.
Była tak rozkojarzona, że weszła do zbrojowni Gourry’ego bez pukania, co prawie nigdy jej się nie zdarzało.
- O, cześć Sylphiel. Chcesz zobaczyć mój nowy… – Blondyn odwrócił się do niej ze swoim promiennym uśmiechem, lecz jak tylko spojrzał na jej bladą twarz, natychmiast spoważniał. – Co się stało?
- Ja… Właśnie sprawdzałam barierę i chciałam… To znaczy… – W jednej chwili pożałowała,       że tu przyszła. Była Strażniczką, sama powinna być w stanie poradzić sobie ze swoimi wewnętrznymi rozterkami. Jednak w najgorszych chwilach zawsze robiła to samo. Szła do tego, dla którego postanowiła zostać prawdziwą Equeshan.   
- Sylphiel, usiądź – powiedział łagodnie blondyn, jednocześnie odkładając świeżo wykuty miecz i wskazując jej prowizoryczne krzesło obok siebie.
Kiedy spojrzała w te jasne niebieskie oczy, emanujące dobrem i ciepłem, nie była w stanie odmówić. 
- A teraz powiedz mi, co się stało – poprosił, jak tylko zajęła wskazane przez niego miejsce.
- Dzieje się coś złego. Czuję to – wyszeptała. – Nie tylko z Filią… Pan Zelgadis i panna Lina są w niebezpieczeństwie. Nie ma ich już od dwóch dni… Przecież z mocą pana Zelgadisa to nie powinno trwać tak długo. – Z każdym słowem mówiła coraz szybciej. Miała wrażenie, że gdy wreszcie ujmie w słowa skrywane w jej wnętrzu lęki staną się mniej przerażające.   – Sama kopia Czerwonego Kapłana wystarczyła, aby zginęło całe Sairaag. Czy my naprawdę mamy szansę…
- Sylphiel, nic im nie będzie – przerwał jej delikatnie.
Na chwilę powstrzymała cisnący się jej na usta potok słów i ponownie spojrzała mu prosto w oczy, w których dojrzała nowy element. Niewzruszoną pewność wypowiadanych przez niego słów.
- Nic im nie będzie – powtórzył, uśmiechając się. – Zel wie co, robi. I nie pozwoli, aby Linie stała się krzywda. A Lina zadba, aby Zel nie zrobił czegoś głupiego. Oni się rozumieją, Sylphiel. I jeżeli ktoś może odkryć, co knuje Rezoł, to są właśnie oni.
- A jeżeli właśnie tego chce Rezo? Jeżeli chce, aby pan Zelgadis odkrył jego zamysł… Co jeśli… Jeśli porządek, którego strzeżemy nie jest jednak właściwy… Co jeśli Czerwony Kapłan ma… rację? – Kiedy wreszcie wypowiedziała te słowa na głos, poczuła, jak przebiegł ją nieprzyjemny dreszcz. Strażnikom nie było wolno wypowiadać takich słów. Nigdy.
- A czy uważasz, że to, co zrobił Rezoł w Sairaag było właściwe? – spytał bardzo cicho Gourry.
Uzdrowicielka poczuła szczypanie w okolicach oczu.
- Nigdy – wyszeptała.
- Nie znam się na tych magicznych sprawach i tych dziwnych teoriach, które Lina i Zel studiują z takim zamiłowaniem, ale wiem jedno: osoba, która robi takie rzeczy, nie może być dobra. Nawet jeśli to, co chce osiągnąć, jest jej zdaniem dobre.
Nie wiedziała, kiedy z jej oczu popłynęły pierwsze łzy. I zanim się obejrzała, poczuła, jak siedzący przed nią mężczyzna lekko ją obejmuje. Nie było w tym geście litości tylko czyste zrozumienie. Dlatego właśnie na tę jedną chwilę pozwoliła sobie na całkowite okazanie słabości.
- Przepraszam. Przepraszam, że ciągle szukam u ciebie wsparcia, że ciągle jestem tą samą słabą dziewczyną, jaką byłam.   
Jak tylko wypowiedziała te słowa, szermierz delikatnie przyłożył palce do jej twarzy, aby otrzeć jej łzy.
- O czym ty mówisz? – spytał, uśmiechając się ciepło. – Nie jesteś słaba, Sylphiel. A dzięki temu, że tutaj jesteś, mogę nazywać to miejsce domem. Tak samo jak Zel i Filia, a teraz też i Amelia i Lina. Wiesz, jak ważne jest to, że ktoś na ciebie czeka?
Oczywiście, że wiem – pomyślała, chociaż wzruszenie uniemożliwiło je wypowiedzenie jakichkolwiek słów. – Przecież to ty jesteś dla mnie domem.    

***

Od początku wiedziała, że coś jest nie tak. Jedno spojrzenie na twarz Zelgadisa wystarczyło, aby przekonała się o słuszności własnego spostrzeżenia.
- Trzymaj się blisko mnie – nakazał jej cicho.
Vun Geas – środek oka cyklonu, obszar pozbawiony magii, aż mdlił od szalejących, niezrównoważonych nurtów. Na środku ogromnej jaskini o niezwykle bogatej rzeźbie terenu, będącym, jak jej wcześniej powiedział Zelgadis, jedynym miejscem przyjmowania Strażników przez Episti, leżało martwe ciało. Istota nie była ładna. Nieproporcjonalnie wielkie, jaskrawoniebieskie oczy na tle trójkątnej twarzy, pozbawionej uszu i nosa, zastygły w wyrazie bólu i cierpienia. Skóra niewielkiego stworzenia, pokryta gdzieniegdzie piękną, aksamitną sierścią, odbijała światło wytworzone przez liczne wyładowania energetyczne unoszące się nad przeciętą klatką piersiową. Niewątpliwie, właśnie ta moc była źródłem zbierającej się burzy energetycznej.
- Ktoś tu jest – szepnął Zelgadis, dobywając miecza. 
Lina tylko kiwnęła głową i skupiła się nad rozwieszaniem własnej sieci mocy, co wyjątkowo utrudniały niespokojne nurty. Świadomość zagrożenia wzrastała z każdą sekundą. W tej sytuacji, nawet najsilniejszy wojownik Rejonu Varney nie był w stanie się teleportować. Nie znała możliwości Episti, lecz musiały istnieć powody, dla których Strażnicy unikali z nimi konfliktu. A kto uwierzy, że śmierć jednego z nich nie miała nic wspólnego z ich przybyciem?
Nagle coś jej błysnęło tuż przed oczami. Podłużne ostrze tuż obok wykrzywionej grymasem nienawiści i szaleństwa trójkątnej twarzy. Poczuła, jak ktoś ją mocno odepchnął, po czym rozległo się szczęknięcie metalu o metal. Instynktownie wezwała swój płomień, który błyskawicznie pomknął w stronę wrogiego stworzenia. Istota zawyła z bólu, gdy ogień połączył się z żywiołem ziemi.
Po całej jaskini rozszedł się dźwięk uderzenia niewielkiego ciała o skalną ścianę. 
Lina szybko podniosła się z ziemi i w napięciu oczekiwała następnego posunięcia oponenta. Kątem oka dojrzała, jak Zelgadis z zawrotną szybkością ruszył na przeciwnika.
Chwilę później czas zwolnił swój bieg.
Istota ułożyła usta w złośliwym uśmiechu, gdy z jego ciała wydobył się ogromny ładunek energetyczny.
Kiedy czarodziejka ujrzała, że nowo wyzwolona moc łączy się z burzą energetyczną, tworząc nowy nurt, wiedziała, co się za moment stanie.
Nie zdążyła jednak nic zrobić, gdy w jednej chwili pochłonęła ją ciemność.   

***

Gdzieś w najdalszym zakątku najrozleglejszego z wymiarów rozległ się wdzięczny kobiecy głos.
- Panie, odebrałam gwałtowny sygnał z obszaru Episti.
- A więc jednak tam dotarł. To bardzo dobre wieści, Eris – odpowiedział jej głęboki baryton.
- Skąd pewność, że to twój wnuk, panie? – odpowiedziała kobieta o krótko ostrzyżonych ciemnych włosach, podnosząc głowę znad skomplikowanego układu szkła laboratoryjnego, w którym wielobarwne ciecze krążyły z oszałamiającą prędkością – Ta siatka energetyczna pozwala jedynie ustalić, że pułapka została aktywowana, nie osoby, które w nią weszły.
- Z akcji w Cieleth dowiedzieliśmy się, że mój wnuk prowadzi w naszej sprawie dochodzenie na własną rękę. Jeżeli odkrył punkt dostępu w Barahesi, to jego następnym etapem poszukiwań muszą być Episti. A poza tym… - Odziany w szykowne karminowe szaty mężczyzna lekko potrząsnął swoją długą laską zakończoną delikatnymi dzwoneczkami, w rezultacie czego w obserwowanym przez Eris fragmencie szklanej konstrukcji pojawiły się dwie kulki świetła w kolorach zieleni i ognistej czerwieni. – Pozwoliłem sobie lekko zmodyfikować Laer Vendah, aby reagował na kilka konkretnych energii.
Eris, lekko mrużąc pomarańczowo-żółtawe oczy, przyjrzała się dokładniej drobnym sferom światła i uśmiechnęła się ciepło.
- Wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad pańskim geniuszem. A więc to energia Zelgadisa… A ta czerwona należy pewnie do...
- Tak. Czerwone światło symbolizuje dziewczynę od Ayneres.
Kobieta przez dłuższy moment wczuwała się w rytm maszynerii.
- A czy przypadkiem nie nakazał pan wszystkim legionom złapanie jej żywej? Podobno chciał pan się spotkać z tą dziewczyną.
- To wciąż nie uległo zmianie – odpowiedział ze stoickim spokojem Czerwony Kapłan.
- Co do Zelgadisa nie mam wątpliwości, ale czy pańska nowa ulubienica będzie w stanie przetrwać burzę czasoprzestrzenną? – spytała z lekką ironią w głosie.
- Nie wiem, Eris. Jednak jakby nie była w stanie tego przetrwać, świadczyłoby to o fakcie, że wcale nie posiada takiego potencjału, o jaki ją podejrzewam.
- A gdy obydwoje wyjdą z tego cało?
Na twarzy mężczyzny pojawił się lekki uśmiech, który sprawił, że ciemnowłosa kobieta mimowolnie zadrżała.
- Wtedy nagrodzę ich wytrwałość i pozwolę im poznać część prawdy, której tak dzielnie poszukują.         
   
***

To było niemożliwe. Absolutnie niemożliwe. A jednak kilkadziesiąt metrów od niej stał  mężczyzna o półdługich włosach, w morskim odcieniu, opadających na muskularne ciało skrytym pod białą szatą. Otaczająca go mordercza aura była identyczna jak siedem lat temu. Dokładnie tak jak wypełnione nienawiścią, utkwione w niej złote oczy.
- Val… gaarv? – Paraliżująca umysł pustka pozwoliła jej na wydobycie z siebie jedynie tego jednego słowa. 
- Witaj, Filio. – Rozległ się  zachrypnięty, najwidoczniej wciąż nieprzyzwyczajony do mówienia, lodowaty głos.
- Jak to… Jak ty… – Mijały kolejne sekundy,  do jej mózgu stopniowo powoli dochodziło coraz więcej bodźców, chociaż wciąż nie była w stanie sformułować pełnego zdania.
- Poznałem prawdziwą Równowagę. Uwierzyłem, zanim zrobiło się za późno. Sama widzisz, że to, co miało być niemożliwe, stało się możliwe. Widziałaś, jak zostałem wyklęty do Ruelzaar, a teraz stoję tuż przed tobą. To się dzieje na naszych oczach. Prawdziwa Równowaga powraca.  – Im dłużej mówił, tym bardziej do niej dochodziło, że to wszystko działo się naprawdę.
- Val… To naprawdę ty? – Chociaż cała drżała, zrobiła kilka kroków w jego stronę. Uczucia i wyrzuty sumienia, które pogrzebała głęboko w sercu siedem lat temu, powoli przejmowały nad nią kontrolę, biorąc górę nad zdrowym rozsądkiem.
Ile razy sobie wyobrażała, że udało jej się go zobaczyć przed egzekucją raz jeszcze? Ile razy marzyła o tym, aby go uściskać po raz ostatni? Ile razy żałowała, że nie zginęła tego dnia wraz z nim?
Stanąwszy tuż przed nim, wyciągnęła przed siebie drżącą dłoń. A gdy stojący przed nią mężczyzna nie uczynił żadnego uniku, delikatnie dotknęła jego policzka. Spojrzenie mężczyzny na moment złagodniało, gdy z jej oczu poleciały pierwsze łzy.
- Tak bardzo chciałam zobaczyć cię raz jeszcze… Wrócić do tych odległych lat, kiedy razem marzyliśmy o nowej Równowadze – wyszeptała.
- Nowa Równowaga nadeszła. Członkowie Rady Przymierza zostaną skazani na zagładę, ale dla ciebie wciąż nie jest jeszcze za późno, Filio. – Lekko przyłożył swoją dłoń do dłoni Smoczycy przyłożonej do jego policzka.   
- Val, dla tej nowej Równowagi zabiłeś pana Armace’a i wielu innych Strażników. Dla tej nowej Równowagi prawie zabiłeś i mnie. Jak mogłabym twierdzić, że twoja Równowaga jest dobra? – spytała, szlochając.
- Musiałem ich zabić. Oni mordowali, Filio. W wymiarze Overworld była usytuowana rzeźnia odpadów magicznego społeczeństwa uznanego za wroga Równowagi. Ale, oczywiście, jako ulubienica Milgazii, jak mogłabyś mi uwierzyć? Dużo łatwiej było ci uwierzyć w to, że oszalałem, czyż nie? 
W jednej chwili poczuła, że zaczyna jej się robić słabo. 
- Zanim przybyłaś, doszło do masowej ucieczki z kompleksu, gdzie te wszystkie biedne istoty były przetrzymywane. Miały zbyt małą moc, aby uzasadnić wyklęcie do Ruelzaar, jednak ich zabicie w jednym momencie wywołałoby zakłócenie nurtów. Dlatego brano ich parami, Smoki i Mazoku, gdyż odkryto, że gdy dojdzie do anihilacji dwóch istot o przeciwnej naturze w tym samym czasie, obie energie się zrównoważą, nie dając tym razem początku magii tworzenia, tylko całkowicie się zneutralizują. Pewnie podobnie byłoby z panem Gaavem i ze mną, z tymże obaj byliśmy zbyt silni.
- Z Gaavem? Smokiem Chaosu Gaavem? – powtórzyła za nim tępo. Czy jej brat…
- Tak, jemu przypisano zamordowanie części istot więzionych w kompleksie kilka lat wcześniej. Było to niesamowicie wygodne posunięcie. Za jednym zamachem pozbyli się słabszych wrogów Równowagi, a najpotężniejszego z nich wysłali pod tym pretekstem do Ruelzaar. Gdy doszło do skazania pana Garvaa, rozpocząłem dochodzenie na własną rękę. I oczywiście, szybko odkryłem prawdę. Armace zamierzał oskarżyć mnie o morderstwo uciekinierów z kompleksu. Miałem być drugą częścią cudownego planu pozbywania się odpadów doskonałego ustroju Eques, lecz ja dopadłem ich, zanim oni dopadli mnie. Niestety, nie doceniłem Armace’a, który już wcześniej zaczął mnie szkalować w oczach całego Przymierza. Później zjawiłaś się ty, a potem ten szurnięty Kapłan…
Słuchała tych słów, jak zahipnotyzowana. Przecież tamtej nocy Valgaarv był po prostu szalony… To nie mogła być prawda... Val po prostu całkowicie postradał zmysły...
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – spytała, zanim jej ciałem wstrząsnął kolejny szloch, próbując nie pokazywać swoich prawdziwych myśli.
- Byłaś zbyt blisko Milgazii, nigdy byś mi w to nie uwierzyła.
- Więc dlaczego mówisz mi o tym, teraz?
- Bo Czerwony Kapłan powiedział, że współpracujesz z jego wnukiem. A on jako jedyny ma narzędzia, aby poznać prawdziwą istotę Równowagi, aby ją zrozumieć. Dlatego uważa, że teraz istnieje jedyna szansa na to, że przejdziesz na właściwą stronę. Te kilka lat temu wolałem cię zabić niż pozwolić ci żyć w świecie rządzonym przez fałszywą Równowagę. – Przyłożył obie dłonie do jej policzków i spojrzał jej prosto w oczy. – I jeżeli nie zmienisz zdania, tym razem naprawdę cię zabiję, siostro. Jej przebudzenie jest bliskie. Jak Ona naprawdę powróci do Eques, wszystkich jej przeciwników czeka zagłada. A od jej gniewu lepsza jest śmierć tu i teraz.
Jej niebieskie oczy gwałtownie się rozszerzyły.
- Jaka „ona”?
- Czerwony Kapłan daje ci miesiąc na podjęcie decyzji – odparł, po czym wykonał kilka kroków do tyłu. W okamgnieniu otoczyła go złocista, potężna aura.
- Val… Val, zaczekaj! – zawołała, jednak jej brat, nie zwracając już na nią uwagi, zniknął.
Ponownie znalazła się na drodze prowadzącej do głównej siedziby Rady Blueriver.
- Val…  – jęknęła i opadła na kolana.
- A więc Valgaarv powrócił do świata żywych, tak? – Tuż za jej plecami rozległ się dobrze znany jej głos.
Drżąc na całym ciele, odwróciła głowę, aby spojrzeć w szeroko rozchylone ametystowe oczy.

***

Ogień. Nie ciepły i bezpieczny, tylko szerzący cierpienie i destrukcję. Płacz i strach przed tym, co miało za chwilę nastąpić. Morze krzyków, spośród których rozpoznała swój własny.     
Jej serce biło tak szybko, tak trudno jej było złapać oddech. Wiedziała, że musi uciekać. Oni byli tuż za nią. Bez trudów rozpoznała te kroki. Kroki zbliżającego się kresu.
W jednej chwili pojawiła się świadomość, że ucieczka jest niemożliwa. W końcu kto może uciec samej śmierci?
Potknęła się i zaczęła spadać. W dół. W dół. W dół.
W jednej chwili sceneria się zmieniła.
Z trudem otworzyła oczy i półprzytomnie rozejrzała się wokoło.
Sięgające jej oczu słoneczniki kołysały się leniwie w porywie ciepłego, letniego wiatru. Przyjemnie grzejące słońce co chwila skrywało się za kolejną chmurą. Gdzieś w tle pobrzmiewały cykady na tle nocnego nieba. Czuła krople deszczu delikatnie muskające jej ciało. Smak kartofli polewanych ciepłym mlekiem od świeżo wydojonej krowy wypełnił jej usta. Gwałtowny wiatr ponownie przeganiał chmury. Poczet mrówek unosił rozkładającego się konika polnego…
Radość spotkania. Ból rozstania. Niespełniona obietnica.
Płacz dziecka. Zbyt wielka moc. Niszcząca wszystko, co bliskie.
Trzeba chronić. Aby chronić trzeba rozdzielić. Dopóki nie przyjdzie właściwy czas.
A gdy wskazówka wskaże północ, kamień znów wpadnie do rzeki przeznaczenia.
Czas przestał istnieć. Były tylko nieznane słowa, zapomniane obrazy i niewyraźne wspomnienia. Nowy nurt odmienności, który bezlitośnie wypełnił całe jej istnienie.

***

- Proszę, proszę, a więc burza nurtów przekształciła się w burzę czasoprzestrzenną. – Niekryjący satysfakcji głos Guesha niósł się lekkim echem po skąpanej w ciemności świątyni. Jego przenikliwe zielone oczy były utkwione w jedynym źródle światła w majestatycznej budowli – Zerra Lumosis, jednym z magicznych instrumentów podarowanych mu przez samego Czerwonego Kapłana, służącego do wykrywania zaburzeń przepływu energii w strategicznych punktach Eques. Jak większość szpiegowskich wynalazków jego dowódcy, działanie Zerra Lumois opierało się na  tworzeniu maleńkich nurtów, które odbierały wszelkie zmiany w zachowaniu miejscowych strumieni energetycznych i przekazywały sygnał zwrotny do rezonującej z nimi głównej części maszynerii.
- O czym pan mówi, panie Guesh? – spytał zdezorientowany Ramulez, jeden z jego najbliższych podkomendnych   
- Widzisz to miejsce? – spytał ksiądz, wskazując palcem najintensywniej pulsujący punkt w sferze, stanowiącej „monitor” Zerra Lumosis. – To teren Episti. Miejsce, gdzie Czerwony Kapłan spodziewał się ujrzeć Szarego Wilka. – Sięgnął za pazuchę fioletowej szaty ceremonialnej i wyciągnął kolejnego papierosa. – A te pulsacje oznaczają, że nasz cel pojawił się dokładnie tam, gdzie chcieliśmy. I co więcej, towarzyszy mu nasza zguba – panienka od Ayneres. 
- Czy to znaczy, że Szary Wilk w padł w naszą pułapkę? – spytał z ostrożnym entuzjazmem chłopak.
- Nie do końca...  – Guesh zrobił efektowną przerwę na zaciągnięcie się papierosem. Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły, gdy ujrzał młodzieńcze podniecenie w brązowych oczach Ramuleza. – Naszym zamiarem było złapać ich w pułapkę nurtów. Zupełnie odciąć ich od Eques i poczekać na przyjście Czerwonego Pana. Tam zaś… - Wydmuchał dym. – Nie jestem w stanie powiedzieć, co się tam dokładnie stało, ale teraz w Vun Geas szaleje burza czasoprzestrzenna. 
- Burza… czasoprzestrzenna?
- Normalnie, gdy ścierają się nurty o ogromnej intensywności dochodzi do burzy energetycznej. Natomiast raz na milion przypadków może dojść do powstania burzy czasoprzestrzennej. W wirze energetycznym tworzy się nowa przestrzeń, nowy czas… Tylko nielicznym udaje się stamtąd wydostać.   
- Czy to oznacza, że Szary Wilk…  – W spojrzeniu Ramuleza pojawiła się nadzieja. – Umrze?
Na twarzy Guesha pojawił się ironiczny uśmiech.
- Prawdopodobieństwo jest niezwykle wysokie. A już na pewno wątpię, aby panienka od Ayneres to przeżyła. Tym razem nie będzie mogła liczyć na pomoc Szarego Wilka.
- Ale czy pan Rezo nie nakazał złapania jej żywej?
- To… - Ponownie wydmuchał dym. – …już nie jest nasz problem. Jednak gdyby jakimś cudem Szary Wilk wyszedł z tego cało, będzie niesamowicie osłabiony. A takiego momentu nie wolno zmarnować. Wykorzystamy ten moment, aby go zmiażdżyć. – W zielonych oczach błysnęła rządza krwi. – Zbyt długo ingeruje w nasze plany. Musimy go wreszcie unicestwić.
- Ma pan na myśli bezpośrednie starcie? – Na twarzy młodzieńca pojawił się strach. – Ale przecież pani Elsevien stanowczo odradzała bezpośrednią walkę z Szarym Wilkiem. Dlatego właśnie wprowadza w życie swój plan tak ostrożnie…
- Ramulezie, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – W głosie Guesha pobrzmiewała irytacja. – Burza czasoprzestrzenna jest w stanie osłabić, o ile nie unicestwić, nawet największego wojownika w wymiarze. I nie zamierzam zmarnować takiej szansy. Jeżeli zaś chodzi o Elsievien…
Elsevien… Zaczynał poważnie wątpić w skuteczność jej działania. Ta kobieta była z pewnością pełna uroku i doskonale panowała nad swoimi emocjami. Tak dobrze, że on sam nie potrafił ostatecznie określić, czym się kierowała brązowowłosa piękność. A nigdy nie ufał ludziom, jeżeli nie wiedział, co dokładnie tkwi w ich umyśle. Nie miał wątpliwości, co do faktu, że była Equeshan nienawidziła Fałszywej Równowagi tak samo ja on. Obserwował ją dużo uważniej niż innych nowych popleczników. I w tych rzadkich chwilach, kiedy chociaż w najmniejszym stopniu jej zwyczajny styl bycia odbiegał od normalności, dostrzegał w jej oczach czystą nienawiść. Właśnie ta nienawiść, tak dobrze znana mu emocja, sprawiała, że nazywał ją sojusznikiem, chociaż nigdy by jej nie nazwał towarzyszem broni. Dostarczyła im wiele cennych informacji. Doskonale też pełniła rolę szpiega w samym Seyrun. Jednak wciąż wyczuwał w niej coś niepokojącego, coś, co sprawiało, że ciągle miał się wobec niej na baczności. Z drugiej strony obecnie nie miało to żadnego znaczenia. Teraz liczyło się tylko jedno. Sprawić, aby bicie serca Szarego Wilka ustało raz na zawsze.

***

Z uśmiechem, tak perfekcyjnie potrafiącym imitować szczery wyraz twarzy, doskonalonym przecież przez całe lata, dodała ostatnią nić zaklęcia. Aura otaczający magiczną konstrukcję idealnie naśladowała echo magiczne spotykane po zastosowaniu śmiercionośnych zaklęć Szarego Wilka.  Nareszcie jej żmudny plan był o krok od uwieńczenia. Wystarczyło tylko, aby jeden element znalazł się na swoim miejscu. Ale już niedługo… Wystarczy jeden nieostrożny ruch i jej wysublimowany czar zostanie aktywowany. Przebywała w Seyrun już wystarczająco długo, aby zebrać fragment energii należącej do każdej ważniejszej osobistości w stolicy świata Varney. Miała już wszystko, czego potrzebowała, aby wprowadzić w życie swój własny plan.
Najpierw jednak chciała zobaczyć najprawdziwszy lęk w tych znienawidzonych szafirowych tęczówkach.
Ale spokojnie…
Na wszystko… przyjdzie… czas…

Meitsa - 2015-12-04 14:54:05

No to jedziem!
Jak do tej pory jest to chyba mój ulubiony rozdział. Przeczytałam go 2 tygodnie temu i pamietam uczucie napiętej atmosfery, które mi towarzyszyło. Teraz sie dzieje! Mamy intrygę! Cały czas bohaterowie zdają sie być wodzeni za nos i zaczynają za to płacić. Ogólnie bardzo mi sie podoba jak prowadzisz cała fabułę, bo nie podajemy wszystkiego na tacy i ciagle mamy coraz wiecej pytań niż odpowiedzi.
Bardzo pozytywne wrażenie wywarło na mnie spotkanie Vala z Filią. Zaskoczyło mnie to co do niej powiedział i teraz tak sie zastanawiam czy Rezo chce przywołać energię Pani Koszmarów, która połączy wszystkich w Morzu Chaosu i wszystko bedzie jednością. W końcu wydaje mi sie to być jedyną alternatywą dla obecnej Równowagi gdzie są jakieś podziały.
A Lina w burzy czasoprzestrzennej na pewno coś odkryje i kto wie czy nie zobaczy początku powstania wszechświata. W każdym razie to mi przyszło na myśl gdy jej zmysły zaczęły odbierać jakieś impulsy.
Swoją droga jestem ciekawa, z którymi fragmentami miałaś problemy, bo najbardziej chyba mogę sie przyczepić do momentu gdy Sylphiel szukała wsparcia u Gourriego. Wczułam sie mocno w jej sytuacje i bardzo mi brakowało większego zaangażowania od mężczyzny. Chciałam wręcz krzyczeć "przytul ją mocno do siebie, idioto!" :D ja na miejscu Sylphiel byłabym cholernie zagubiona i szukalabym otuchy u kogoś bardzo zaufanego i taka osoba, wie ze może czasami cieżko dobrac słowa, ale dotyk i milczenie może naprawdę pomoc, więc mimo tego co powiedział, powinien ją przytulić mocno do siebie dając jej poczucie bezpieczeństwa i tego, ze nie jest z tym sama. Może nawet poglaskac po głowie. W każdym razie ja bym tego oczekiwała w chwili mocnego zwiatpienia i wcale nie musi to być romantyczny moment.
Myślałam jeszcze nad innymi uwagami co do całego fanfika i nasuwa mi sie myśl, ze musisz bardziej skupić sie na kreacji własnych postaci, bo tak naprawdę nie zostają w pamięci. Wiem, ze są jakieś nowe postacie, ale nie potrafię ich polubić i wszystkich wrzucam do jednego wora pod tytułem "ci źli" lub "ci co chcą zemsty". Wydaje mi sie, ze musisz im dać większa paletę cech, bo dla mnie są czarno-biali, a nie w odcieniach szarości, bo człowiek nigdy nie bedzie zupełnie dobry lub zły dlatego wlasnie możemy utożsamiać sie z bohaterami. Jak dla mnie najlepszym przykładem skupienia sie na własnych bohaterach jest "Droga donikąd", bo bardzo polubilam ludzi z miasteczka, który w swoim zachowaniu byli bardzo ludzcy i wiarygodni. No właśnie, musisz pamietam, ze twoje postacie muszą być wiarygodne!

Rinsey - 2015-12-09 22:18:01

Jejku O.O Jaka duuuża recenzja! Dzięki wielkie! :D Bardzo mnie cieszą Twoje odczucia, właśnie taki efekt chciałam otrzymać, a przy wprowadzaniu kolejnych zmian traciłam wiarę, że uda mi się coś takiego osiągnąć. Przyznam szczerze, że przed przeczytaniem tego komentarza serce mi mocno biło.
Jedną ze scen, których odbiór mnie martwił było właśnie spotkanie Vala z Filią. Jest to jeden z ważniejszych punktów zwrotnych i mocno się obawiałam reakcji czytelnika, wiec tym bardziej mnie cieszy Twoja pozytywna opinia :) W temacie Twoich domysłów mogę powiedzieć tylko, że jestem pod wrażeniem i że są bardzo dobrze osadzone w dotychczasowej historii, ale nie przytaknę i nie zaprzeczę. Powiem tylko, że ziarno prawdy w tym jest :)
Z fragmentem Sylphiel i Gourry'ego trafiłaś w sedno. Ten moment pisałam trzy razy. Najpierw dochodziło do większych "zbliżeń", z których potem się wycofałam, bo nie chciałam wciskać na siłę zbyt tkliwych momentów, ale jeżeli chciałaś krzyczeć na Gourry'ego, to lekko zmodyfikuję tę scenę, aby była zgodna jednak z moimi pierwotnymi odczuciami :) Mędziłam też z momentem pojawienia się Rezo. W pierwszej wersji wywiązał się dialog, który zbyt wiele podawał na tacy. Z jednej strony mam świadomość, że zbliżam się do 60 000 słów, 200 strony w wordzie i wreszcie powinnam przekazać konkretniejsze informacje, ale nie pasowało mi to do narracji historii. Z tym własnie walczyłam ze dwa miesiące.

A zarzut dotyczący moich OC jest bardzo słuszny! Przyznam, że dotychczas patrzyłam na nich bardziej jak na narzędzia służące do pokazania nowych emocji  "dobrych"bohaterów" i wykorzystywałam sceny z nimi w celu zarysowania zagrożenia, które mocno wierzy we własne racje. Większe rozwinięcie tych postaci planowałam trochę później, bliżej bardziej zaawansowanych starć, do których powoli się zbliżam. A więc Twoja uwaga jest bardzo, ale to bardzo słuszna.

Straaasznie Ci dziękuję za tak dokładną analizę tego fika. Wiem, że powtarzam to za każdym razem, ale daje mi to ogromnie wiele!

Rinsey - 2017-02-22 11:30:54

To był baaardzo długi poród, ale wreszcie wszystko wyszło :D

Rozdział 12
W cieniu prawdy

Zimny, niosący ze sobą pierwsze znamiona nadchodzącej zimy, wiatr zakołysał pożółkłymi od jesiennej aury liśćmi, odsłaniając litery wyryte na szarym, ociosanym kamieniu.
Nekash Zangh’s, ukochany brat i przyjaciel
Śmierć w świecie Equeshan nawet w czasach pokoju następowała nagle i nieoczekiwanie.  Jego brat nie był wyjątkiem. Jednego wieczoru grali w karty, śmiejąc się i opowiadając sobie zbereźne historie, a następnego poranka poinformowano go, że po Nekashu nie pozostało nawet ciało, które mógłby pochować. A wszystko na skutek niekontrolowanego wybuchu mocy chłopaka będącego wnukiem samego Czerwonego Kapłana. Upojony mocą wpadł w szał magii i dopiero przybycie Filara Rejonu Varney pozwoliło na zapanowaniem nad żywiołem ziemi. Niestety, nim przybył Philionel El di Seyrun, przy starciu z nieokiełznaną potęgą zginęło kilkunastu Strażników, a w tym jego jedyny brat.
Już wtedy zaczął powątpiewać w system panujący w Eques. Kto odpowiadał za to wszystko? Kto wysłał na pewną śmierć młodych, mało doświadczonych wojowników do stłumienia krwi sławetnego Rezo? Czemu Shyllien dotarł tam tak późno? Te i wiele innych pytań targało nim, gdy coraz bardziej pochłaniała go rozpacz.
I właśnie wtedy poznał Visennę. Mało urodziwą Ryuzoku o ciętym języku i pięknym sercu, które na nowo nauczyło go miłości do życia. Nim się obejrzał, był zakochany po uszy i oczekiwał narodzin swego dziecka. Jak się okazało później, dzień, który miał być pełen radości, stał się początkiem koszmaru.
Nigdy nie usłyszał pierwszego krzyku. Uzdrowicielka-położna, jedyna osoba wtajemniczona w ich relację, nigdy nie zamierzała pomóc w przyjściu maleństwa na świat. Bez ich wiedzy powiadomiła władze Rejonu Varney o możliwości pojawienia się w Krainie Równowagi istoty mogącej negatywnie wpłynąć na przepływ nurtów.
Gdy odczytywano mu zarzuty, zgodnie z którymi dopuścił się zdrady, w rezultacie czego obydwoje z Visenną mieli zostać skazani na śmierć, zaczął się śmiać. A więc tak wyglądała Równowaga, której chronił? Dla takiego ustroju zginął jego młodszy brat? A więc był jedynie głupcem, nic nie znaczącą marionetką w rękach Przymierza Równowagi?   
Wraz z ostatnim krzykiem Visenny jego śmiech zmienił się w płacz.
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! Dlaczego?!! Dlaczego?!!!
Dlaczego karą za miłość była śmierć?!
Co to za popierdolona Równowaga, której zagroziłoby przyjście na świat niewinnego dziecka?!
Co z tym pierdolonym światem było nie tak?!               
Usłyszał odpowiedź na swoje pytanie. Niedługo po tym, jak Czerwony Kapłan po dokonaniu rzezi jego oprawców, wyciągnął do niego rękę, przepraszając, że przybył zbyt późno, aby uratować jego ukochaną. 
Chwycił tę dłoń, obiecującą jedyną rzecz, na jakiej mu jeszcze zależało. Zemstę, zniszczenie tego chorego systemu, który sprowadził na niego i wielu innych tylko śmierć i cierpienie.
Został jednym z Generałów Czerwonego Kapłana, aby pomóc mu wprowadzić wielki i misterny plan w życie.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił dla grupy, nazywanej później przez niektórych Ruelzhan, było założenie bazy na terenie starego, opuszczonego kościoła w jednym z niemagicznych Rejonów. Podjął tę decyzję, jak tylko stanął na jednym ze wzgórz otaczających zapomnianą świątynię. Każdy z pobliskich nagrobków był zniszczony, obrośnięty mchem i porostami, jednak dochodzący do jego nozdrzy zapach lilii i świeżo zapalonych zniczy był dowodem, że to jest właściwe miejsce. Przychodzący tu ludzie pamiętali. Tyle wystarczyło, aby zechciał tu pozostać.   
- Panie Guesh! Burza czasoprzestrzenna…
Zaalarmowany głos Ramuleza przywołał go do rzeczywistości.
Wreszcie zbliżała się chwila, na którą czekał.  Wreszcie mógł zabić Szarego Wilka. Tego, który był tak wielką czasową inwestycją Czerwonego Kapłana, a zawiódł wszelkie pokładane w nim nadzieje. Nie potrafił zrozumieć otaczającego go kłamstwa, jakim była Kraina Równowagi. Zamiast ich zbawcą stał się narzędziem wroga, które mogło wypaczyć cały plan Rezo. A jeśli wreszcie zyskał kontrolę nad swoją zatrważającą mocą kosztem życia jego brata, a nie zamierzał jej wykorzystać do zniszczenia fałszywego ustroju Eques, powinien umrzeć.
Raz jeszcze spojrzał na epitafium na prawo od nagrobka Nekasha.
Visenna i ……. Zangh’s 
Miłość i światło mojego życia
       
Biel świeżych lilii odbijała światło dwóch niewielkich, fioletowych zniczy. Wiatr raz jeszcze wprawił w ruch zmarkotniałe, pożółkłe liście, które zatańczyły wokół kamiennej płyty, po czym opadły bezwładnie na ziemię.     
   
***

Burza czasoprzestrzenna, zjawisko, w którym pośród bezładnie zderzających się ze sobą strumieni mocy, dochodzi do niezwykle rzadkiego fenomenu – do powstania nowych nurtów. A gdy w morzu chaosu rodzi się nowy nurt, zostaje powołany do życia żywioł pochłaniający wszystko, co napotka na swej drodze.       
Nieregularna bryła szalejącej mocy rosła z sekundy na sekundę. Bez ustanku pochłaniała coraz większy teren, wydając z siebie przeraźliwy jęk, ni to ludzki ni zwierzęcy. To był już koniec. Vun Geas wydawało właśnie ostatnie tchnienie.
Jednak w pewnym momencie całą okolicę wypełniła obezwładniająca obecność zielonkawej energii. Po okolicy rozszedł się przerażający świst, gdy dwa żywioły zaczęły się ze sobą ścierać. Ziemia zaczęła drżeć pod wpływem rykoszetów czystej, surowej mocy tworzenia. Nie wiedzieć kiedy, obszar zajmowany przez burzę czasoprzestrzenną przestał się rozszerzać.  Krok po kroku, powoli, powolutku bryła zaczęła się kurczyć. Niszczycielska siła z wielkim oporem powracała do stanu uśpienia. A gdy po wreszcie wszystko uległo rozproszeniu, w pozostałościach po jaskini, wejścia na teren Epistich pozostała jedynie ubrana na szaro sylwetka.
- Lina? – Chociaż ciężko dyszał i poruszał się z wyraźnym wysiłkiem, podszedł do leżącej nieopodal niego nieprzytomnej dziewczyny. – Lina!
Uklęknął i natychmiast podniósł ją do pozycji półsiedzącej, podpierając ją ramieniem.
- Cholera jasna! – krzyknął, jak tylko spróbował wejść w jej wewnętrzny nurt. Udało mu się wycofać prawie całą burzę czasoprzestrzenną. Prawie. Wszystko poza kawałkiem, który wniknął do wnętrza rudowłosej czarodziejki.   
- A'deasail. – Nagle do uszu wycieńczonej chimery doszło ciche przywitanie.
Zelgadis przycisnął do siebie mocniej bezwładne ciało dziewczyny i skupił uwagę na    wyrażających jednocześnie lęk i współczucie tlących się w nieproporcjonalnie wielkich, jaskrawożółtych oczach na tle trójkątnej twarzy, pozbawionej uszu i nosa. Piękna, aksamitna sierść niewielkiego stworzenia odbijała resztki wyładowań energetycznych, pozostałych po ekspansji mocy Strażnika.
- A'deasail. – Zelgadis powtórzył wyuczone wiele lat wcześniej starożytne pozdrowienie, jednak nie wycofał swojej mocy, wciąż czekającej na jego najmniejszy gest, aby siać śmierć i zniszczenie.
- Nie jesteśmy twymi wrogami, Terramistrzu – powiedział gardłowym szeptem Episti. – Tak jak pośród Equeshan dochodzi do zdrady, tak też i niektórym pośród nas Czerwony zatruł umysły.
- Mogłem się tego spodziewać – powiedział szybko Strażnik, z powrotem skupiając się na nieprzytomnej czarodziejce.   
- Nie pomożesz dziewczynie, Terramistrzu. W jej wnętrzu wciąż szaleje fragment burzy czasoprzestrzennej. Może już dziewczyna nie znajduje się w jej środku, lecz ten fragment wciąż ma we władzy jej moc i istnienie. Chociaż trzymasz jej ciało, jej wnętrze wciąż znajduje się w wymiarze psychiczno-magicznym, który można opuścić jedynie od wewnątrz.
- Nie mów mi tego, co sam wiem! – warknął Zelgadis, w jednej chwili wbijając rozwścieczone spojrzenie w niewielkie stworzenie. – Jesteście Episti, badaczami magicznej materii, powiedz mi do jasnej cholery coś, czego bym nie wiedział! 
- Przykro mi. Jak prawdą jest to, że imię me brzmi Adreenu, nie posiadamy potrzebnej ci wiedzy – zarzekł się stwór, spoglądając z przestrachem na Equeshan, który na moment zastygł w bezruchu.
- Ukryj się gdzieś. Szybko – wysyczał Zelgadis.
- Cóż się dzieje, Terramistrzu? – spytał zalękniony Episti, widząc niepokój na twarzy najpotężniejszego wojownika wymiaru Varney.
- Oni nadchodzą.         

***

Była głęboko. Głęboko pod warstwą istnienia. Nie była już pewna niczego. Nie wiedziała, gdzie zaczyna się jej kształt, a gdzie kończy. Była już tylko energią. Energią składająca się z nurtów. A nurty przecież krążyły swobodnie dookoła osi przeznaczenia, nie było powodu utrzymywać tej skorupy. Kształt był tylko granicą istnienia. A granice nie były dobre. Granice należało pokonywać. Trzeba było robić wszystko, aby uwolnić się od więzów egzystencji. Kształt był przeszkodą, którą należało unicestwić, stać się jednym z nurtów i porzucić świadomość. Ś.w.i.a.d.o.m.o.ś.ć. Słowo. Kolejne, które utraciło znaczenie. Otaczało ją morze słów. Słów bez znaczeń. Pamiętała jeszcze, że znaczenie było kiedyś ważne. Ale dlaczego? Tego już nie pamiętała. A jeżeli, o czymś zapomniała, to nie mogło być istotne. Znaczenie kojarzyło się z bólem, a nikt nie chciał cierpieć. O tym pamiętała dobrze. A żeby nie cierpieć, trzeba było porzucić znaczenie i kształt. Stać się jednym z nurtów. Dołączyć do rzeki przeznaczenia.

***

Zaskoczenie było zbyt delikatnym terminem, aby określić to, co roztaczało się przed jego oczami. Słyszał wiele o potędze Szarego Wilka. W końcu osoba, przed którą ostrzegał sam Czerwony Kapłan, musiała dysponować ogromną mocą. Nigdy nie słyszał o aurze będącej w stanie zawrócić coś tak nieokiełznanego jak burza czasoprzestrzenna.   
Jednak właśnie taki widok rozpościerał się przed jego oczami. Resztki wyładowań elektrycznych ulegały rozproszeniu w kontakcie z zielonkawą, intensywną energią. Z drugiej strony, ich śmiertelny wróg musiał być teraz w fatalnym stanie. Pan Guesh miał rację. Druga taka okazja się nie powtórzy. Właśnie teraz musieli zadać śmiertelny cios.   
Wyciągnął rękę w górę, aby dać znać pozostałym dziewiętnastu Ruelzhan lewitującym tuż nad pozostałościami jaskini będącej wejściem na teren Epistich, że czas wykonać pierwszy atak.   
Prawie dwa tuziny odzianych w szkarłatne szaty osobników skierowało pociski surowej energii w stronę źródła magii o zielonym poblasku.
Ramulez uśmiechnął się szeroko, gdy złączony atak dotarł do celu, po czym rozległa się niewielka eksplozja. 
Chwilę później doszedł go zapach świeżo skoszonej trawy.
Jego oczy rozszerzyły się szeroko ze zdziwienia, gdy w świetle zachodzącego słońca, dojrzał unoszące się w powietrzu drobne nasionko. Ułamek sekundy później zewsząd zaczęły go atakować liany nasycone mocą żywiołu ziemi.
W ostatnim momencie zrobił unik, gdy zielone ostrze mignęło mu przed oczami. Kilka metrów za nim dobiegł go dziewczęcy krzyk.
Po jego czole spadły pierwsze krople zimnego potu.
Drżącymi dłońmi wykonał gest będący znakiem dla drugiej grupy Ruelzhan, czekającej po drugiej stronie stworzonego kilka minut wcześniej nurtu teleportacyjnego.       
Dopiero, gdy poczuł obecność dodatkowych sprzymierzeńców, w jego serce wstąpiła otucha.
Sięgnął po miecz i bez wysiłku rozharatał kolejną zagrażającą mu lianę. Mogli wygrać. Mogli go pokonać! Pragnął ujrzeć na własne oczy, jak Szary Wilk kona na jego oczach. Podjąwszy decyzję, gwałtownie zanurkował, zręcznie unikając kolejnych szalejących strumieni zielonej mocy.
Mijał kolejnych towarzyszów, którzy z powodzeniem eliminowali wciąż mnożące się liany. Z ogromną satysfakcją doszło do niego, że tempo, w jakim przyrastały nowe pędy, zaczynało maleć. Szary Wilk słabł w oczach!
W powietrzu wciąż unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Chociaż czy mu się wydawało, czy był on trochę intensywniejszy niż chwilę temu?
Zgrabnie wylądował za ogromnym głazem, pozostałością po jaskini, i szczelnie otoczył się barierą, jak go uczył pan Guesh wiele lat temu.
Właśnie wtedy ujrzał sylwetkę tego, który zastąpił mu ojca, zaraz po tym, gdy Strażnicy zabili jego rodziców. Jeden z pięciu generałów Czerwonego Kapłana stał tuż przed odzianym na szaro mężczyzną, przyciskającym mocno do siebie nieprzytomną, rudowłosą dziewczynę.   
- Słabniesz, Szary Wilku. – Rozległ się tak dobrze mu znany głos pana Guesha. – Dysponujesz przerażającą potęgą, lecz nawet ty nie dasz rady nam wszystkim. Giń. – Wykonał tak szybkie cięcie srebrzystą klingą, że Ramulez dojrzał jedynie wyładowanie elektryczne towarzyszące ciosowi.
Szary Wilk zrobił błyskawiczny unik, odskakując kilka metrów dalej. Mordercza energia jego opiekuna rozwaliła kolejną skałę w drobny mak.
- To na nic. Jak myślisz, jak długo dasz radę, utrzymywać swoje sadzonki w akcji, unikać moich ataków i na dodatek chronić tę pustą skorupę, którą trzymasz na rękach?
Dopiero wtedy Ramulez przyjrzał się rudowłosej. To musiała być dziewczyna, w którą wniknęła Ayneres. Ktoś, kto nie był Strażnikiem. Ktoś całkowicie niewinny wplątany w nie swoją wojnę. Ktoś, na kim Szaremu Wilkowi musiało straszliwie zależeć…
Mimowolnie chłopak poczuł głęboki smutek. Wiedział, że Szary Wilk był ich śmiertelnym wrogiem. Nienawidził Equeshan z całego serca. Dlatego właśnie postanowił walczyć. Aby już nikt nie musiał tracić kogoś bliskiego. I teraz, gdy widział na własne oczy, że owocem jego walki było zadanie przeciwnikowi takiego samego cierpienia, nie potrafił z czystym sumieniem przyznać, że to co, robili, było absolutnie słuszne.
Nagle w jego świadomości pojawiła się refleksja, że w tej wojnie nie było już słuszniejszej strony. Byli tylko ci, którzy potrafili zadawać boleśniejsze ciosy.
- Czy mój dziadek uczył cię osobiście? – Rozległ się chłodny i zadziwiająco opanowany głos Szarego Wilka.     
- Do czego zmierzasz? – spytał rozdrażniony Guesh.
Zapach świeżo skoszonej trawy stał się jeszcze bardziej intensywny.
- Sprowadziłeś swoją radosną gromadkę, bo stwierdziłeś, że całkowicie zniszczyłem burzę czasoprzestrzenną, prawda?
Coś w jego tonie sprawiło, że Ramuleza przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz.
- Gdybyś porządnie odrabiał lekcje, potrafiłbyś odróżnić zniszczoną burzę czasoprzestrzenną od wycofanej.
W jednej chwili chłopak przerwał swoją barierę i zaczął tkać nurt teleportacyjny.
- Zdradzę ci sekret. – Młody Ruelzhan po raz pierwszy dojrzał dotychczas zakryte przez kosmyki grzywki bezlitosne szafirowe oczy.  – Ona wciąż trwa. Owszem, jest wyciszona, zostało jej sił jedynie na ostatnie szarpnięcie, ale jesteście w samym jej środku. A jedyne co ją przed wami teraz chroni jest moja moc.   
W ułamku sekundy energia Szarego Wilka zniknęła. Jedynie otaczająca go zielona aura świadczyła o fakcie, że przywołał jedynie tyle mocy, aby ochronić się przed nadchodzącym uderzeniem.
- Gdybyście zaatakowali trochę później, dokonałbym całkowitej anihilacji burzy czasoprzestrzennej i byłbym tak wyczerpany, jak na to liczyłeś. – Mężczyzna mówił przerażająco spokojnym głosem. – Gdybyście jej nie zaatakowali, może byście przeżyli. – W jego oczach pojawił się błysk zimnej wściekłości. – Teraz poniesiecie konsekwencje swojej decyzji.   
Z piersi Ramuleza wydarł się potworny krzyk, gdy w jednej chwili do jego wnętrza wniknął szalejący żywioł, rozrywając jego wewnętrzny nurt na kawałki.

***

Rzeka przeznaczenia płynęła z zawrotną prędkością. A ona wraz z nią. Już prawie nie można było odróżnić odrębności jej istnienia pośród morza słów pozbawionych znaczeń. Aż nagle Nurt zwolnił. Zwolnił, po czym w porażającym tempie zaczął się cofać.
To pobudziło jej prawie już nieistniejące zmysły. Zalała ją fala impulsów. Nie potrafiła już ani patrzeć ani słyszeć. Węch i dotyk całkowicie utonęły pośród nadmiaru bodźców. Była energią o umierającym kształcie. I jedyne, co czuła, był ocean przeróżnego rodzaju nurtów.
Te słabsze rozpryskiwały się w rzece nieoznaczoności w ułamku sekundy, te mocniejsze wirowały z urzekającą gracją by po upływie kilku milleniów powrócić do nicości. Jedynie dwa obezwładniające prądy czystej, surowej mocy zdawały się sięgać nieskończoności. Przez czas zdający się być wiecznością przeplatały się bez końca, dokonując na przemian anihilacji i kreacji.
Życie i śmierć.
Życie poddawało się śmierci, śmierć dawała początek życiu.
Porządek i chaos.     
Porządek był chaosem. Chaos był porządkiem.
Pradawna spirala miała swój początek.
Mroczna obecność, głębsza od najciemniejszej nocy.
Słowa były ważne.
Lecz tylko te słowa, które miały znaczenie.
Słowa mające znaczenie dawały początek nurtom.
Niektóre nurty dawały początek istnieniu.
A istnieli tylko ci, którzy posiadali imię.
Coś w jej wnętrzu drgnęło.
Płomień iskrzący się jasnym przyjemnym blaskiem.
Co to było?
To była ona. Była płomieniem, a płomień był nią. Ogień wypełniał jej istnienie, ponownie przywołując jej kształt.
Otaczała ją nieskończona ciemność. Ogarnęła ją świadomość, że powinna wrócić. Nie pamiętała jednak gdzie ani dlaczego.
Płomień w jej wnętrzu zaczął niepowstrzymanie pulsować w ciężkim, nieregularnym rytmie.
Gdzieś daleko stąd istniało źródło mocy mieniące się identycznym blaskiem jak jej ogień.
Właśnie tam musiała się udać.
Tylko tam zdoła odzyskać swoje imię.
     
***

Jaskrawożółte oczy rozszerzyły się w szoku. Z uwagą obserwował bezwładne ciało rudowłosej dziewczyny, której dusza i moc została pochłonięta przez burzę czasoprzestrzenną. Tak, jak powiedział Terramistrzowi, uratowanie młodej kobiety było niemożliwe. Jeżeli mag nie posiadał tak ogromnej i kontroli jak Szary Wilk, nie był w stanie oprzeć się takiemu żywiołowi. Dlatego też nie krył zdziwienia, gdy patrzył się na ciało mające pozostać pustą skorupą, w jakiej ponownie pojawiło się życie.
Po upływie kilkunastu sekund początkowe zdumienie zmieniło się w głód wiedzy. Musiał znać przyczynę takiego fenomenu! Jego zmysł magiczny dużo bardziej wyczulony niż u najpotężniejszego Strażnika raz jeszcze skupił się na podopiecznej Equeshan z Rejonu Varney. 
Chwilę później na trójkątnej twarzy pojawił się uśmiech niemej ekscytacji.
Niebywałe! Niespotykane! Oszałamiające!
Na jego własnych oczach doszło do zdarzenia, które nigdy miało nie mieć miejsca.
Teoretycznie martwa dziewczyna wróciła zza grobu, a będąca niemal na wyczerpaniu moc Szarego Wilka promieniała blaskiem potężniejszym niż kiedykolwiek.
Istniało tylko jedno wyjaśnienie tego zjawiska.
Szary Wilk, postrach Rejonu Varney, i nieznana nikomu dziewczyna osiągnęli Rezonans.     

***

Bolał ją każdy centymetr kwadratowy ciała. Czuła własne przyśpieszone bicie serca zsynchronizowane z nienaturalnie pulsującym w jej wnętrzu płomieniem. Powoli wracała też jasność umysłu oraz świadomość magiczna. Po kilku sekundach zrozumiała, dlaczego jej moc krążyła z większą niż kiedykolwiek wcześniej prędkością. Zewsząd otaczała ją obezwładniająca energia żywiołu ziemi.
Z ogromnym wysiłkiem otworzyła oczy i ujrzała unoszącą się nad nią twarz Zelgadisa. Twarz, na której nigdy wcześniej nie widziała takiej furii. W jego szafirowych oczach tliły się iskry wściekłości graniczącej z szaleństwem. Cała jego sylwetka emanowała tak morderczą aurą, jakiej nie czuła od początku swojego przybycia do magicznego świata. Mężczyzna trzymał ją na rękach, mocno przyciskając ją do siebie, lecz jego uwaga całkowicie była skupiona na niszczeniu kolejnych wrogów.
Bez chwili namysłu kierował morderczy żywioł w stronę kolejnych głupców, którzy wciąż myśleli, że mają cień szansy. Rdzenna moc ziemi tańczyła w śmiercionośnym tańcu, reagując na najkrótszą myśl swojego pana. Nie miało żadnego znaczenia, że znajdywali się w obszarze niemagicznym. Cała okolica została wypełniona obezwładniającą aurą Szarego Wilka. W pewnym momencie zapadła cisza. Nie było wątpliwości, że wróg został całkowicie unicestwiony, jednak Zelgadis nie wykonał najmniejszego ruchu, aby wycofać swoją moc.
- Zel…  – powiedziała cicho.
Zero reakcji.
Z wielkim wysiłkiem uniosła dłoń i lekko go dotknęła, jednocześnie wysyłając delikatny sygnał energetyczny.
- Zel… Już wystarczy… – odezwała się nieco głośniej.
Dopiero wtedy w jego oczach pojawiła się świadomość.
- Lina? – spytał, jakby dopiero teraz ją zauważył.
- Cześć – uśmiechnęła się lekko.
- Ale jak? – Odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. Po chwili wyciągnął dłoń i lekko dotknął jej policzka. Gdy delikatnie zanurzył się w jej wewnętrzny nurt, niedowierzanie w jego spojrzeniu zastąpiła szczera, niewypowiedziana ulga.
- Rezonans jest odpowiedzią, której szukasz, Terramistrzu. – Nagle dobiegł ich nowy głos.
- Rezonans? – powtórzyła słabo Lina. Jak tylko usłyszała to określenie, wreszcie zrozumiała tę dziwną pulsacji mocy w swoim wnętrzu. Owszem, ta nieznana sensacja zanikała z każdą minutą, lecz samo wrażenie było tak silne, że była przekonana, że przez długi czas nie będzie w stanie o tym zapomnieć. Z drugiej strony, co się tak naprawdę stało? Spróbowała sięgnąć pamięcią, lecz w jednej chwili poczuła takie ukłucie z tyłu głowy, że mimowolnie jęknęła z bólu.
- Lina, wszystko w porządku? – Natychmiast odezwał się ze zmartwieniem w głosie Zelgadis.
- Chyba tak… Po prostu nie pamiętam, jak doszło do tego wszystkiego… – Omiotła wzrokiem otaczające ją pobojowisko.           
Kątem oka ujrzała, że mistrz ziemi odwraca głowę. Wyczuwając, że coś jest nie tak, już otwierała usta, kiedy ponownie odezwał się nieznany jej głos. Dopiero wtedy niewysoka istota pojawiła się w zasięgu jej wzroku. Trójkątna twarz, bez uszu i nosa. Piękna, aksamitna sierść i utkwione w niej, niepokojące jaskrawożółte oczy.
- A my całym swoim istnieniem pragniemy się tego dowiedzieć, Dzierżycielko Płomienia. Przybyliście tu w poszukiwaniu odpowiedzi, czyż nie? Istnieje możliwość, że odpowiedzi, których poszukujecie, są informacjami, których my również pożądamy…
- Jaka jest wasza cena? – Wszedł mu w zdanie Zelgadis.
- Chcemy zrozumieć, jak dusza skazana na anihilację powróciła do świata żywych. W jaki sposób pomimo międzywymiarowej odległości, chociaż trwało to tak krótką chwilę, zrodził się między wami Rezonans. A odpowiedzi na to może udzielić tylko wniknięcie w wewnętrzny nurt Dzierżycielki Płomienia, Terramistrzu – odrzekło spokojnie stworzenie.
- Nie ma mowy – Natychmiast odparł wojownik. W jego głosie ponownie pojawiły się znamiona wściekłości.
Lina pomimo wyczerpania fizycznego zyskiwała coraz większą świadomość obecnej sytuacji. Zaraz potem, jak weszła do jaskini, stało się coś bardzo ważnego. Być może udałoby jej się odzyskać te wspomnienia na własną rękę. Czas jednak naglił. Potrzebowali tych informacji tu i teraz. Spojrzała raz jeszcze na Episti. Czując niewielki przypływ sił, ostrożnie się podniosła.
- Jednocześnie odpowiecie na nasze pytania i wyjaśnicie, co się wtedy stało? – spytała cicho.   
W oczach magicznego stworzenia nie było wahania.
- Z wielkim prawdopodobieństwem tak, Dzierżycielko Płomienia.
- Lina, zapomnij o tym. Umowy z Episti opierają się na silnych kontraktach magicznych. Ich cena zawsze jest czymś więcej niż się na początku wydaje. To nie jest dobry moment na zawieranie nieprzemyślanego kontraktu…
Młoda kobieta wsłuchała się w krążące obok niej, coraz bardziej wyciszające się nurty. Nie do końca rozumiała to, co ją otaczało. Nie wiedziała, ilu z Ruealzhan poniosło śmierć, lecz nie wyczuwała żadnego wpływu ich unicestwienia na równowagę nurtów. Zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu… Z drugiej strony Vun Geas było obszarem niemagicznym. Może w naturę tego miejsca było wpisane wypieranie wszelkich magicznych prądów? Już miała dosyć ciągłego błądzenia po omacku. Chciała wreszcie dotrzeć do prawdy. I dlatego nie zamierzała rezygnować z być może jedynej szansy, jaką oferował jej los.
- A kiedy będzie dobry moment, Zel? Przed czy po następnym ataku Ruelzhan? Zresztą on chce wejść w mój wewnętrzny nurt. To ja zawrę z nimi ten kontrakt – przerwała mu czarodziejka.
- Nie ma mowy – odparł uparcie.
- Zel, po coś tu przybyliśmy. Ty już dałeś z siebie wystarczająco. Teraz moja kolej.
- Ledwo uszłaś z  życiem, czy ty masz naprawdę nierówno pod sufitem?! – odpowiedział rozeźlony mag.   
- Terramistrzu, spójrz na siebie. Jesteś wyczerpany. Obydwoje jesteście. A my…  – Nagle za plecami Episti pojawiło się morze jaskrawożółtych oczu. – Możemy wam pomóc. 
W powietrzu zawisła niewypowiedziana groźba, ukryta pod powierzchnią łagodnych słów.
- Kiedy dokładnie mielibyście to zrobić? – spytała Lina, spoglądając na pokaźne grono magicznych istnień.
- Jak tylko Vun Geas odzyska swój pierwotny stan energetyczny – odparł przywódca Epistich zdawkowym tonem.
- Lina, nie zgadzam się… – zaczął głosem przesiąkniętym wściekłością Zelgadis.
- Zel, to moje życie i mój wybór. Nie wtrącaj się. – Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy. Przez dłuższą chwilę obydwoje piorunowali się wzrokiem, aż w końcu mężczyzna odwrócił głowę, zwracając się do przywódcy Episti.
- Macie mi zagwarantować, że cały proces nie zagrozi jej życiu.
- Masz na to moje słowo, jako imię moje brzmi Adreenu, Terramistrzu.
Imię to istnienie. A powoływanie się na własne istnienie było największą z możliwych przysiąg. 
- I nie spowoduje to żadnego urazu fizycznego, psychicznego ani magicznego.
- Uwierzyłbyś w wielki zysk przy małym ryzyku, Terramistrzu?
- To właściwa logika porządnego kupca – wtrąciła z lekkim uśmiechem Lina, spoglądając kątem oka na grymas na twarzy Zelgadisa. – To co mam teraz zrobić? 
- Gdy obydwoje, przysięgając na swoje imię, wypowiemy słowa kontraktu, ten od razu wejdzie w życie. – Episti, wykonując kilka kroków naprzód, stanął tuż przed dziewczyną i wyciągając w jej kierunku małą kończynę o trzech palcach.
Czarodziejka raz jeszcze wytężyła swój zmysł magiczny. Coś się w niej zmieniło. Coś w sposobie postrzegania magicznego świata. I nie wiedzieć czemu, pojawiło się w niej niezachwialne przekonanie, że jeżeli teraz nie chwyci tej ręki, nigdy nie będzie jej dane zrozumieć, co się tak naprawdę stało.
Lekko uścisnęła dłoń magicznego stworzenia i zaledwie kilkanaście słów później ponownie ogarnęła ją ciemność jej własnego istnienia.   
 
***

To było przerażające, jak historia potrafiła zatoczyć koło, niczym pradawny nurt wciąż powracający do miejsca swych narodzin.
Myślała, że już nigdy więcej nie doświadczy strachu i bólu towarzyszących jej tamtej nocy. Stopniowo ułożyła swoje życie, na nowo odnajdując cel i sens. Obiecała sobie, że stanie się prawdziwą kapłanką Ceiphieda Rejonu Varney. Że już nigdy nie zwątpi w nauczania starszych i odtąd będzie niewzruszenie stać na straży Równowagi wraz z innymi Strażnikami, których nie wiedzieć kiedy zaczęła nazywać swoją rodziną.
Jednak się myliła. Koszmar powrócił i opuścił senną przystań, aby stać się rzeczywistością. A żeby los mógł wystawić tę samą sztukę raz jeszcze, wszyscy poprzedni aktorzy musieli wrócić na scenę.       
W fioletowych, bezlitosnych oczach pobłyskiwała mroczna obietnica. Od nadmiaru emocji i myśli poczuła, że uginają się pod nią nogi. Jeżeli on tutaj był, oznaczało to jedno: od wypowiedzianych przez nią teraz słów będzie zależał jej dalszy los.
- Zadałem proste pytanie, Filio. Czy spotkałaś się z Valgaarvem?
Jednak odpowiednie słowa nie chciały nadejść. Jej przygnieciony nawałem bodźców umysł wypełniała jedynie paraliżująca pustka. Otworzyła usta tylko po to, aby po chwili je zamknąć.   
- Najwidoczniej odpowiedź brzmi tak. – Xelloss kontynuował tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji, jednocześnie kucając, aby zrównać się z nią linią wzroku.  – Jak przebiegło spotkanie rodzinne po latach? Twój słodki braciszek nie był przypadkiem wybabrany we krwi kolejnych Strażników?
W obu pytaniach pojawiła się tak wyraźna drwina, że trzymające ją szpony przerażenia lekko rozluźniły swój chwyt.
- Nie, nie miał. – Sama się zdziwiła, jak słabo brzmiał jej własny głos. – Za to opowiadał wiele rzeczy… – Wiedziała, że powinna zamilknąć, że każde nieodpowiednio użyte słowo może zostać wykorzystane na jej niekorzyść. Jednak nie potrafiła przestać. – Takie niedorzeczności, że na przykład w wymiarze Overworld mordowano istoty niewygodne dla ustroju Eques. Zabawne, prawda? Zabijanie w Eques jest zabronione ze względu na zakłócanie Równowagi. Natomiast tam podobno zabijano jednocześnie Smoki i Mazoku. Ich energie miały się równoważyć, dzięki czemu nie dochodziło do zakłócenia nurtów. To całkiem niezła teoria, nie uważasz? Nawet brzmi teoretycznie prawdopodobnie…
- To faktycznie ciekawe opowieści. Zwłaszcza w ustach kogoś, kto nie miał oporów przed zabiciem własnej siostry.
W jej oczach pojawił się ból na skutek ponownie przywołanych bolesnych wspomnień. Obrazy z odległej przeszłości, wydarzenia z Cieleth z opowieści Liny i Zelgadisa, historia Valgaarva. Wszystko to zaczęło jej wirować przed oczami, gdy w jej głowie pojawiła się nieznośna i jednocześnie przerażająca myśl, że w tym pozornie chaotycznym strumieniu można się doszukać pewnej spójności.
- Xelloss, czy to… jest prawda? – spytała cicho, wciąż patrząc mu prosto w oczy.
Cóż za dziwne uczucie – pożądać prawdy, lękając się jednocześnie jej realnego kształtu. Przez ostatnich siedem lat pilnowała dotychczasowego porządku, osobiście dbając, aby nic nie zakłócało Równowagi. Nie chciała do siebie dopuścić, że nawet część z przypuszczeń Liny i Zelgadisa było prawdą. Słowa Valgaarva musiały być kłamstwem. Musiała jednak sama przed sobą przyznać, że za tym wszystkim musiało się coś kryć. Inne światło, w którym znane jej barwy przybrałyby zupełnie inny odcień.       
Na twarzy Mazoku pojawił się drwiący uśmiech.
- Ach prawda… To takie dumne słowo. Powiedziałbym, że prawdą dla ciebie będzie to, co sama za nią uznasz. Z tymże niektóre postacie prawdy są niebezpieczniejsze od innych.
Była zbyt zmęczona, aby poczuć przypływ złości.
- Nie byłbyś sobą, gdybyś raz odpowiedział mi wprost na pytanie, prawda?
- Przecież udzieliłem ci najobszerniejszej z możliwych odpowiedzi. – Drwiący uśmiech się nieco się poszerzył. – A skoro już powrócił ci dar mowy, powiedz mi, Filio, czy Valgaarv zaproponował ci przejście na stronę Ruelzhan?   
Lęk ponownie ścisnął jej żołądek, jednak dobrze wiedziała, że kłamanie nie miało najmniejszego sensu.
- Czy samo usłyszenie propozycji jest przestępstwem?
- Usłyszenie jeszcze nie. Jednak wyznawanie tej samej prawdy co wróg Równowagi, postawiłoby cię po tej samej stronie barykady co on.
Słysząc te słowa, przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
- Istnieją tylko dwie drogi? Nie ma nic pośrodku? – wyszeptała.
Mężczyzna wyciągnął rękę jej stronę. Filia instynktownie się cofnęła, na ile pozwalała jej klęcząca pozycja, oczekując uderzenia mrocznej mocy.
Ku jej zaskoczeniu dłoń Demona lekko ujęła jej policzek.   
- Na to pytanie sama musisz sobie udzielić odpowiedzi. 
Chwilę później poczuła, jak otula ją jego demoniczna energia. Delikatnie, jak nigdy wcześniej, ciemna moc wypełniła jej świadomość, wywołując natychmiastową senność. Nawet nie próbując z nią walczyć, poddała się zalewowi jakże jej potrzebnej błogiej nieświadomości.   

***

Na świecie nic nie było ważniejsze od dotrzymania raz danego słowa.
Sam fakt złożenia obietnicy był czymś absolutnie niesamowitym. Oznaczało to, że miało się w swoim życiu kogoś niesamowicie ważnego. A czy istniało większe szczęście od posiadania takiej osoby? Kogoś, komu ufało się bez względu na wszystko. Na kogo szczęściu zależało komuś bardziej niż na własnym spełnieniu. Kogoś, komu można było poświęcić własne życie.
Dla niej odpowiedź na to pytanie była oczywista.
Delikatnie przejechała palcem po szorstkiej twarzy pokrytej gęstym zarostem. Nawet jego uśpione oblicze nie miało w sobie za grosz majestatu, którego oczekiwała od osoby stojącej na czele wymiaru. Gdy kilka lat wcześniej ujrzała go po raz pierwszy, nie kryła zawodu. Na początku obsadzenie go w tak ważnej roli wydawało jej się jedną wielką pomyłką. Nie rozumiała otaczających go magów, wypełniających bezzwłocznie każdy, nawet najlichszy rozkaz. Bardzo, bardzo powoli odkrywała powody, dla których tylu pozornie zdolniejszych i mądrzejszych Strażników akceptowało go jako przywódcę, aż sama się stała jednym z jego największych zwolenników.
I im większym go darzyła szacunkiem, tym bardziej przeklinała swój los.
Nigdy nie przypuszczała, że w jej życiu znajdą się aż dwie osoby, którym poświęciłaby swe istnienie. A zwłaszcza, że tą drugą stanie się jeden z jej wrogów.
Jednak to Elsevien ją ocaliła. To ona dała jej sens istnienia. To jej złożyła obietnicę, że jej życie należy do niej.
A dotrzymanie danego słowa było największą świętością, jaka istniała.       
Rozkaz Elsevien mógł się niektórym wydawać okrutny, lecz znała swoją panią lepiej niż ktokolwiek inny. Tylko w taki sposób można było obalić fałszywą Równowagę.
Brzydką drwiną losu był fakt, że przez swój pobyt w samym sercu Seyrun, zaczęła powoli rozumieć tę drugą stronę barykady. Fałszywa Równowaga nie była podtrzymywana bez powodu. Najstarsi przedstawiciele Mazoku i Ryuzoku, ci, którzy pamiętali wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat temu, mieli prawo obawiać się Jej powrotu. Oni ją znali, widzieli, czuli Jej obecność. Była skłonna uwierzyć, że ich działania były przykrą koniecznością. Przecież każde stworzenie chciało przetrwać za wszelką cenę. To było wręcz naturalne posunięcie.
Co nie oznaczało, że było to dobre. Nikt, kto nie był Nią, nie powinien dyktować zasad istnienia Wszechświata.
Dlatego z pokorą przyjmowała swój los. Jeżeli miała się stać cegiełką na drodze Jej powrotu, była tylko wdzięczna światu za takie przeznaczenie.
Wystarczyło tylko skierować ostatnią wiązkę energii w stronę nieprzytomnego mężczyzny, aby plan pani Elsevien się dokonał.
Ostatnia strużka mocy, aby zabić tego człowieka i przenieść się w niebyt.     
Treść zaklęcia, jakie zakotwiczyła w niej pani Elsevien, od początku była dla niej jasna.
Aby ostatnia nić została wpleciona w siec czaru, musiała, korzystając z magii tożsamości przekonwertować całe swoje istnienie w czystą, surową moc.
Od początku była na to gotowa. Od wielu nocy wyobrażała sobie scenariusz swojego ostatniego dnia. Dano jej odpowiednią ilość czasu, aby jej umysł zdołał zaakceptować taki sposób rozłąki ze światem.
Jednak nie potrafiła opanować drżenia na całym ciele. Ani łez opadających na uśpioną twarz.
W jednej chwili uświadomiła sobie, że raz jeszcze chciałaby zobaczyć jego uśmiech. Tak pełen ciepła i dobroci.
Jej palec lekko muskający jego policzek przesunął się w stronę jego ogromnej dłoni. Powoli wsunęła swoją dłoń w jego, splatając z nim swoje palce.
Czy to była zdrada?
Pewnie tak. Nie wolno jej było pokochać swojego śmiertelnego wroga.       
Właśnie taki był świat fałszywej Równowagi. Nie wolno było kochać, postępować zgodnie z własnym sercem.
Dlatego właśnie stare Eques musiało umrzeć.
Uśmiechnęła się lekko przez łzy, gdy jej istnienie zaczęło się przemieniać się w czystą surową energię.

Arashino Shiro - 2020-05-12 09:37:38

Rinsey, apeluję o dokończenie tekstu. Ja wciąż czekam.
Jeśli jakiś wędrowiec natrafi na ten apel to proszę o pomoc w kontakcie z Rinsey.

Rinsey - 2020-05-12 20:57:50

Hej! Jejku, jak mi miło! To chyba Ty zamieściłaś komentarz pod Rezonansem na Fanfiction.net, tak? Bardzo chciałam Ci odpisać, ale tam nie ma opcji, aby odpisać na komentarz niezalogowanego użytkownika. W każdym razie szalenie Ci dziękuję za oba komentarze! Do Rezonansu wrócę, ta historia wciąż jest we mnie żywa i zrobię wszystko, aby ją skończyć. W międzyczasie po prostu trochę mnie życie dopadło, a teraz kończę pisać doktorat, przez co powrót do pisania jest troszkę oddalony. Ale naprawdę postaram się napisać kolejny rozdział jak najszybciej, zwłaszcza gdy wiem, że ktoś czeka na ciąg dalszy :). Dziękuję raz jeszcze!

Arashino Shiro - 2020-05-16 00:40:59

Jezu,Rinsey, żyjesz!
Przeczytałaś apel i odpowiedziałaś!
To jest jakiś miesiąc cudów, bo po przekopaniu połowy internetu udało mi się znaleźć Socki a wcześniej Miko!
Rinsey, gratuluję doktoratu.
Doskonale rozumiem życiowe zawirowania- ja leczę fanfikami kryzys wieku średniego :)
Próbowałam Cię zlokalizować po różnych źródłach, wydawało mi się, że najbliżej było przez FB Slayers Fan Society.
Naprawdę, nie wierzę, że się udało. Buszuję tu sobie jak na wykopkach archeologicznych czy innych katakumbach a tu pełen kontakt! Niesamowite.
Jeśli to nie jest problemem to wyślij mi proszę maila. Bardzo bym nie chciała stracić kontaktu gdyby strona umarła.
Pozdrawiam serdecznie i chyba wciąż nie dowierzam, że się udało!

Rinsey - 2020-05-16 16:53:39

Ali mi milo :) Naprawdę ^^. Zgadzam się z Tobą w zupełności fanfiki może nie rozwiążą życiowych problemów, ale są fantastyczną odskocznią, sama się tak leczę ;). 

Oczywiście, nie ma problemu, wyślę Ci mojego maila jako wiadomość prywatną ;)

Pozdrawiam Cię również serdecznie!

Arashino Shiro - 2020-05-16 23:15:41

Hej,
Wiadomość nie dotarła, więc wysłałam Ci maila.
Nie mam jednak gwarancji czy skrypt jeszcze działa poprawnie i je przekierowuje czy wysyła w limbo.
Daj proszę znać czy do Ciebie dotarł :)
Btw, Miko wspomniała, że jeśli uda mi się reaktywować fandom Slayers to zmotywuję ją do napisania czegoś nowego. Gra warta świeczki :)
I cały czas poszukuję kontaktu do Kanti Metallium oraz do Charatki. W przypadku obu dziewczyn dostępne maile nie działają 🤷 .
Pozdrawiam serdecznie i przesyłam część mojego entuzjazmu :D

A.Shiro

P.S
Dziękuję za Twojego chomika! W ten sposób udało Ci się ocalić wiele tekstów od zapomnienia.
A ja teraz czerpię z tego pełnymi garściami :)

Rinsey - 2020-05-17 12:12:49

Hej!

Wiadomość dostałam (szkoda, że moja już nie doszła :( ) i odpisałam Ci na maila :).

Ach, gdyby udało Ci się reaktywować fandom byłoby wspaniale! Kilka lat temu próbowałyśmy to zrobić z Meitsą, ale odzew był dosyć marny ^^'. Ale naprawdę byłoby super :). Mój najbardziej płodny okres przypadł na czas, kiedy zainteresowanie Slayersami było już małe, więc nauczyłam się bardziej pisać do szuflady. A pisać, gdy wiesz, że ktoś naprawdę czeka na twój tekst, to coś wspaniałego ^^. Slayersi wciąż są we mnie żywi i cały czas pojawiają mi się nowe pomysły. Tylko ten właśnie ten czas na pisanie kurczy ^^'.

Kanti Metallium to moja koleżanka z podstawówki i gimnazjum, w liceum nasz kontakt się urwał. Przestała pisać na początku liceum również wtedy wyrosła z mangi i anime w ogóle, więc wątpię, aby chciała wrócić do fandomu...

Z Charatką kontakt ma Meitsa, a z Meitsą jestem w stałym kontakcie, więc mogę ją poprosić, aby się zapytała, czy jakiegoś maila może podać dalej :). 

Dziękuję za Twój entuzjazm! Doszedł w ilości ogromnej! :D

PS. Eee, ale ja chyba nie zakładałam chomika ^^'.

Arashino Shiro - 2020-05-17 18:20:46

Hej!
Jeśli to nie problem to poproszę o namierzenie Charatki! Ma kilka tekstów do dokończenia, na których finał czekam!
Zamierzam (upierdliwie) motywować. ;)
Ja rownież piszę do szuflady, może kiedyś przeleję to na wersję cyfrową.
Kurczę, niejako wychowałam się na tekstach Kanti, zwłaszcza na Mei’an. Bardzo mi zależało na kontakcie z nią, bo chciałam z niej wydusić zakończenie Drop in The bucket :(
To co, reaktywujemy fandom? ;)

A co do chomika to Riley zebrała je i ocaliła od zapomnienia po tym jak Ly i Sal zamknęły Fanslayers.
Swoją drogą uwielbiam teksty Sal, tylko kurczę, dziewczyna wszystkich uśmierca i łamie mi tym serduszko;)

Już się biorę za maila do Ciebie, bo parę rzeczy chcę obgadać :)

Rinsey - 2020-07-08 23:21:29

A wrzucam wszędzie, to wrzucę i tu ;)

Rozdział 13
Ciężar prawdy

Raz jeszcze zapadała się do wnętrza własnego istnienia. Czuła, że zewsząd otacza ją ciepły i znajomy płomień, ta część mocy, którą zdołała ujarzmić i przetłumaczyć na własną energię. Tutaj wspomnienia stanowiły obraz o wyraźnych konturach i jasnych barwach. W tym obszarze znała swój kształt i definicję swojego istnienia.
Jednak jej cel tkwił o wiele głębiej w oceanie jej jaźni.
Z lękiem przywitała pierwsze echo wspomnienia o porzuceniu formy wydobywającego się z niezmierzonej głębi nieposkromionego ognia.
Nie cofaj się. Idź naprzód. – W jej głowie rozległy się słowa magicznego stworzenia, z którym niegdyś zawarła magiczny kontrakt.
Czas powoli zdawał się tracić swoje znaczenie.
Jej cielesne granice zaczynały się zamazywać. Kontur istnienia stawał się coraz mniej wyraźny.
Stopniowo stawała się nurtem. 
Wystarczy, nie schodź za głęboko! Pamiętaj, nie jesteś nurtem tylko kierujesz swoim nurtem. Zatrzymaj się i obserwuj, lecz nie wchodź do środka.
Czując więź wzmacnianą na mocy magicznego kontraktu, powoli wykonała brzmiące w jej głowie polecenie.
Świadomość krok po kroku, powróciła do więzienia kształtu, a zmysły posłusznie zaczęły się przyglądać nurtowi z bezpiecznej odległości. 



Stała pośrodku ognistego sztormu. Płonące fale z ogromną siłą uderzały o skraj kamienistego brzegu, w który siła uderzenia wgryzała się niczym dzika zwierzyna, rozszarpując ostoję lądu na kawałeczki. Opadające drobiny materii wznosiły się do góry w chaotycznym rytmie, po czym stawały się jednym z nieokiełznanym żywiołem. 
Błyskawicznie się spostrzegła, gdzie się właśnie znajduje.
Jej świadomość wniknęła do głębi własnego istnienia. Obserwowała własną magię, trzymaną w ryzach przez potężną barierę elementu ziemi.
To ją właśnie czekało, gdyby utraciła kontrolę, nie wspomagana przez Zelgadisa. Pochłonęłoby ją morze własnej, przerażającej potęgi.
Nagle poczuła przedziwne drgnięcie mocy.
Znała je i było jej obce jednocześnie. Niczym najbliższy sercu bezimienny, najodleglejsza gwiazda, którą widziało się w dniu swojego urodzenia. Jak skryta tęsknota serca zakopana tak głęboko, że nie mamy świadomości jej istnienia.
Instynktownie wykonała mentalny krok w stronę tego przedziwnego śpiewu energetycznego.
W jednej chwili obraz płonącego morza przeistoczył się mroczny korytarz. Nie wiedziała, gdzie prowadzi. Nie miała pojęcia, gdzie niosą ją nogi. Wiedziała, że musi dojść do samego końca. Już w oddali widziała skąpany w srebrzystym świetle księżyca koniec wędrówki. Serce przyśpieszyło swoje bicie, oddech stanął w piersi, a jej oczom ukazało się lustro.
Wykonała kilka ostatnich kroków i zatrzymała się tuż przed nim. Jej odbicie obserwowało uważnie każdy element jej istnienia. Pogrążony niczym w transie wzrok, niezwerbalizowane pytanie zastygnięte na lekko uchylonych ustach, dłoń, która machinalnie powędrowała w stronę szklanej tafli. Czerwone tęczówki, które w jednej chwili stały się złote. Rude, rozwiane na wietrze włosy w tym samym momencie przyjęły równie złocistą barwę.
Wargi jej odbicia rozchyliły się i zewsząd zaczęły płynąć słowa.
Mój umysł jest moją potęgą. Moja potęga jest moim umysłem.
Świat zaczął wirować bardzo szybko.
Szał magii. Zaraz po tym, jak poczuła pod stopami ziemię Eques po raz pierwszy. Przepełniona niepokojem i obawą energia smoczej kapłanki. Zapach modlitwy, lęku i niepewności.
Góra ksiąg sięgająca niemalże do samego nieba. Wizyta posłannika mrocznej mocy. Niepostrzeżenie zasiana drobina energii odrębnego bytu.
Nieregularna bryła szalejącej mocy rosnąca z sekundy na sekundę. Bez ustanku pochłaniająca coraz większy teren, wydając z siebie przeraźliwy jęk, ni to ludzki ni zwierzęcy.
Surowa moc chaosu eksplodująca pośrodku nicości.
Jej echo niesione przez zakrzywienie nowej czasoprzestrzeni.
Mój umysł jest moją potęgą. Moja potęga jest moim umysłem.
W jej świadomości potok słów i cień myśli.
Ona powraca. 


-ina…
Cicho, cichusieńko.
-iiiinnaa….
Jeszcze chwila…
- Lina!
Jeszcze trochę…
- LINA!!!
Czerwone oczy otworzyły się szeroko i w jednej chwili wróciła świadomość. Płuca panicznie domagały się ogromnej ilości tlenu. Wzięła jeden głęboki wdech, po czym jeszcze jeden, a następnie kolejny. Dopiero gdy poczuła, że jej oddech stał się w miarę regularny, jej umysł był w stanie rozpoznać utkwioną w niej parę szafirowych oczu.
- Zel? – Jej głos był słaby, ledwo słyszalny. Tyle jednak wystarczyło.
W tle zwyczajny pokój. Proste łóżko, pojedyncza szafka i drzwi. 
-Lina, poznajesz mnie? – Nigdy wcześniej nie słyszała w jego głosie tyle… czystego niepokoju.
- A czemu miałabym cię nie poznać? – spytała tak głośno, jak potrafiła, lecz jej głos i tak stał się  jedynie o ton donioślejszy od szeptu.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. – Spróbowała się podnieść, lecz natychmiast odczuła gwałtowne zawroty głowy. – A może i nie tak dobrze. Sama nie wiem…
- Lina, nie wstawaj. – Poczuła, jak jego dłonie lekko lecz stanowczo skierowały ją do pozycji leżącej. 
Jak tylko jego palce dotknęły jej skóry, zalała ją fala obrazów. Wspomnienia jeszcze chwilę wcześniej drzemiące pod pokrywą zamroczonego umysłu wydobyły się na powierzchnię, w ułamku sekundy zyskując barwę i kształt.
Z impetem usiadła, wykorzystując fakt, że Zelgadis również zastygł na moment w bezruchu.
- Gdzie jest Adreenu? Muszę go spytać, co widziałam.
- Lina.
Umysł czarodziejki pracował na najwyższych obrotach. Czuła tchnienie rozwiązania największej zagadki w historii wszystkich dwunastu wymiarów. Musiała się dostać do lidera Episti jak najszybciej. Niewiele myśląc wstała, czując przypływ nowej energii. Dezorientacja i zawroty głowy w jednej chwili odeszły w niepamięć.
Nagle poczuła lekki chwyt na nadgarstku. Jeden oddech później dwie silne ręce zamknęły ją w delikatnym uścisku.
Świat nagle się zatrzymał. Jej mózg w jednej sekundzie przestał rozumieć, co się dzieje.   
- Zzzel? – W jego imieniu zawarła niewypowiedziane pytanie.
- Jesteś mi to winna – odparł spokojnie mag. – Myślisz czasem o uczuciach osób, które cię otaczają?
Powoli, bardzo powoli, jej myśli skupiły się na obejmującym ją mężczyźnie. Zdążyła zauważyć, że był wyczerpany. W szafirowych oczach tliło się jednocześnie poczucie ulgi ale też echo przeżytego stresu.
- Zel… Ja… Chciałam wreszcie zrozumieć, co się dzieje dookoła nas. I co więcej, chyba wreszcie znalazłam odpowiedź. Nie chcesz tego usłyszeć? – odpowiedziała cicho, patrząc się na jego powoli unosząca się i opadającą klatkę piersiową.   
- Chcę. Ale po piersze Adreenu i reszta Episti potrzebuje jeszcze kilku godzin, aby przetworzyć zebrane dane. Po drugie nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
W tym momencie poczuła lekkie ukłucie złości. Podniosła głowę, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
- Do cholery, Zel. Ledwo wróciłam z głębi własnego nurtu, nie mam siły domyślać się, o co ci chodzi.
W jednej chwili pożałowała swojej decyzji. W jego spojrzeniu nie było gniewu ani irytacji. Było tam coś, co podświadomie rozumiała od długiego czasu, jednak jej umysł obawiał się nadania tym emocjom imienia.
- Zginęłaś. Na moich oczach. Potem wróciłaś i natychmiast zaryzykowałaś roztrzaskanie swojego umysłu. Chcę od ciebie chwili na to, aby mój mózg przyjął, że żyjesz, że jesteś cała i zdrowa. Zanim zasypiesz mnie informacjami, na skutek których najprawdopodobniej świat, jaki znam odejdzie w niepamięć. Jest to wystarczająco zrozumiałe?
Jej ciało podświadomie się rozluźniło. Nieśmiało uniosła wiszące dotychczas bezwładnie ręce i również go objęła.
- Tak – odpowiedziała cicho, czując, że się lekko rumieni. Opuściła głowę i lekko oparła ją o jego tors. – Tak jest dobrze? – spytała niepewnie.     
W odpowiedzi tylko przytulił ją mocniej.
Zastygli tak przez pewien czas, ciesząc się wzajemnym ciepłem i obecnością. Świat na jedną chwilę się zatrzymał. Na moment przestał być skomplikowany, a jego barwy stały się ciepłe i klarowne.
Jednak ten świat zbliżał się ku końcowi. Jej wspomnienia powoli przybierały kształt i gruby kontur. Mniej więcej wiedziała, co się stało. Bardziej pamiętało ciało niż umysł, lecz ujrzane obrazy zaczęły składać się w jedną, wielką całość. Potrzebowała od Episti tylko kilka informacji, upewnienia się, że wnioski, które wyciągnęła, są poprawne. Zgodnie z prośbą Zelgadisa nie poruszała tego tematu. Obydwoje potrzebowali odpoczynku, aby się zmierzyć z podjęciem decyzji, od których będzie zależeć przyszłość Krainy Równowagi.


Niebywałe! Niespotykane! Oszałamiające!
Tribuo altum incipere – tłumacząc dosłownie, nurkowanie w głąb istnienia. Ich pradawna metoda poznawania historii magicznych osobników. Technika najczęściej kończąca się roztrzaskaniem umysłu istoty decydującej się na poznanie swojego magicznego ego.
Episti wykorzystując swoje magiczne właściwości, tworzyli pomost pomiędzy umysłem maga i jego mocą. Stabilizowali jego wędrówkę w głąb własnego istnienia. Umożliwiali rozdzielenie percepcji i stanu własnej energii. W ten sposób można było obserwować swój wewnętrzny nurt, nie martwiąc się o wpływ braku kontroli na przepływ mocy.
Najtrudniejszy był jednak powrót. Przetłumaczenie stanu postrzegania świata w sposób Episti z powrotem na tryb samodzielny. Właśnie wtedy magowie tracili jasność umysłu, oddając się w ramiona szaleństwa.
Dzierżycielka Płomienia okazała się być wyjątkiem również i w tym wypadku.     
- Ona powraca – powiedziała cicho, gdy obydwoje ze swym nauczycielem wrócili z przydzielonego im na chwilowy odpoczynek pokoju.
- Kto? – spytał równie cicho Terramistrz.
- Praprzyczyna. – Nie miała innego słowa na opisanie własnych doświadczeń.   
- Ona. Ciemniejsza od mroku. Głębsza od nocy. Morze Chaosu. Złoty Król Ciemności. – Żółte oczy Adreenu przyjęły ciemniejszy odcień. – Złota Królowa Ciemności. My, Episti, pamiętamy energię Pradawnej. To pierwszy ślad magiczny nauczany od małego Epistolaka.   
Oczy mistrza ziemi przyjęły wyraz chłodnej akceptacji.
- A więc ona naprawdę istnieje?
- Ona jest odpowiedzią na twoje pytanie, Terramistrzu. Wszystkie punkty dostępu, o które pytałeś są zapieczętowane mocą nicości. 
W szafirowych oczach pojawił się błysk zrozumienia. Jego klatka piersiowa się gwałtownie uniosła i opadła po nienaturalnie długiej chwili.
- Moc tworzenia i destrukcji. Moc tworzenia nowych nurtów. Moc nicości. Dostępna jedynie dla dzieci Smoków i Mazoku. Na Ceiphieda, wszystko pasuje. – Westchnął ciężko. Ku zdziwieniu Adreenu nie było po nim widać jakiegokolwiek zaskoczenia. Bardziej dominującą emocją w jego wyrazie twarzy była świadomość ciężaru nadchodzących zmian i implikacji świadomości istnienia nowej siły w Krainie Równowagi. – Ale skąd w tym wszystkim Lina? – Wbił wyczekująco wzrok w lidera Episti.   
- Dzierżycielka Płomienia posiada niezwykłą strukturę pojemności magicznej. Jej naczynie, początkowo puste, potrafi zaakceptować różne formy mocy. Dlatego, gdy dojrzała w niej moc tworzenia, Ona odpowiedziała na wezwanie. Ta moc zwielokrotniła wasze naturalne połączenie. I  w ten sposób wasz Rezonans zaistniał i dojrzał dużo wcześniej niż było wam pisane.
Dopiero te słowa wywołały reakcję, której lider starożytnej magicznej rasy oczekiwał od samego początku. Szok, niedowierzanie, podszept lęku u najsilniejszego wojownika Rejonu Varney było czymś niesamowicie ciekawym do zaobserwowania.
- Jaka moc tworzenia w Linie? Jak Ona mogła odpowiedzieć?
- Zel…  – zaczęła spokojnie Lina, lekko dotykając jego ramienia. Jej dotyk miał natychmiastowy wpływ na maga, którego napięte ciało, się lekko rozluźniło. – Pamiętasz moje pierwsze starcie z Filią? Jak opanował mnie szał magii. Moje ciało w jakiś sposób zaabsorbowało część mocy Filii. – Jej oczy przyjęły lekko nieobecny wyraz twarzy. Wypowiadała kolejne słowa, jakby w transie. – Było tego bardzo mało, ale chwilę później przetłumaczyłam moc Ayneres na moją własną, która miała zmierzyć się z twoją mocą ziemi.
- Przetłumaczyłaś moc?
- Nie zrobiłam tego świadomie. Moja moc dostosowała się do twojej, jeśli dobrze rozumiem, dlatego właśnie mam powinowactwo do twojej magii ziemi.       
- To ma sens. Ale jak to się stało, ze nie byłem w stanie wyczuć w tobie mocy Filii?
- To była jedynie drobna cząstka przykryta pod lawą mojej mocy. Nikt poza Episti nie byłby w stanie tego wyczuć.
- Skąd w takim razie moc tworzenia?
- Moje spotkanie z Xellossem. W tej krótkiej chwili, kiedy myślałam, że coś się stało, ale nie wiedziałam co. Stało się właśnie to. Zostawił we mnie maleńką cząstkę mocy Shabranigdo. Ponownie nie byłeś w stanie tego wyczuć, dawka mocy była zbyt mała.  I potem nic się nie działo aż do momentu…
- Kiedy w Dzierżycielkę Płomienia wniknęła burza czasoprzestrzenna – dokończył Adreenu. – Właśnie wtedy dwie cząstki przeciwnej mocy stały się jednym, dając początek magii nicości i tworzenia. Został wysłany sygnał w nową, nieprzewidywalną czasoprzestrzeń. Ona na to odpowiedziała. W rezultacie sygnał płomienia został tak bardzo wzmocniony, że został osiągnięty Rezonans pomiędzy Dzierżycielką Płomienia a Terramistrzem.
- Ale czemu ona odpowiedziała na sygnał Liny?
- Na to pytanie nie mam odpowiedzi, Terramistrzu.
- Rezo chce ją sprowadzić z powrotem. Czyli faktycznie istnieje inny porządek świata. Ale z jakiegoś powodu Ona musiała zostać zapieczętowana. Wiedza o niej zniknęła z tego świata z jakiegoś powodu.   
- Zel, ona musi powrócić. To jest naturalny porządek świata. Ona jest jego Praprzyczyną. Obecna Równowaga jest utrzymywana sztucznie. Nie widzisz tego?
- Lina, nie wiesz, co mówisz.
- Myślę, że całkiem niedawno wiedziałam, co mówię i co robię. – Uśmiechnęła się półgębkiem. – Teraz nagle, gdy mówię niezgodne z tym, co chcesz usłyszeć rzeczy, jednak nie wiem, co mówię?
- To doskonale sformułowane pytanie, Lino Inverse. – Rozległ się głęboki męski głos. Całe pomieszczenie wypełnił delikatny, lecz doskonale słyszalny dźwięk dzwonków. 


Całe pomieszczenie otoczyła czerwona poświata. Adreenu wraz z innymi Episti zniknęli z ich pola widzenia.
- Witaj, Lino Inverse. Witaj, Zelgadisie. – Usłyszała ten głos po raz pierwszy w życiu, a i tak od razu wiedziała do kogo on należy.
Czerwony Kapłan Rezo we własnej osobie.
Zelgadis błyskawicznie złapał ją za rękę i otworzył się na nurty teleportacyjne.
Całkowicie bezskutecznie. Chociaż obydwoje stworzyli siatkę teleportacyjną na terenie niemagicznego terenu Episti, wszelkie kanały ucieczki zostały zablokowane przez najbardziej intensywną moc, jaką Lina poczuła w życiu.
- Zelgadisie, już i tak jesteś podwójnym zdrajcą obecnie panującej Równowagi. Sam fakt, że usłyszałeś o Pani Nocnych Koszmarów, sprawia, że już nie wrócisz do świata, który znasz. Przymierze Równowagi zrobi wszystko, aby cię zgładzić. W obecnie panującym porządku sam fakt świadomości Jej istnienia tworzy z ciebie zdrajcę i wyrzutka. Czy teraz wiedząc, że nie masz dokąd wracać, wreszcie mnie wysłuchasz?
Czerwone, dostojne szaty lekko powiewały na generowanym przez przepływ mocy wietrze. Fioletowe włosy ułożone w tak podobny do Zelgadisa sposób. Młoda, choć emanująca doświadczeniem twarz i zamknięte powieki. Jego półprzezroczysta sylwetka unosiła się kilka metrów nad nimi. Lina westchnęła w niechętnym podziwie. Jaką mocą dysponował ten człowiek, skoro jedynie jego projekcja emanowała tak duszącą aurę?
- Nie wierzę, że masz czelność pokazywać się przede mną w formie hologramu – wysyczał mężczyzna.
Czuła kumulującą się moc w trzymającym ją mocno za rękę Zelgadisie. Nie wiedziała, jak długo wojownik będzie w stanie zapanować nad swoim temperamentem, a skoro sam Rezo oferował im odpowiedzi, nie chciała zmarnować tej okazji. 
- Dlaczego Pani Nocnych Koszmarów zniknęła z historii wszystkich światów? – spytała głośno Lina. – Ja chcę usłyszeć odpowiedź, Czerwony Kapłanie.
- Doskonale, tego od ciebie oczekiwałem, Lino Inverse. Otwartości umysłu niezbrukanej uprzedzeniami.
Te cztery słowa okazały się przelać czarę goryczy.
- Otwartości umysłu niezbrukanej uprzedzeniami? – Zelgadis zaczął trząść się ze złości. – Ty podły skurwielu! Masz czelność wypowiadać takie słowa w mojej obecności?! Eksperymentowałeś na mnie, na własnym jedynym wnuku, ale nie tylko na mnie. W twoim laboratorium były setki zwłok, o nienaturalnym kształcie, o wewnętrznym nurcie rozdartym na kawałki. Jesteś potworem! I tchórzem na dodatek! Wysyłasz projekcję magiczną zamiast pojawić się osobiście…
Na twarzy przywódcy Ruelzhan zagościło chłodne zrezygnowanie.
- Widzę, że wciąż nie dorosłeś do kulturalnej rozmowy, Zelgadisie. Pozwól zatem, że dorośli porozmawiają w spokoju – odparł z lekką irytacją w głosie potężny mag, zanim uniósł rękę dzierżącą laskę, której czerwony kamień rozbłysnął jasnym światłem.
Natychmiast pomiędzy Liną a Zelgadisem powstała półprzeźroczysta ściana energetyczna. Czarodziejka poczuła, jak chwyt mistrza ziemi na jej dłoni ustępuje działaniu obezwładniającej siły.
- Co ty wyprawiasz, Kapłanie?! – gwałtownie odwróciła się w stronę Rezo.
- Stwarzam jedyną sposobność, abyśmy mogli porozmawiać. To półprzepuszczalna bariera dźwiękowa. Mój wnuk wysłucha tego, co mam do powiedzenia, a my nie będziemy musieli słuchać jego wrzasków.
Lina automatycznie zerknęła na barierę. Zelgadis z wyraźną wściekłością ruszał ustami, lecz do jej uszu nie dobiegł nawet najcichszy dźwięk. Mężczyzna zmrużył niebezpiecznie oczy, po czym ukucnął i położył dłoń na ziemi.
-  Ach, mamy w taki razie około 5 minut na rozmowę, Lino Inverse. Za tyle mniej więcej, mój wnuk przełamie barierę.
Czarodziejka spojrzała na niego z niedowierzaniem.     
- Tak go traktujesz i się dziwisz, że on nie chce z tobą rozmawiać?
- Nie mam czasu zajmować się jego niedojrzałością.
- A może gdybyś zmienił podejście, może chciałby cię jednak wysłuchać.
- Minęło już pół minuty. Nie chcesz usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania?
Oczy Liny zwęziły się nieprzyjemnie. Nie lubiła być traktowana jak dziecko. Coraz bardziej rozumiała podejście Zelgadisa do własnego dziadka. Sama jednak przywołała się do porządku. Przyjdzie dzień, kiedy Czerwony staruch dostanie za to wszystko Fire Ballem… A teraz musiała zdobyć tyle informacji, ile tylko zdoła.
- Dlaczego więc Pani Nocnych Koszmarów zniknęła z historii wszystkich światów? Co się stało 2000 lat temu? Skąd Wiek Pustki? I co jest waszym prawdziwym celem? I przede wszystkim czemu zrobiłeś coś takiego własnemu wnukowi? – Z wypowiadaniem ostatniego pytania w jej oczach pojawił się gniew.
- Jesteś naprawdę fascynującą osobą, Lino. Tak, jak mi opowiadano.
- Taaaa. I dlatego na początku zleciłeś swoim przydupasom zabicie mnie?
- Mamy wojnę. Na planszy pojawiła się nowa niewiadoma mogąca wpłynąć na przebieg mojego planu. Masz racjonalny umysł. Myślę, że jesteś w stanie zrozumieć, że był to po prostu najbardziej racjonalny manewr w danej sytuacji.
Lina parsknęła ironicznie.
- Powiedzmy, wróćmy zatem do odpowiedzi na moje pytania.
Rezo uśmiechnął się w trudny do zdefiniowania sposób.
- Po to tu przybyłem. 2000 lat temu Pani Nocnych Koszmarów była częścią tego świata. Nie było żadnej Równowagi, którą trzeba było utrzymywać. Nurty krążyły swobodnie. Nie było potrzeby wprowadzania urzędu Shyllien bądź Xullan. To są sztuczne twory, niezbędne do podtrzymywania Równowagi nurtów pod Jej nieobecność. Właśnie wtedy Ryuzoku, Mazoku i ludzie pod dowództwem Lei Magnusa połączyli swoje siły, aby dokonać największego bluźnierstwa w historii istnienia światów. Zapieczętowali Pradawną. 
- Jak?
- By pomieścić Jej obecność poświęcono cały czternasty wymiar. Jej zapieczętowanie odbiło się na symetrii światów i zabiło życie w wymiarze trzynastym.
Kurwa. To była tylko jej teoria. Czternasty wymiar naprawdę istniał…
- Symetria. Ta jebana, chorobliwa symetria tego świata. Jakim cudem ja na to wpadłam po kilkumiesięcznym pobycie w Eqeus? Czemu nikt nie wpadł na to wcześniej?
- Ja również zadałem sobie to pytanie. Tak jak wielu moich poprzedników. Jak bardzo cię zaskoczę, jak powiem, że oni wszyscy zostali wysłani do Ruelzaar?
- Przecież ciebie zesłano do Ruelzaar za eksperymenty na mieszkańcach Eques.
-  Nie wypieram się moich eksperymentów. Ale prawdziwym powodem mojego zesłania była świadomość Jej istnienia. Głównie za to wysyła się Strażników do Ruelzaar. Tak samo jak za miłość Smoków i Demonów. Bądź Smoków i Ludzi. Bądź Ludzi i Demonów. Najbardziej niebezpieczne dla obecnej Równowagi są dzieci Ryuzoku i Mazoku, jako że potrafią tkać nowe nurty. Ale to już przecież wiecie. Inne kombinacje są w stanie stworzyć potomstwo, które może przejawiać nowe formy magii. Wszystkie te istoty były mordowane przez Przymierze Równowagi. Bądź wysyłane do Ruealzaar. Jeden z moich generałów… - Rezo zwrócił się w stronę swojego wnuka. – Tego, którego uśmierciłeś, Zelgadisie. Guesh był młodym Strażnikiem, gdy się zakochał w Ryuzoku. Mieli dziecko. Położna poproszona o pomoc w przyjściu dziecka na świat zgłosiła ten fakt Przymierzu Równowagi. Matka z dzieckiem została zamordowana. Udało mi się uratować tylko Guesha. Taka jest prawda o obecnej Krainie Równowagi. Moim głównym celem jest sprowadzenie Pani Nocnych Koszmarów z powrotem. I obalenie władzy Przymierza Równowagi.     
Następna część wypowiedzi była skierowana tylko do jednych uszu.       
- Zelgadisie, moje eksperymenty miały jeden powód. Urodziłeś się ze zbyt wielką mocą i zbyt słabym naczyniem, abyś był w stanie ją utrzymać. Na drodze moich eksperymentów dostałeś ciało, dzięki któremu jesteś w stanie wykorzystać potencjał swojej mocy. 
Z ust Liny wydobyło się następne ironicznie parsknięcie.
- Nie, no, Czerwony Kapłanie. Teraz już przesadziłeś. Teraz granie dobrego dziadulka nigdzie cię nie zaprowadzi. Jestem w stanie uwierzyć, że Zelgadis urodził się ze zbyt wielką mocą i zbyt słabym ciałem. – Wbiła wściekłe spojrzenie czerwonych oczu w majestatycznego mędrca. – Ale od początku pokazujesz, że nie jesteś człowiekiem, który by robił coś takiego dla dobra jednostki, nawet jeśli jest nią twój jedyny wnuk. W ogóle nie kojarzysz mi się z osobą, która robiłaby coś dla świata. Jest coś, co chcesz osiągnąć, nie wiem jeszcze tylko co.
Chociaż mimika potężnego maga była dosyć oszczędna, słowa te wydawały się zrobić wrażenie.
- Tak samo jak mój wnuk, masz prawo wierzyć w co chcesz, Lino Inverse. Popełnisz jednak wtedy takie same błędy jak on. 
- Być może. – Lina uśmiechnęła się półgębkiem. – Mam jeszcze ostatnie pytanie, czemu Pani Nocnych Koszmarów została zapieczętowana?
- Obawiam się, że nasz czas dobiega końca. – Magiczna bariera zaczęła pękać. – Jeśli chcesz poznać pełną prawdę, przyłącz się do nas Lino. Być może wtedy rozwikła się zagadka twojego koszmaru.
Czerwone tęczówki rozszerzyły się w szoku. 
Rozległ się gwałtowny świst i ponownie poczuła, jak całe pomieszczenie wypełnia dobrze jej znana moc żywiołu ziemi. Ściana w jednej chwili rozpadła się na miliony kawałków we wszystkich kolorach tęczy. W tle majestatyczna sylwetka Czerwonego Kapłana rozpłynęła się w powietrzu.   


Koniec jest początkiem, a początek końcem.
Doskonale pamiętała dzień, w którym je uratował. Ją i jej ostatnie spoiwo z rzeczywistością. 
Serya nie wypowiedziała słowa od tygodni, od kiedy po powrocie do domu ze zwykłej dziecięcej wyprawy zastały swój wiecznie wypełniony śmiechem i ciepłem rodzinnym domu pozbawiony wszelkiego bytu. Stopniowo obserwowała jak uchodzi życie z wielkich ciemnych oczu, które z coraz większą obojętnością przyglądały się kolejnemu wschodowi słońca. Jej jedyna rodzina, ostatnia rzecz nadająca jej życiu sens, powoli umierała z bólu i żalu, które przejęły kontrolę nad jej wewnętrznym nurtem. Episti nauczyły ją poruszać się niewidzialnymi dla większości ścieżkami Eques, jednak nigdy wcześniej nie przypuszczała, że tak szybko przyjdzie jej korzystać z tej wiedzy, aby przetrwać. Przemieszczały się powoli, głównie nocą, w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłyby się ukryć. Jej młody umysł brał pod uwagę jedynie ucieczkę do Rejonów niemagicznych. Tylko tam istniała mniejsza szansa na spotkanie Strażników. Doskonale wiedziała, że spotkanie Equeshan w obecnych okolicznościach zakończy się dla nich śmiercią. Nie wiedziała dokąd zmierza, a jednak coś w jej wnętrzu kazało jej iść naprzód. Cichy głos szeptał jej do ucha, gdy wahała się, który zakręt powinna wybrać. Kiedy nie starczało jej sił, by dźwignąć własne ciało, czuła czyjeś dłonie unoszące ją do góry. 
Nie pamiętała, jak długo trwała ta wędrówka z niemą przewodniczką. Szła jak w transie, zachowując jedynie tyle świadomości by ciągnąć za rękę młodszą siostrę. Aż pewnego dnia jej uwagę przykuł wyjątkowo piękny wschód słońca. Pierwsze promienie padały na dach ogromnej, majestatycznej świątyni. Gdy obserwowała imponującą budowlę, w jej umyśle pojawiła się świadomość, że wreszcie dotarła do kresu swojej wyprawy.   
Chwilę później tuż przed nią zmaterializowała się postać wysokiego, starszego mężczyzny. Uśmiechał się do niej, gładząc się po długich, siwych włosach. Drobne zmarszczki na jego pociągłej twarzy mogły świadczyć o dojrzałym wieku, jednak żywe zielone oczy wciąż błyszczały nieprzeciętną bystrością.
- Kim jesteś? Odsuń się od nas! – wyjąkała przestraszona nagłym pojawieniem się obcego, cofając się i zakrywając Seryę własnym ciałem.
- Nie jestem wrogiem, dziecko – powiedział uspokajającym tonem. – Uciekacie przed Strażnikami, zgadza się?
Jej oczy rozszerzyły się w niemym przerażeniu.  Niewiele myśląc, skupiła energię w dłoni.
W ułamku sekundy mężczyzna złapał ją za rękę. Jego chwyt był delikatny, ewidentnie nie chciał jej zrobić krzywdy, lecz skutecznie rozproszył kumulowaną przez nią moc.
- Rozumiem, że się boisz. Lecz to Ona cię tutaj przyprowadziła, czyż nie?
Dopiero te słowa sprawiły, że po raz pierwszy od tego spotkania wsłuchała się w sens wypowiadanych przez niego słów.   
- Jaka… Ona?
- To było jedynie echo jej obecności. Tylko nieliczni ją słyszą. Ona chciała, abyś dotarła tutaj do mnie, do przeciwników obecnej Równowagi.
- Przeciwników Równowagi? Chcecie obalić ustrój Eques? I kim jest Ona? Nie rozumiem!
- Pozwolisz mi zobaczyć twoją towarzyszkę?  Jak zrobię cokolwiek, co ci się nie spodoba, możesz sprawić, abym przestał. – Po tych słowach Frena poczuła, jak stojący przed nią człowiek robi coś, czego nigdy by nie zrobił mieszkaniec Eques. Zlikwidował barierę chroniącą jego duszę i ciało przed obcymi nurtami gwałtownie przepływającymi przez Krainę Równowagi. Dawał jej prawo ingerencji w jego wewnętrzny nurt. Na Ceiphieda i Shabranigdo! Nawet w swoim obecnym stanie mogłaby go unicestwić w jednej chwili…
Cały czas bacznie go obserwując, odsunęła się, pozwalając mu spojrzeć na młodszą dziewczynkę.
To nic nie da. Wiedziała, że Serya stawała się jedynie pustą skorupą. Jej ciemne oczy patrzyły na świat, lecz już zupełnie nie reagowały nie zewnętrzne bodźce. Dziewczynka jadła i poruszała się mechanicznie, jak marionetka, której sznurki były okręcone dookoła dłoni Freny, a jej dusza była szczelnie zamknięta w pułapce zrozpaczonej psychiki.
Mężczyzna podniósł dłoń i położył ją na głowie dziewczynki.
Energia i wspomnienia zaczęły płynąć.
Nie rozumiała, co i jak się stało, lecz po trudnym to oceniania czasie usłyszała cichy, zachrypnięty od długiego nieużywania głos.
- Frena… Rodzice…
W jednej chwili do jej oczu napłynęły łzy. Dziewczynka odsunęła mężczyznę i przytuliła siostrę ze wszystkich sił.
- Serya…
- Frena… Rodzice nie żyją, prawda?
- Tak.
Kolejna zdająca się nie mieć końca cisza.
- Pomścimy, ich dobrze?
- Pomścić?
- Chcę by Strażnicy cierpieli jak my.
Frena w szoku odwróciła się do obcego mężczyzny.
- Co ty jej zrobiłeś?
Mężczyzna wbił w nią nieugięte spojrzenie zielonych oczu.
- Zanurkowałem w głąb jej istnienia i pomogłem jej wrócić na powierzchnię świadomości. By to zrobić, musiałem jej podać powód. A ty nie pragniesz zemsty, Freno?
Była wycieńczona. Zmęczona wielotygodniową wędrówką, trzymaniem swoich emocji pod sztywną kontrolą chłodnej logiki przetrwania. Nie miała siły zastanawiać się nad odpowiedzią na takie pytania.
- Ja nie wiem… Chcę, aby Serya żyła. Reszta jest mi obojętna.
- Frena… Ja wróciłam tu tylko w tym jednym celu. Chcę im zadać taki ból, jaki oni zadali nam.
- Serya… - zdołała wypowiedzieć tylko jej imię, zanim nieznany mężczyzna wszedł w jej zdanie.
- Masz prawo do zadośćuczynienia. Oni zabrali ci wszystko, zostawiając za sobą tylko łzy i cierpienie. Nie czuj się winna, odbierając to, co ci się należy.
- Panie Guesh...
Frena z przerażaniem obserwowała wymianę zdań pomiędzy tą dwójką. W głębi istnienia Seryi musiało stać się dużo więcej niż zdradzał ten cały Guesh. Jej siostra poznała i zapamiętała jego imię… To nie było zwykłe wniknięcie w nurt. To musiało być Tribuo altum incipere.
Oznaczało to dwie rzeczy.
Guesh był bardzo potężnym magiem. Miał jeden cel, który pragnął osiągnąć bez względu na koszty. I w tym właśnie dążeniu pragnął użyć dwóch potomkiń Smoka i Mazoku, które nie miały dokąd uciec. Nie był wybawcą, tylko zręcznym manipulatorem.       
A jednak wybudził Seryę. Dokonał czegoś, co nie leżało w jej mocy. W tym świecie nic już nie miało wartości poza jej siostrą. Tak długo jak Serya patrzyła  jej w oczy, rozpoznając jedyne rodzeństwo, jakie posiadała, nic innego nie miało znaczenia.   
Koniec jest początkiem, a początek końcem.
Ramulez ostatkiem sił zdołał teleportować wciąż jeszcze ciało ciepłe ciało Guesha obok pięknego nagrobka na terenie starego, opuszczonego kościoła w jednym z niemagicznych Rejonów. W powietrzu wciąż unosił się zapach lilii i świeżo zapalonych zniczy. Zmarkotniałe, pożółkłe liście leżały bezwładnie, pozbawione życia tak samo jak jeden z pięciu generałów Czerwonego Kapłana.
Frena podchodziła bardzo powoli do ciała swojego opiekuna i mistrza. Spojrzała na epitafium tuż obok brata Guesha.
Visenna i ……. Zangh’s 
Miłość i światło mojego życia       
Nie potrafiła powstrzymać łez, gdy popatrzyła na jego twarz, na której malował się spokojny, pogodzony z losem uśmiech.
Uklękła obok niego i zamknęła mu powieki.
- Już wystarczy. Odpocznij, Guesh. Uściskaj ode mnie Visennę i Malutką.
Tylko taki koniec czekał większość z Ruelzhan. Prawie wszyscy byli tak zranieni przeszłością i tak przepełnieni zemstą, że poza tym, nie mieli już nic innego. Nawet gdy wendetta się dokona, ich jedyne paliwo rozpłynie się w powietrzu niczym bańka mydlana. Śmierć była jedyną matką i kochanką, mogącą uśmierzyć wszelki ból.
- O Pani Złota, przybądź proszę, jak najszybciej.         
Koniec jest początkiem, a początek końcem.


Otulająca ją ciemność zaczęła się powoli rozpraszać. Zanim odzyskała przytomność, czuła że jest tuż obok. W ciągu tych siedmiu lat nauczyła się bezbłędnie wyczuwać jego obecność.
- Gdzie ja jestem? – spytała drżącym głosem, spoglądając prosto w zimne fioletowe tęczówki spozierające na nią spod lekko uchylonych powiek.
- W domu. – Jego głos był pozbawiony zwykłe pobrzmiewającej w nim nuty drwiny.
Dopiero wtedy pozwoliła sobie na objęcie wzrokiem pomieszczenia, w którym się znajdywała…
Xelloss mówił prawdę. Była w swoim domu. Nie obecnym, tylko tym dawnym, o którym zdążyła niemal zapomnieć. Nie… Zapomnieć to złe słowo. Po prostu świat, w którym jako mała Ryuzoku mogąca całymi dniami bawić się beztrosko ze swoim młodszym bratem… gdzie całymi dniami obserwowała mamę parzącą najlepszą herbatę w Rejonie… jak obserwowała tatę praktykującego jakieś starożytne rytuały, których nigdy nie rozumiała… był tak różny od jej obecnej rzeczywistości, jak kropla morza od wnętrza wulkanu.
Jednocześnie bliski i daleki. Wywołujący wręcz bolesną tęsknotę serca, a jednak będący już całkowicie poza zasięgiem jej dłoni.
- Czemu mnie tu sprowadziłeś? – Jej wzrok omiatał znajome ściany, meble, zabawki… W jej umyśle tliła się iskra wspomnień tłumiona przez strach i niepewność tego, co się z nią zaraz stanie.     
Mazoku podniósł jeden palec do góry.
- Co tutaj czujesz?
W dalszym ciągu żadnej ironii? Żadnego grożenia Przymierzem Równowagi? Już zupełnie nie wiedziała czego ma się po nie spodziewać, więc po prostu, zupełnie jak nie ona, odpowiedziała mu na pytanie. 
- Wspomnienia.
- Nie pytam o płaszczyznę psychiczną. Co czujesz na płaszczyźnie nurtów?
Filia westchnęła ciężko.
- To mój dom rodzinny. Opuszczony 10 lat temu. Ostatnimi mieszkającymi tu istotami byłam ja i brat. Jest tu więc jest tu jedynie echo magiczne moje i mojego brata. To chciałeś usłyszeć?
Demon na moment zmrużył oczy w typowy dla siebie sposób i zaklaskał kilka razy.
- Doskonale Smoczku! – Po czym ponownie ujrzała jego tęczówki. – Teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie. Jeśli spędzisz tutaj dzień, nawet jeśli inni Strażnicy będą cię przesłuchiwać, będziesz w stanie usprawiedliwić w ten sposób resztki aury Valgaarva, które wciąż przebywają w twoim wewnętrznym nurcie. W ten sposób możesz powiedzieć, że nikogo nie spotkałaś.   
- Dajesz mi odejść wolno, po tym, jak wiesz, że spotkałam Valgaarva?
- Sama dokonasz wyboru, Filio. Ale jeszcze nie skończyłem. Philionel… nie może się obudzić.
Kapłanka Ceiphieda zamarła w bezruchu. W jednej chwili przestała się przejmować swoim losem.
- Jak to… nie może się obudzić?   
- Co więcej, znaleziono przy nim echo magiczne Zelgadisa. Wiesz, co to oznacza, prawda?
Jej dłonie w jednej chwili zrobiły się wilgotne. W żołądku coś się nieprzyjemnie przewróciło. W uszach zaczęło jej dziwnie dzwonić.
Philionel… który… się nie budzi. Żadne inne określenie nie przeszło przez jej myśli.
Echo magiczne Zelgadisa…
Mag ziemi nie mógł tego zrobić… Doskonale o tym wiedziała.
Lecz Milgazia… od dawna chciał wtrącić Zelgadisa do Ruelzaar. Nie mogła temu zaprzeczyć. Nie w takiej sytuacji. 
- Musisz ich ostrzec, zanim dopadnie go Przymierze Równowagi.
- Wtedy oficjalnie stanę się sprzymierzeńcem domniemanego wroga Eques.
- Możesz też zostać tutaj i całkowicie oddalić od siebie jakiekolwiek podejrzenia. To twój wybór, Filio.
Dzwonienie powoli zmieniło się w dziwne skrzypienie. Dźwięk zdumiewająco podobny do brzmienia rozpadającego się świata.

Lilly - 2020-07-22 02:27:25

Ach, a więc odkryłam tajemne miejsce, w którym można przeczytać coś szybciej niż na Tanuki! Zapamiętam, haha. :D Jednocześnie, ze smutkiem spoglądam na brak aktywności na forum. Kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów. xD

Rinsey - 2020-07-23 00:03:37

"Kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów." Przepiękne określenie xD. Na forum wrzucam z sentymentu, moją główną warownią jest fanfiction . net, gdzie naprawdę wrzucam wszystko w pierwszej kolejności ;).

Lilly - 2020-08-05 22:02:01

Ja do ff.net jakoś nie mogę się od dawna przekonać, właściwie nie wiem dlaczego. Chyba zbyt duża różnorodność językowa wprowadza u mnie lekki chaos. ^^'

Rinsey - 2020-08-06 23:54:26

W sumie to nie dziwi mnie to jakoś bardzo :). Wolę Ao3, ale na ff.net trafiłam dużo dawniej, no i tam zaczęłam wrzucać rzeczy i tak już zostało ^^'.

www.garadera.pun.pl www.zhpgizycko.pun.pl www.logiput.pun.pl www.metro-station.pun.pl www.anglicykjo2011.pun.pl